Dożywocie za kłamstwo klimatyczne

Dożywocie za kłamstwo klimatyczne

Nie lubię cywilizacyjnego rozwiązania zwanego więzieniem, pozbawieniem wolności. Zbyt często, mimo dostępnej wiedzy, stosowana jest ta kara całkiem nieskutecznie, jeśli chodzi o cele przyszłościowe (resocjalizacja osadzonych). Zbyt często jest za surowa, a także obejmuje czasem czyny lub działania, których karanie jest tylko odpryskiem ignorancji, przesądów i nacisków konkurencyjnych lobby (przemysł wódczany kontra marihuana). Jeszcze inną bardzo sporną materią jest karanie za wypowiedzi, padające słowa, niekiedy poglądy. I znowu w tej kwestii widzimy ogromny wpływ władzy, polityki, doraźnej perspektywy, która sprawia, że ktoś może ponieść konsekwencje wypowiadanych słów, a ktoś inny nie.

Mogę tu przywołać dwie sfery, w których opresyjność akceptuję i uważam za słuszną. Jedna to mowa nienawiści i wygłaszanie sądów zawierających groźby pod adresem innych (przeważnie słabszych, mniejszościowych, nieuprzywilejowanych) – nazbyt wiele wiemy o potężnej sile rażenia słów i ich roli w procesie prowadzącym do przemocy, tortur, śmierci, ludobójstwa, żeby udawać głupków i bezkrytycznie wyjmować tę formę ludzkiej agresji i przemocy spod kategoryczności prawa. Nawoływanie do pozbawiania życia całych grup, konkretnych postaci jest przygotowaniem do przemocy – jest ostrzeniem noża lub maczety, naładowaniem broni. Potem zostaje tylko przypadek, który zdecyduje, kto przeżyje, a kto życie straci.

Drugi obszar, który akurat na potrzeby tego tekstu decyduję się przywołać, to tzw. kłamstwo oświęcimskie, czyli „twierdzenie w języku prawnym przyjmujące, że powszechnie przyjęta interpretacja Holokaustu jest albo w dużym stopniu przesadzona, albo całkowicie zafałszowana” (Wikipedia). Głoszenie takich „poglądów” jest w wielu krajach karane (np. w Polsce) lub poddane ostracyzmowi. To podejście jest dalekim echem tego, co ma dla nas, ludzkości, wynikać z najkrwawszej lekcji historii, jaką była II wojna światowa. Dyskusję o faktach, zebranie zeznań świadków, którzy przeżyli, mamy za sobą. Zostaje nam pamiętać o ofiarach i o tym, co doprowadziło do ludobójstwa 6 mln Żydów europejskich, z których 3 mln było obywatelami i obywatelkami polskimi.

A teraz krok w przyszłość, chwilę przed przyjazdem w grudniu do Katowic uczestników szczytu klimatycznego ONZ.

Edwin Bendyk w słynnym i nagradzanym tekście w tygodniku „Polityka” („Dla nas tylko Ziemia. Kapitalizm, krótkowzroczność, populacja i zniszczenie planety”) przywołał opublikowany pod koniec kwietnia raport Klubu Rzymskiego, w 50. rocznicę jego powstania. Redaktorami „Ejże! Kapitalizm, krótkowzroczność, populacja i zniszczenie planety” są niemiecki badacz przyrody i polityk Ernst Ulrich von Weizsäcker oraz szwedzki polityk i działacz pozarządowy Anders Wijkman. Proponują oni, „by spojrzeć na drugą stronę postępu: wielkie geometryczne przyśpieszenie eksploatacji rozlicznych życiowych zasobów, jakie widać w statystykach ostatniego półwiecza. W takim właśnie tempie przyrasta ilość dwutlenku węgla i metanu w atmosferze ziemskiej, zwiększa się zakwaszenie oceanów, następuje degradacja biosfery lądowej i utrata lasów tropikalnych, rośnie zużycie wody i energii pierwotnej. To przyśpieszenie »napędzane« postępem jest przyczyną nowych jakościowo globalnych zjawisk: ocieplenia atmosfery, szóstego wymierania gatunków i, szerzej, wyczerpywania zdolności ziemskiego ekosystemu do regeneracji.

W skrócie, od początku lat 70. ludzkość zużywa więcej zasobów, niż Ziemia jest w stanie odtworzyć. Jeszcze w 2000 r. »punkt przestrzelenia«, czyli moment, od którego w ciągu roku ludzie zaczynają żyć na kredyt zaciągnięty u planety, wyliczono na 4 października. W 2017 r. wypadł on 2 sierpnia. W 2030 r. będzie to koniec czerwca. W efekcie ze świata pustego – jak nazwał go Klub Rzymski – przed półwieczem ludzkość wkroczyła w epokę antropocenu: świat zapełniony po brzegi, kiedy już dalszego rozwoju nie można zasilać nieograniczoną eksploatacją geoekosystemu. W innym przypadku grozi bowiem przestrzelenie systemowe, czyli rozregulowanie świata i przyśpieszenie procesów destrukcyjnych”.

Na dyskusję o zjawisku globalnego ocieplenia, konsekwencjach tego zjawiska dla samej Ziemi, ludzkość miała prawie 200 lat. Ten czas został dobrze wykorzystany (choć zapewne był zbyt długi) przez naukowców i badaczy – dzisiaj w tej dziedzinie panuje konsensus, podobny do tego, że Ziemia nie jest płaska. Problemem, z którym się zmagamy, jest to, że jeśli ktoś uważa, że Ziemia jest płaska, nie niesie to żadnych konsekwencji dla nas jako społeczności. Zupełnie inaczej jest z klimatem i koniecznością podjęcia środków zaradczych (i tu jest miejsce na całkowicie nieskrępowaną debatę). Dlatego mam przekonanie – i postulat – że negacjonistów zmian klimatycznych należy pozbawić głosu i wolności osobistej, ponieważ na szali leży życie (a nie tylko jego jakość) miliardów ludzi i naszej planety (naszej jedynej planety). Wśród takich osób są nie tylko groteskowi publicyści prawicowi ze wszystkich zakątków świata, jest tam także prezydent USA. Żadnego umierania za gotowość do głoszenia przez negacjonistów klimatycznych swoich bredni, ponieważ zginiemy my, nasze dzieci i wnuki. Dożywocie należy wprowadzić natychmiast, w pierwszym pokoleniu negacjonistów, bez możliwości przedterminowego wyjścia na wolność. I równocześnie zamiast katechezy (to w Polsce) lekcje o klimacie. Bez litości, bez znieczulenia, takie odseparowanie nazywamy instynktem samozachowawczym. W tej sprawie nie stać nas na żadne przyzwolenie, jest na to za późno.

Wydanie: 2018, 48/2018

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy