Duch się w każdym poniewiera

Duch się w każdym poniewiera

Klucza do „Wesela” poszukiwał Jerzy Grzegorzewski. Przymierzał się do tekstu trzykrotnie, a za trzecim razem (Teatr Narodowy, 2000) stworzył widowisko na miarę arcydzieła. W potężnym finale pary taneczników nie krążą wokół stołu, stłoczone w weselnym tańcu, w oczekiwaniu na znak, którego nie posłyszą (ich taniec, choć somnambuliczny, obojętny, mimo wszystko zawierał jakiś zaczyn odrodzenia, przynajmniej jeszcze istnieli). W przedstawieniu Grzegorzewskiego weselnicy rozpływają się w przestrzeni, zapadają pod ziemię, znikają. Na scenie w oddali pozostaje tylko Chochoł, zwycięski i uśmiercający. „Wesele” A.D. 2000 kończy się więc zapaścią (dosłowną) i ostateczną klęską.

Ale nie cały spektakl przenika ów bezbrzeżny smutek. Jest w tym przedstawieniu wiele młodzieńczej energii, huków-puków, przytupów, wiary w narodową krzepę, zmysłowej chęci życia. Może dlatego finał działa tak porażająco, bo to naprawdę jest „historia wesoła, a ogromnie przez to smutna”.

Przebieranka

„Wesele” to polska przebieranka. Inaczej niż u Szekspira, u którego – bywa – panny udają chłopców albo na odwrót, w polskiej przebierance inteligencja przebiera się za lud, lud za inteligencję. Bałamucą się i jedni, i drudzy. Aż się prosi o wykorzystanie i sceniczne nadużycie – żeby zrobić dramat o utraconym etosie albo o konflikcie chłopów i inteligentów u progu wstąpienia do Unii Europejskiej. Pewnie Wyspiański by to przetrzymał. Grzegorzewski jednak nie poszedł po najprostszej linii aluzyjnych uskrzydleń, nie przerobił „Wesela” na przypisek do dziejów postkomuny, Solidarności i Samoobrony. 16 razy kurtyna szła do góry po premierze. Publiczność przyjęła wizję Grzegorzewskiego entuzjastycznie.

Kiedy na dużej scenie szło to porywające „Wesele”, spektakl jednoosobowy wykroił z Wyspiańskiego Olgierd Łukaszewicz. Swoim przewrotnym monodramem „A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?” zdawał pytanie o to, kim jesteśmy. On, wówczas Komediant Narodowej Sceny, Żyd z „Wesela” Grzegorzewskiego, ruszył w Polskę ze spektaklem, aby pobudzać do wspólnego namysłu. To była jego osobista rozmowa z Wyspiańskim i rozmowa Wyspiańskiego ze współczesnymi. Która nadal się toczy – Łukaszewicz wciąż grywa swój monodram.

Inaczej szukał drogi do „Wesela” Piotr Cieplak (warszawski Teatr Powszechny, 2007) – przez ucieczkę, wykorzystanie formy do doraźnej analizy sytuacji, dzisiejszych fobii i podziałów. Oto przychodzi Mariusz Benoit i ogłasza, że to wprawdzie przedstawienie nawiązujące do „Wesela”, ale zaczyna się fragmentem „Akropolis”. Na estradę wpada banda weselników, przekrzykują się, tańcują. To właśnie „jacy, tacy”. Kończą występ w tradycyjnej pozycji z wymachem do publiczności, znanej co najmniej od czasów „Krakowiaków i Górali” – teraz powinny się zerwać rzęsiste brawa. Ale tak się nie dzieje.

Na początku zaskoczona publiczność reaguje niemrawo, pogrążona niemal w bezruchu. Na koniec to scena zamiera w elegijnym nastroju, przemieniając się w Zaduszki, a pobudzona publiczność czeka na ruch. O tym traktuje to przedstawienie, w duchu testamentu Wyspiańskiego – o tym, co w Polsce jest do myślenia. Polacy zwaśnieni, podzieleni, czepiający się złudzeń, bierni, rozleniwieni umysłowo – dawniej i dziś. Druga część spektaklu okazuje się przeciwieństwem pierwszej – przypomina elegię, poświęconą bohaterom „Wesela” Wyspiańskiego. Fragmenty trzeciego aktu, z innymi cytatami z dramatu, aktorzy wypowiadają w odtworzonym wnętrzu chaty – ruch został tu ograniczony do minimum, muzyka usunięta, pozostał tekst wypowiadany z uwagą i zrozumieniem.
Chochoł nie przybywa. Zamiast tego na zakończenie zostają przedstawieni prawdziwi bohaterowie „Wesela” i ich splątane biografie. Teatr nie odpowiada na pytanie, co robić. Trochę bezradnie rozkłada ręce i przyznaje się, że nie wie. Ale nie chce być w chórze samozadowolonych i sytych, tych, których „chyciło spanie”.

A jak będzie teraz, w roku 2015?

Foto: Archiwum Teatru Powszechnego w Warszawie

Strony: 1 2 3

Wydanie: 05/2015, 2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy