Czy te trumny dadzą władzę? – rozmowa z prof. Mirosławem Karwatem

Czy te trumny dadzą władzę? – rozmowa z prof. Mirosławem Karwatem

Żałobnicy mściciele, czyli lud smoleński i jego pan Prof. Mirosław Karwat – kierownik Zakładu Filozofii i Teorii Polityki Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, członek Komitetu Nauk Politycznych PAN. Autor m.in. „Sztuki manipulacji politycznej”, „O perfidii”, „O demagogii”, „O złośliwej dyskredytacji” i ostatnio wydanej „O karykaturze polityki”. Rozmawia Robert Walenciak Jaki jest cel operacji Smoleńsk? – Powrót do władzy. Jest to robione rozumowo, z wyrachowaniem, czy z serca? – Zależy, o kogo chodzi. Animator nastrojów działa z wyrachowaniem, z premedytacją, a uczestnicy jego spektaklu są sterowani emocjami. Taki jest podział pracy – jedni kalkulują i reżyserują, drudzy przeżywają. Reżyser też zachowuje się w sposób egzaltowany. Nie ma w jego zachowaniu powściągliwości, opanowania, jest emocjonalny ekshibicjonizm. To często wygląda jak sceny z kiepskich latynoskich telenowel. To ludzi nie odpycha? – Tak byłoby, gdyby większość publiczności kierowała się kryteriami racjonalnymi. Ale okazuje się, że w Polsce bardzo liczna jest klientela o nastawieniu rytualistycznym. Ludzie lubujący się w ceremoniach, zwłaszcza w seansach rozpamiętywania, poszukiwania winnych, w gruncie rzeczy są spragnieni jakiegoś pokazowego aktu egzekucji, może nie dosłownej, ale wskazania palcem i symbolicznego unicestwienia tego winnego. Okazuje się, że taki negatywny kapitał jest w Polsce bardzo silny. Badania socjologów czy psychologów pokazują, że w Polsce bardzo niski jest poziom pozytywnie rozumianego kapitału społecznego. Gdy chodzi o zaufanie, otwartość na innych, wzajemną życzliwość, zrozumienie własnego interesu we współdziałaniu z innymi, gotowość do kompromisu dla dobra sprawy i z myślą o wspólnych korzyściach, odczuwalny jest deficyt takich postaw. Za to w nadwyżce występuje nieufność, podejrzliwość, zawiść, kompensacja własnych frustracji przez agresję wobec innych – wybranych na oślep, przypadkowych albo wskazanych przez kogoś. Bilans tych dwóch nastawień jest w Polsce niekorzystny. Zawsze coś lub ktoś zepsuje dobrą atmosferę. I to wykorzystuje Kaczyński? – Oczywiście, to jest instrument, na którym zawsze można zagrać. I gra się tym gorliwiej, że media lubujące się w zgiełku i atmosferze suspensu skwapliwie przeistaczają się we wzmacniacz. Efekt zostaje zwielokrotniony, jak efekt akustyczny w gitarze lub harfie elektrycznej. Oglądając i słuchając nawet garstki rozemocjonowanych ludzi, mamy tak mocne wrażenia, jak gdyby łkała lub krzyczała Polska cała. Rozliczanie wrogów Dlaczego on gra, a nikt inny nie potrafi? – To chyba kwestia talentu. Mamy bardzo wielu polityków o temperamencie trybuna wiecowego, demagoga, ale żaden nie jest tak autentyczny w uczuciach zawziętości, a nawet nienawiści jak Jarosław Kaczyński. A jego predyspozycje do mocnych słów – podsumowań jak gilotyna, pogróżek – czynią go w oczach zwolenników wodzem ze stali. Ma taki posłuch wśród zwolenników, że nawet paladyni upokarzani jego kaprysami i złośliwościami idą za nim – choć do czasu – jak w transie. Gazety podały, że posłowie PiS między sobą nazywają go Kaczafim. – Toteż gotowi są niejedno przełknąć, zacisnąć zęby, bo wpojono im poczucie, że gdyby nie Jarek, to koniec. To jest jedna z przesłanek jego sukcesu – poczucie bezalternatywności. Jak jest rozpisany scenariusz operacji Smoleńsk? Bo cel już znamy. – Pierwszy etap też – rozliczanie wrogów z tego, czy zadowolili żałobników mścicieli w ukierunkowaniu i dotychczasowych ustaleniach śledztwa, czy pokazali Ruskim siłę. Następny etap jest w toku. To powrót do masochistycznej celebracji katastrofy z zamiarem wytworzenia psychozy zdrady, zagrożenia bezpieczeństwa narodowego, tożsamości narodowej. Stąd już tylko krok do następnego etapu – szukania winnych. Etap czwarty, który logicznie się nasuwa, to demonstracja gotowości i determinacji, aby tych winnych, wskazanych przez prezesa i Macierewicza, ścigać i dopaść, ukarać. Nie grozi im raczej lincz ani nawet Trybunał Stanu, rozgrywających zadowoli zniszczenie moralne, spowodowanie śmierci cywilnej i wymuszenie politycznej dekapitacji. Frapujące są sondaże. Okazuje się, że dwa lata po katastrofie więcej osób przechyla się w kierunku teorii spiskowych niż na początku. Jak się robi taką propagandę? – Wytrwałością. I natręctwem. Już dawno pewien doktor nauk humanistycznych powiedział, że kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą, i praktykował to bardzo skutecznie, bo wiedział, co robi. Ale nie był odkrywcą tej metody, on tylko głośno nazwał po imieniu praktykę stosowaną znacznie wcześniej. Jego recepta dotyczy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2012, 2012

Kategorie: Wywiady