Dublerzy Engela

Dublerzy Engela

Piłka uczy pokory. A mundial tym bardziej. Gdy trzy tygodnie temu pytałem na tych łamach, jak zagra nasza drużyna, cytowałem koreańskie media. I ich opinie o walecznych Polakach, głodnych sukcesu piłkarzach o charakterach zwycięzców. Po meczach z Koreą i Portugalią te opinie brzmiały jak ponury żart. Na piłkarzy wylano wiele kubłów czarnej farby. A Jerzy Engel, wcześniej noszony na rękach, w ciągu paru dni stał się obiektem drwin. Powszechne stało się żądanie dymisji trenera. Na szczęście Polacy mieli do rozegrania jeszcze jeden mecz. Już nie o punkty i pieniądze. A o honor. I gdy już prawie nikt nie stawiał na naszą drużynę, ta rozegrała bardzo dobry mecz. Piłkarze nie dali Amerykanom żadnych szans. Polacy pokazali te wszystkie cechy, które tak cieszyły kibiców w czasie eliminacji. Okazało się, że nasi potrafią grać. Że są waleczni i skuteczni. Że są zespołem, który umie ze sobą współpracować. Trzy mecze i jakże różne oceny. No i jak teraz sprawiedliwie i obiektywnie ocenić występ Polaków? Mimo sukcesu w meczu z USA nie tak jednak wyobrażaliśmy sobie grę naszej drużyny. Okazało się, że nadzieje i marzenia kibiców są mocno na wyrost. Czy polscy piłkarze byli w stanie im sprostać? W wersji najbardziej optymistycznej, sięgającej medalu – raczej nie. Ale w wersji realnej, czyli wyjścia z grupy eliminacyjnej – raczej tak. Dlaczego tak się nie stało?
Każdy powrót z obłoków na ziemię jest bolesny. A skoro tak, to szuka się winnych porażki. W pewnym momencie zanosiło się zresztą na to, że wyjazd do Korei będzie totalną klapą i klęską. Jest porażka. I bogaty materiał do analiz.
Mamy o czym myśleć. Nie tylko zresztą my. A co mają powiedzieć faworyzowani Francuzi czy nasi pogromcy, Portugalczycy? Wracamy za wcześnie, ale za to w dobrym towarzystwie.
Najłatwiej oczywiście obarczyć winą za wszystko trenera Engela. Choć ma on wiele powodów do samokrytycyzmu. Bo przywiązany do starej gwardii nie potrafił zrezygnować z zawodników, którzy nie mieli formy. Bo za dużo uwagi poświęcił biznesowej stronie reprezentacji. Bo nie trafił z formą na początek finałów.
A mimo wszystko dużo krytyczniej trzeba ocenić postawę kilku zawodników. Buńczucznych przed zawodami, a bez formy i większych umiejętności na murawie. Krytykujących wszystkich i narzekających na wszystko. Tylko nie na siebie. Trzon drużyny na kolejne mecze już jednak jest – to zespół ze spotkania z USA. Dublerzy wywalczyli sobie miejsce w reprezentacji. Czy gdyby grali od początku, byłoby lepiej? Pewno tak. Ale tego już nikt nigdy nie sprawdzi.
Serce chciało sukcesów i choć rozum podpowiadał, że nie jest to zbyt realne, to jednak żal. Następny mundial dopiero za cztery lata.

Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy