Dlaczego Cimoszewicz?

Dlaczego Cimoszewicz?

Jeżeli marszałek Sejmu wróci do prezydenckiego wyścigu, przewróci dotychczasowe kalkulacje polityczne

Jest czwartek, 16 czerwca. Od paru tygodni osobą, która dostaje w Polsce najwięcej listów, jest Włodzimierz Cimoszewicz. Biuro poselskie, gabinet marszałka Sejmu, skrzynka mailowa są wręcz zapychane korespondencją. „Codziennie dostaje masę listów. Wnoszą mu w koszu. Listy zwykłych ludzi, petycje różnych organizacji, apele. By zmienił decyzję, by zdecydował się kandydować w wyborach prezydenckich – relacjonuje osoba blisko z Cimoszewiczem związana. – Czy je czyta? Czyta. Czy robią na nim wrażenie? Najmniejsze wrażenie robią na nim podpowiedzi polityków. Największe – listy od pojedynczych osób. O, choćby taki: napisała do niego nauczycielka z podlaskiego, że jest strasznie zła, że nie będzie kandydował. Bo liczyła, bo chciała… I że w takim razie odda głos na Kaczyńskiego. Nie, nie dlatego, że jest za Kaczyńskim, ale żeby zrobić Cimoszewiczowi na złość”.
Nasz rozmówca zerka na artykuł w „Rzeczpospolitej”: „Cimoszewicz wraca do gry”, o tym, że marszałek już się zdecydował, że zmieni decyzję, i jednak wystartuje w wyborach. „Takie zapowiedzi nie pomogą w decyzji na tak – komentuje. – On jeszcze się nie zdecydował, choć jest bliżej na tak niż na nie”.
O ile bliżej? Nasz rozmówca ścisza głos: „Postawił kilka warunków, one jeszcze nie zostały spełnione”.
Mniej więcej w tym samym czasie agencje przesyłają komentarz Aleksandra Kwaśniewskiego: „Chciałbym, żeby był namówiony, ale niestety jeszcze nie jest. Stąd informacje dzisiejsze prasowe są zbyt optymistyczne”.
W tym też czasie Włodzimierz Cimoszewicz dementuje zapowiedź dziennika. „Ta publikacja wyraża, jak sądzę, przypuszczenia, może powtarza pogłoski, ale nie jest informacją opartą na faktach”, mówi. I zaraz dodaje, że w ciągu kilku dni podejmie decyzję, czy kandydować.
Eureka! Więc jego słowa z 18 maja, że nie wystartuje, nie były ostateczne. Więc wszystko jeszcze jest możliwe.
W sztabach konkurentów zaczyna się szum.
Rozmawiamy z jednym z ważnych polityków prawicy: „Nieźle to komuna wymyśliła. Ten spektakl z namawianiem, z prośbami narodu. Majstersztyk”.
W Internecie czytamy z kolei wypowiedź Donalda Tuska, kandydata PO na prezydenta. Jeszcze kilka dni temu witał się z gąską. Symulacje podpowiadały, że ma największe szanse, by obok Lecha Kaczyńskiego wejść do drugiej tury. A wtedy, gdyby poparła go lewica, w ogóle – wszyscy, którzy nie chcieliby Kaczyńskiego, czy ze strachu, czy z przyczyn estetycznych – mógłby wygrać. Więc Tusk tryskał niepohamowaną gadatliwością. „Decyzja Włodzimierza Cimoszewicza, że nie będzie kandydował, świadczy, że jest to człowiek honoru”, mówił 18 maja. Na początku czerwca oceniał zaś otwarcie: „Na wycofaniu się Cimoszewicza z gry najwięcej zyskam ja i Borowski”.
16 czerwca ten nastrój prysł. „Nie wiem, co myśleć. Wycofuję swoją opinię, że jest to człowiek honoru”, mówi Tusk.
Nie dziwmy się. Ma prawo do gniewu. Wie, że gdy Cimoszewicz powie tak, to on wypada z gry.
Dlaczego?
„Bo powrót Cimoszewicza zmienia radykalnie układ sił”, tłumaczy znany socjolog („Ale proszę bez nazwiska, wiecie, jest kampania”). Co to znaczy? Otóż po majowej decyzji Cimoszewicza, że nie będzie startował, w wyścigu prezydenckim, ukształtował się następujący porządek. Na pierwszym miejscu i pewna druga tura: Lech Kaczyński. Na drugim: Donald Tusk lub Zbigniew Religa. Ze wskazaniem na Tuska, bo kampanię robią partyjne aparaty, a takim Religa nie dysponuje („Ale i tak żaden z nich nie wygra z Kaczyńskim”). Za nimi Marek Borowski (dlaczego tak daleko – za chwilę) i Andrzej Lepper. Potem reszta. Druga tura jest formalnością.
Ten porządek Cimoszewicz burzy. Bo wyścig prezydencki zyskuje dwóch liderów – Kaczyńskiego i jego. Oni dwaj wchodzą do drugiej tury. Kaczyński – wiadomo dlaczego, Cimoszewicz – bo jest jego wyrazistym kontrkandydatem. I z najwyższej półki. Cała reszta schodzi na dalszy plan. Więcej – zdaniem naszego rozmówcy, jedynie Cimoszewicz jest w stanie pokonać Kaczyńskiego. Oto analiza fachowca: „Tusk? On sprawia wrażenie, że nie wierzy w zwycięstwo. Że jest przekonany, iż sam na to stanowisko się nie nadaje. Religa? Szlachetny człowiek. Ale – prezydent? Borowski? Ciągną go w dół trzy elementy – jest postrzegany jako kandydat bardzo partyjny, u znacznej części „swojego” elektoratu cieszy się (zasłużoną czy nie – to już inna sprawa) opinią „zdrajcy”, pamięta mu się też, że częściej atakuje SLD niż prawicę. Idzie po linii. Nie ściera się z przeciwnikami, ulega modzie. Jego elektorat jest węższy niż Cimoszewicza”.
Tę ostatnią opinię potwierdzają sondaże. Borowski ma lepsze notowania u młodzieży i w dużych miastach, a Cimoszewicz u osób w średnim wieku, no i przede wszystkim tych, którzy deklarują się jako zwolennicy centrum. Rzecz nieoceniona, jeśli chodzi o walkę w drugiej turze.
Osoba bliska Cimoszewiczowi nie kryje entuzjazmu. „Stanowisko prezydenta to stanowisko dla człowieka o formacie męża stanu – mówi. – Człowieka o szerokich perspektywach, kulturze osobistej, znającego świat, przewidywalnego, cieszącego się uznaniem rodaków. W Polsce widzę dwóch polityków takiego formatu. Tadeusza Mazowieckiego – ale on nie chce kandydować. No i Włodzimierza Cimoszewicza. On jest politykiem, który może połączyć Polaków – to człowiek, który nie wypiera się PRL, nie uważa tamtej Polski za czarną dziurę w naszej historii. A jednocześnie jest wielkim entuzjastą III RP, co udowodnił przez 16 lat swej politycznej kariery. No i jest zadeklarowanym zwolennikiem integracji europejskiej, światowcem”.
Czy optymizm ludzi z otoczenia Cimoszewicza można uznać za uzasadniony?
Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami. Owszem, Kaczyński i Cimoszewicz to faworyci do przejścia do drugiej tury. Ale co dalej? Policzmy plusy i minusy. Marszałek Sejmu ma swoje walory, które dzisiejszy wyborca szczególnie ceni. Ma czyste ręce, jest oschły, nie jest to żaden brat łata, politykę traktuje bardzo poważnie, ceni niezależność, nie odczuwa żadnych zobowiązań wobec partii, ugrupowań, grup koleżeńskich. W normalnej sytuacji te wszystkie cechy dyskwalifikowałyby go jako polityka. Ale dziś? Wyborcy dziś łakną polityków uczciwych, obliczalnych, trzymających się z daleka od układów biznesowych, niespoufalających się zanadto.
Dawne wady Cimoszewicza są więc dziś jego zaletami. Podobnie jak i niechęć do życia partyjnego.
A co będzie ciągnąć go w dół? Na pewno fakt, że nie lubi schlebiać wyborcom i nie lubi wyborczych wieców. Polityka to także aktorstwo i psychologia, a widać wyraźnie, że te dyscypliny marszałkowi Sejmu nie leżą. Ciągnąć go będzie w dół również fakt, iż popiera go SLD, partia mająca złą opinię wśród Polaków. Cimoszewicz zostanie ustawiony w pojedynku z Kaczyńskim jako ten, który będzie bronić Okrągłego Stołu, III RP, dotychczasowych układów, „Rywinlandu”, starego porządku, w zderzeniu z nową Polską.
Tylko czy Kaczyńscy, Macierewicz i Rokita, ministrowie w rządach Olszewskiego, Suchockiej i Buzka, dziś uwikłani w swoje partyjne interesy, to jest nowa Polska? Czy IV Rzeczpospolita ma wyglądać tak jak zarządzana przez Kaczyńskiego Warszawa? To jest ten przyczółek nowego?
W tym zderzeniu Cimoszewicz, osoba z charakterem, jest dla lidera PiS najniebezpieczniejszym przeciwnikiem. Takim, który potrafi podjąć z nim polemikę. Różnić się zasadniczo i pokazać tę różnicę. I przenieść pole sporu. Nie na wojnę między Polską okrągłostołową i IV RP. Bo to fałszywy spór. Ale na wojnę między Polską europejską, otwartą a Polską ksenofobiczną, ubeckich teczek. Tu Cimoszewicz jest mocniejszy, w takim sporze może liczyć na poparcie Polaków (większość z nich, jak pokazują sondaże, nie ma ochoty na kolejną rewolucję ani na kolejne spektakle opluwania ludzi). No i bez wstydu można go pokazać w szerokim świecie…
Wejście (powrót?) Cimoszewicza do prezydenckiego wyścigu zmienia więc całą sytuację i strategię kandydatów. Faworyt zyskuje groźnego przeciwnika. Pomysły IV RP, ściągania cugli demokracji, czystek kadrowych – trochę się oddalają. Wyścig, który jeszcze kilka dni temu zapowiadał się na mało pasjonujące kryterium asów, nabiera nowej jakości. I staje się nieprzewidywalny.
Ale najpierw Cimoszewicz musi powiedzieć tak.

 

Wydanie: 2005, 25/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy