Dziewczyny Bonda

Dziewczyny Bonda

ZAKAZANE MYŚLI KOBIET

Na życzenie szwedzkich gości Barbara Labuda miała zaprosić rządzące w Polsce kobiety. Sądziła, że będzie to krótka lista, tymczasem naliczyła 23 kobiety zajmujące wysokie stanowiska. Jestem zaskoczona tak jak i pani minister.
A jednak, jeśli przyjrzeć się resortom, pełno tam pań wiceministrów. To, że najlepsza kobieta to kobieta wice, wiedział już Jacek Kuroń, który jako minister wziął sobie na zastępcę pracowitą Helenę Góralską. Jej mrówcza praca pozwalała lepiej funkcjonować politykowi, do którego Polacy mają ogromne zaufanie. Tyle że zbudowane jest ono na pracy kobiet.
Swój sukces Aleksander Kwaśniewski po części także zawdzięcza kobietom, również wspomnianej Barbarze Labudzie. Inni również, no poza Lepperem, potrafią umiejętnie korzystać z pracy kobiet.
Ale kobieta na stanowisku, poza nielicznymi wyjątkami – jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, ciągle uważana jest w Polsce za dziewczynę Bonda. Musi być, bez niej resort, jak film, nie istnieje. Otrzyma od Bonda–ministra jakieś ważne zadanie, które wykona dla chwały mężczyzny. Szybko może wypchnąć ją następczyni. Bo dziewczyny Bonda, te z ministerstw, zmieniają się tak samo szybko, jak te z filmów. Ministrowie dłużej trzymają się gabinetów.
Właściwie mam wrażenie, że mężczyznom w minionym dziesięcioleciu udało się rozdać role kobietom, tak jak jest dla nich wygodniej. Oto prof. Renata Siemieńska, w swej ostatniej publikacji, analizującej uczestnictwo kobiet w polskim życiu politycznym stwierdza, że “wzrasta liczba mężczyzn, którzy uważają, że kobiety nie nadają się do biznesu i polityki, widząc w domu właściwe dla nich miejsce”. Dlaczego po dziesięciu latach entuzjazmowania się równouprawnieniem mężczyźni widzą nas albo w kuchni, albo co najwyżej w roli dziewczyny Bonda?
Oczywiście, boją się konkurencji. Najbardziej boją się jej politycy i dlatego upychają kobiety w drugiej połowie swoich partyjnych list. Jedno z trzech pierwszych miejsc na listach dostały tylko 33 kobiety i aż 267 mężczyzn. Kobiety nie dostają też koła ratunkowego. Z 40 osób, które do parlamentu weszło z listy krajowej, tylko 4 to kobiety. Jeśli więc kobiety wygrywały, to dzięki sobie samym.
Do wcześniejszych wyborów parlamentarnych namawiają mężczyźni. Wygrać je powinny kobiety. Ładne hasło wymyśliłam, prawda? Wiem, że na razie niemożliwe. Ale już dziś wiadomo, że w parlamencie tej kadencji bardziej aktywne i solidniejsze w pracy są kobiety. I bardziej widoczne. Zapewne to właśnie posłanki najszybciej przestaną być dziewczynami Bonda.

 

Wydanie: 2000, 25/2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy