Dług

Dług

Właściciel lombardu, który pożyczył pieniądze krewnemu męża lubelskiej sędzi, został potraktowany jak boss mafii. W areszcie spędził prawie pięć lat

Był rześki wiosenny poranek 11 czerwca 2001 r. Właściciel lombardu przy ul. Lubartowskiej w Lublinie, Paweł Pawlak, właśnie wychodził spod prysznica, gdy do jego domu po wyłamaniu drzwi balkonowych wpadło kilkunastu uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego. „Gleba, gleba, na ziemię się kładź!”, wrzeszczeli.
Policjanci w mgnieniu oka powalili go na ziemię i skuli kajdankami. Leżąc, usłyszał, że jest podejrzany o wymuszenia rozbójnicze na Januszu J., poprzednim właścicielu domu, i że jest hersztem zorganizowanej grupy przestępczej dokonującej wyłudzeń sprzętu elektronicznego. W prokuraturze przedstawiono mu zarzuty.
14 miesięcy wcześniej Pawlak – w zamian za zaciągnięte u niego długi – przejął od Janusza J., prywatnie kuzyna męża znanej lubelskiej sędzi, 400-metrowy, luksusowy dom w lubelskiej dzielnicy Dziesiąta, który odsprzedał potem swej matce. Niezadowolony z utraty nieruchomości Janusz J. odgrażał się, że „go załatwi”. Chwalił się koneksjami w lubelskim wymiarze sprawiedliwości, mówił, że „ma tam ciotkę”. – Nie przejmowałem się tym zbytnio, a na pożyczki miałem kwity – tłumaczy właściciel lombardu.
Pawlak nie był gangsterem ani bandytą. Słynął za to z udzielania pożyczek na lichwiarski procent. Od 1991 r. prowadził w centrum miasta lombard. Kwitnący interes tkwił kością w gardle miejscowym mafiosom, którzy usiłowali go „opodatkować”. Ale on był sprytniejszy, zawsze o krok przed ferajną. Krążyły słuchy, że dzięki pomocy głęboko zakonspirowanego rezydenta Pruszkowa kilka razy korzystał z warszawskiego parasola ochronnego. Pawlak zaprzecza kontaktom z Pruszkowem, przyznaje natomiast, że na tle interesów poróżnił się z Markiem O. ps. „Mumos”, uważanym za jednego z lubelskich bossów.

Bank Pawlaka

Janusza J. Pawlak poznał jesienią 1999 r. Mężczyzna prowadził hurtownię cytrusów. Wpadł w tarapaty, gdy przepuścił w kasynie firmowe pieniądze. Z Pawlakiem skontaktował go jeden ze znajomych. J. pożyczył od Pawlaka 10 tys. zł oprocentowanych odsetkami lombardowymi. Zabezpieczeniem pożyczki był samochód osobowy. Pawlak wziął dowód rejestracyjny. Autem nadal jeździł J., który wyrobił sobie wtórnik.
J. częściowo oddał pieniądze, ale dopożyczył 20 tys. Według Pawlaka, stało się to zarzewiem nieporozumień, a w konsekwencji rosnącej lawinowo kwoty zadłużenia, tym bardziej że J. pożyczał kolejne sumy. Wziął od Pawlaka 150 tys. zł u notariusza z tytułu umowy przedwstępnej sprzedaży domu, a następnie kolejne 150 tys. zł a conto tej transakcji. W kwietniu 2000 r. w imieniu swoim i żony przekazał Pawlakowi pełnomocnictwo do dysponowania zastawioną nieruchomością. I dostał jeszcze 45 tys. zł.
W prokuraturze jednak Janusz J. przedstawił się jako ofiara bezwzględnego pożyczkodawcy. Zeznawał o groźbach i presji psychicznej, opowiadał o pobiciu dokonanym na zlecenie Pawlaka, po którym usiłował popełnić samobójstwo. – Napisałem nawet list pożegnalny do rodziny. Oddawał on w pełni stan psychicznego i fizycznego zastraszenia, w jakim się znajdowałem w tym okresie – żalił się. Twierdził, że Pawlak wymusił na nim oddanie domu, że spłacał odsetki od odsetek, że z przyczyn od niego niezależnych utracił kontrolę nad zadłużeniem, powstałym z powodu lichwiarskich operacji.
Obraz niewinnej ofiary burzą jednak kontakty Janusza J. ze znanym lubelskim gangsterem – Romanem S. ps. „Bandziorek” i fakt, że hipotekę domu sprzedanego właścicielowi lombardu obciążył 600-tysięcznym poręczeniem na rzecz gorzowskiego biznesmena, z którym prowadził interesy. Poza pełnomocnictwem dla Pawlaka Janusz J. sporządził również kilka innych, także fałszywych – upoważniających go do podejmowania kredytów bankowych.

Obywatel gangster

Pawlak za interesy z Januszem J. zapłacił etykietką „groźnego gangstera” oraz prawie pięcioletnim aresztem, w tym półtoraroczną izolatką w bloku dla najbardziej niebezpiecznych przestępców w radomskim więzieniu.
Prokuratura oskarżyła go w grudniu 2001 r. Razem z nim na sali sądowej zasiadło 11 osób z gangu, wymyślonego przez głównych świadków oskarżenia – Piotra K. ps. „Prezes” i Roberta P. Oprócz zarzutów związanych z Januszem J. Pawlakowi przypisano wręczanie łapówek inspektorowi Władysławowi Szczeklikowi, w latach, gdy policjant pracował jeszcze w Lublinie. O kontakty ze Szczeklikiem Pawlaka wypytywano już kilka dni po osadzeniu w areszcie. Wówczas nie łączył on jeszcze swego pobytu w więzieniu ze zbieraniem haków na inspektora. – Nie znałem człowieka, nic mi nie mówiło jego nazwisko, więc nie zastanawiałem się nawet, po co mnie o niego pytają – mówi. (O historii oskarżenia policjanta pisaliśmy w 14. numerze „Przeglądu”).
Reszta zarzutów wobec Pawlaka dotyczyła działalności lombardu – stanowiącego, według śledczych, centrum przestępczych machinacji, związanych z wyłudzeniami elektroniki. Dorzucono mu jeszcze posiadanie narkotyków, obrót fałszywą walutą, nielegalne posiadanie broni gazowej i amunicji oraz wyłudzenie 31 tys. ton węgla. Oprócz informacji uzyskanych od Piotra K. i Roberta P. trzon materiału dowodowego stanowiły zeznania małżeństwa Jerzego i Barbary J. oraz Piotra P. ps. „Paznokieć” – nawróconego gangstera, korzystającego ze statusu świadka koronnego zorganizowanych grup przestępczych Lubelszczyzny.

Tajemnica złotego sejfu

Kiedy Pawlak siedzi w areszcie, do kontrofensywy przechodzi żona Janusza J., będąca współwłaścicielką willi. Barbara J. już wcześniej zwraca się do sądu o przywrócenie stanu posiadania nad nieruchomością. I sprawę słusznie wygrywa. Ale za pierwszym razem komornikowi nie udaje się jednak eksmitować zajmującej dom konkubiny Pawlaka oraz jego matki, formalnej nowej właścicielki domu.
Dochodzi do tego dopiero w maju 2002 r. Małżonka Janusza J. może to zrobić, ponieważ okazuje się, że jej podpis na akcie notarialnym sfałszowano. Janusz J. nie miał rozdzielności majątkowej z żoną. By uzyskać pełnomocnictwo, wykradł jej dowód osobisty, a do kancelarii notarialnej zamiast żony przyprowadził dobrze znającą język polski Ukrainkę.
Działania Barbary J. rozpoczynają kilkuletni spór o dom i pozostawione w nim przez poprzednich mieszkańców mienie. Pawlak wycenia swój majątek na milion złotych. Rodzinę J. oskarża o korzystanie z jego mebli i sprzętów. Ci zaprzeczają. Kiedy sprawy trafiają do sądu, w wydawaniu decyzji bierze udział sędzia Alicja Z., której mąż jest bratem ciotecznym Janusza J.
Sędzia przez cztery lata odmawia zwolnienia Pawlaka z kosztów sądowych. Takich problemów nie ma Barbara J., która na decyzję o zwolnieniu z kosztów czeka jeden dzień, a dodatkowo dostaje jeszcze adwokata z urzędu. W sierpniu 2002 r. sędzia Z. odrzuca apelację Pawlaka, a w kwietniu 2003 i w marcu 2005 r. wydaje zarządzenia w sprawie, w której Janusz J. był pozwanym. – Decyzji, nawet gdyby były tylko formalne, pani sędzia w tym stanie rzeczy nie powinna podejmować, ponieważ powodują one wątpliwości co do bezstronności sądu – uważa sędzia Marek Celej, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa.
W kwietniu 2006 r. po opuszczeniu aresztu walczący o odzyskanie mienia Pawlak doprowadza do przeszukania willi. W czasie rewizji wychodzi na jaw, że jego dobytek zaginął. Przede wszystkim brakuje wielkiej kasy pancernej, w której zgromadził większość zdeponowanego w lombardzie złota, brylantów i weksli. Nie ma wartej 70 tys. zł kolekcji znaczków, a spośród kilkudziesięciu wartościowych obrazów odnajduje się tylko jeden.
W czerwcu 2006 r., po nagłośnieniu sprawy w mediach, historia domu zatacza koło. Sąd przyznaje rację Pawlakowi i zasądza od Janusza J. na jego korzyść kwotę 385 tys. zł. Pawlak wchodzi na hipotekę domu. Sędzi Alicji Z. broni jej szefowa, która na wniosek Fundacji Batorego badała jej udział w postępowaniach. – Decyzje miały jedynie charakter formalny, a poza tym pani sędzia zapewniła mnie, że nie utrzymywała z rodziną J. żadnych kontaktów – mówi Teresa Czekaj, prezes Sądu Okręgowego w Lublinie.

Rządzenie i żenienie

Proces karny Pawła Pawlaka trwa od czerwca 2003 r. W ubiegłym roku podzielono go na kilkanaście spraw, ze względu na odejście sędziego do IPN. Później umorzono zarzut kierowania przez mężczyznę zorganizowaną grupą przestępczą. Pierwszy wyrok Pawlak otrzymał w 2003 r. za sprowadzanie z Zachodu samochodów bez cła i paserstwo, czemu zresztą nie zaprzecza. Nie zaprzecza również kontaktom z lubelską mafią. – Prowadząc lombard, nie mogłem istnieć w próżni – mówi. Nie przyznaje się natomiast do pozostałych zarzutów, a w szczególności do wręczania łapówek Szczeklikowi, którego, jak utrzymuje, poznał dopiero na procesie.
W półświatku operację połączenia ze sobą w śledztwie nieznających się i niemających ze sobą nic wspólnego osób określa się mianem „pożenienia”.
Według mecenas Doroty Muchorowskiej-Gąsior, obrońcy Pawła Pawlaka, w takim dyskwalifikującym prokuraturę współoskarżeniu umieszczono policjanta i właściciela lombardu. – Tym bardziej że uczyniono to na podstawie informacji świadków, którzy dziś wycofują się ze swych zeznań – podkreśla. Niedawno wycofał się z nich Piotr K. ps. „Prezes”. Kilka tygodni wcześniej zrobił to samo w sprawie byłego komendanta policji w Białej Podlaskiej.
Problemy prokuratury robią się jeszcze poważniejsze, jeśli weźmie się pod uwagę, że w każdej chwili zeznania przeciwko Pawlakowi może odwołać Robert P. Zostaną wprawdzie te od świadka koronnego, dotyczące jednak głównie wyłudzenia węgla, i zeznania rodziny J. Kłopotów nie ma jedynie sąd, który wbrew przepisom kodeksu postępowania karnego konsekwentnie odmawiał Pawlakowi przez okres stosowania aresztu ochrony jego mienia. I rodzina J., która korzysta z willi, pomimo korzystnego dla Pawlaka wyroku. Bo komornik wzbrania się przed egzekucją, a sprawcy kradzieży majątku nigdy nie odnaleziono. Janusz J. jest po rozwodzie z żoną. Za oszustwo popełnione na przedsiębiorcy z Gorzowa i próby podejmowania kredytów bankowych nie odpowiedział do dziś. Odpowiedzialności nie poniósł także notariusz, u którego J. sporządzał fałszywe pełnomocnictwa.

 

Wydanie: 17-18/2007, 2007

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Arthur Petryka
    Arthur Petryka 3 lutego, 2017, 14:09

    Jak zawsze w takich sprawach-sami swoi , wszyscy swoi…

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 14 czerwca, 2017, 12:58

    Czy to ten sam Piotr Paweł Pawlak wiązany przez media chorwackie z zagadkową śmiercią pobitej i wrzuconej w stanie nieprzytomnym do wody w następstwie czego utopionej kobiety o nazwisku Jolanta Magdalena Adamczuk?

    http://www.jutarnji.hr/vijesti/crna-kronika/misteriozna-smrt-djevojke-u-zadarskom-kanalu-policija-tvrdi-njezin-ljubavnik-ju-je-pretukao-bacio-s-broda-u-more-i-pustio-da-se-utopi/6220206/

    Oboje byli sympatykami KOD.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy