Dlaczego nie wierzą władzy?

Dlaczego nie wierzą władzy?

Nad grobami trzeba milczeć. Zawsze. Nie może więc być pobłażania dla awanturników, którzy trumien chcą używać dla ambicji politycznych. Jakie trzeba mieć zasady, by w rocznicę tragicznej śmierci ofiar katastrofy smoleńskiej demonstrować, niosąc plakaty z szubienicami i wyzywając przeciwników od zdrajców i zbrodniarzy? Wiele może być sposobów obchodzenia tej tragedii. Ale ten, który pokazało PiS, mylące żałobę z wiecowymi wrzaskami, prowokuje do bardzo ostrych ocen. I słów, których chciałoby się uniknąć. Choćby z poczucia wstydu za sprawców tych wydarzeń. Niestety, im bardziej jedni milczą, tym więcej agresji i szczucia jest z drugiej strony.

„Solidarni w żałobie” – taki tytuł daliśmy na pierwszej stronie „Przeglądu” 10 kwietnia 2010 r. Kilka godzin po katastrofie. Tak wtedy myśleliśmy, mimo głębokich różnic, jakie nas dzieliły z obozem prawicy. Podobnie myślały wówczas miliony Polaków. Czy ten nastrój, a zwłaszcza tę solidarność, można było utrzymać na lata? Można było. Tak myślałem, bo nie przyszło mi do głowy, że ten wspólnotowy nastrój rozbiją ci, którzy najbardziej powinni go pielęgnować. Jeśli nie z czysto ludzkich powodów, to z kalkulacji politycznej. Bo przecież solidarność w żałobie wynosiła ich zmarłych liderów wysoko ponad faktyczne dokonania. Niestety, po ledwo dwóch latach doraźna kalkulacja prezesa PiS sprawiła, że z trumien próbuje się budować trampolinę. Do władzy. Pierwszy raz w naszej historii próbuje się sięgnąć po władzę w ten sposób. Marsz po władzę z trumnami jako głównym argumentem może być skuteczny tylko wtedy, gdy znaczące grupy społeczne zaakceptują aspiracje PiS.

Ludzie popierający obóz rządzący uważają taką ewentualność za absurdalną. Może jeszcze dziś mają rację. Ale jeśli wsłuchać się nie tylko w wiecowe wrzaski, ale i w szersze nastroje społeczne, to okaże się, że ludzie ulegający kampanii smoleńskiej mają wiele powodów, by źle się czuć w dzisiejszej Polsce. By bać się o własną przyszłość. Bo nie mają pracy albo za chwilę mogą ją stracić. Bo niskie zarobki nie pozwalają im na sensowne wiązanie końca z końcem. Bo czują się wyobcowani we własnym kraju. Są rozczarowani i gniewni. Przytłacza ich bezradność i bezsilność wobec problemów. Z tych lęków rodzi się podatność na wskazywanie winnych tego marnego losu. A stąd tylko krok do ulegania manipulacjom. Szukając dla siebie miejsca, środowiska pokrzywdzonych trafiają do tych, którzy deklarują zrozumienie dla ich problemów. Trafiają z deszczu pod rynnę, bo ciągle są tylko trampoliną do zdobywania władzy. PiS przygarnia wszystkich rozczarowanych i buduje państwo alternatywne. W osobie Jarosława Kaczyńskiego mamy drugiego prezydento-premiera. Tego prawdziwego.

Paranoja jednej strony nie usprawiedliwia przykrywania milczeniem zaniedbań drugiej przy organizacji lotu do Smoleńska i wcześniej.
A że błędy były, i to duże, wiemy już z raportu komisji Millera. A skoro były błędy, to ich sprawcy muszą ponieść konsekwencje. Odsuwanie tego rozliczenia w czasie będzie tylko mnożyło kolejne, coraz bardziej absurdalne teorie. Sprzyjając szykowaniu gruntu pod rozstrzygnięcie konfliktu politycznego na ulicy.

Wydanie: 16/2012, 2012

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Komentarze

  1. Adacta
    Adacta 17 kwietnia, 2012, 12:50

    Historia ludzkiej pychy – to historia Titanica. Tak powiedział prof. Jerzy Młynarczyk, wykładowca prawa morskiego. Titanic zatonął 100 lat temu, też w kwietniu, ale 15-go. W telewizjach, z tej okazji, słyszałem powtarzane pytanie. Dlaczego transatlantyk płynął dalej (w nocy) mimo kilkakrotnych ostrzeżeń o górach lodowych. To aż ciśnie się na usta identyczne pytanie. Dlaczego dwa lata temu – 10 kwietnia – leciał samolot z setką ludzi na pokładzie. I też dalej leciał, mimo też kilkakrotnych ostrzeżeń o mgle, której sposób zalegania – zgodnie z podstawowymi przepisami lotniczymi – kategorycznie nie zezwalał na lądowanie. I tak jak w katolicyzmie najważniejsze są dwa przykazania (o miłości Boga i bliźniego) a reszta to komentarz, tak i w tym przypadku z przyczynami wypadku jest identycznie. Dlaczego lecieli mimo, że nie powinni (reszta to „komentarz”). Ale winą o to nie wolno obciążać, przynajmniej tylko, wystraszonych młodych pilotów. Wystraszonych po „awanturze gruzińskiej” zrobionej przez Prezydenta (w tym, że tchórz nie może być pilotem), czy po interpelacji poselskiej Gosiewskiego, że tchórzy nie można odznaczać. Leciał przecież tym samolotem „zwierzchnik” wszystkich lotników, i leciał główny pasażer mający podstawowy interes w tym by zdążyć na czas na uroczystość (w porze najlepszej oglądalności). To ich winniśmy oskarżać w pierwszej kolejności. Oni nie bali się oskarżać Barbary Blidy, czy doktora G. A inni się boją. Jeśli ktoś chce ryzykować swoje życie to jego sprawa. Ale w warunkach pokoju nikt nie ma prawa ryzykować życia innych. Co prawda Prezydent Komorowski raz ośmielił się wypowiedzieć ogólnikowo, że przyczyna katastrofy jest prosta. Tak, bo prosta jest odpowiedzialność za wypadek, spowodowana własną nieodpowiedzialnością, pychą, butą i diabli wiedzą czym jeszcze – aby zrealizować swe, często chorobliwe, polityczne ambicje. Tymczasem „diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni”.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy