Dwa wesela i ślub

Dwa wesela i ślub

Młodą parę i gości weselnych wyprowadzono z domu i zabito strzałem w głowę

WESELE I
W piękną słoneczną niedzielę 9 czerwca 1946 r., w kościele pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Okrzei (miejscu urodzin Henryka Sienkiewicza) odbył się ślub ppor. Wacława Kuchnio ps. „Spokojny”, adiutanta „Orlika”, z Zofią Mączyńską „Zosią”. Starszym drużbą był komendant oddziału por. Marian Bernaciak ps. „Orlik”, starszą druhną była sympatia „Orlika”, Janina Łukasik „Janka”, łączniczka i sanitariuszka z Sędowic.
Pan młody – granatowy garnitur, biała koszula, biała muszka, czarne lakierki. Pani młoda – biała krótka sukienka, białe sandały, bukiety kolorowych kwiatów. Od razu po ślubie liczni weselni goście załadowali się do bryczek i furmanek i ruszyli na wesele do gajówki Jakubika „na Konorzatce” w Lasach Gułowskich koło Żelechowa.
Na czele weselnego orszaku państwo młodzi i drużba w bryczce zaprzężonej w dwa gniade konie, którą powoził Ludwik Mańkowski „Wróbel”. (…) Dalej kolejne bryczki i furmanki z ławkami wyłożonymi siennikami i kocami. Pod nogami leżały ukryte pistolety maszynowe i granaty. Za młodymi jechała orkiestra powożona przez furmana „Orlika” Michała Denysa „Damskiego”, która wesoło przygrywała. Jechał z nimi Tadeusz Kalisz „Szczygieł” (…)
W gajówce ludno i gwarno. Przy suto zastawionych stołach obok pary młodej i drużby zasiedli: Marian Bernaciak „Orlik”, Lucjan Bernaciak „Janusz”, Jerzy Jurkiewicz „Junacz”, Zygmunt Wilczyński „Żuk”, Bolesław Kuchnio „Nerwowy” – brat Młodego, Brunon Kuchnio „Śmiały”, Stanisław Królik „Sosna” – adiutant i ochrona „Spokojnego”, rekonwalescent Ludwik Posłuszny „Piorun” z Dęblina – zastępca „Spokojnego”, Edmund Rodak „Piorunek”, Kazimierz Wojtaś „Grom”, Walenty Olek „Wilk”, Zygmunt Czerniejewski „Drucik”, Henryk Gośniak „Cezary”, Zenon Owczarski „Gzyms”, Władysław Kisiel „Krakus”, Jan Jankowski ps. „Obarek” z Poznańskiego (ochrona „Orlika”), Zygmunt Szlandak ps. „Brzoza” z Bobrownik, rodziny młodych i wielu innych. (…)
Wszyscy bawili się wesoło i beztrosko, bo pilnowały ich przez całą noc uzbrojone warty plutonu Bolesława Mikusa „Żbika”. Następnej nocy po weselu oddział „Spokojnego” przeniósł się w okolice Trojanowa, a po kilku dniach powrócił na kwatery w Hordzieżce.
Już 19 czerwca 1946 r. patrol WiN z oddziału „Spokojnego” rozbił obwód głosowania w referendum „3 x TAK” w Bobrownikach nad Wieprzem koło Dęblina.

WESELE II
(…) Po cichu, w obawie przed Niemcami i AK-owcami, w całkowitej konspiracji we wtorek 22 lutego 1944 r. odbyło się wesele Genowefy Stachurskiej ze wsi Kawęczyn i Czesława Smolarczyka z Dęblina Po południu odbył się ślub w kościele parafialnym w Kłoczewie koło Ryk. Ślubu niechętnie, „bo to komuna”, udzielił proboszcz Stefan Kosmulski. Po mszy i ceremonii ślubnej młodzi i weselni goście udali się do domu panny młodej do pobliskiego Kawęczyna.
Na nic zdały się zabiegi, aby nikt postronny nie dowiedział się o tym weselu. „Życzliwi” donieśli „Orlikowi”, że żeni się Smolarczyk i należy spodziewać się, że na wesele przyjdą jego koledzy z AL. „Orlik” wydał rozkaz „Spokojnemu”, aby ze swym oddziałem spacyfikował to wesele.
Wieczorem o godz. 19. w trakcie wesela dom rodzinny Stachurskich w Kawęczynie otoczony został przez 28-osobowy Oddział Lotny AK o kryptonimie OL 642/A, dowodzony przez adiutanta „Orlika” Wacława Kuchnio „Spokojnego” z Ryk.
Oddział był doskonale uzbrojony w pistolety maszynowe i ręczne karabiny maszynowe. W pewnym momencie gwałtownie otworzyły się drzwi i na wesele wtargnęło kilku mężczyzn z automatami w rękach. Od razu obezwładnili pana młodego i wyprowadzili z wesela. Na płacz i rozpacz panny młodej zareagowali słowami: „Skoro ślubowałaś mu wierność i miłość aż do śmierci, to chodź też z nami!”. Nie zważając na płacz i krzyk wyprowadzili ją na podwórze. To samo zrobili z bratem pana młodego, Stanisławem Smolarczykiem.
Obchodzili stół weselny, bacznie obserwowali i wyprowadzali na podwórze kolejnych gości weselnych: Eugeniusza Kosielskiego z Rzyczyny, Franciszka Szaniawskiego ze Zwadnika, Aleksandra Jońskiego ze Żdżar, gm. Irena. Z całej grupy wypadowej GL uratował się tylko Wacław Gorzkowski z Rzyczyny, który zdołał zbiec z wesela. Następnie patrole oddziału zaczęły przeszukiwać wybrane gospodarstwa w Kawęczynie. W jednej zagrodzie bronili się strzałami z pistoletu Rosjanin – Mongoł, który używał lewych dokumentów na nazwisko Jan Jakubik, oraz radiotelegrafista Iwan Sitow z Ufy, zwany „Maleńki Iwan”.
Sitowowi udało się przeżyć pacyfikację hitlerowców rodziny Stachurskich w Czernicu w lipcu 1943 r., ukrył się bowiem w psiej budzie. Obydwaj w wyniku strzelaniny zostali zabici.
W innym domu znaleziono ukrywającego się Żyda, Łachmana Szaję, który od ponad dwóch lat był partyzantem GL-AL, dowódcą żydowskiego oddziału – też dostał kulę w łeb.
W trakcie przeszukiwania wsi natrafiono na łącznika AL, który przywiózł z Radomia podziemną prasę dla dowódcy oddziału Mariana Ekszteina „Muchy”. Niestety nie zastał „Muchy”, który pojechał do Pogonowa, aby ukryć tam ciężko rannego Juliana Gransztofa. Kilka tygodni wcześniej w nocy w Rososzy patrol „Orlika” kilkakrotnie postrzelił Gransztofa i po obrabowaniu pozostawił w rowie, aby się wykończył. Przypadkowo natknęli się na niego partyzanci z oddziału AL im. Jana Kilińskiego „Serafima” i udzielili mu pierwszej pomocy, a teraz „Mucha” wywiózł go z tego terenu za Wieprz.
Łącznik zwany „Czarnym z Radomia” nie miał broni, nie stawiał oporu, mimo to został aresztowany i doprowadzony do kwatery „Spokojnego”. Napastnicy plądrowali mieszkania członków PPR i ich sympatyków. Zdemolowali mieszkanie i pobili rodziców Stanisława Żaczka, dowódcy Gwardii Ludowej terenu nr 6 Dęblin-Ryki, którego wcześniej w 1943 r. zabili w Okrzei. Zamiast wesołych śpiewów i tańca w całej wsi płacz, lamenty i żałosna rozpacz.
„Spokojny” przeniósł się w międzyczasie do odległej o 4 km kolonii Czernic, do domu pod lasem, do wdowy Kondejowej, która po śmierci męża prowadziła melinę, gdzie zawsze można było coś wypić i zjeść. Do domu Kondejowej przyprowadzono także pozostałych, wcześniej zatrzymanych weselników. „Spokojny” kolejno przesłuchiwał zatrzymanych partyzantów AL, członków PPR. Wszyscy otrzymali jednakowy wyrok: „Rozstrzelać!”. Kolejno wyprowadzano ich pod ścianę obory i strzałem w głowę rozwalano.
O szóstej rano następnego dnia było już po akcji. Oddział Lotny AK-OL 642/A pomaszerował dalej. Ciała pomordowanych zakopano w zbiorowym grobie przy krzyżu obok drogi biegnącej ze Zwadnika do Kłoczewa. Zdarzenie to pamięta 87-letni mieszkaniec Ryk pan Szczepan Jeżewski. Miał wtedy 19 lat i ukrywał się wraz z kolegą Henrykiem Sierajem u znajomych w Czernicu, ponieważ nie zgłosili się do pracy przymusowej w junakach i szukali ich Niemcy. Rano 23 lutego 1944 r. wyszli ciekawi na wieś, aby dowiedzieć się, co się stało. Podeszli do zagrody Kondejowej. Na podwórzu leżały zwłoki kilku mężczyzn i Geni Stachurskiej w białej ślubnej sukience. Głowy mieli rozbite jak garnek, mózg na wierzchu.
Henryk Górski (83 lata) mieszkał wtedy na kolonii Czernic, miał wówczas 15 lat. Rano widział leżące na podwórzu Kondejowej trupy mężczyzn i Geni Stachurskiej. Jego teściowa, Marianna Dąbek, była spokrewniona z rodziną Stachurskich i była na tym weselu. Opowiadała mu szczegółowo, jak AK-owcy wpadli na wesele, jak wyprowadzali pana młodego, pannę młodą i innych partyzantów AL, kolegów Czesława Smolarczyka.
Warto odnotować, że w wyniku zamordowania dziesięciu osób oddział AK wzbogacił się o trzy pistolety i 23 sztuki amunicji oraz trzy zegarki. Zdobyto również dwie obrączki (jedną złotą i jedną z tombaku) oraz 256 zł. Taka więc była cena dziesięciu istnień ludzkich!
Mimo że ewidentne było, że zabici to żołnierze AL, członkowie PPR, to w meldunku do komendanta Obwodu AK z 23 lutego 1944 r. „Orlik” świadomie nazywa ich bandytami i złodziejami.
Epilog tego tragicznego wesela, jakie wyprawił „Spokojny” Czesławowi Smolarczykowi i Genowefie Stachurskiej nastąpił najpierw 11 marca 1944 r., kiedy to ludzie „Spokojnego” zabili Bronisława Kornasa, brata Pauliny Stachurskiej, matki panny młodej.
29 stycznia 1947 r. około piątej rano do mieszkania Pauliny Stachurskiej wtargnęło czterech mężczyzn. Henryk Gośniak „Cezary” krzyczał: „Ubieraj się! Ale szybko, już!”. Stanisław Warowny „Mściciel” tonował go: „Nie drzyj się tak, bo obudzisz sąsiadów!”. Zapłakaną i wystraszoną Stachurską prowadzili przez Kawęczyn. Na środku wsi kazali jej się zatrzymać. Dowodzący Stanisław Warowny „Mściciel” kazał Henrykowi Gośniakowi chwycić ją w pół. Drugi zakneblował jej usta. Trzeci zawiązał opaskę na oczach. Szamoczącej się i bełkoczącej przez zatkane usta Stachurskiej związali nogi i ręce. Była gotowa do egzekucji. Jeden z napastników przerzucił postronek przez grubą gałąź wiązu rosnącego obok zagrody Jana Komara. Dwóch podniosło ją do góry i raptownie opuścili. Kiedy przestała wierzgać i drgać wyjęli knebel, zdjęli przepaskę, rozwiązali ręce i nogi. Było po wszystkim.
Następnie poszli do zagrody Stachurskiej i zabrali cały inwentarz, kobyłę i dwie krowy. Milcząco wracali do domów po bohaterskiej walce z bezbronną kobietą. „Spokojny” i jego ludzie obawiali się, że rozpozna ich jako zabójców jej zięcia i córki w ewentualnej konfrontacji na milicji lub w Urzędzie Bezpieczeństwa. Na cmentarzu w Kłoczewie jest wspólny grób: Smolarczyk Genowefa i Czesław, Kornas Bronisław i Stachurska Paulina – wszyscy zginęli tragicznie.

ŚLUB III
Michał Joński z Sędowic nad Wieprzem, ps. „Bystry”, żołnierz AK, rocznik 1922, po latach wspominał swoje dramatyczne okupacyjne przeżycia. Tak to opisał Zbigniew Lipski w 9. numerze „Miesięcznika Ryckiego” z 1997 r.
„…Na trzy dni przed swoim ślubem z Wandą Walaszek wraz z kolegą Bogdanem Łukasikiem pędziliśmy bimber. Nagle do zagrody podjechali UB-owcy i nas aresztowali. Zawieźli nas do Twierdzy w Dęblinie. Wrzucili nas do celi w lochu. Przez dziurkę od klucza zauważyłem, że naprzeciwko celi leży na kanapie nasz kuzyn Heniek Krupiński. Udało mi się go przywołać. Poznał mnie i powiedział: I co, nie dali ci się ożenić?
Za nami już dojechał wozem do Twierdzy ojciec z matką. Przywieźli wódki i kiełbasy. Dzięki wstawiennictwu Heńka udało nam się przekonać śledczych, że zostaliśmy z Bogdanem zatrzymani podczas pędzenia bimbru na wesele. Oni mówią, że tu trzyma się tylko »bandytów z AK«, a takie »sprawy« podlegają Rykom. Heniek powiedział: »Zbieraj się i żeń się«. I tak się stało. Zapowiedzi wychodziły na nazwisko Jan Szlendak z Gdyni, jak miałem napisane w podrobionym dowodzie. Wesele odbyło się w terminie. Mamy z Wandą córkę Halinę i syna Stefana…”.
Warto powiedzieć, kim był Henryk Krupiński i jak potoczyły się jego losy.
Urodził się w Rykach i chodził przez pięć lat do Szkoły Powszechnej. Ponieważ nie było pieniędzy na dalszą naukę, zaczął pracować jako pomocnik malarza pokojowego. W latach 1930-1934 wstąpił do Przysposobienia Wojskowego. Od 1936 r. budował drogi – tłukł kamienie jako brukarz. Nadeszła wojna, pomagał rodzinie, zajmując się szmuglem. Z biedy i potrzeby sprawiedliwości społecznej w 1942 r. wstąpił do Robotniczej Polskiej Partii Socjalistycznej.
Walcząc w oddziale ryckiej Milicji Ludowej RPPS, używał pseudonimu „Dąb”. Brał udział w „kolejówkach”, wysadzając pociągi, niszczył linie telefoniczne, rozbrajał hitlerowców. Po wyzwoleniu w lipcu 1944 r. skierowany do służby w Milicji Obywatelskiej na posterunku w Rykach. W 1945 r. skierowano go do pracy w KP MO w Działdowie, skąd zwolnił się 30 października tegoż roku. Podjął pracę jako pracownik cywilny Zarządu Miejskiego w Garwolinie.
Z okazji Wszystkich Świętych przyjechał do Ryk na krótki urlop na rodzinne groby. 3 listopada 1946 r. został zastrzelony przez żołnierzy WiN, podkomendnych „Spokojnego”.
Mirosław Sulej w swojej książce „Zdrada i zbrodnia” nazywa go pseudosocjalistą, zbrodniarzem komunistycznym i złodziejem. „Spokojnego” i jego podwładnych przedstawia nieomal jako żołnierzy niepokalanych.
Fragmenty książki Tadeusza Opieki Żołnierze niechciani. Kartki z dziejów żołnierzy Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, Dęblin 2014


ROZDAJEMY KSIĄŻKI
Dla naszych Czytelników mamy bezpłatne egzemplarze książki Tadeusza Opieki. Zainteresowanych prosimy o kontakt telefoniczny z sekretariatem
(22 635-84-10, wew. 101, w godz. 10-15), a następnie o pokrycie kosztów przesyłki (list polecony 8,30 zł) w formie darowizny na rzecz Fundacji Oratio Recta.

Wydanie: 09/2015, 2015

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy