Do hymnu!!!

Byłem parę dni temu w Łańsku. Po przeczytaniu w „Przeglądzie” artykułu „Gospodarstwo w rękach prokuratora” zabrałem ze sobą wannę, umywalkę, wędki i pojechałem na zawody wędkarskie aktorów. Okazało się, że umywalki już były, tylko ryb zabrakło. Ale nie o tym dzisiaj.
Po zakończeniu zawodów postanowiliśmy zbiorowo obejrzeć mecz Polski z Koreą. A ponieważ bardzo szybko okazało się, że nasi grają tak, jak potrafią, a że potrafią tyle, co mogą, to i tak grają, wziąłem pióro i zapisywałem co trafniejsze uwagi o sytuacji na boisku.
„Koreańczycy pokazali nam, co znaczy w meczu przewaga wzrostu”.
„Nasi nieźle bronią bramki koreańskiej, wybijając piłki na aut”.
Po stwierdzeniu naszego komentatora, że przeciwnicy są bardzo precyzyjni, dokładni i niezawodni, usłyszałem: „Po prostu made in Japan”.
A już po meczu padło stwierdzenie: „Wygrali gorsi, bo nasi mówili, że są lepsi”.
Dyskusja zeszła więc na temat, co nam się bardziej dłużyło, czy mecz, czy hymn. Podobno „Mazurek Dąbrowskiego” był kiedyś radosną pieśnią o powrocie z tułaczki do Ojczyzny, a tu na stadionie zabrzmiał jak marsz pogrzebowy albo hymn przeciwników Zjednoczonej Europy, bo „…z ziemi włoskiej do Polski” Liga Polskich Rodzin może traktować jako zapowiedź nieprzyjęcia nas do Unii.
W każdym razie 30 śpiewających aktorów próbowało zaintonować „Marsz, marsz Dąbrowski…”, ale ponieważ nie było szans, żeby trafić we frazę, siłą rzeczy rozmowa zeszła na temat, czy to dobrze dla organizmu stosować rzepy na gołe ciało. W związku z tym, że eksperyment z Edytą Górniak był na poziomie mniej niż średnim, proponuję, żeby na meczu Polska – USA hymn zaśpiewał zespół Ich Troje z pochodniami w rękach i Michałem Wiśniewskim stojącym na latarni oświetlającej stadion. Wtedy by Polska oszalała, nie zwracając uwagi na piłkarzy, a Amerykanie na pewno nie wygraliby meczu… bo nie może wygrać ktoś, kto jest w szoku.

 

Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy