Skoro co roku wydaje się setki milionów złotych na Instytut Pamięci Narodowej, to może dorzucić im jeszcze marne kilkadziesiąt tysięcy? Na co? A może precyzyjniej: na kogo? Na Rafała Leśkiewicza, dyrektora Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN. Niech sobie chłop trochę pojeździ po świecie. Niech pojedzie do Wielkiej Brytanii. A potem do USA. Przyda mu się choć trochę wiedzy. Bo skoro jest tak bardzo przekonany („Teczki specjalnej troski” w „Rzeczpospolitej”), że trzeba odtajniać zbiory zastrzeżone IPN, ponieważ takie są standardy (?) na świecie, z łatwością przywiezie z wojaży cenne łupy. Z Londynu np. dokumenty dotyczące śmierci gen. Sikorskiego, które Anglicy ciągle trzymają w sejfach. A później z Waszyngtonu tajne materiały amerykańskie dotyczące Kuklińskiego. To oczywiście żart. Bo przecież Leśkiewicz niczego nie przywiezie. Nie wejdzie nawet do miejsc, gdzie te materiały i miliony innych są przechowywane. Może po takich podróżach nawet Leśkiewicz zrozumie reguły dotyczące postępowania z podobnymi archiwaliami. Zawsze. I wszędzie. A tak na marginesie: ciągle nas frapuje dobór ludzi do tak hojnie dotowanej instytucji. Skąd oni biorą takie orły jak pan dyrektor Leśkiewicz? Przecież IPN jeszcze nie jest zakładem pracy chronionej.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy