Dlaczego SLD

Dlaczego SLD

Głosowanie na Sojusz nie musi oznaczać poparcia obecnego kierownictwa tej partii

9 października otrzymam kartę do głosowania z listami kandydatów siedmiu ogólnopolskich komitetów wyborczych.
Najmniej interesuje mnie oferta partii Polska Jest Najważniejsza, lekko ugłaskanej mutacji Prawa i Sprawiedliwości. Tworzą ją tzw. muzealnicy (Elżbieta Jakubiak, Paweł Kowal, Jan Ołdakowski). Stosunkowo młodzi i absolutnie anachroniczni. Wierzą (prawdopodobnie szczerze), że obecną Polskę zrodziła 200-tysięczna góra trupów i zgliszcza Warszawy. Gdybym miał budować Polskę na historii, wybrałbym ugrupowanie związane z ideą utworzenia muzeum odbudowy zrujnowanej przez powstanie Warszawy.
Znam starszych wyborców lewicy przywiązanych do PRL-owskiego wydania wartości państwowych i narodowych, których pociągają głoszone przez PiS podobnie brzmiące hasła budowy silnego państwa, obrony interesu i majątku narodowego, wstrzymania prywatyzacji strategicznie ważnych sektorów i przedsiębiorstw. Nieprzypadkowo Lech Kaczyński przed wyborami prezydenckimi w 2005 r. i Jarosław Kaczyński przed wyborami ubiegłorocznymi powoływali się na dobre strony PRL i Edwarda Gierka. Jednak większość starszych wyborców lewicy wie, że Jarosławowi Kaczyńskiemu silne państwo potrzebne jest głównie po to, by

porachować kości przeciwnikom.

Za deklaracjami PiS o solidaryzmie społecznym, walce z oligarchami i liberałami kryje się twarz Zyty Gilowskiej oraz pozostawione przez rządy PiS „pamiątki” – zniesiona trzecia stawka podatkowa dla osób uzyskujących najwyższe dochody oraz zlikwidowany podatek od spadków.
Głosując na PiS lub jego PJN-owską mutację, strzeliłbym gola do własnej bramki.
Gdybym kierował się wyłącznie hasłami wyborczymi, pewnie poparłbym Polską Partię Pracy Sierpień 80 Bogusława Ziętka. Obiecuje ona podniesienie płacy minimalnej, wprowadzenie wyższych stawek podatkowych dla najlepiej zarabiających, likwidację umów śmieciowych (to PPP pierwsza dostrzegła ten problem), bezzwłoczne wstrzymanie prywatyzacji służby zdrowia, uruchomienie przez państwo programu budowy dostępnych mieszkań, wycofanie wojsk z Afganistanu i przeznaczenie zaoszczędzonych w ten sposób pieniędzy na stypendia dla młodzieży z ubogich rodzin.
Nie wiem jednak, co się kryje za lewicowymi hasłami PPP. Na listach tej partii są nie tylko autentyczni związkowcy walczący o prawa pracownicze (szefowa związku w Tesco Elżbieta Fornalczyk) i młodzi lewicowcy (Szymon Martys z Lublina), ale i działacze Samoobrony z niejasną przeszłością oraz postacie, które przypominają o dawnych związkach PPP

z narodową prawicą,

byli członkowie KPN, ZChN i LPR. „Powinno się skończyć pobłażanie wobec naszego młodszego brata” – te słowa dotyczące polityki Polski wobec Litwy padły w przedwyborczej debacie telewizyjnej z ust przedstawiciela PPP Andrzeja Anusza (na plakatach przedstawia się jako niezależny kandydat do Senatu), który zakładał Porozumienie Centrum i Ruch dla Rzeczypospolitej Jana Olszewskiego, a sławę zyskał po wybuchu skandalu wokół plagiatu pracy magisterskiej o NZS.
Nie poprę Polskiej Partii Pracy, bo nie chcę, by mój głos był głosem straconym.
PPP wyrastała w powszechnym kilka lat temu na lewicy pozaparlamentarnej przekonaniu, że należy sprzyjać słabnięciu Sojuszu Lewicy Demokratycznej, bo ta „pseudolewicowa” partia blokuje drogę do polityki „prawdziwej” lewicy. Taką taktykę przyjął zarówno Bogusław Ziętek, jak i jego główny rywal na lewicy antykapitalistycznej.
Ten rywal to Piotr Ikonowicz, który dał wyraz swojej bezsilności w tygodniku „NIE” i na blogu, ogłaszając: „Pierdolę, nie głosuję”. Nie rozumiem, jak dawny opozycjonista, a potem przez dwie kadencje poseł może obrzydzać niekwestionowaną zdobycz Polski po 1989 r. – demokrację parlamentarną. Niegłosowanie 9 października sprzyja przede wszystkim PiS – dlatego Jarosław Kaczyński znowu

przebrał się za owieczkę

i ze wszystkich sił stara się uśpić czujność wyborców niechętnych PiS.
Podobnie jak rezygnacja z udziału w wyborach niewielki sens ma oddanie głosu nieważnego. Ten sygnał protestu przeciwko wszystkim partiom, stylowi uprawiania polityki, oderwaniu polityków od problemów, którymi żyją obywatele, nie zostanie dostrzeżony.
W 2007 r. Platforma Obywatelska pokonała partię Jarosława Kaczyńskiego m.in. dzięki poparciu dotychczasowych wyborców lewicy, dla których nadrzędną kwestią było odsunięcie od władzy nieobliczalnego, groźnego PiS. Na uzyskanie podobnego efektu partia Donalda Tuska dziś nie może liczyć. Straszak PiS nie mobilizuje lewicowej części elektoratu PO sprzed czterech lat. Także dlatego, że Platforma nie potrafiła powstrzymać się od podsycania wojny polsko-polskiej – w czasie mijającej kadencji przyjęto tzw. ustawę dezubekizacyjną, szczodrze finansowano IPN, ustanowiono Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Pod rządami Tuska wyrastają nowe getta (osiedla kontenerowe), do których wprowadzają się eksmitowani zadłużeni lokatorzy, kolejne zaś znacjonalizowane w PRL majątki – także te, które były przed wojną zadłużone – obejmują potomkowie właścicieli. Tuskobus kompromituje szefa rządu – przez prawie cztery lata premier nie zainteresował się codziennym życiem zwykłych ludzi, których nie dotknęła powódź, trąba powietrzna ani inny kataklizm, lecz jedynie obojętność państwa.
Nie wierzę Donaldowi Tuskowi, że nie będzie klękał przed księdzem, bo politycy PO co roku udają się na rekolekcje (tzw. dni skupienia), a duchowni dokładnie obstawili cały aparat państwowy – od Pałacu Prezydenckiego po komisariat policji.

Na PO nie można liczyć

w walce o liberalizację ustawy antyaborcyjnej, refundowanie zapłodnienia in vitro, legalizację związków homoseksualnych. Utrzymywanie skrojonego przez PiS Centralnego Biura Antykorupcyjnego, bicie rekordów w zakładaniu podsłuchów, ograniczenie dostępu do informacji publicznej, opracowanie w MSWiA projektu ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej sprawiają, że tracę pewność, czy PO w każdej sytuacji będzie bronić demokratycznego państwa prawa.
W 2007 r. Platforma mogła się jawić części wyborców lewicy jako mniejsze zło, w Pałacu Prezydenckim urzędował bowiem Lech Kaczyński. Do 2015 r., przez całą kolejną kadencję parlamentu, głową państwa pozostanie otoczony doradcami wywodzącymi się z dawnej Unii Wolności Bronisław Komorowski. To gwarancja, że nawet jeśli PiS obejmie rządy, nie zdoła zbudować wymarzonej IV RP.
Wśród kandydatów Platformy Obywatelskiej na posłów są znane osoby związane do niedawna z lewicą. Nie dam się złapać na zarzucony przez PO na wyborców lewicy haczyk i nie zagłosuję na nie, bo nie wierzę, że zdołają zamienić PO w lewicową partię.
Nie zgadzam się z opinią, że w tych wyborach należy głosować nie na partię, lecz na osoby znane z lewicowych poglądów. Należy głosować i na partię, i na konkretnego kandydata tej partii. Czym innym są wybory do Senatu – mam nadzieję, że poparcie przez PO osób związanych z wartościami lewicy pomoże w wybraniu ich do tej izby.
Nie tylko ze względu na lewicowe tradycje ruchu ludowego, PRL-owskie korzenie obecnego Polskiego Stronnictwa Ludowego (uosabia je Stanisław Żelichowski, który po raz pierwszy został posłem w 1985 r.) oraz dwukrotne wspólne rządy z SLD życzliwie spoglądam w kierunku PSL. Przede wszystkim intryguje mnie

postać Waldemara Pawlaka,

który namiętnie czyta książki o procesach społecznych, politycznych i gospodarczych towarzyszących globalizacji, jest fanem najnowszych technologii (kilka lat temu zasiadł za kierownicą hybrydowej toyoty), entuzjastą wolnego oprogramowania. Waldemar Pawlak zbliżył się do związków zawodowych – siedziby PSL i OPZZ znajdują się pod jednym dachem, wicepremier odpowiada za dialog społeczny, kieruje Komisją Trójstronną.
Największy sukces PSL w kończącej się kadencji to przeforsowanie przez minister pracy i polityki społecznej Jolantę Fedak ustawy ograniczającej wielkość składek emerytalnych odprowadzanych do OFE i przeniesienie uciętej części do ZUS. Po raz pierwszy od wielu lat w ważnej sprawie społecznej odpowiedzialność państwa nie zmalała, lecz wzrosła. Fedak zgłosiła także absolutnie nowatorską w Polsce propozycję wprowadzenia emerytury obywatelskiej dla wszystkich – także dla osób, które nie opłacały składek. Ten pomysł wynika z coraz popularniejszej w świecie koncepcji powszechnego dochodu gwarantowanego (mówił o niej w wywiadzie dla „Przeglądu”, nr 22/2011 dr Ryszard Szarfenberg). Poparcie dla PSL mogłoby sprzyjać odtworzeniu po wyborach obecnej koalicji, co miałoby – być może – dwa plusy: zapobiegłoby wejściu do rządu SLD (lewica powinna pozostać wyrazistą alternatywą dla prawicy, a nie jej satelitą) oraz umocniłoby stronę społeczną w nowym gabinecie Donalda Tuska.
Nie zagłosuję jednak na PSL, bo to partia wielu zachłannych na władzę działaczy, skutecznie dzielących między siebie polityczne łupy. Nie mogę zapomnieć o milionach złotych z samorządowej kasy, wydanych – dzięki przychylności marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika – na Świątynię Opatrzności Bożej.
9 października pokażę PSL

gest Kozakiewicza

– bardzo zniesmaczyła mnie obecność na pierwszym miejscu listy warszawskiej PSL byłego mistrza olimpijskiego, który w latach 80. uzyskał obywatelstwo Niemiec i występując w barwach tego kraju, pragnął przeskoczyć poprzeczkę zawieszoną wyżej niż w okresie, gdy reprezentował Polskę.
Kilka miesięcy temu – na długo, zanim Ruch Palikota (RP) wystrzelił w sondażach – zacząłem opowiadać, że na niego zagłosuję. Taki też miałem zamiar. Moje myślenie było typowe dla tysięcy innych osób: SLD przestał być partią ideową, miota się między „zapateryzmem” a neoliberalizmem, nie wiadomo, o co mu chodzi. Odmłodzenie kierownictwa partii zakończyło się przejęciem kontroli nad nią przez grupę koleżeńską o miernych kwalifikacjach. Wstydzę się za nieporadność i pełen frazesów język polityków lewicy występujących w telewizji.
Uznałem, że głosując na SLD, pomogę w utrzymaniu władzy w partii przez karierowiczów, głosując zaś na politycznego sztukmistrza z Lublina, wyrażę protest wobec obecnego SLD, będę sprzyjał uzyskaniu przez tę partię słabszego wyniku, który może wreszcie wymusi na niej zasadniczą zmianę.
Kierowałem się emocjami, ale one z czasem zaczęły opadać. Moja opinia o SLD i RP nie zmieniła się, natomiast wzrosły wątpliwości związane z sensem poparcia Palikota. Owszem, bardzo ucieszyłaby mnie obecność w Sejmie Wandy Nowickiej walczącej o prawa kobiet, szefa Kampanii Przeciw Homofobii Roberta Biedronia, transseksualistki Anny Grodzkiej, redaktora naczelnego „Faktów i Mitów” Romana Kotlińskiego, wicenaczelnego „NIE” Andrzeja Rozenka. Te osoby mogą przewietrzyć Sejm, sprowokować niejedną ważną dyskusję.
Ale to za mało, by Palikot mógł liczyć na mój głos. Popierając RP, akceptowałbym niedemokratyczną partię budowaną na uwielbieniu dla przywódcy. RP rządzi

ego i pycha Palikota

wyrażone umieszczeniem nazwiska przywódcy w nazwie partii. Pana Boga zastępuje Pan Palikot. Ten sam, który finansował wzorowany na amerykańskim neokonserwatyzmie tygodnik „Ozon” – w założeniu organ pokolenia JP2. Ten sam, który jako poseł nie wykazał się aktywnością w zabiegach o neutralne światopoglądowo państwo, za to 23 października 2009 r. głosował za ustawą o finansowaniu Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie z budżetu państwa.
Gdy Palikot był w PO, spekulowano, że jego występy mają przykuć uwagę lewicowych wyborców i zachęcić ich do popierania Platformy. Słuchając oświadczeń Palikota o zamiarze rządzenia z PO, nie wykluczam, że po wyborach zamelduje on Tuskowi o wykonaniu zadania: rozbiciu lewicowego elektoratu i przypieczętowaniu klęski SLD.
Palikot nie ukrywa, że głównie zależy mu na pogrążeniu Sojuszu.
Nie przyłożę się do upadku ostatniej liczącej się partii lewicowej w Polsce, dlatego pozostaje mi

głosowanie na SLD.

Nie musi ono oznaczać poparcia obecnego kierownictwa. Listy partyjne mają charakter otwarty – mogę postawić krzyżyk przy konkretnym kandydacie. To nieprawda, że jedynki gwarantują miejsce w Sejmie – wystarczy obejrzeć wyniki Lewicy i Demokratów z 2007 r.
Obecne listy kandydatów SLD są słabsze niż przed czterema laty – to efekt zamykania się Sojuszu, tworzenia partii dla swoich, odepchnięcia wielu znanych postaci i cenionych fachowców, zastąpienia ich miernymi, ale wiernymi. Bardzo trudno będzie Sojuszowi powtórzyć wynik koalicji Lewicy i Demokratów sprzed czterech lat (13,15%). W dodatku jeśli do Sejmu dostanie się pięć partii (cztery dotychczasowe plus Palikot), to reprezentacja poselska SLD okaże się znacznie szczuplejsza niż LiD w 2007 r. (53 mandaty). Dlatego na wyborców lewicy spada szczególna odpowiedzialność świadomego głosowania, które pozwoliłoby na wyłonienie dobrych polityków, prawników, ekonomistów, wiarygodnych przedstawicieli związków zawodowych, środowisk pracowniczych, kobiecych, medycznych, nauczycielskich, ekologów, alterglobalistów itd. W 2001 r. PiS wprowadziło do Sejmu zaledwie 44 posłów, jednak ich wielka aktywność, wola walki i skuteczność sprawiły, że już po czterech latach partia Kaczyńskiego wygrała wybory. Zatem mały może dużo.
Nie poprę kandydata SLD, który nie ma za sobą doświadczenia zawodowego poza polityką, którego pozycja wynika z bliskości wobec kierownictwa partii, albo takiego, który ma przetrącony kręgosłup, jest wypalony, niezdolny do zdecydowanego starcia z prawicą.
O SLD można pisać bardzo długo i bardzo źle, jednak pozostaje on główną lewicową partią polityczną w Polsce. Socjaldemokracja Polska kona, Unia Pracy żyje dzięki kroplówce SLD, Polska Partia Pracy – jak stwierdziła słuchaczka Radia TOK FM – pojawia się i znika do następnych wyborów. Ruch Palikota nie jest lewicą, ma mnóstwo pomysłów liberalnych z wprowadzeniem jednej wspólnej stawki podatkowej i ograniczeniem dostępu do bezpłatnych studiów (np. studia filozoficzne, które Palikot ukończył bezpłatnie, byłyby płatne, gdyż – jak tłumaczy – nie gwarantują absolwentom pracy).
Tylko z SLD może wyjść impuls do rewizji prawicowych ocen historii najnowszej, likwidacji IPN (to zresztą postulat wyborczy tej partii), skutecznych działań zmierzających do ochrony pracowników, zmniejszania nierówności społecznych (także dochodowych), rozdziału państwa i Kościoła, zagwarantowania praw mniejszościom. Jestem pewien, że w najbliższych latach polityczne wahadło w Europie, także w Polsce, przesunie się mocno w lewo i parlamentarna partia z dobrze rozwiniętymi strukturami będzie na wagę złota.

Wydanie: 2011, 40/2011

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy