Drzewo w krzakach w lesie

Rok po klęsce wyborczej lewicy instytucjonalnej Krzysztof Pilawski zebrał pobitych przez prawicę w jednej sali z lewicą nieinstytucjonalną. Niepobitą, bo poza parlamentarną. Zawsze.
Byłem tam, jako pobity, bo mandat parlamentarny zmiotło mi wyborcze zwycięstwo Tuska w stolicy. I słabość LiD, który okazał się drugorzędną alternatywą wobec kaczystów.
Niezmordowany Pilawski zaczął przyszłość roztrząsać, odpytując kolejnych, co z ich partiami i liderami. I czy LiD przetrwa, czy się rozsypie po słabym wyniku? Czy Olejniczak głowę ocali przed zakusami łaknącego krwi aparatu SLD? Wnerwionego, że zamiast 54 posłów, jak jeszcze niedawno, ma trzydziestkę. A konkurująca SdPl weszła do Sejmu po plecach i pieniądzach Sojuszu. Czy Marek Borowski przywódczymi ambicjami dokona kolejnego rozłamu i swój klubik parlamentarny stworzy? Czy uzna prymat Szmajdzińskiego? Czy Szmajdziński wytrzyma z Borowskim? Kto zostanie wicemarszałkiem Sejmu RP z klubu LiD albo z powstałych po podziale klubików? No i czy lewica ma przyszłość? A jeśli ma, to w jakiej formie powinna współpracować? Zwłaszcza że salę zaszczycili Łukasz Fołtyn, przegrany lewicowy kandydat z wygranego prawicowego PSL, i Piotr Ikonowicz zajmujący się teraz formatowaniem „Samoobrony” na lewicowy sznyt. Nie było tylko liderów Polskiej Partii Pracy, też przegranych w wyborach, ale wynik prawie 1% na pozaparlamentarnej lewicy wrażenie zrobić jeszcze może.
Nie ma nic gorszego niż sojusz mniej, lub bardziej pobitych. A jeśli niepobitych, to tylko dlatego, że niewiarygodnych. Nie ma nic bardziej sztucznego niż tworzenie koncepcji sojuszów partii kanapowych z partiami zagrożonymi marginalizacją. Nie jest istotne, czy na lewicy będzie trzy, czy pięć partii. Czy powstanie sojusz na podobieństwo włoskiego Drzewa Oliwnego, czy SLD sprzed 1999 r. Drzewo czy krzak. Wszystko jedno. Najpierw coś trzeba na tym drzewie zawiesić, wypełnić je treścią. Ale nie kolejnymi programami, bo każda z partii i partyjek wspaniale napisane programy ma. Nie ma tylko ich przełożenia na konkretne działania. Nie ma tych programów przetłumaczonych na ludzki język. LiD chwalił się programem wyborczym i setką konkretów. Tyle że potencjalni wyborcy, nie znali nawet trzech. Wiedzieli tylko, że LiD chce posunąć kaczystów od władzy. I zagłosowali na Tuska, bo on okazał się bardziej przekonjący w odsuwaniu.
Ale było też coś pozytywnego w tym spotkaniu. Oto lewica pozaparlamentarna, ta uważająca się za jedynie lewicową, czystą, zadeklarowała, że błędem ideowców lewicowych jest stałe atakowanie SLD. Koncepcja, że trzeba rozwalić SLD, bo tylko na gruzach Sojuszu powstanie prawdziwa lewica, była pomyłką. Tak to przegrana lewicy parlamentarnej doprowadziła do nowelizacji na lewej stronie. Ponieważ wiele mówiono o wspólnym działaniu, zaproponowałem skromnie, aby cała lewica parlamentarna i poza podjęła wspólnie dwie akcje. Na rzecz referendum w sprawie tarczy antyrakietowej i wycofania wojsk polskich z Iraku. Dostałem oklaski. Boję się, że znów skończy się na nich.

PS Zapraszam do czytania i komentowania mojej strony internetowej http://gadzinowski.bloog.pl.

Wydanie: 2007, 44/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy