Dobra zmiana w prawie karnym

Dobra zmiana w prawie karnym

Zaraz po I wojnie światowej naczelnik państwa Józef Piłsudski powołał Komisję Kodyfikacyjną mającą przygotować podstawowe dla polskiego porządku prawnego ustawy. Inicjatywę naczelnika, który wyznaczył pierwszych 44 członków tego gremium, przejął później Sejm Ustawodawczy, który komisję powołał specjalną ustawą, jako organ sejmowy.

Trzeba pamiętać, że niepodległe państwo polskie po 1918 r. powstało ze scalenia ziem, które dotąd należały do trzech państw zaborczych i na których obowiązywały trzy (a nawet cztery, o czym za chwilę) systemy prawne. W dawnym zaborze rosyjskim obowiązywał kodeks karny rosyjski z 1905 r., w Galicji ustawa karna austriacka z 1853 r., a w dawnym zaborze pruskim ustawa karna pruska z 1871 r. Na skrawkach Spiszu i Orawy, które przed I wojną światową należały do Królestwa Węgier, części składowej c.k. monarchii (to „k” dotyczyło Węgier), obowiązywało prawo węgierskie. Ujednolicenie polskiego prawa było wymogiem praktycznym, dość wyobrazić sobie, że w Krakowie obowiązywało prawo austriackie, a w położonym o mniej więcej 15 km na północ Ojcowie czy Słomnikach już prawo rosyjskie. W jednej połowie Wielkopolski prawo pruskie, w drugiej rosyjskie itd. Oprócz wymiaru praktycznego stworzenie nowoczesnego systemu własnego prawa i wyrugowanie z użycia prawa zaborczego było zadaniem o charakterze moralnym i patriotycznym. Do komisji powołano najwybitniejszych ówczesnych profesorów i praktyków prawa. Prace trwały długo, dopiero w 1928 r. przyjęto nowy kodeks postępowania karnego, a kodeks karny jeszcze o cztery lata później, bo w 1932 r. Ten ostatni uważany był za jeden z najnowocześniejszych w Europie, a głównym twórcą jego projektu był prof. Juliusz Makarewicz. W komisji nie było czynnych polityków. Zasiadający w niej profesorowie reprezentowali wszystkie możliwe ówcześnie orientacje polityczne. Makarewicz, przewodniczący podkomisji prawa karnego materialnego, był wyraźnym sympatykiem (przez jakiś czas nawet senatorem z ramienia chadecji) konserwatywnej prawicy, co jakoś nie przeszkadzało rządzącej po 1926 r. sanacji. Kodeksy przedwojenne wystawiają dobre świadectwo ówczesnemu poziomowi nauki prawa karnego w Polsce.

W PRL, obok kodeksu z 1932 r., obowiązywał jeszcze tzw. mały kodeks karny dotyczący przestępstw politycznych i Kodeks karny WP z 1944 r., a nadto kilka ustaw lub dekretów szczegółowych. Po 1956 r. podjęto prace nad nowym kodeksem karnym. Znów trwały one wiele lat i zaowocowały kodeksem karnym z 1969 r. (który wszedł w życie od 1 stycznia 1970 r.). W komisji zasiadali niemal wszyscy ówcześni profesorowie prawa karnego, a jednym z głównych autorów projektu był prof. Władysław Wolter, kierownik Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierujący tą katedrą od 1928 r., a więc od czasów sanacyjnych. Kodeks karny z 1969 r. łączył zalety kodeksu z 1932 r. z kilkoma nowszymi, twórczymi rozwiązaniami (np. wprowadził pojęcie sprawstwa kierowniczego, spenalizował przygotowanie do niektórych najcięższych przestępstw), nie oparł się jednak presji ideologicznej, np. dając większą ochronę prawno-karną mieniu społecznemu niż prywatnemu.

Po 1989 r. wdrożono prace nad nowym kodeksem karnym. W konsekwencji Sejm w 1997 r. uchwalił ten nowy kodeks. Może nie doskonały, ale na pewno najdoskonalszy, na jaki było stać ówczesnych polskich karnistów, wszak wszyscy najwybitniejsi przedstawiciele tej dyscypliny uczestniczyli w pisaniu jego projektu, a żadnych nacisków politycznych ze strony kolejnych, zmieniających się rządów nie było. Politycy pozwolili działać specjalistom. Pracom nad projektem, a później pracom legislacyjnym towarzyszyła szeroka dyskusja toczona na łamach prasy prawniczej, na licznych konferencjach i seminariach.

Inna sprawa, że już po uchwaleniu kodeksu różne ekipy rządowe, kierując się najzwyczajniej czymś, co nauka określa mianem „populizmu penalnego”, nader często nowelizowały przepisy, z zasady zaostrzając sankcje karne i wychodząc tym sposobem naprzeciw opinii publicznej, którą wzburzyło jakieś jednostkowe, spektakularne, nagłośnione przez media przestępstwo. To zjawisko znane jest nauce jako tzw. panika moralna. W atmosferze takiej paniki rodziły się niezbyt mądre pomysły typu „kastracja chemiczna”. Pomysły często przeciwskuteczne, naruszające prawa człowieka i zasady cywilizowanego prawa (jak niesławna „ustawa o bestiach”), czasem nie do zrealizowania z samej istoty rzeczy (np. pomysł z przymusowym leczeniem pedofilów, tak jakby pedofilia była uleczalna, nie mówiąc już o tym, że całe więziennictwo nie zatrudniało w tym czasie ani jednego seksuologa).

Te nowelizacje, nader ochoczo wprowadzane przez koalicję PO-PSL, systematycznie, choć powoli psuły polskie prawo karne. Jednak wszystko to było, jak się okazało, dziecinną igraszką przy tym, co z prawem karnym potrafiono zrobić w ciągu kilku miesięcy tzw. dobrej zmiany. Przy sparaliżowanym Trybunale Konstytucyjnym każdy, najgłupszy nawet pomysł, który wylęgnie się w otoczeniu ministra Ziobry, z nikim niekonsultowany (czasem zaopiniowany życzliwie przez jakiegoś trzecioligowego i nieznanego szerszemu gronu proreżimowego profesora prawa) natychmiast trafia do Sejmu i jest przez rządzącą większość błyskawicznie uchwalany. Nikt nie pyta o zdanie, a choćby o opinię specjalistów od prawa karnego, nikt się nie liczy z opiniami Sądu Najwyższego (wiadomo, to „grupa kolesiów”, jak uznała kiedyś posłanka Mazurek), nie mówiąc już o stanowisku Naczelnej Rady Adwokackiej, Rzecznika Praw Obywatelskich czy opiniach naukowych środowisk prawniczych. Uchwalić można wszystko, nie oglądając się na konstytucję, bo Trybunał Konstytucyjny jest sparaliżowany. Mamy już dopuszczalność dowodów uzyskanych z łamaniem prawa, o ile łamiący je funkcjonariusz (policjant lub prokurator) „działa w interesie społecznym”. Warto pamiętać, że taki interes jest kategorią polityczną, nie prawną, więc to rządzący ustalają, co jest „w interesie społecznym”, a co nie. Mamy np. w kodeksie karnym nowe przestępstwo „nieumyślnie fałszywej opinii biegłego” (jak można nieumyślnie napisać fałszywą opinię?), coś alogicznego, za to będącego skutecznym narzędziem nacisku na biegłych. Mamy ewidentnie niezgodny z konstytucją obowiązek składania samoobciążających zeznań. To wszystko już jest. Są też zapowiedzi dalszych „dobrych zmian”, np. konfiskaty majątku, nawet zgromadzonego nie w drodze przestępstwa.

Żadne z tych zmian nie były ani nie są konsultowane w środowisku prawniczym, nie ma także czasu na spokojną dyskusję o nich. To, co wymyśli sam minister Ziobro albo jego słabe intelektualnie i fachowo urzędnicze otoczenie, staje się wkrótce obowiązującą ustawą, której niekonstytucyjności nie ma kto zakwestionować.

O ile więc o kodeksie karnym z 1997 r. można było powiedzieć: wprawdzie niedoskonały, ale lepszego my, Polacy, nie potrafiliśmy stworzyć, to o kodeksie karnym w obecnym kształcie, po ostatnich nowelizacjach, można śmiało powiedzieć: najgorszy, jaki dotąd potrafili wymyślić urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości, ale nie ustają oni w wysiłkach.

Wydanie: 2016, 23/2016

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. sprawdzajmy by nie być jak Pan Zbyszek
    sprawdzajmy by nie być jak Pan Zbyszek 11 czerwca, 2016, 20:47

    może lepiej się nie wypowiadać bez dokładnego sprawdzenia o historii prawa 🙂 systemów prawnych było pięć (nie wszędzie tak jak w prawie karnym). Kongresówka znacząco się różniła od tzw. ziem zabranych (kresy wschodnie) gdzie nie było KN… a i „k” nie znaczyło tego co Profesor pisze 🙂 – bo było k i k (wspólne), k.k. lub k. (tzw. kakania) czyli tylko przedlitawskie no k.w. (królewsko-węgierskie).. No nie uchodzi autorowi bloga zatytułowanego „z Galicji”

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 14 czerwca, 2016, 23:41

    takich mamy profesorów niestety , szczególnie ci od prawa czują się niezawiśli w swoich wypowiedziach , sądach opiniach … i odpowiadają tylko przed Bogiem! 🙂

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Minister
    Minister 19 czerwca, 2016, 18:42

    Brawo,jest jeszcze Ktoś co nie boi się Prezesa i jego świty,choć kazał zbierać haki na Widackiego i zniszczyć Go.Szkoda,iż Polska PiS-u jest tak podstępna i fałszywa

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. jea895751
    jea895751 6 lipca, 2016, 07:07

    Fakty mówią za siebie – podziękowania autorowi. Niestety w tym „szaleństwie kaczyzmu” jest jasno wskazany cel..- odrzucić Polskę od cywilizowanego świata,wprowadzić w „uroki średniowiecza i krwawej inkwizycji” zniewolić umysły wiernych-biernych,pozbawić godności i praw elementarnych narodu, dalej tylko pusta egzystencja,marazm,socjal na przeżycie i drogie miejsce na cmentarzu…, ważne że dokona się zemsta na nieposłusznych, na narodzie który zasługuje tylko na siedzenie w kościołach i okowach absurdu zgotowanego przez ziomka…

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy