Dzikokonna

Tak ze 40 lat temu amerykański autor SF, Walter M. Miller Jr. napisał książkę „Kantyczka dla Leibowitza”. Ściślej mówiąc, napisał przedtem nowelę, bardzo zastanawiającą, którą potem przerobił na powieść. W tym utworze cywilizacja dawno zginęła, uczonych wymordowano, a szczątki wiedzy zakamuflowano w postaci świętych ksiąg. Sam Leibowitz był uczonym, a teraz trwa jego proces kanonizacyjny. Wreszcie czasy się dopełniają, przychodzi koniec świata, jednak przedtem, zgodnie z zapowiedzią, pojawia się ponownie Chrystus – ale pod postacią dziewczyny.
Po 40 latach Miller wrócił znów do tematu, napisał coś w rodzaju kontynuacji-niekontynuacji, niezupełnej, ale dość ściśle z poprzednią książką związanej. Nie jest to niejako automatyczna telenowela, autor istotnie miał coś nowego do powiedzenia. A jest rzeczywiście dobrym pisarzem. Nowa książka Millera nosi tytuł „Święty Leibowitz i Dzikokonna”, a dzieje się jeszcze później, coś koło połowy czwartego tysiąclecia. Nawiasem mówiąc, chwała tłumaczowi książki, Adamowi Szymanowskiemu, za rozwiązanie prawdziwych łamigłówek związanych z tłumaczeniem nazw i nazwisk, które są mówiące, ale w ten sposób, że naprawdę nie dało się zachować ich w oryginalnym brzmieniu.
Otóż świat został spustoszony, ogołocony z kopalin, zaludniony w znacznej mierze przez mutantów i próbuje teraz pomaleńku odbijać od moralnego, społecznego i technologicznego dna, co się zresztą nie bardzo udaje. A raczej wychodzi z tego kompletna katastrofa. Rzecz dzieje się w północnej Ameryce, na zachód od ujścia Missisipi, gdzie został przeniesiony Watykan, przy tym także już opuszczony. Czy istnieją inne kontynenty, nie bardzo wiadomo. Benedyktyńskie opactwo świętego Leibowitza jest ostoją katolicyzmu czy może anglikanizmu. Natomiast większość ludzkości składa się z wędrownych plemion nomadzkich wyznających Puste Niebo i Dzikokonną. Owa Dzikokonna pojawia się zresztą realnie, nie wiadomo jednak, czy jest rzeczywiście wcieleniem, czy tylko halucynacją. Jeśli rzeczywistym wcieleniem, to zarazem sztuczną dziewicą – bo jej jako mutantce nie wolno zajść w ciążę. Rzeczywistość jest drastyczna, ale autor opisuje to z wielką oględnością, bo jednak ewentualna Dzikokonna zachodzi w ciążę i rodzi bliźniaki, ale skażone – na czym owo skażenie polega, Miller nie mówi. A głównym bohaterem jest nomada, potem mnich u Leibowitza, wypędek, ale i kardynał, wreszcie pustelnik. Powieść mimo konkretnych realiów jest mgławicowa i bardzo smutna. Właściwie ukazuje schyłek ludzkości, a nadzieja na odrodzenie jest nikła.
Fantastyka teologiczna jest w literaturze bardzo rzadka, przecież jednak istnieje. Uprawiał ją niejednokrotnie Stanisław Lem, oczywiście na swój sposób. Lem igrał pojęciami, Miller posługuje się widmami symboli. Czuć, że ma nam coś do powiedzenia czy przekazania, ale nie za dokładnie rozumiemy co. Bo chyba nie jest rzeczywistym przesłaniem postać Benjamina – nieśmiertelnego Żyda tułacza, który być może był i Leibowitzem, a w każdym razie pojawiał się i w poprzedniej książce dziejącej się jakieś tysiąc lat wcześniej. Nie wiem, zawodzę jako krytyk, bo do końca nie rozumiem.
Sam nosiłem się kiedyś z zamiarem napisania powieści dziejącej się po końcu świata. Wszystkie istoty zostały zbawione, zostały pusta ziemia i woda. A z nich miały wyemanować dziwne istoty-nieistoty kształtujące siebie bez jakiejkolwiek nadziei, obietnicy i światła. Rzecz skończyła się zresztą na niczym, byłaby pewnie rodzajem przypowieści. Trochę z tej przewidywanej u siebie samego atmosfery odnajduję teraz u Millera, który zresztą także nie wyszedł poza znak zapytania. Dla mnie tym sympatyczniejsze, że jednym z nosicieli sensu książki jest zwierzę – kot. Podobnie jak w jego wcześniejszej książce. No, ale ja jestem na ten temat „zakręcony”, nawet nie wiem, czy „pozytywnie”.
Naszym przekleństwem, ale zarazem szansą nie tylko literacką jest mglistość problematyki i danych, którymi dysponujemy. „Wartości” zostały beznadziejnie ośmieszone, wstyd nawet na nie się powoływać. Ale coś tam jednak w piersi cichutko chrobocze.

Wydanie: 2002, 21/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy