Dać w żyłę – odlecieć

Narkotyki są w zasięgu ręki, nie trzeba ruszać się z miejsca, by złożyć zamówienie

Pierwsza zobaczyła go Siostra. Szukała atlasu, żeby przerysować kontury Ameryki Południowej, a natknęła się na dziwaczny rysunek węża z makówką. To była kobra, z której płaszcza uśmiechała się czerwona główka. Pod spodem widniał napis: „Przedwczoraj zgniłem”. Siostra odruchowo zerknęła na kanapę, D. spał, włosy zakrywały mu twarz. Obok kartki leżała wyrwana strona z „Makry” Akosa Kertesza. Strona 168. „Istota sprawy – tłumaczył Makra swojej ekskochance – nie ulega zmianie. Zawsze będzie ktoś taki, kto wypłynie na wierzch, i ktoś taki, kto pójdzie na dno”. Potem, tzn. gdy dno zaludni się Bartem, W., no i D., Siostra przeczyta „Makrę” od deski do deski. Będzie cytować słowa Vali, która sama cytuje jakiegoś francuskiego pisarza: „W innym człowieku jest ze mnie tyle, ile ja potrafiłem w nim zmienić”. Siostra, nauczycielka, która prowadziła wręcz modelowy tryb życia i którą D. musiał podziwiać, jak intryguje nas dziwactwo, powie: – Nie byłam w stanie. Mnie nie było za wiele.

To był sierpień 1994 roku. Na klatce domu Barta znaleziono nieprzytomnego D. W gnijące żyły wstrzyknął podwójną dawkę kompotu (polskiej heroiny). Tam, dokąd odleciał, nie kursowały żadne samoloty. Sześć lat później Siostra znajduje w kieszeni kurtki swojego 16-letniego syna sreberko i coś, co wygląda na skręta. Mówi o syfie, o początkach końca itp. Syn bierze ją za rękę. – Mamo – uśmiecha się. – Trawa to trawa, a nie narkotyk. Od tego się nie gnije.

Zioło na wesoło
Sierpień, piątkowe południe na warszawskiej Starówce. Spotykam się z R. i Wegą, którzy jako weterani „używania” mają mnie wtajemniczyć w psychologię brania. Chciałam z nimi pogadać o narkomanii, ale jak zapytać o ćpanie kogoś, kto w życiu nie miał w ręku strzykawki, a jedyne, co ma na sumieniu, to kilka jointów (patrz: słowniczek), które wypalił na imprezce. Kogoś, kto przed egzaminem z fizyki weźmie amfetaminę zamiast filiżanki kawy (– Zażyje – poprawia mnie Wega, który – jak mówi – jest uczulony na słowa, a amfa to taki proszek, który łykasz po to, by pomóc wspiąć się na wyżyny twojego intelektu). Zaczęłam mówić o narkotykach, ale na twarzy R. pojawiło się zdziwienie i przerwał mi w pół słowa: – No, przecież nie powiesz o gościu, który coś tam sobie zajara dla lepszej śmiechawy, że bierze narkotyki. Raz weźmie, zakręci go trochę, jest ubaw, a potem długo nic.
Narkotyki to kompot i strzykawa, i obraz delikwenta na „bajzlu” na Centralnym. – Takiego, co się stoczył and lost control of his life – dodaje R. Wega się niecierpliwi:
– No, więc o czym chcesz gadać? O używkach?
Bo marihuana, haszysz czy skun w młodzieżowym języku nie zasługują na miano narkotyków. Marycha to trawa, hasz to skręt, a skun to niegroźne ziółko. Ktoś wleje w siebie ćwiartkę, a inny się upali. – Nikomu, kto zapalił trawkę, nie przyjdzie do głowy, że sięgnął po narkotyk – mówi Janusz Sierosławski z Instytutu Neurologii i Psychiatrii, który od lat zajmuje się problematyką uzależnień.
– Zapytasz delikwenta o narkotyk, odpowie, że nigdy nie sięgnie, ale marihuanka to przecież co innego – dodaje.
Ewa Sisicka, dyrektorka Poradni Uzależnień na Dzielnej w Warszawie, przywołuje typowy dialog. – Ja mówię o skutkach brania trawy, a wtedy słyszę: „Pani doktor, my nie palimy marihuany, ale ziółko” (tzw. skun – krzyżówki genetyczne marihuany o zróżnicowanym aromacie i zawartości THC, czyli o różnej mocy, często też mieszanka – sprawka nieuczciwych dilerów – marihuany, analogii amfetaminy, opiatów, z dodatkiem heroiny – przyp. J.K.). – I wtedy – wyznaje Ewa Sisicka – w duchu podziwiam sztukę marketingową speców od wciskania narkotyków. Nie mówią o maryśce, całym tym szajsie, ale o ziółkach. „Zapalmy zioło, będzie wesoło”. Babcia pija ziółka, ty też masz swoje. Ziółko nie może zaszkodzić, bo to dar natury. Co innego syntetyki, te bywają groźne.
– Ta propaganda odpowiada nastrojom proekologicznym. To cywilizacja wymykająca się spod kontroli może okazać się zgubna, ale natura w żadnym razie. To kolejny mit, w który uczysz się wierzyć – opowiada Adam, były streetworker z Katowic.
Tymczasem statystyki alarmują. Co piąty polski nastolatek ma na swoim koncie próbę z marihuaną, co dziesiąty spróbował amfetaminy, co 15. zdążył sięgnąć po heroinę. Z danych Instytutu Neurologii i Psychiatrii wynika, że z roku na rok wzrasta liczba objętych leczeniem z powodu uzależnień i zaburzeń spowodowanych używaniem substancji psychoaktywnych. Po amfetaminę z reguły sięgają licealiści, studenci, ludzie wolnych zawodów, biznesmeni. Eksperymenty z grzybkami halucynogennymi to wciąż domena najmłodszych, poniżej 15. roku życia. Według danych Komendy Głównej Policji, tylko w I półroczu 2001 r. odnotowano 14.333 przestępstwa związane z narkotykami, zatrzymano 4416 podejrzanych (w tym 891 nieletnich). Najmłodszy miał pięć lat, a wąchania kleju nauczył się od brata. – Ale znamy też przypadki ośmio-, dziewięciolatków zabitych toksykaliami – mówi Wiesława Sztylkowska z KGP. – Wiek drastycznie się obniża – potwierdza Ewa Sisicka. – Do poradni zgłaszają się już 13-, 14-latkowie z poczuciem całkowitej bezkarności – podkreśla. – Że zaczynają coraz młodsi, to prawda – potwierdza Janusz Sierosławski z Instytutu Neurologii i Psychiatrii – ale nie róbmy z tego sensacji. W 1977 r. najmłodszy odnotowany narkoman miał siedem lat.
Zapala się dla towarzystwa, ze stresu albo po prostu, żeby było przyjemniej. Każdy czas jest dobry. Wakacje – bo młodzi mają więcej czasu wolnego, są z dala od domu, korzystają z wolności. Zima – bo paskudna pogoda unieruchamia w domu i człowiek z nudów sięga po lufkę albo snifuje. – Jeszcze cztery, pięć lat temu mogłam powiedzieć, że powakacyjny grafik jest przeciążony, teraz sezon nie gra roli. Jeśli jesienią przybywa nam pacjentów, to z reguły z przyczyn prozaicznych: nasi pacjenci wracają do miejsc zamieszkania – tłumaczy Ewa Sisicka. Ala, która przez pięć lat ostro „jechała” na wszystkim, co się dało, zaczynała nietypowo, bo od amfy, potem przyszła kolej na grzybki, potem nastał czas ostrych mixtów: ecstasy z wódką i colą. Twierdzi, że towar jest w zasięgu ręki, że nawet nie trzeba ruszać z miejsca, by złożyć zamówienie. – Wygrzewasz się nad jeziorkiem, zaraz znajdzie się sympatyczny koleś, który zapyta, czy nie chcesz kredki. Chcesz, częstujesz się. Nie, odmawiasz. Pełna kulturka. Piotr, student III roku SGH:
– Gdy słyszę gadkę, jak ktoś jest namawiany do brania, poddany presji otoczenia, skręcam się ze śmiechu. Załóżmy, jesteś na imprezie, wokoło masz znajomków. Ale nikogo nie obchodzi, co ze sobą robisz. Twój wybór, twoja broszka. Jak nie weźmiesz, to i lepiej. Bo towaru nigdy nie jest w bród.
Anka z LO im. M. Kopernika w Warszawie: – Nie spotkałam się z sytuacją, w której ktoś zostałby odrzucony z racji tego, że nie zapalił skręta. Jak kogoś takie klimaty nie bawią, sam wcześniej czy później się usunie.
Zdaniem Janusza Sierosławskiego, rozmowy o narkotykach najlepiej obrazują, jak hołdujemy mitom. – Mądre głowy zastanawiają się, dlaczego rozsądny, młody człowiek nie umie odmówić skręta. Przywołują, czasem też organizują kursy asertywności i tym podobne akcje. Tylko nikomu nie zaświta myśl, że jak uczymy kogoś odmawiania, najpierw powin-niśmy rozważyć, komu będzie pierw odmawiał i czego. Młody człowiek, który na prywatce zapali trawkę, ma problem z odmówieniem, ale nie tyle kumplowi, co sobie – uważa Janusz Sierosławski.
– Z narkomanami-pionierami, tzw. ćpunami, pracowało się dość prosto – opowiada Ewa Sisicka.
– Ich egzystencja zamykała się w cyklu: zdobyć kompot – dać w żyłę – odlecieć. Poddawali się terapii z braku argumentów. Dziś jest inaczej. Zgłasza się do mnie młody chłopak o bogatym życiorysie: palił kanabinole, próbował ecstasy, od czterech lat regularnie popala haszysz. Ja zaczynam swoją gadkę, a on z pobłażliwym uśmiechem patrzy mi w twarz: „Pani doktor, X pali trzy razy tyle co ja od sześciu lat i nie jest uzależniony. Na dodatek świetnie prosperuje. Mnie uzależnienie nie grozi”. Jagienka Wisłowska, terapeutka z Klubu dla Młodzieży Uzależnionej Alternatiff na warszawskiej Starówce, dodaje: – Strategia brania nie uwzględnia uzależnienia. „Ćpun” to słowo wykreślone ze słowników współczesnej młodzieży, bo nie o niej.
– Ktoś, kto zapala ziółko, nie zna powodu, dla którego miałby tego nie zrobić. Zdrowie? Śmiech na sali, on wie, że od jednego skręta nie zostanie narkomanem. Wartości, normy, zakazy? Archaiczne zapisy. Więc co? – pyta Janusz Sierosławski, który zaraz wyznaje:
– Nawet ja nie umiałbym podać jednego takiego argumentu, który przemawiałby na rzecz niespróbowania.

Białe, proszę
W dużych miastach presja spada, bo moda na indywidualizm rozkręca się. Jeśli branie staje się coraz popularniejsze, można szpanować odmową. W większej społeczności panuje z reguły tolerancja.
– Troje z moich bliskich przyjaciół od trzech lat podpala trawkę, ja nie lubię nawet piwa, kiedyś paliłam papierosy, ale ja się nie wtrącam. Im też nie przeszkadza moja abstynencja – mówi Agnieszka, uczennica renomowanego liceum w Warszawie. Inaczej na prowincji. O ile w miastach można brać samemu, choć z reguły zapala się dla towarzystwa, o tyle w małych miasteczkach, na wsiach to cały czas czynność kolektywna. – Są grupki wtajemniczonych, którzy trzymają się razem i jeśli chcesz należeć do ich grona, musisz się dopasować. Tutaj odmienność nie jest w cenie – opowiada Jarek, mieszkaniec jednej z wsi niedaleko Skarżyska-Kamiennej.
Lipiec, pole namiotowe w Drzewicach pod Opocznem. Dwie atrakcyjne dziewczyny wylegują się przed namiotem. Podchodzi dwudziestoparoletni szatyn. Przedstawia się: – Cześć, jestem Diabeł. Czy wy też lubicie wciągać białe? Odmawiają. Chłopak pyta: – Skąd jesteście? – Z Warszawy – słyszy. – I nie bierzecie?! – doznaje szoku. Kręci się jeszcze parę razy, najczęściej ze złowionymi rybami. Oczy mu świecą, jest nienaturalnie ożywiony. Nie panuje nad ruchami. Syn Siostry pamięta, jak Diabeł opowiadał o swojej nieletniej siostrze: – Była uczulona na amfę, no i się w końcu przekręciła. Towarzystwo markotnieje. Tylko woda niesie rechot Diabła.
Wiesława Sztylkowska z Komendy Głównej Policji mówi, że minął czas, kiedy lato wzmagało kontakty z narkotykami. – Narkotyki to świetny biznes. A biznes jest wszędzie, gdzie znajdzie nabywcę. W szkole i na wakacjach. Bo towar idzie za klientem – dodaje. Latem handlarze obstawiają obozy harcerskie, kolonie, oazy młodzieży katolickiej. Są obecni zarówno na Przystanku Woodstock Owsiaka, jak i konkurencyjnym Przystanku Jezus. Marihuana stała się przebojem tegorocznego Lata Filmowego w Kazimierzu nad Wisłą, podczas gdy hera królowała na Wybrzeżu. – Nabycie działki na obcym terenie nie stanowi problemu – opowiada Marek, który od lat pracuje z młodzieżą uzależnioną. Na czas kanikuły dilerzy rozciągają siatki promocyjne, tak by oferta nie znajdowała się zbyt daleko od klienta. Stosują przemyślne triki. W Opolu niektóre narkotyki można było nabyć na hasło w kiosku z gazetami, w Mielnie na jednym ze stoisk z bursztynowymi pamiątkami. W Zakopanem głównym miejscem wymiany pozostawał McDonald, na Mazurach handel często odbywał się na wodzie (w umówionych punktach pasażerowie żaglówek wymieniali się kopertami). – Nie ma miejsc wolnych od dostępu narkotyków
– twierdzi Ewa Sisicka. – Diler zrobi wszystko, by pozyskać klienta, bo za to przyznają mu premię. Dwóch obrotnych handlarzy jest w stanie w ciągu kilku godzin sprzedać działki ponad stu klientom! – ostrzega.
Polscy handlarze wędrowali też w pogoni za rodakami do Grecji (zwłaszcza na modną Kretę i Teneryfę) i Chorwacji (ta ostatnia okazała się świetną bazą hurtową). – Dilerzy stają się coraz bardziej pewni siebie i bezczelni – przyznaje Wiesława Sztylkowska z KGP – Nie ma takiej skrytki, która może przyjść ci do głowy, a która nie byłaby wcześniej przetestowana przez dilerów – opowiada Krzychu z podwarszawskiej Zielonki, w której pełno „grzejących” dresiarzy. – Większe działki przewozi się w odpowiednio przygotowanych klaksonach, dobre są też do tego celu poduszki powietrzne – zdradza. Krzychu jest też zdania, że przepis wyrządzi więcej złego: – Interes schodzi do podziemia i robi się straszno.
Skun to normalka

Trawa czy skun są dziś już tak popularne jak kiedyś tanie wino wypijane w bramie za szkołą. O ile jeszcze dziesięć lat wstecz dało się sensownie określać grupy ryzyka, o tyle dziś żaden odpowiedzialny terapeuta czy psychiatra na nic takiego się nie poważy. Kiedyś podatność na uzależnienie wiązano z objawami niedostosowania społecznego, odmiennością czy patologią. Panaceum na zło miała okazać się rodzina zajmująca się troskliwie swoim dzieckiem. – Nie łudźmy się, teraz i dobry dom nie chroni. Nikt nie może czuć się bezpiecznie – mówi Ewa Sisicka. O narkotykach mówi się trudno też dlatego, że słowo „narkotyk” z rzadka pojawia się w slangowym obiegu. „Narkotyk” brzmi groźnie i siermiężnie, podczas gdy „trawa”, „ziółka” czy nawet „ecstasy” z logo tulipana, Nike albo bohaterów bajek Disneya sugerują raczej lekki przysmak niż truciznę. Na kokainę i amfetaminę uczniowie mówią „Zdzisław Biały”, heroina to najczęściej „Biała Dama” albo krócej „Helena”, brown sugar to „James Brown” (piosenkarz amerykański). Do niegroźnego hobby zachęcają narkotykowe gadżety. W supermarketach, na bazarach i giełdach za 20 zł można nabyć
T-shirty z wydrukowanym liściem konopi indyjskich albo koszulki z napisami: „Grass is great”, „Hash is OK”. W niektórych katowickich sklepach można było kupić dziecku plecak przyozdobiony „trawką”. A zakochany nastolatek dla swojej oblubienicy wybierał pierścionek w kształcie „grassa”. W okresie pielgrzymkowym w podjasnogórskich kramach popularnością cieszyły się wisiorki z liściem konopi. Młodzi kupują nasiona marihuany w czasie wycieczek do Holandii, a potem hodują w doniczkach na parapecie. Podlewana roślinka cieszy zazwyczaj oczy rodziców, bo to znak, że roztrzepany dzieciak staje się odpowiedzialny. – Taty czy mamy nie dziwi, że synek podczas czynności pielęgnacyjnych wyśpiewuje bluesowy kawałek „Rośnij, rośnij po samo niebo” zespołu Crazy Grass – opowiada Wega.
– Narkomania powszednieje, walka z nią jest coraz trudniejsza, bo młodzi wiedzą coraz więcej, a starzy trzymają się stereotypów – uważa Jagienka Wisłowska z Klubu Alternatiff. Niedouczeni pedagodzy wolą nie dostrzegać problemu lub uciekają w formułki, które straszą zgonem, a u młodzieży wywołują śmiech. Do poradni dla uzależnionych zgłaszają się przerażeni rodzice, którzy słysząc o „inwazji narkomanii”, kupują w aptekach testy i po kryjomu sprawdzają pociechy. Gdy w moczu syna/córki wykryją obecność marihuany, zaraz chcą posłać pociechy na odwyk. Zdarzają się też tacy, którzy wykrywając kontakt dziecka z amfetaminą, domagają się natychmiastowego skierowania do ośrodka detoksykacyjnego, choć amfetaminy się nie odtruwa. Ewa Sisicka mogłaby w nieskończoność mnożyć pomysły, z jakimi rodziny przychodzą do poradni.
Z ankiet przeprowadzonych wśród wychowawców przez Janusza Sierosławskiego i Barbarę Fatygę wynikało, że spora ich część nie tylko nie rozróżnia poszczególnych środków, ale też mało zainteresowana jest samym problemem. Gros nauczycieli woli upatrywać przyczyn sięgania po skuna w nadzwyczajnych okolicznościach, patologicznej rodzinie, niż przyjąć do wiadomości, że dla uczniów skun to normalka, a „miękkie grzanie” nie potrzebuje żadnego uzasadnienia.
Osobną kategorię tworzą ci, którzy na potrzeby własne przygotowali strategię brania. Dotyczy to z reguły studentów i ludzi, w których zawodzie liczy się kreatywność i szybkość. Jedni dopingują się amfą, żeby wygrać, nie stracić projektu, awansu, ale są i tacy, którzy wezmą, żeby się pościgać. Potem kampania reklamowa się kończy, więc białe idzie w odstawkę. Zaczynają się depresja i wizyty u terapeutów. Prozac, joint dla nastroju, a potem znów nadchodzi czas kampanii i zamawiają amfę.
Syn Siostry D., tego, który rysował kobrę z makówką, wrócił z namiotów z obrazkiem zataczającego się Diabła i słowami o siostrze, która „kropnęła”, bo była uczulona. Na imprezce z okazji pożegnania wakacji zajarał blanta. Z żalu za słońcem i leniuchowaniem. W tym roku czeka go harówka, jest w klasie maturalnej. Chce zdawać do łódzkiej Filmówki, na produkcję. O amfie, kwasach i ecstasy mówi „syf”. – Dopuszczasz myśl o wzięciu? – pytam, gdy Siostra wychodzi do kuchni po sernik. – Wziąłbym pigułę, gdybym musiał… – ucina. – A „Makra”?
– Czytałem, niezła, choć passée
– mówi. Mnie interesuje cena wygranej.

 

PS Pseudonimy i imiona niektórych bohaterów zostały zmienione.


Co 5. polski nastolatek ma na swoim koncie próbę z marihuaną,

co 10. spróbował amfetaminy,

co 15. zdążył sięgnąć po heroinę.


SŁOWNICZEK NARKOTYKOWEGO SLANGU:

Acid – kwas (też trip); acid head – osoba ostro eksperymentująca z LSD.
Amfa – często speed, pol. split – amfetamina, silny środek pobudzający, który „przyśpiesza” czynności organizmu.
Bajzel – miejsce handlu narkotykami.
Blant – baton, bat, blunt, skręcane papierosy z dodanym haszyszem lub marihuaną (patrz: joint).
Brown Sugar – heroina, shit.
Buch – jednorazowe zaciągnięcie się dymem substancji psychoaktywnej, najczęściej heroiną (patrz też: mach).
Crack – słabiej oczyszczony proszek kokainowy z dodatkiem eteru lub proszku do pieczenia i aktywatorów chemicznych
(w Polsce czasami z dodatkiem heroiny), często w postaci żwiru (kamyków) do podgrzania, o wiele tańszy od kokainy (koki).
Działka – jednorazowa dawka narkotyku.
Haszysz – krewny marihuany, otrzymuje się go z żywicy konopi zagęszczonej substancją wiążącą, następnie sprasowanej w kostkę.
Heroina – hera, Helena, białe, junk, smack, najsilniejszy narkotyk opiatowy.
Huff (ing) – wdychanie rozpuszczalników (klej, gaz).
Jarać – palić, kopcić trawkę, rzadziej heroinę.
Joint – skręt z czystą marihuaną, czasem połączoną z tytoniem.
Kreska – (często kredka) – usypana linia kokainy bądź amfetaminy, którą następnie przez rurkę (np. zwinięty banknot) wciąga się do nosa; też: wciągać krechę.
Kwasy – papierki nasączone LSD; zarzucić, połknąć kwasa.
Grzać – spożywać.
Linia – dawka kokainy.
LSD – też: acid, kwas, syntetyczny środek psychodeliczny otrzymywany ze sporyszu, wyodrębniony w 1938 r., rozpoznany przypadkowo w 1943 r. przez Alberta Hofmanna.
Mach – patrz: buch.
Piguła – ecstasy, narkotyk z grupy amfetamin halucynogennych (pobudza i zniekształca percepcję).
Rolki – tabletki relanium.
Snifować – wciągać amfetaminę bądź kokainę.
Splif – skręt z trawą.
THC (tetrahydrokarbinol) – substancja psychoaktywna zawarta w kanabinolach.
Śmiechawa – atak chichotu po marihuanie.
Trawa – marihuana (grass).
Trip/tripping – doznania po zażyciu halucynogenów.
Ziele, zioło – skun.


Gdzie szukać pomocy: 

Warszawa:
– Wojewódzki Zespół Publicznych Zakładów Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej Poradnia Uzależnień, ul. Dzielna 7,
tel. 0 – prefiks – 22 831-78-43
– Wojewódzka Konsultacyjna Przychodnia Specjalistyczna dla Dzieci i Młodzieży, ul Dzielna 7, tel. 0 – prefiks – 22 831-19-20
– Towarzystwo Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych „Powrót z U”, ul. Puławska 120/124, tel. 0 – prefiks – 22 844-44-70
– „Pogotowie Makowe” przy TRiPDU „Powrót z U” – infolinia: 0-800-120-359
– Stowarzyszenie Antynarkotyczne „KARAN”, ul. Grodzieńska 65,
tel. 0 – prefiks – 22 618-65-97
– Telefon Zaufania ds. Uzależnień i AIDS, ul. Aleje Jerozolimskie 23 m 14, tel. 0 – prefiks – 22 628-03-36.
– Stowarzyszenie MONAR Zarząd Główny, ul. Hoża 57,
tel. 0 – prefiks – 22 621-13-59, 621-28-71 oraz ośrodki regionalne.
– Program Środowisk Alternatywnych dla Dzieci i Młodzieży Alternatiff, ul. Wąski Dunaj 12/18

Internet:
– Serwis Informacyjny Narkomania (Biuro ds. Narkomanii,
tel. 0 – prefiks – 22 641-15-01, 641-15-65):
www.medianet.com.pl/~bdsnark

Książki:
– Krystyna Karwicka, Andrzej Ochremiak „My, rodzice dzieci z Dworca Centralnego”
– Ewa Korpetta, Ewa Szmerdt-Sisicka „Narkotyki w Polsce. Mity i rzeczywistość” (do nabycia na ul. Dzielnej 7)
– Barbara Fatyga, Janusz Sierosławski „Uczniowie i nauczyciele o stylach życia młodzieży i narkotykach. Raport z badań jakościowych”

Wydanie: 2001, 43/2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy