Czystka w Polskim Radiu

Czystka w Polskim Radiu

Z publicznego radia zwalnia się tych, którzy pracowali przed rokiem 1989 i nie zgadzają się z opiniami Czabańskiego

Z publicznego radia zwolnionych zostanie prawie 300 osób. Dodatkowo część odejdzie w sposób niejako naturalny. „Zawieszeni” byli na umowach-zleceniach i umowach na czas określony. Głównym przewinieniem większości jest praca przed rokiem 1989.
14 marca związki zawodowe otrzymały listy osób przedstawionych do zwolnień grupowych. Wymieniona zostanie zdecydowana większość pracowników Polskiego Radia. Pod nóż idą dziennikarze, realizatorzy, pracownicy administracji. Z „Aktualności” odejść ma prawie cały zespół, z IAR – blisko połowa. Są wśród zwalnianych głosy i nazwiska wyjątkowe, „od zawsze” kojarzone z Polskim Radiem i ich megamarką – „Sygnałami Dnia” i „Aktualnościami”. Na liście są Krzysztof Grzesiowski, Zbigniew Krajewski, Aleksander Żyzny, Zofia Chomicz, Renata Susałko czy Małgorzata Tułowiecka. Wszyscy, którzy budowali markę Polskiego Radia i nie zgadzają się z opiniami obecnego prezesa. Na jego szczęście – wciąż szanują swoją firmę.
W ubiegłym tygodniu z 20 realizatorów 19 otrzymało wypowiedzenie. Gdyby następnego dnia nie przyszli do pracy – byłaby emisyjna cisza. Ale akcja zwalniania pracowników radia nie zaczęła się w ubiegłym tygodniu, rozpoczęła się bowiem od dnia nalotu na radio ekipy spod znaku PiS.
Zarząd Polskiego Radia w Warszawie ma swoje gabinety na drugim piętrze gmachu przy al. Niepodległości. Tu zapadają decyzje. Prezesowskim korytarzem większość przemyka szybko. Nie chce być zauważona. Ale nic nie prześcignie wieści, które wydobywają się zza szczelnie zamkniętych drzwi. Korytarz wie lepiej i szybciej. Pierwszy też zobaczył późnym wieczorem 30 czerwca 2006 r. mężczyznę w tenisówkach i spranym podkoszulku. Tak ubrany Krzysztof Czabański zjawił się na przesłuchaniach rady nadzorczej, która jeszcze tego samego dnia powołała go na prezesa spółki.
– Nie będzie żadnej rewolucji, żadnych zmian kadrowych, które nie wynikają z koncesji programowej – zapewnił prezes kolejnego dnia przed południem pracowników zebranych w sali konferencyjnej. Cztery godziny później odwołał (telefonicznie, w czasie urlopów ) ze stanowisk dyrektora Jedynki, Trójki i Radia Bis oraz Informacyjnej Agencji Radiowej. Tak rozpoczęła się największa czystka w radiu publicznym, której końca nie widać.
– Nikt nie wie,

kiedy dopadną ciebie

– szepcze jeden z pracowników. – Chyba że urodziłeś się po 1972 r. Ci, którzy pracują tu od lat, trafili do radia jeszcze przed 1989 r., są bez szans. Budowali jego prestiż w złym czasie.
W 2005 r. Polskie Radio SA obchodziło jubileusz 80-lecia istnienia. Od lat w badaniach zawsze ok. 70% słuchaczy oceniało radio jako godne zaufania, lubiane, cenione za swoje formy, podejście do polityki, gospodarki, kultury i edukacji. Większość kadry radia stanowili dziennikarze od lat związani z instytucją. Przez szkołę Polskiego Radia przeszedł prawie każdy prezenter i dziennikarz stacji komercyjnych, także wielu dziennikarzy Telewizji Polskiej. Pracować w Polskim Radiu to był zaszczyt, powtarzają wszyscy, niezależnie od poglądów i wieku. Na pierwszym kolegium programowym z udziałem prezesa Czabańskiego dyrektorzy i kierownicy działów, przedstawiając się, z dumą dodawali: – Przepracowałam(em) w radiu 15, 20, 30, 35 lat.
Miała to być ich przepustka do dalszej pracy. Jeszcze nie wiedzieli, że przypominają karpie na Wigilię. – Wystarczy przejść się z pokoju do toalety korytarzem, by dowiedzieć się o kolejnych osobach do zwolnienia – mówi jeden z dziennikarzy. – Niektórzy pracowali tu całe życie, nie są jeszcze w wieku chronionym ani emerytalnym i wylatują teraz na bruk, bo urodzili się w niewłaściwym czasie i byli cenieni przez poprzednie zarządy i kierownictwa.
Korytarz od pierwszego dnia wytypował,

komu nie należy już się kłaniać,

bo to niebezpieczne, a kto będzie mocny. Powszechna stała się opinia, że nie do ruszenia jest Elżbieta Markowska, dyrektor Programu II. Współtwórca autonomii Dwójki, zaprzyjaźniona z żonami aktualnie ważnych polityków, ale i kompozytorów, zarządzająca anteną tzw. wysokiej kultury – pozostanie. Nawet Elżbieta Kruk na spotkaniu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z Zarządem Polskiego Radia podkreśliła, jak dobry jest Program II. – I tak, mam nadzieję, pozostanie – dorzuciła. W Dwójce większość pracowała więc spokojnie. Do 13 marca. Tego dnia nieoczekiwanie odwołano dyrektor Programu II i jej zastępcę, Andrzeja Sułka, świetnego krytyka muzycznego, prezentera, dziennikarza o ogromnej wiedzy muzycznej i wysokiej kulturze osobistej. Również 13 marca – w dniu imienin – o swoim odwołaniu dowiedziała się dyrektor Biura Programowego, Krystyna Kępska-Michalska, twórczyni koncepcji Radia Bis i prestiżowego Pikniku Naukowego, który w 2006 r. obchodził 10-lecie i został uznany za jeden z 10 wzorcowych projektów przez Komisję Europejską, Kępska-Michalska otrzymała zaś Nagrodę im. Profesora Hugona Steinhausa.
– Nie będę maszyną do głosowania. Oni chcą tylko rozliczać. Nie szanują ludzi. Im w głowie tylko historia. Nie myślą o radiu – – usłyszał całkiem przypadkiem korytarz słowa członka zarządu, Aniry Wojan, której też już w radiu nie ma. Prawdę powiedziawszy, z przedstawicielki Samoobrony korytarz się podśmiewał. Jak niewiele znaczyła, najlepiej świadczy fakt, iż żądając dokumentów od dyrektorów, najpierw musiała mieć na to zgodę prezesa.
– Szkoda, że jej nie ma, mówi jeden ze związkowców. – W czasie rozmów obiecywała, że będzie ratować nasze orkiestry, chór i nie da skrzywdzić ludzi tylko dlatego, że nie podobają się Czabańskiemu. Nawet próbowała to robić.
A prezes ma swoją li tylko wizję radia. „Zmiany wynikają z analiz i nowej koncepcji”, słyszeli wszyscy.
Koncepcji nie ma i wciąż się ją tworzy. Już jakaś ma wchodzić w życie, gdy pojawia się nowa. Trudno się temu dziwić. Doradcy prezesa jak dzieci we mgle przepytują pojedynczych pracowników i kierowników. Próbują znaleźć lukę w systemie, który przez lata wypracował koncepcję radia publicznego. Darzonego ogromnym szacunkiem w całej Europie. Radiofonii narodowej, a nie opcji politycznej.
Koncepcja wciąż jest budowana. U dyrektora Programu I zmieściła się na kartce A4. Takie tam slogany i hasła. O obiektywizmie, rzetelności, otwarciu na ludzi i… kabarety. Nie przedstawił w niej planów, które można byłoby przedyskutować i etapami wdrażać. Za to w jej ramach przestali prowadzić programy znani i lubiani. Zniknęła na przykład Małgorzata Słomkowska. Jako pierwszy odejść musiał Roman Czejarek, autor sukcesów „Lata z Radiem” i twórca „radia dla ludzi”, który wymyślił setki zwariowanych konkursów – dziś jego słuchacze wraz z nim przeszli do VOX FM. Czejarek miał być nawet modelowo wyrzucony. Na korytarzu pojawiły się spekulacje o przekrętach, byli prokuratorzy (musieli wszystkie zarzuty odwołać), a tak naprawdę chodziło i o to, że był wiceprezesem w spółce, a ludzie szaleją na festynach „Lata z Radiem”, bawiąc się przy… przebojach rodem z PRL.
Nie ma miejsca dla ulubieńca słuchaczy, Zygmunta Chajzera, który patrząc na to, co się dzieje, sam siebie odwołał z Polskiego Radia.
Powołanie Krzysztofa Skowrońskiego na dyrektora Trójki radio przyjęło spokojnie. Korytarz nawet spekulował, że wszyscy na tym zyskają. I dziennikarze, i słuchacze. Ale przywrócenie do pracy Moniki Makowskiej-Wasowskiej wywołało ruch kadrowy w programie. Redaktor Makowska odwołana została przez byłego dyrektora Trójki i przesunięta do Biura Promocji. Z różnych powodów. Także merytorycznych. Teraz, gdy powróciła, kilka osób na znak protestu przeniosło się do… Radia Bis, które nie istnieje w świadomości radiowego odbiorcy.
Radio Bis ma słuchalność na poziomie błędu statystycznego. Źle sformatowane, z fatalnie określoną grupą docelową słuchaczy, przy silnej konkurencji rozgłośni komercyjnych nie stanie na nogi. Korytarz wie jednak, że prezesowi na tym nie zależy. Korytarz słyszał, że antenę można by sprywatyzować. Zbudować na niej tzw. radio obywatelskie. Co to znaczy – nie wiadomo. Lecz gdy przyjdą inne czasy (czytaj: inni ludzie), będzie przyczółek, radio słyszane w całej Polsce.
Do Jedynki butnie wkroczyli nowi – twarze z telewizji, dla których mikrofon radiowy wciąż jest niezrozumiały: Doroty Gawryluk i Wysocka, Jacek Karnowski, a także np. Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”. Nie wiadomo dlaczego, gdy oni prowadzą audycje, mikrofon oddaje szelest przerzucanych gazet, wychwytuje błędy językowe, niepoprawnie zbudowane zdania.
Na skutki tych decyzji nie trzeba było długo czekać. Z badań przeprowadzonych przez instytut MillwardBrown SMG/KRC wynika, że w okresie od grudnia 2006 r. do lutego 2007 r. udział Programu I Polskiego Radia w ogólnopolskim rynku był niższy niż rok wcześniej – spadł z 14,7% na 13,6%. Cieszą się stacje prywatne – RMF FM, którego wskaźnik słuchalności wzrósł z 21,3% do 22,5%, i Radio Zet (wzrost z 18,9% do 19,4%).
Po drodze padł dyrektor Biura Reklamy, Tomasz Drzewosowski. Nieważne, że właśnie kończył rozmowy o kontrakcie sponsorskim wartym 2 mln zł. Radio miało bowiem na 2010 r., z okazji 250. urodzin Fryderyka Chopina, wydać jego dzieła wszystkie, pokazując istnienie tzw. polskiej szkoły chopinistyki. Z dnia na dzień jego los podzielił dyrektor Biura Handlu, Adam Beraś, a na jego miejsce przyszedł… krytyk muzyczny, które całe życie zajmował się recenzjami.
Korytarz wytypował, a dyrektor Biura Promocji, Jolanta Teresa Kaczmarek, nawet nie czekała na złe wieści, tylko powoli pakowała rzeczy. Choć przygotowywała tak duże i udane przedsięwzięcia jak trasy „Lata z Radiem” czy Dni Otwarte Polskiego Radia, jakoś nie po drodze było jej z doradczynią pana prezesa, Mirą Mieszkowską.
– Po radiu unosi się plotka, że robię radio partyjne. Czy państwo zgadzacie się z tą opinią? – zapytał, licząc na grzeczną, poprawną odpowiedź, prezes na kolejnym spotkaniu z pracownikami. – Tak – padło zdecydowanie ze wszystkich ust.
Grobowiec – tak określają pracownicy Polskie Radio. Anioł Śmierci – mówią o członku zarządu, Jerzym Targalskim, który „typuje do zwolnień” tych, którzy np. nie zlustrowali się. Skąd to wie? W początkach listopada padła dyspozycja, by sprawdzić, kto odpowiedział na apel o autolustrację.
– Powiedziałam, że to był apel i nie widzę powodu do informowania o tym przełożonych. Gdy sekretarka zaznaczyła sobie moje nazwisko na liście, wiedziałam, że mnie tu nie ma – opowiada jedna z pracownic. Już dostała wypowiedzenie. Nie świadczy pracy.
W kadrach boją się i milczą. Lecz dziwnym trafem stos świadectw pracy jest prawie równy stosowi dokumentów nowo przyjmowanych pracowników. Ochrona sprawdza dokładnie legitymacje, bo twarzy już nie rozpoznaje. Pracownicy BHP wciąż szkolą nowych.
– Przyszedł nowy informatyk. Powiedział, że ma zmienić strony i nie wie, jak to zrobić, bo są dobre – opowiada jeden z pracowników. – Pytam: to po co pan chce je zmieniać? Bo kazali – odpowiedział.

 

Wydanie: 12/2007, 2007

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy