Dom pełen kamer

Dom pełen kamer

W Niemczech „Wielki Brat” skonał, a we Francji wywołał skandal i furorę

Kilkudziesięciu demonstrantów ruszyło ławą, krzycząc: „Wolność! Wolność dla zakładników telewizji M6!” i „Nie jesteśmy myszami w klatkach!”. Niektórzy potrząsali książkami George’a Orwella „Rok 1984”. Ochroniarze i policjanci powitali szturmujących gazem łzawiącym. Manifestanci, głównie młodzi komuniści, lewicowcy i obrońcy środowiska cofnęli się, kilkanaście kroków i oddali salwę z ogni sztucznych.
Jedna z liderek demonstracji, Amelie Martenot, z organizacji ekologicznej „Zielona Mysz” powiedziała: „Musimy protestować. Ci ludzie zamknięci przed kamerami zgodzili się na upokorzenia. Tym samym w pewnym stopniu upokorzony został każdy z nas”. Manifestanci usiłowali wziąć szturmem ośrodek prywatnej telewizji M6 w La Plaine Saint Denis na północ od Paryża, gdzie jest kręcona francuska wersja „Wielkiego Brata”, zwana „Loft Story”. W zamkniętym budynku z basenem i ogrodem żyło pod okiem 26 kamer jedenastu młodych ludzi, mężczyzn i kobiet w wieku poniżej 30 lat. Telewidzowie wybierali tych uczestników reality show, którzy mają opuścić „loft”. Para, która zostanie, musi spędzić w domu przypominającym pałac, przed kamerami, jeszcze sześć miesięcy. W zamian otrzyma na własność tę

posiadłość wartą
3 miliony franków,

czyli ponad 400 tysięcy dolarów. Organizatorzy liczą zapewne, że młodzi, skazani przymusowo na własne towarzystwo, po zakończeniu programu wezmą ślub. W przeciwnym razie będą musieli sprzedać dom i podzielić się pieniędzmi.
Telewizja M6, racząca do tej pory telewidzów tanimi amerykańskimi serialami, rozpoczęła emisję „Loft Story” 26 kwietnia, wywołując entuzjazm wśród publiczności. Oglądalność sięgnęła 40 procent. 7,7 miliona Francuzów zasiadło przed telewizorami. Trzy czwarte wielbicieli tego reality show to osoby między 15 a 24 rokiem życia.
23–letnia studentka prawa imieniem Caroline przyznaje: „Wiem, że to program, który jest niewiele wart, zrobiony dla podglądaczy. Uwielbiamy go jednak, bo to reality TV, niezwykle zabawna”.
Program wywołał jednak nad Sekwaną skandal niebywały. W liberalnej, świeckiej Francji niezmiernie rzadko dochodzi do sojuszu państwa i Kościoła mającego na celu obronę moralności. Teraz jednak biskupi i ministrowie lewicowego rządu premiera Jospina połączyli siły i wspólnie rzucają gromy na show, który „oznacza zagrożenie dla godności ludzkiej i propaguje zbyt dużo seksu”. „Loft Story” odsądził od czci i wiary arcybiskup Paryża, kardynał Jean-Marie Lustiger. Ségolčne Royal, minister ds. rodziny, gniewnie oskarżyła telewizję M6 o „szerzenie wulgarności i niszczenie kultury francuskiej”. Szefowa resortu łączności i kultury, Catherine Tasca, uznała emisję „Loft Story” za przykład „otwartego cynizmu”. Najwyższa Rada Audiowizualna (CSA), kontrolująca we Francji media, zapowiedziała, że będzie „uważnie obserwować” program i czuwać, aby nie posunięto się za daleko. Dyrektor konkurencyjnej telewizji TF1 pośrednio wezwał Radę, by powstrzymała emisję show, „który zachęca młodych ludzi, aby z żądzy profitu nawiązywali ze sobą stosunki”.

Ostro zaprotestowali
intelektualiści,

broniący „czystości wielkiej kultury francuskiej”, którzy określili program mianem „pig brother”, czyli „świńskiego brata”, zaś telewizję M6 uznali za „fast food TV” czy też „kanał śmieci”. Realizatorzy bronili się twierdząc, że „Loft Story” jest znacznie łagodniejszym show niż niemiecki czy holenderski „Big Brother”, zaś najbardziej pikantne sceny są pokazywane tylko w Internecie lub w płatnym kanale satelitarnym, a nie w publicznej telewizji.
Czołowe dzienniki kraju napiętnowały show na pierwszych stronach, zwracając uwagę na „niesłychanie prymitywne dialogi” uczestników, którzy „najwyraźniej nie mają sobie nic do powiedzenia”. Rzeczywiście, jedna z lokatorek domu, niejaka Delphine, wkrótce po włączeniu kamer zapytała uroczo: „Kto tu puścił wiatry?” (w łagodnym przekładzie). Uczestnicy urządzili następnie wysoce intelektualną zabawę polegającą na zakładaniu prezerwatyw na nos. Kiedy jedna z lokatorek, imieniem Eve, uroczo namydliła się pod prysznicem, jej zdjęcie ukazało się na pierwszych stronach bulwarowych gazet od Lizbony i Madrytu po Zurych. Realizatorów skrytykowano za to, że umieścili kamery nawet w łazienkach.
Szefowie telewizji M6 odpowiedzieli, że to tylko środek ostrożności, aby zestresowani uczestnicy programu nie mogli w ukryciu popełnić samobójstwa. Wtedy rozległy się kolejne głosy potępienia: „Dlaczego do programu wybrano osoby ze zwichrowaną psychiką?” Rzeczywiście, Delphine nie wytrzymała napięcia i zrezygnowała „ze względów zdrowotnych”, natomiast inna z lokatorek przyznała się do nieustannych depresji.
Uczestnicy programu stali się jednak bohaterami narodowymi, przynajmniej na kilka dni. Jeden z pierwszych wyeliminowanych, David, chodził w glorii gwiazdy na festiwalu w Cannes. Punktem kulminacyjnym show była

wspólna nocna kąpiel w basenie

jasnowłosej striptizerki i tancerki go-go Loany oraz studenta Jeana-Eduarda. Młodzi byli nadzy i oczywiście zaczęli się obłapiać. Przed momentem krytycznym organizatorzy skromnie odwrócili kamery. Publiczność była niepocieszona, ale przeciwnicy programu uznali, że przebrała się miarka. W Plaine St. Denis oraz przed siedzibą telewizji M6 w Neuilly-sur-Seine pod Paryżem odbyły się burzliwe demonstracje. Protestujący (było ich około 200) obrzucili gmach telewizji pomidorami, jajami i pojemnikami z jogurtem. Przed szklanymi drzwiami pozostawiono górę śmieci tudzież starą lodówkę. Po tej erupcji ludowego gniewu kontrolerzy mediów postanowili działać. Rada CSA zwołała nadzwyczajne posiedzenie. Obradujący doszli do wniosku, że telewizja M6 musi zmienić formułę programu. Gniew kontrolerów mediów pozostał jednak bez następstw. „Loft Story” przyćmiła we Francji nawet takie wydarzenia, jak festiwal filmowy w Cannes, finał pierwszej ligi piłkarskiej czy kryzys rządowy. Głos zabrał wybitny pisarz, Philippe Sollers, który uznał za najpiękniejszą mieszkankę „loftu” niejaką Kenzę. „Zadzwoń do mnie. Masz usta urodzonej pisarki”, wezwał dziewczynę na łamach tygodnika „Journal du dimanche”. W połowie czerwca inny literat, Azouz Begag, uznał triumfalne wyjście z kontenera jednego z uczestników programu imieniem Azis za „punkt zwrotny w historii integracji ze społeczeństwem francuskich emigrantów z Afryki Północnej”. Azis został bowiem osądzony przez publiczność „jako człowiek, nie jako Arab”. Begag zadał również wzniosłe pytanie: „Czy »Loft Story« nie odzwierciedla republikańskich pryncypiów integracji zdefiniowanych przez Rewolucję Francuską”?
Magazyny i dzienniki nad Sekwaną wydają specjalne dodatki, poświęcone programowi, w których uczeni mężowie zastanawiają się, czy uczestnicy kontynuują tradycję Jeana Sartre’a czy raczej markiza de Sade…
Francuska wersja „Wielkiego Brata” święci triumfy, natomiast niemieccy intelektualiści mają nadzieję, że reality show, który fascynuje miliony w 26 krajach świata, z biegiem czasu się znudzi. Świadczy o tym fiasko trzeciej edycji niemieckiego „Wielkiego Brata”. Kiedy w RFN w marcu ubiegłego roku do domu Wielkiego Brata weszła pierwsza załoga, przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec biskup Karl Lehmann napiętnował program jako „bezwstydny”, zaś ministerstwo spraw wewnętrznych określiło show jako „najpoważniejsze naruszenie godności ludzkiej od 1945”. Nieco później publicysta opiniotwórczego magazynu „Die Zeit” Roger Willemsen napisał natomiast z entuzjazmem: „Kultura rozpoczynającego się stulecia stworzyła sobie w programie »Big Brother« pierwszą wiążącą metaforę. Długo poszukiwana, przełomowa idea telewizji rozrywkowej została wreszcie znaleziona. Jej bohaterem

jest normalny człowiek,

jego życie, praca, jego urlop”.
Obecnie z zachwytów niewiele zostało. Trzecią edycję „Wielkiego Brata” w Niemczech oglądało pod koniec zaledwie milion widzów (uprzednio oglądalność dochodziła do 5 milionów). Hamburski tygodnik „Der Spiegel” ogłosił śmierć „Big Brother” i przeanalizował przyczyny zgonu. Tak więc widzowie włączali telewizję, by zobaczyć seks i łamanie tabu. Ale bohaterowie nie zamierzali pozbawiać się godności. Brali prysznic w kąpielówkach i zachowywali się przyzwoicie. W trzeciej edycji „Big Brother” doszło do zaledwie dwóch przypadków nocnych figlów pod kołdrą, tak niewinnych, że można by pokazać je w filmach dla dzieci starszych. Życie przedstawicieli ludu okazało się banalne i nudne. Takim programem nie można emocjonować się w nieskończoność. Do sukcesu „Wielkiego Brata” najbardziej przyczyniła się młodzież szkolna, która uznała go za „odlotowe” zjawisko kultowe.
Po pewnym czasie uczniowie postanowili jednak poszukać sobie innej rozrywki. Jak pisze, „Der Spiegel”, „Big Brother” umarł i pociągnął ze sobą do grobu inne reality show, jak „Girls Camp” czy „House of Love”. „Rozsądek wreszcie zwyciężył”, triumfuje gazeta „Süddeutsche Zeitung”. Czy jednak felietoniści nie triumfują za wcześnie? Być może pogłoski o śmierci “Wielkiego Brata” okażą się przesadzone. Realizatorzy już łamią sobie głowy nad nowymi reality shows, które przyciągną znudzoną nieco publiczność. W nowym niemieckim programie bohaterowie stosują dietę i odchudzają się przed kamerami.


Gdzie są bohaterowie?

Zdaniem tygodnika „Der Spiegel”, “Wielki Brat” umarł, bo w programie nie ma prawdziwych bohaterów. Osoby o wyrazistej indywidualności są natychmiast eliminowane przez towarzyszy. Zostawały same przeciętności, podobnie jak w eksperymentalnym „Wielkim Bracie”, który niemieccy naukowcy urządzili dla… chomików. Zwycięzcą nie został któryś ze żwawych gryzoni, dzielnie biegających po kole, lecz niemrawy osobnik, który przespał prawie cały show.
Szybko okazało się, że „na zewnątrz” dawny ulubieniec publiczności jest już nikim. Doświadczył tego Zlatko, bohater pierwszej edycji “Wielkiego Brata”, obdarzony niezbyt lotnym umysłem młodzieniec, który próbował kariery artystycznej. Nagrał parę utworów, ale ostatecznie podczas festiwalu niemieckiej piosenki wygwizdano go bezlitośnie.

Wydanie: 2001, 27/2001

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy