Dlaczego ludzie sobie nie ufają?

Dlaczego ludzie sobie nie ufają?

Prof. Janusz Mucha,
socjolog, antropologia społeczna, AGH
Ludzie sobie nie ufają, ponieważ nie wykształciły się w odpowiedni sposób więzi społeczne na poziomie mikro i makro. Choć na poziomie rodzinnym jest jeszcze trochę zaufania, w skali ogólnospołecznej nie musi być dobrze, bo prowadzi to do klikowości i mafijności. Jedne rodziny nie mają więzi z drugimi i w ogóle przez wiele lat ludzie nie byli tak socjalizowani, by ufać władzy. Ten stan utrzymywał się bardzo długo i trwa do dzisiaj. Dowodem są różne polityczne i ideowe próby osłabiania więzi społecznych przez przeciwstawianie jednych drugim (np. my po jednej stronie barykady, a oni po drugiej). Jednak bez zaufania społecznego nie da się sprawnie funkcjonować. Brak zaufania wszystkim nam utrudnia życie, cały czas staramy się ubezpieczyć przed oszustami. Osłabianie zaufania jednych grup społecznym do drugich, co stosują nagminnie niektórzy politycy, to jawne szkodnictwo.

Prof. Bogusław Śliwerski,
pedagogika, rektor WSP w Łodzi
Poziom zaufania w Polsce obniżył się, i jest to związane z procesem wychowania, który powinien sprzyjać gotowości i skłonności do ufności, otwartości, lojalności wobec siebie. Po przejęciu władzy przez konserwatywną część naszych pedagogów i edukatorów wkomponowano w system awansu zawodowego nauczycieli mechanizmy antagonistycznej rywalizacji, aby pozyskać wyższy status w profesji kosztem innych. Deficyt budżetowy oświaty i limity sprawiają, że nauczyciele sobie nie ufają, w sposób skryty zabiegają o dodatkowe punkty i uczniowie też tego doświadczają, gdy widzą skłócone rady pedagogiczne, gdzie nauczyciel nauczycielowi wilkiem. Odbieranie sobie szansy na sukces przekłada się na uwarunkowania społeczno-polityczne. Młodzież też widzi, jak rywalizują politycy, którzy muszą być skuteczni, a nie etyczni. Po co wierzyć partnerowi, kiedy można siebie nagrywać? Efekt takiej socjalizacji odczujemy za kilka, kilkanaście lat w rozchwianych sumieniach i postawach. Z niepokojem obserwuję badania i rankingi, które przeprowadza się nawet na przedszkolach, choć to nie jest jedynym powodem dużej stratyfikacji społecznej i kulturowej. Ludzie przestają sobie wierzyć, bo widzą, że zyskuje się dziś kosztem czyjejś biedy, że nawet nieźle zarobkuje się na bezdomnych i bezrobotnych. Nie ufamy sobie, bo wiemy, że nasza szczerość może być potraktowana instrumentalnie. Myślę, że zaufanie ze sfery publicznej przenosi się dziś do interenetu, gdzie anonimowo możemy znaleźć pomoc w odzyskaniu naszej godności.

Prof. Andrzej Rusław Nowicki, filozof, religioznawca
Nie ufają? Przecież ja panu ufam. Dlaczego ludziom ufam? To wynika z mojej filozofii. Za moje najważniejsze zadanie życiowe uznałem budowanie własnego systemu filozoficznego, w którym podstawową metodą jest ujmowanie każdego przedmiotu nie z punktu widzenia tego, czym był i jest, ale z punktu widzenia jego zdolności do przeobrażenia się w to, czym jeszcze nie jest. Inaczej nie dałoby się przecież w tym świecie żyć. Dotychczasowe osiągnięcia w dziedzinie kultury – budowanej przeważnie w niesprzyjających warunkach – jest podstawą mojego zaufania do ludzi. WIEM, że są zdolni do życia w sposób kulturalny, więc patrząc na dzieci, widzę w nich przyszłych kompozytorów, poetów, rzeźbiarzy, uczonych, filozofów, ponieważ – zacytuję Giordana Bruna – „Natura dała każdemu człowiekowi wspaniałe skrzydła i chodzi tylko o to, żeby chciał i potrafił te skrzydła rozwinąć”. Po 40 latach pracy w szkolnictwie wyższym stwierdzam, że takich studentek i studentów, którzy nie zawiedli mojego zaufania do ich intelektualnych zdolności, było kilkaset. Podziwiam ich osiągnięcia i umacnia to moje zaufanie do ludzi.

Ks. Andrzej Luter, teolog
To, że ludzie sobie nie ufają, jest uogólnieniem zawierającym zawsze jakiś fałsz. Z jednej strony bowiem w stosunku do osób najbliższych mają wiele zaufania, a z drugiej w interesach czy w pracy dają się niekiedy zauważyć oznaki braku zaufania, zwłaszcza gdy w grę wchodzi osobista kariera. Widzę cienką granicę między nieufnością w życiu codziennym a zaufaniem, które w wielu systemach, a także w Kościele jest wartością. Podchodzę więc z dużą rezerwą do badań nad uczuciami ludzkimi i nad wiarą, bo są to kategorie zmienne, a poza tym wiele zależy od definicji.

Dawid Zaraziński, dziennikarz, bloger
Choć wszystkie współczynniki badawcze mówią o kryzysie zaufania i pokazują, że wciąż sobie nie ufamy, co jest przykre, to jednak rozwój nowych środków komunikacji i mediów zdaje się pokazywać wyjście. To, co się dzieje w internecie, gdzie się bloguje i nieustannie komunikuje ze sobą, gdzie jest nieskrępowany przepływ informacji, świadczy, że dialog jednak się rozwija. Nowe technologie komunikowania pozwalają na wymianę myśli, a z tego się rodzi zaufanie. Komunikujący traktują się jak partnerzy, a nie wrogowie, w odróżnieniu od polityków. Nowe media pokazują, że idzie nowe wraz z nowymi pokoleniami. Oni też oglądają telewizję, gadające głowy i kłótnie i mają tego dosyć. W sieci jednak rozmawiają między sobą i to coś się rozrasta.

Wydanie:

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Komentarze

  1. Tanaka
    Tanaka 2 lutego, 2020, 17:10

    „Dlaczego ludzie sobie nie ufają?” Rozumiem, że pytanie dotyczy Polaków. Gdyby bowiem dotyczyło ludzi w ogóle, odpowiedź musiałaby być bardzo rozbudowana, choć można byłoby zacząć hasłem: lęk.
    Do ogólnych przyczyn braku zaufania między ludźmi należy dodać specyficzne przyczyny dotyczące Polaków. Mają one naturę historyczną, długą i glęboko ukrytą w mroku przemilczenia i wyparcia.
    Przez dobre kilkaset lat większa część ludności zamieszkującej państwo które można umownie nazwać „Polską” była w niewoli pańszczyźnianej u drobnej garstki innych mieszkańców Polski. Cham był własnością pana. Przy czym cham nie miał prawa i nawet mu do głowy nie przychodziło, żeby się nazywać „Polakiem”. Tytuł „Polaka” przynależał panom.
    Polska była państwem podbojów, wojny i przemocy, zaś jej „Kresy” były adekwatne do „Dzikiego Zachodu”.
    W takich warunków o żadnym zaufaniu „międzystanowym” mowy być nie może.
    Polska nie była państwem kupców ani mieszczaństwa. W handlu musi działać odpowiedni poziom zaufania i działają instytucje bankowe oraz weksle. W Polsce nie musiał, bo była państwem gospodarki wsobnej, przyfolwarcznej, a nie otwartej, rozbudowanej i umiędzynarodowionej.

    Stan tego rodzaju, nieco tylko zmieniony wskutek formalnego zniesienia niewoli pańszczyźnianej (nie przez „swoich” panow, a przez zaborców, co odejmowało wartości psychologicznej i kulturowej temu aktowi), dotrwał realnie do II wojny światowej. II Rzeczpospolita była państwem bardzo niesprawiedliwym i pełnym wewnętrznej przemocy oraz skrajnej biedy.

    Należy pamiętać – to kolejna mroczna i wyparta część doświadczenia historycznego – że najzajadlej przeciw świeżo wyzwolonemu z pańszczyzny mieszkańcowi Polski występował Kościół katolicki. Który bardzo szybko zakłamał swoją fatalną,, tyrańską rolę i – zwłaszcza od zarania PRL-u – zaczął się intensywnie przedstawiać jako największy i święty „obrońca Polaka i Narodu”.

    PRL zaczął się raptem kilka lat po upadku II Rzeczpospolitej, w sytuacji ciężkiego porażenia psychicznego Polaków, które się zaczęło wraz z wybuchem wojny. Nastąpiło swoiste zamrożenie różnic i nieufności. Te koszmarne emocje były wyparte, nie było możliwości ich właściwego odreagowania i uwolnienia, bo od 1945 roku koniecznością przeżycia bylo odbudowanie niemal wszystkiego, z ruin, budowa nowego państwa i zapewnienie choćby podstawowego zabezpieczenia, życia, bezpieczeństwa i minimum poziomu życia.A jednocześnie trzeba było w ogromnym tempie gonić cywilizację, co nie pozwalało na żadne swobodne wyzwalanie się z mroków psychologicznej i historycznej przemocy. A do tego doszły różne nowe trudności ogromnych wyzwań, budzący niepewności i lęki, w tym niejedno kłamstwo i – przede wszystkim w ciągu kilku pierwszych lat PRL-u, także wewnętrzna przemoc,

    Systemem przemocy jest religia, bardzo silnie, głęboko, w sposob nieuświadomiony trzymająca Polaków w uścisku zniewolenia i zakłamania. W istocie jest ona systemem niewolniczym. „Polak=katolik” jest wyrazem przemocy i segregacji: kto nie jest katolikiem nie jest Polakiem i jest z automatu wrogiem Polski. „Kościół=Polska” jest taką samą przemocą i oszustwem.

    Polskie społeczeństwo, mające taką historię i ciągle żyjące w tak silnym systemie hipokryzji oraz uwewnętrznionej przemocy, nie może być społeczeńswem ludzi mających do siebie wysoki poziom zaufania, a musi być społeczeństwem pelnym tak wewnętrznej jak i zewnętrznej nieufności, co ogromna ilość dowodów potwierdza.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy