Drzazga na cztery metry

Drzazga na cztery metry

20 lat temu w Hruszowicach postawiono pomnik ku czci UPA. Nikt nie wie, co z nim teraz zrobić

Ma ponad 4 m wysokości. Dwa razy więcej niż otaczające go krzyże cmentarne. Zbudowany jest z bloków piaskowca, ma kształt bramy zwieńczonej metalowym tryzubem. Nie wiąże się z żadnym pochówkiem. Powstał w 1994 r., w nocy, z kamienia przywiezionego ze Lwowa. Jego elementy zmontował w całość były członek UPA.
Na płycie oprócz napisu w języku ukraińskim: „Chwała bohaterom UPA, bojownikom o wolność Ukrainy” znajdują się tablice poszczególnych kureniów z pseudonimami ich dowódców: „Zalizniaka”, „Rena” czy „Berkuta”. Niekiedy nad pomnikiem powiewają ukraińskie flagi. U jego stóp zawsze palą się znicze, leżą wieńce i wiązanki w barwach narodowych Ukrainy.

Pomnik postawiony nocą

Przeszło czterotysięczna gmina Stubno, najbardziej wysunięta na północ w powiecie przemyskim, słynie z białych bocianów, które co roku chętnie zakładają tu gniazda. Mieszkają tu Polacy i mniejszość ukraińska. Ludzie żyją przeważnie z rolnictwa i narzekają, że z uprawy ziemi starcza im jedynie na przetrwanie.
Na wschodzie gmina graniczy z Ukrainą. To położenie sprawia, że pamięć o mordach na Polakach dokonanych przez UPA jest w tym regionie żywa, zwłaszcza że wśród mieszkańców są potomkowie i upowców, i pomordowanych. A historii nie da się ot tak schować. W październiku 1994 r. wspomnienia o tragicznej przeszłości tych ziem odżyły. Państwowi oficjele i turyści zaczęli częściej odwiedzać hruszowicki cmentarz, niż oglądać bocianie gniazda. Tak jest do dziś. Za sprawą pomnika ku czci UPA leżące niespełna 6 km od Stubna Hruszowice stały się najsłynniejszą miejscowością w gminie. Pomnik, choć nielegalny, mimo wielu protestów stoi do dziś. Opowiedziały się za nim rodziny ukraińskie w petycji złożonej 20 lat temu na ręce wójta. – Tutaj mieszka ok. 100 rodzin deklarujących ukraińskość. Musimy się z tym liczyć. To są obywatele polscy – mówi wójt Stubna Janusz Słabicki.
Wójt prywatnie interesuje się historią. Opowiada o swoich „śledztwach”, czyli rozmowach z upowcami, ich potomkami oraz z rodzinami ofiar. Jest wytrwałym badaczem. Zbiera wywiady i czyta po nocach. Żona prosi go czasem, aby zostawił te historie w spokoju, ale pasja mu nie pozwala. Działalność OUN i UPA Słabicki ocenia jednoznacznie negatywnie.
Sprawę nielegalnego pomnika wójt odziedziczył po swoim poprzedniku. Uważa, że da się ją rozwiązać, ale nie na drodze lokalnej konfrontacji, lecz na szczeblu centralnym. Politycy jednak nie chcą się zajmować lokalnymi sprawami. – Chcą uniknąć problemu, załatwiając sprawę moimi rękami. A ja tu mieszkam i będę odpowiedzialny za to, co może się stać. To żadne rozwiązanie: wjechać na cmentarz i zrównać pomnik z ziemią. Ukraińcy mogą się nam odpłacić zniszczeniem polskich nagrobków we Lwowie – ostrzega wójt.
Otwiera szafę i wyjmuje grubą teczkę z dokumentami sprawy. Jest tam pismo prokuratora, który nie dopatrzył się znamion przestępstwa, i konserwatora, który nie mógł nic zrobić, bo pomnik, choć postawiony na zabytkowym cmentarzu, nie jest zabytkowy.
W Przemyślu, mieście o wielokulturowej tradycji, które według Andrija Tarasenki z radykalnej organizacji ukraińskiej Prawy Sektor powinno zostać zwrócone Ukrainie, mieści się inspektorat budowlany wydający zgody na budowy, ale wizyta w nim okazuje się bezowocna.
– W 1994 r. obowiązywała inna ustawa. Można było postawić pomnik bez pozwolenia. Budowla ta powstała w zgodzie z obowiązującymi wtedy przepisami, a my nie mamy kompetencji do dalszego działania – wyjaśnia inspektor Kazimierz Bartczak. A ponieważ udziela już nie pierwszego wywiadu o hruszowickim pomniku, na wszelki wypadek ma przed sobą całą teczkę sprawy.
W Przemyślu kontaktuję się też z Martą Tucką, szefową tamtejszego oddziału Związku Ukraińców w Polsce. Odmawia komentarza w tej sprawie.

Rada umywa ręce

Kością niezgody są napisy na płycie pomnika. – Nie byłoby kontrowersji, gdyby polska i ukraińska strona uzgodniły ich treść. W istniejącej formie rażą i należałoby je czym prędzej zmienić – uważa inspektor.
Wójtowi Słabickiemu napisy też się nie podobają. Oprócz tego, że ich treść musi być uzgodniona z Polakami, powinny być dwujęzyczne. Wyobraźmy sobie, że w Polsce powstaje pomnik poległych hitlerowców. Na płycie są wymienione nazwy jednostek i pseudonimy dowódców, którzy mordowali Polaków. Czy również na to powinniśmy pozwolić?
Problem polega na tym, że władze gminy postawiono przed faktem dokonanym. Najpierw powstał pomnik, a potem przedstawiciele Związku Ukraińców w Polsce złożyli w gminie dokumenty z opisem budowy. – Już wtedy doszło do instytucjonalnego zaniedbania właściwych służb. Nie pomogła Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, bo do jej kompetencji nie należy wydawanie zgody na budowę pomników. Uprawnienia do rozbiórki ma tylko nadzór budowlany. Gminę pozostawiono samą sobie. Teraz, po 20 latach, żąda się, abym to ja wykazał się stanowczością i zlikwidował pomnik – podsumowuje wójt.
Kto więc powinien rozwiązać tę sytuację? Gmina jest właścicielem terenu, ale sprawa leży też w gestii Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która negatywnie zaopiniowała propozycję Ukraińców, gdy pomnik już postawiono. Urzędnicy z Rady potwierdzają, że każdy, kto zamierza umieścić tablicę czy postawić pomnik w przestrzeni publicznej, powinien uzyskać opinię Rady i uzgodnić treść napisów.
Rada odezwała się jeszcze raz w sprawie pomnika w 2013 r., w odpowiedzi na apel europosła Tomasza Poręby. Sekretarz ROPWiM Andrzej Kunert zapowiedział, że Rada zamierza podjąć zdecydowane działania prowadzące do likwidacji pomnika UPA w Hruszowicach oraz innych podobnych obiektów, które powstały z naruszeniem procedur prawnych obowiązujących w Rzeczypospolitej Polskiej. Według ROPWiM, ukraińskich upamiętnień w Polsce postawionych bez wymaganych uzgodnień może być od 150 do 200. Na razie na dobrych chęciach się skończyło.
Mimo wielu telefonicznych i mejlowych próśb o spotkanie w tej sprawie sekretarz Rady jest dla mnie nieuchwytny. Jak powiedział pracownik Rady, Damian Markowski, tylko Andrzej Kunert może się wypowiadać w kwestii pomnika w Hruszowicach. Komentarza odmówił również Wojewódzki Komitet Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Rzeszowie, odsyłając po odpowiedź do sekretarza Rady. Milczenie podkarpackiego komitetu jest tym dziwniejsze, że ta sama instytucja jeszcze rok po powstaniu pomnika twierdziła, że powinien on zostać rozebrany.
Wątpliwe, czy próba relatywizowania historii poprzez upamiętnianie ludzi, którzy zabijali Polaków, sprzyja dobrosąsiedzkim stosunkom. Że o historii mówić można i trzeba bez krzywdzenia kogokolwiek, udowodniło Radymno, sąsiad gminy Stubno od strony północnej. To właśnie władze Radymna i Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej X.D.O.K. wymyśliły inscenizację na 70. rocznicę ludobójstwa na Kresach Wschodnich dokonanego przez OUN-UPA. Nie bez powodu motto brzmiało: „Wołyń 1943 – nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary”. Rekonstrukcja historyczna w Radymnie odbiła się głośnym echem w Polsce. Nagonka medialna wzmogła zainteresowanie historią. Do Radymna przybyły rzesze zainteresowanych.
Jednym z gości honorowych był ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, którego część rodziny zamordowali upowcy. – Przemilczanie historii w imię dobrosąsiedzkich stosunków do niczego dobrego nie prowadzi. Rany niezagojone będą się jątrzyć – mówi ksiądz, który widział pomnik trzy lata temu. – Nie ma wątpliwości, że to nielegalna budowla. Co innego chować tych, którzy zginęli, a co innego urządzać mauzoleum – podkreśla i jako odpowiedzialnych za zajęcie się sprawą wskazuje ROPWiM oraz wojewodę podkarpackiego.
– Można pokazywać straszne rzeczy bez epatowania nimi. Radymno to udowodniło. Nie możemy zapominać o historii, bo naród, który ją zapomina, skazany jest na jej powtórne przyjście. Historia jest najlepszą nauczycielką. To, że do tej pory pomnik w Hruszowicach stoi, świadczy o słabości władz centralnych i o braku konsekwencji w ich działaniu. To skandal i prowokacja nacjonalistów ukraińskich. Popierajmy Ukraińców, ale nie neobanderowców, którzy pieką na tym ogniu własną pieczeń – podsumowuje pomysłodawca rekonstrukcji i szef stowarzyszenia, Mirosław Majkowski.

Współcześni Ukraińcy, zapomnijmy o historii!

Na południu gmina Stubno sąsiaduje z Medyką. Na przejściu krzątają się Ukraińcy. Niektórzy przyjechali na zakupy, inni do pracy. Zdania o banderowcach i pomniku ku czci band UPA są podzielone. Przeciętni Ukraińcy nie są świadomi zarzewia konfliktu. Nie w głowie im banderowcy, bo walczą o przetrwanie i boją się wojny. Polska to najbliższy sąsiad, który pierwszy raz w historii tak mocno uścisnął im rękę i zapewnił, że w niedoli pomoże. Po co teraz wyciągać drzazgi, skoro jeszcze nie boli? Może lepiej przeczekać?
Wśród tirów i samochodów osobowych krzątają się piesi. Często starsze osoby z reklamówkami i skromnym bagażem podręcznym. Przekroczyli granicę, aby kupić podstawowe rzeczy do jedzenia. Narzekają na drożyznę i puste półki na Ukrainie. Na drodze stoi kobieta ze złotymi zębami, w chustce na głowie. Ma ok. 70 lat. W obu dłoniach trzyma tobołki.
– Przyjechałam tutaj, bo u nas nic nie ma. Straszna bieda. Kto pomoże? Jesteśmy biednymi ludźmi. Nazywają nas terrorystami, banderowcami. Polska nam pomoże? Z Polakami się przyjaźnimy. Nie wiem, jak będzie. Płaczemy, cierpimy. O banderowcach nic nie powiem. Wiem, że nasi ludzie nikomu niczego złego nie robią.
Z eleganckiego samochodu wychodzi modnie ubrany młodzieniec koło trzydziestki. Jego kolega rejestruje naszą rozmowę aparatem z minikamerą. Trochę to irytuje, bo nawet nie zapytał. – Polacy i Ukraińcy zawsze byli braćmi walczącymi ramię w ramię z Rosją. Sam woziłem rannych z Majdanu na leczenie do Polski i widziałem, jak Polacy się do nas odnoszą. Wszyscy wiedzą, że musimy trzymać się razem – podkreśla mój rozmówca. Nie odpuszczam pytania o UPA i o Banderę. – Czy pomniki im poświęcone powinny być w Polsce? – W Polsce nie! – pada jasna odpowiedź. – Dla Polski to nie jest heroiczna postać. Co innego dla Ukrainy, za którą walczył. W historii Polski kiedyś byli Polacy, którzy niszczyli Ukraińców, brali ich w rabstwo. Tak samo w naszej historii byli nacjonaliści. Gdzie jest prawda, nie wiem – dodaje i szybko wsiada do auta.
Ukraińcy przechodzący odprawę w samochodach podkreślają, że Polska ich ratuje. Niektórzy mają tu już rodziny. Opowiadają o chaosie i destabilizacji w ich kraju. Mam wrażenie, że w ich oczach Ukraina, mimo rewolucji i nowych władz, jest bezpańska. Ludzie nadal nie mają pracy ani pieniędzy. Historia zeszła w ich życiu na dalszy plan. Tuż przy granicy, opodal dużego sklepu spożywczego kłębi się tłum Ukraińców. Tylko jedna kobieta zgadza się podać swoje imię. Maria ma ok. 50 lat. Przyjechała z Mościsk w obwodzie lwowskim. Trzyma wypchane reklamówki i opowiada z przejęciem o sytuacji w swoim kraju: – Dobrze, że mamy tę granicę, bo u nas za zwykłą pensję trudno za światło i gaz zapłacić. Ceny poszły w górę. Wyrabiam sobie dokument na Polskę, żeby coś kupić, i wracam do domu.
Maria zwierza się, że jest szczęśliwa, bo ma córkę, a nie syna. Młodzi mężczyźni dostają teraz wezwania do wojska. Wszyscy się modlą, żeby nie było wielkiej wojny. Część rodziny Marii jest już w Polsce. Gdy pytam o Banderę, nie muszę czekać na odpowiedź. – Bandera? Wstydzę się tej familii. Oni wojowali, ale nie wygrali – puentuje Ukrainka.

Dla tubylców nie ma tematu

W Hruszowicach ludzie nie chcą narażać się sąsiadom i jak ognia unikają drażliwego tematu pomnika. Opodal cmentarza znajduje się duże gospodarstwo. Na podwórku dwa traktory. Ktoś jest w domu. Wójt mówił, że tu mieszkają Ukraińcy. Drzwi otwiera kobieta w średnim wieku i nie daje szansy na zadanie pytania. Zarzeka się, że nic nie wie i nic nie powie. Zamyka drzwi przed nosem.
Auto, którym przyjechałam, nie może zapalić. Otwieram maskę. Po chwili z niegościnnego domu wychodzą dwaj młodzi chłopcy. Siadają na traktory i odjeżdżają. Grzebiąc pod maską, próbuję znaleźć przyczynę usterki. Z domu wychodzi starszy mężczyzna. Podchodzi, podpierając się laską. Przygląda się z zaciekawieniem. Rozmawiamy o banderowcach. Nie wiem, kim jest. Wkrótce wszystko się wyjaśnia. To tutejszy Ukrainiec. Banderowców porównuje do AK. Gdy mówię, że z ich rąk ginęli Polacy, z niedowierzaniem pyta: – Kto mordował, gdzie?
Upowiec, który budował pomnik w październikową noc, zmarł kilka lat temu. Jego syn Roman nie widzi w tej budowie nic złego. – Ojciec odsiedział swoje i tyle.
– Czy pan wie, że Ukraińcy mordowali Polaków? – pytam.
– A Polacy nie mordowali Ukraińców? – odpowiada pytaniem.
– To dobrze, że pomnik tu stoi?
– Chyba tak. Nikomu nie przeszkadza. Jak stoi, niech stoi.
– Pan też by go zbudował?
– Czemu nie? – odpowiada mężczyzna.
Wejście na hruszowicki cmentarz prowadzi przez szeroką bramę. Nawet gdy jest zamknięta, widać górujący nad grobami monumentalny pomnik. Nie pasuje do otoczenia. Jest strzelisty i prosty. Obcy.
Polskie i ukraińskie groby stoją obok siebie. Już niedługo do gminy przyjadą turyści i rozpocznie się Bocianiada. A w październiku pod pomnikiem ku czci upowców ktoś znów zapali znicze i powiesi na nim ukraińskie flagi. To będzie już 20. rocznica jego postawienia i kolejna rocznica utworzenia band UPA winnych śmierci 100 tys. Polaków. Pomnik wystaje znad innych mogił jak drzazga ze zranionego ciała. Od czasu do czasu ktoś próbuje ją wyjąć. W końcu drzazga zostaje, bo ból daje się jeszcze jakoś wytrzymać.
W historii naszych krajów stosunki nigdy nie były tak serdeczne jak teraz. Warto, aby nie zepsuły ich drzazgi wyjęte nie w porę.


Krzesimir Dębski, kompozytor, potomek ofiar zbrodni wołyńskiej
Nie powinno być takich pomników, ale teraz wyrażamy wsparcie dla Ukrainy i jakiekolwiek głosy potępienia dla banderowców odbierane są jako działania prorosyjskie.
Nie możemy jednak udawać, że wśród sił walczących o przyłączenie do Zachodu nie widzimy postbanderowców i nacjonalistów. Sytuacja ekonomiczna Ukrainy zarówno teraz, jak i przez ostatnie 23 lata niepodległości jest fatalna. Do tej pory Ukraińcy nie zdołali się zreformować. Jako naród mają problemy z pamięcią zbiorową. Aż 16% w ukraińskim parlamencie stanowią ugrupowania nazistowskie. Jest tam także Batkiwszczyna Julii Tymoszenko, również w dużym stopniu zainfekowana kultem banderowców. Daje to razem ok. 30% posłów uznających UPA za bohaterów.
Wybitnie antypolski charakter ma ukraiński Prawy Sektor. W warunkach kryzysu zazwyczaj do głosu dochodzą skrajne poglądy. Ukraińcy jako naród są bardzo rozbici. Wielu z nich ma mentalność posowiecką. Niektórzy do dziś nie uznają Stalina za sprawcę wielkiego głodu na Ukrainie. A pamiętajmy, że to holodomor był jedną z przyczyn utraty ukraińskiej identyfikacji narodowej.
Ukraińska Armia Powstańcza walczyła z Sowietami po 1944 r., ale większość jej członków wcześniej brała udział w okrutnych rzeziach na Polakach, Żydach i innych mniejszościach. W Kijowie najgorszy epitet to powiedzieć komuś: „Ty banderowcu”. Wschodnia Ukraina rozumie znaczenie tego słowa. Na Majdanie jednak powiewały oprócz ukraińskich także czarno-czerwone flagi UPA.
Ukraińcy tolerują pomniki Lenina i budują pomniki banderowcom. Nie przyznali się do zbrodni i indoktrynują młode pokolenie. Dla młodych Ukraińców jedyni bohaterowie to banderowcy. Zachodnia Ukraina jest pod tym względem szczególnie niebezpieczna. Co będzie, jeśli na Ukrainie sytuacja się nie poprawi? Może nam grozić fala uchodźców. Ukraińcy mają także fałszywe i naiwne zarazem wyobrażenie o Unii.
Ukraińskie społeczeństwo nie jest skonsolidowane. Sytuacja nadal jest bardzo skomplikowana.

Wydanie: 2014, 28/2014

Kategorie: Reportaż
Tagi: Anna Mączka

Komentarze

  1. zorelne filjan
    zorelne filjan 15 lipca, 2014, 11:56

    Jestem 65-letnią mieszkanką Jarosławia, Polką posiadającą 1/8 krwi ruskiej („ukraińskiej”), której korzenie były w dawnym województwie lwowskim. Pracowałam w Stubnie i na całym Podkarpaciu (późniejsza praca terenowa). Uważam, że artykuł został napisany rzetelnie, obiektywnie z uwzględnieniem wielu punktów widzenia.
    Sytuacja jest trudna i skomplikowana. Pozorna „nieudolność” władz lokalnych to – moim skromnym zdaniem – zachowywanie spokoju i rozsądku, które to są konieczne w obecnej sytuacji. Tylko takie postępowanie oraz obecna sytuacja na Ukrainie mogą – być może – w niedalekiej przyszłości spowodować „dogadanie” się zwolenników i przeciwników rzeczonego kontrowersyjnego pomnika i – albo pójścia na wzajemny kompromis, albo doprowadzenia do tego, że sami Ukraińcy rozbiorą ten pomnik. Taką mam nadzieję…

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy