Defilada żywych trupów

Defilada żywych trupów

Mnóstwo osób ze zdumienia przecierało oczy, kiedy pojawiały się nazwiska nowych kandydatek/kandydatów Prawa i Sprawiedliwości do Trybunału Konstytucyjnego – byłej posłanki (jak bardzo by chciała na zawsze nazywać się posłem) Krystyny Pawłowicz i legendarnego wallenrodysty z PZPR, frakcja prokuratorska obrońców pedofilów w sutannach, Stanisława Piotrowicza. Okrzyki niedowierzania wybuchły, kiedy Andrzej Duda w roli prezydenta ogłosił, że posiedzenie nowego Sejmu otworzy jako marszałek senior Antoni Macierewicz. Innym jeszcze nie mieści się w głowie, że szefem opolskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej został wielbiciel pogromu w Myślenicach i pałkarzy z ONR, a lista ta się nie kończy, rzeka miernot nie wysycha.

Tymczasem nie jest to ani przypadek, ani pomyłka, ani wypadek przy pracy, ani tzw. krótka ławka, czyli braki kadrowe, ani (choć w jakiejś mierze zawsze tak) tylko rekompensata za bocznotorowość z takiej błahej przyczyny jak niewejście do parlamentu. Tak właśnie Jarosław Kaczyński zorganizował bezkosztowo – oprócz kosztów moralnych i tych, które poniesie fantomowe państwo polskie – defiladę zwycięstwa swojej partii (którego nie odniósł albo które odnotował tylko w ograniczonym zakresie). Tak jak uczestnicy setek demonstracji zarywają noce, malując transparenty, wymyślając hasła i inne rekwizyty, tak prezes nad prezesami wrzutkami medialnymi wciąga na swój wirtualny transparent twarze będące symbolem niekomentowalności polskiej polityki, granice absurdu przesuwa poza wyobraźnię. W języku ulicy nazywa się to napluciem w twarz, manifestacją całkowitej pogardy dla wszystkich, którzy PiS nie ufają i nie zaufają.

Równocześnie poziom emocji wszystkich sfrustrowanych bezsilnością i bezradnością wobec takich poczynań pozwala skutecznie odwrócić uwagę od jedynego (jawnie) frontu, na którym prezes sam okazał się bezradny i bezsilny – Pierwszego Frontu Banasiowego. Usunięcie ze stanowiska szefa Najwyższej Izby Kontroli nieusuwalnego z mocy prawa Mariana Banasia, którego to PiS chciałoby z powodów wizerunkowych jednak się pozbyć, okazuje się niewykonalne, kiedy Banaś staje dęba i okoniem zarazem. Tego się nie robi prezesowi, a ten człowiek – właściciel nabytej w szemrany sposób kamienicy w Krakowie, którą za pieniądze z Unii Europejskiej na dom pielgrzyma przetworzył w dom publiczny – właśnie to zrobił. I tym samym PiS znalazło się w sytuacji, w której dotąd konsekwentnie stawiało przeciwników – klientów bezskutecznie usiłujących odebrać swój płaszcz z szatni. Nie mam płaszcza i co mi zrobicie?

W cieniu tych defiladowych fanfar, które funduje nam 70-letni mały skaut z Żoliborza, umykają pozornie nieważne, a w istocie fundamentalne zdarzenia, jak choćby policyjna interwencja w kościele w Bełchatowie, gdzie księża pozbawili wolności 13-letniego chłopca, który schował komunikant do kieszeni. Księża żywili podejrzenie (które sami w swoim świecie wcześniej wygenerowali w formie strachu), że może dojść do „bluźnierstwa”, a będąc przekonani, że Polska to kraj wyznaniowy, wezwali policję, która – co gorsza – przyjechała i tu tradycyjnie zaczyna się prawdziwy problem. Kompletne rozmycie granic między państwem a Kościołem jako instytucją kolanami i łokciami poszerzającą swoje wpływy i władzę doprowadza do takich już nie tyle paradoksów, ile patologii.

W normalnej sytuacji księża powinni stanąć przed sądem za bezprawne pozbawienie wolności i przemoc wobec dziecka. Tak oczywiście się nie dzieje, bo polska policja klęczy przed klerem, gdyż od tego zależy możliwość awansu i przetrwania. We wstrząsającym reportażu o remoncie za ponad 150 tys. zł katolickiej kaplicy policyjnej na komendzie przy ulicy Pienistej w Łodzi czytamy SMS-y komendanta wojewódzkiego wysyłane co chwilę do podwładnych: „Proszę o przybycie na mszę świętą z okazji otwarcia kaplicy”, „Informuję, iż podczas piątkowej mszy (…) obowiązuje umundurowanie wyjściowe ze sznurem galowym”, „Informuję, iż na dzisiejszej mszy świętej wspominkowej obowiązuje umundurowanie wyjściowe bez sznura”. Ze sznurem czy bez sznura, oglądamy w tej defiladzie i towarzyszących jej uroczystościach całkowity demontaż i zanik państwa.

Może czas sztandar wyprowadzić? Poczet sztandarowy już jest: Macierewicz, Piotrowicz, Pawłowicz.

Wydanie: 2019, 46/2019

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Komentarze

  1. amelie2
    amelie2 11 listopada, 2019, 13:32

    Gdy normalny pracodawca poszukuje pracownika to ustala dla niego wymagania, zakres obowiązków i kompetencji. Czy państwo polskie jest normalnym pracodawcą dla swoich ministrów, prezesów czy sędziów z TK? Mocna wątpię. Gdybym wybierał kandydata do Trybunału to ustalił bym czy jest 1.niezależny,2. uczciwy, 3.kompetentny.
    Ad1. Nie ma na niego „haków”, które mogą zawsze być wykorzystane do szantażu, czy ma czystą kartotekę i czyste sumienie.
    Ad2. Uczciwy otoczy się doradcami wycinkowo mądrzejszymi od niego. Potrafi przyznać się do niewiedzy i błędu. Umie brak wiedzy uzupełnić, a błąd naprawić.
    Ad3. Potrafi odróżniać rzeczy najważniejsze od błahych. Potrafi zadawać rzeczowe pytania. Właściwie ocenia ludzi.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy