Dymisja wiecznego burmistrza

Dymisja wiecznego burmistrza

Korespondencja z Chicago

Po 43 latach dynastia Daleyów kończy panowanie nad Chicago

Tony Blair, składając w ubiegłym roku wizytę w Chicago, podczas powitania powiedział, że dzisiaj, gdy już nie ma dawnej władzy, czuje się trochę dziwnie. – No cóż – westchnął – polityków się zmienia. Ale tu wykonał przepraszający gest w kierunku stojącego obok mężczyzny i dodał: – To oczywiście nie dotyczy Chicago.
Blair kierował te słowa do Richarda M. Daleya, pełniącego funkcję burmistrza Chicago nieprzerwanie od 1989 r. Od tego pierwszego zwycięstwa, przy malejącej z roku na rok opozycji, Daley wygrywał już zawsze, co cztery lata. I gdy nikt nie mógłby zagrozić mu w walce o siódmą kadencję, nagle stało się coś dziwnego. We wtorek, 7 września, 68-letni Richard Daley oficjalnie oświadczył, że nie zamierza ubiegać się o urząd w przyszłym roku. Jego żona Maggie, chora na raka kości, uśmiechając się blado, stała z boku wsparta na lasce. – Przyszedł na mnie czas – podsumował. Tym samym rządy dynastii Daleyów, trwające łącznie 43 lata (z przerwą na dwóch innych burmistrzów), dobiegną końca w maju przyszłego roku.
Miasto zadrżało. Nie tylko z powodu wydarzenia medialnego. W Chicago rodzina Daleyów

jest instytucją.

Burmistrz Richard M. Daley, a wcześniej jego ojciec, Richard J. Daley (burmistrz w latach 1955-1976), doprowadzili do transformacji miasta z bezładnego skupiska rzeźni, kolejowych ramp przeładunkowych dla bydła, ponurych stalowni i prymitywnych manufaktur w metropolię i ośrodek przemysłowy na skalę światową, z imponującymi drapaczami chmur, nowoczesnym lotniskiem oraz pięknymi parkami (np. Millennium Park ze słynną „fasolą”, w której odbijają się drapacze chmur).
Ale związek obu burmistrzów, ojca i syna, z miastem sięga poza urbanistykę i obejmuje zwykłych ludzi, często emigrantów z Irlandii, Polski i Włoch, ostatnio z Meksyku i dawnych republik radzieckich, czy mniejszości rasowe, jak Murzyni. Dla mieszkańców, głównie niebieskich kołnierzyków, Daleyowie są patronami – obrońcami przed niesprawiedliwością i możnymi. Richard Daley senior prowadził politykę tworzenia sojuszy pomiędzy grupami etnicznymi, potrzebnych do wygrania kolejnych kadencji, ale też by nie dopuścić do wyboru czarnego kandydata (jedynym afroamerykańskim burmistrzem Chicago był Harold Washington w latach 1983-1987). Richard Daley junior chciał zmienić reputację posegregowanego etnicznie i rasowo miasta. Dopuszczał zarówno przedstawicieli mniejszości etnicznych, jak i kobiety do wysokich urzędów miejskich, przyznawał im też intratne kontrakty. Znacznie poprawił zaniedbane szkolnictwo publiczne niższego stopnia, gdzie uczą się najbiedniejsi. Dla wielu mieszkańców Chicago odejście Richarda Daleya będzie miało charakter osobisty.
– I am not your lover – mówił Daley, odpierając powtarzające się zarzuty, że zmierza do autokracji. Jako burmistrz rzeczywiście nie był kochankiem żadnej grupy politycznej. Nigdy nie wahał się przed użyciem (czy nadużyciem) władzy. Gdy lotnisko dla małych samolotów zawadzało jego urbanistycznym „zielonym” planom, wysłał buldożery, które pod osłoną nocy zrujnowały pasy startowe. Nie bawił się w czułe słówka i dyplomację. Gdy w Chicago z powodu wojny gangów zginęło w krótkim czasie wielu uczniów, zwołał konferencję prasową, rozłożył przed sobą skonfiskowaną broń i zapowiedział ustawę o zakazie posiadania broni palnej w mieście. Kiedy jeden z dziennikarzy wyraził wątpliwość, czy ustawa będzie zgodna z konstytucją, gwarantującą prawo do obrony, Richard Daley poczerwieniał,

chwycił ze stołu karabin z bagnetem

i powiedział: – Jak ci wsadzę to w tyłek, to wtedy zrozumiesz.
Ustawa została później unieważniona przez Sąd Najwyższy, a Daley przeprosił dziennikarza.
Gdy polityk mający tak wielką władzę i szacunek jak 68-letni Richard Daley rezygnuje z urzędu i mówi, że to osobista decyzja, nikt w to nie wierzy. Lokalna prasa, zwolniona z grzecznościowego tonu, przypomina, że ostatnie lata nie były najlepsze dla burmistrza, i to nie tylko z powodu choroby Maggie. Malejące wpływy z podatków, kryzys na rynku nieruchomości, wyższe niż średnia krajowa bezrobocie (10,1%) doprowadziły do deficytu w budżecie miejskim wielkości 655 mln dol. Fundusze emerytalne dla pracowników miasta wkrótce się wyczerpią. W zeszłym roku w powiecie Cook, gdzie znajduje się Chicago, podniesiono podatek od sprzedaży (aktualnie 9,75% – najwyższy w kraju wraz z Los Angeles). Mieszkańcy jeżdżą więc po większe zakupy do sąsiednich powiatów. Daley przez pewien czas ratował miejską kasę, oddając w leasing prywatnym inwestorom niektóre usługi i serwisy należące do miasta, ale jego ostatni deal – leasing miejskich parkometrów – zakończył się fiaskiem. Chicago w opinii wielu zubożało.
Pomimo ogromnych wysiłków finansowych i osobistego zaangażowania burmistrza miasto nie będzie gospodarzem igrzysk olimpijskich w 2016 r. Niektórzy uważają, że decyzja w Kopenhadze załamała Daleya. Gdyby Chicago wygrało, rok olimpijski mógłby być ostatnim w jego karierze. Ale to już są spekulacje. Faktem jest, że poparcie dla burmistrza, dotychczas zawsze wysokie, spadło do poziomu 37% (według lipcowego sondażu „Chicago Tribune”).
Ale za dziurę budżetową i bezrobocie, czy nawet za Kopenhagę, trudno winić bezpośrednio Delaya. Krytycy mówią, że „zła pamięć” dotyczy raczej polityki patronatu, tej – jak się tutaj powiada –

„maszyny Daleya”,

wypracowanej przez lata struktury wiążącej wyborcę z burmistrzem. Polityka patronatu wspiera korupcję. W Chicago często wybuchały skandale, dotyczące zatrudniania martwych dusz, przyznawania stanowisk krewnym czy zatwierdzania kontraktów bez przetargów. Toczące się śledztwa pozostawiały jednak zawsze Daleya czystym. Zresztą on sam, ubierający się skromnie, z przekrzywionym krawatem, z rozwianym włosem, przemawiający z temperamentem i czerwoną twarzą, nie pasuje do kogoś, kto się tuczy publicznymi pieniędzmi.
Miasto obawia się, że odejście Daleya odnowi dawne, etniczne i rasowe waśnie, zwłaszcza że burmistrz nie zamierza wskazywać następcy. To stwarza sytuację open table. Wszystko zatem może się wydarzyć wraz z utratą przez Demokratów burmistrzostwa dzierżonego od 1933 r. Zainteresowanych urzędem jest wielu (gdy piszę te słowa, jest ich 28), w tym szef administracji prezydenckiej, Rahm Emanuel. Ktokolwiek wygra, nie będzie miał łatwego zadania z uwagi na gospodarkę miasta, jego strukturę społeczną oraz tradycję urzędu, naznaczoną przez rodzinę Daleyów. Po zaprzysiężeniu nowy burmistrz być może powie: – To dużo trudniejsze, niż się spodziewałem. To samo powiedział niegdyś Barack Obama.

Wydanie: 2010, 39/2010

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy