Czy są jeszcze sędziowie w RP?

Zapiski polityczne

Nie potrafię przypomnieć sobie, jak natrafiłem na arcyskandaliczną aferę sądową Jacka Bochińskiego, pracownika naukowego Muzeum Historycznego Miasta Warszawy, popularyzatora dzieł sztuki. Użyłem słów „skandaliczna afera sądowa”, bo jak inaczej nazwać oskarżenie przez policję i prokuraturę młodego naukowca, dobrze sytuowanego materialnie, którego sąsiedzi, z zawodu handlarze bazarowi, oskarżyli o udział w napadzie na nich, gdy jechali na południe kraju, by nabyć towar do handlu, czyli skórzane kożuchy. Zabrano im dużą sumę, ale prócz oskarżenia pokrzywdzonych w napadzie handlarzy nie przedstawiono sądowi, który podjął decyzję o aresztowaniu, żadnego poważnego dowodu na fakt dokonania rabunku przez młodego naukowca.
Już blisko rok toczy się ta absurdalna sprawa, sądy przekazują ją sobie z miasta do miasta, ze szczebla na szczebel, nie toczą się rozprawy – prócz tej ostatniej przed Sądem Rejonowym w Warszawie. Poręczenia dyrektora muzeum, profesora Durki, i moje własne nie zostały przez sąd uwzględnione i biedny muzealnik siedzi nadal w kryminale, choć wszystko wskazuje na jego niewinność.
Pytam panią minister sprawiedliwości, jak obywatele Polski mają szanować swoje sądownictwo, które nie jest w stanie szybko rozpatrzyć oskarżenia niewinnego człowieka o napad na handlarzy i albo na podstawie jakichś nieznanych dotąd dowodów przestępstwa wymierzyć stosowny wyrok, albo uniewinnić oraz zapłacić (słono) za fatalny błąd oskarżycielski. Także zdumiewająca jest postawa prokuratury, która nie mając dowodów winy, trwa w uporze trzymania w więzieniu niewinnego człowieka. Jest to oczywiście sprawa wręcz modelowa do rozpatrzenia przez Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu, z murowanym wyrokiem na korzyść skarżącego. Państwo wypłaci mu olbrzymie odszkodowanie. Gdyby pan Bochiński mógł odpowiadać z wolnej stopy, rzecz byłaby dla państwa polskiego mniej dokuczliwa.
Ale te miesiące w areszcie za niewinność, ta całkowita nieporadność systemu sądowego, o czym świadczy absurdalne przekazywanie akt sprawy z sądu do sądu, ze szczebla na szczebel, z miasta do miasta; to są wszystko przyczyny wysokich odszkodowań, jakie strasburski Trybunał przyznaje pokrzywdzonym. Pal diabli pieniądze, ważniejsza jest krzywda wyrządzona uczciwemu młodemu człowiekowi przez danie wiary absurdalnym oskarżeniom. Przecież żaden w miarę normalny człowiek nie targnie się na mienie sąsiada, bo wie, że zostanie natychmiast rozpoznany. Równie absurdalne są poczynania policji i prokuratury dopuszczających prawdopodobieństwo takiego oskarżenia. Policję nieco rozumiem. Mają bez wysiłku śledczego zamkniętą sprawę. Jest oczywisty przestępca, a dalej niech się sąd martwi. Statystyka wykrywalności przestępstw wyraźnie się poprawiła. Podobnie jest z prokuraturą. Zalewają ją sprawy niejasne, a tu wszystko jest jak na dłoni. Zbir siedzi w kryminale. Wystarczy go konwojować do sądu, co robi policja, a w samym sądzie podtrzymywać słownie oskarżenie.
A troska o prawdę procesową? A krzywda długiego uwięzienia? Czy o tym ktoś myśli? Nie sądzę! Tu nie trzeba myśleć, należy działać, i to skutecznie. Taka jest zapewne dewiza policyjnych służb śledczych i oskarżających prokuratur. Nie inaczej myśli sąd rozpatrujący akt oskarżenia i mogący wobec jawnej lipności dowodów przestępstwa tyle przynajmniej zrobić, by oskarżony mógł odpowiadać z wolnej stopy.
Jak widać wyraźnie z przebiegu zdarzeń procesowych, na myślenie w naszym systemie wymierzania sprawiedliwości nie ma wielkiego popytu. Bochiński siedzi, mówią, że niewinnie. A cóż to ma za znaczenie? To my, ludzie systemu wymiaru sprawiedliwości, decydujemy o losie człowieka, który nam podpadł choćby za niewinność.
Gdyby do tego przekonania o własnej wszechmocy nie przyplątywały się cichcem wypowiadane opinie o wielkiej korupcyjności systemu, gdyby nie było tylu trudno zrozumiałych przypadków chodzenia na wolności jawnych przestępców zwalnianych w dość tajemniczych okolicznościach z aresztów i więzień… gdyby… gdyby… gdyby. Listę można wydłużać o bardzo liczne dowody złego wykonywania prawa, czy to z braku wiedzy prawniczej lub śledczej, czy też za sprawą korupcji, o której – jak sądzę – krąży wiele legend, ale zawsze warto pamiętać, że nie dymu bez ognia.
Polsce bardzo potrzebny jest dobry system wymierzania sprawiedliwości, cieszący się zaufaniem społeczeństwa. Z listów, jakie otrzymuję, ze skarg składanych na moje ręce w biurach poselskich, które założyłem, wcale nie wynika, że mamy już w Polsce dobre sądy, prokuraturę i policję. Niestety. Warto pamiętać, co się przydarzyło królowi Prus, Fryderykowi zwanemu Wielkim. Kiedyś chciał ukrzywdzić biednego młynarza, który się naraził majestatowi, młynarz się nie przeląkł i nie ugiął. Pogroził potężnemu królowi: „Nie zapominaj, panie, że są jeszcze sędziowie w Berlinie”. Miał rację. Sprawę z królem wygrał przed sądem.
Jutro odbędzie się kolejna rozprawa Jacka Bochińskiego. Felieton z uwagi na obowiązki sejmowe musiałem napisać już dzisiaj. Jutro starczy mi czasu na krótki dopisek z informacją, co się wydarzyło w warszawskim sądzie. Czy absurd ustał, czy też będzie nadal trwał.

13 marca 2002 r.

Tak jak pisałem, proces się odbył. Pokrzywdzony złożył zeznania, znowu ponoć różniące się od poprzednich. Oskarżeni zostali przesłuchani i na tym utknęło. Sąd znowu nie zdobył się na postanowienie pozwalające młodemu naukowcowi i jego koledze odpowiadać z wolnej stopy. Nadal posiedzą w kryminale. Następna rozprawa 28 marca. Zgroza.

 

Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy