Egzamin z nowych matur

Egzamin z nowych matur

Niedoróbki musiały się zdarzyć

Anna Radziwiłł, podsekretarz stanu w MENiS

Anna Radziwiłł – doktor nauk humanistycznych, nauczycielka historii, dyrektorka w liceach warszawskich, autorka podręczników, działaczka podziemnej „Solidarności”, była wiceminister edukacji w latach 1989-1992. W latach 1997-2001 doradzała ministrowi edukacji i współtworzyła reformę systemu edukacji. Była współautorem ustawy o systemie oświaty. Teraz w ministerstwie w randze podsekretarza stanu.

– Pani minister, czy teraz, już po ogłoszeniu wyników, jest pani zadowolona z tego, jak została przeprowadzona nowa matura?
– Najbardziej jestem zadowolona z tego, że w ogóle się odbyła. Bo przecież od kilku lat żyliśmy w sytuacji, gdy nowa matura miała być, ale ciągle coś ją opóźniało. A niedoróbki? Za pierwszym razem musiały się wydarzyć. Teraz już je znamy i wiemy, nad czym pracować. Krytycy powiedzą, że wszystko było niepotrzebnie ćwiczone na żywym organizmie. Ale mnie się wydaje, że najmniej podatni na histerię wokół nowej matury byli ci najbardziej zainteresowani. Czyli uczniowie, którzy zaczynali sobie żartować ze stopnia nerwicy dorosłych. Inna rzecz, że matura była w jakimś stopniu narzędziem do zbadania rzeczywistości. Nie można więc być niezadowolonym z tego, że narzędzie zadziałało i ukazało braki.
– Teraz mamy wiedzę: od 11 do 17% uczniów, w zależności od regionu, oblało. To standard?
– Niestety chyba tak, choć to bardzo smutne.
– Tradycyjnie dobrze wypadły języki, a kiepsko matematyka. Jesteśmy urodzonymi humanistami?
– Trudno porównywać te egzaminy, bo język polski zdawali wszyscy obowiązkowo, a matematykę można było wybrać. Chociaż na przykład przy ostatnich egzaminach gimnazjalnych też zdecydowanie lepiej wypadła część humanistyczna niż matematyczno-przyrodnicza. Ale czy jesteśmy humanistami? To jednak za szybkie uogólnienie.
– Wracając do organizacji matury, sporo było narzekań, że na wyniki trzeba było długo czekać.
– W przyszłym roku trzeba będzie czekać jeszcze dłużej. Bo zdających będzie koło pół miliona, a nie, jak teraz, ponad 300 tys. Takie terminy nie dziwią już nikogo w krajach, gdzie egzaminy pisemne sprawdzane są poza szkołą. Jest też polski przykład: szkoły, w których zdaje się matury międzynarodowe. W maju kończą się egzaminy, wyniki są we wrześniu. To cztery miesiące czekania.
Co do czasu sprawdzania nowej matury… Chodzi przede wszystkim o to, żeby oceny były sprawiedliwe. Szereg egzaminatorów musi się komunikować i porównywać swoją pracę. Gdyby to były wyłącznie testy z pytaniami zamkniętymi, to kartki można by wrzucić do komputera i wyniki byłyby już następnego dnia. Ale nie na tym ma polegać matura.
W starej maturze, nauczyciel sprawdzał swoją część prac, konsultował te, które wzbudzały wątpliwości. Potem przez kolejne trzy dni oceniał wszystko dyrektor. I tyle. Wtedy chodziło jednak o jakieś 100 prac, które należało porównać. Podczas ostatniej matury do rozdysponowania było już parę milionów arkuszy. Za rok będzie ich jeszcze więcej…
– To dopiero w przyszłym roku rozlegną się narzekania, że tyle trzeba czekać na wyniki…
– Myślę, że będzie dużo mniej narzekania, bo to już nie będzie „news”. Po prostu wszyscy zrozumieją, że tak musi być. A czy w tym roku można było gdzieś przeczytać o 250 tys. starych matur? Czy ktokolwiek pytał, jak się czują ci, którzy oblali poprzednią wersję egzaminu? Nie! Bo choć była to niewiele mniejsza grupa młodych, to nie tak medialna jak ci, którzy zdawali nowy egzamin. I choć trudno porównywać, starej matury nie zdał podobny procent. Ale to nie jest medialne, więc „mniej istnieje”.
– Pojawiły się jednak komentarze, że dopóki matury były sprawdzane w szkołach, wyniki były lepsze.
– W wielu szkołach pewnie tak bywało. To nawet nie do końca zarzut wobec starej matury czy świadectwo złej woli nauczycieli. Więcej było myślenia w stylu: znam tę dziewczynę. Zawsze dobrze pisała – trochę podniosę jej ocenę. Albo na odwrót: zawsze była idiotką – więc obniżę. Te oceny były znacznie mnie porównywalne. Piątka w jednej szkole niekoniecznie musiała ważyć tyle samo, ile w drugiej. I dlatego uczelnie nie mogły brać ich pod uwagę. Nowa matura ten problem zupełnie zlikwidowała.
– Co się tyczy dyrektorów, czy w przyszłym roku też będą narzekać, że matura znowu ich tak strasznie organizacyjnie wyczerpała?
– Ależ matura będzie zawsze dużym organizacyjnym obciążeniem dla dyrektorów! Teraz chodzi tylko o dogrywanie szczegółów. Myślę, że z każdym rokiem będzie coraz lepiej. Czy ostatnio było głośno o jakichś traumatycznych przeżyciach na egzaminach gimnazjalnych?
– Nie.
– No właśnie, a cztery lata temu media robiły z tego tragedię. Dziennie kilka wywiadów, artykułów i ogólne biadolenie, co to będzie.
– Ustne matury przebiegły generalnie spokojnie. Poza jednym drobiazgiem: gotowe prezentacje można było kupić w Internecie. Jaka była skala tego zjawiska?
– Podejrzewam, że nikt tego nie wie i się nie dowie. Ale to też nauczka na przyszłość. Przy ocenianiu egzaminu ustnego większą uwagę trzeba przywiązać do pytań komisji. Czyli nie sama zgrabna deklamacja, a potem banalne pytania w stylu, jak Mickiewicz miał na imię. Egzamin powinien być rodzajem obrony prezentacji. Bo odpowiedzi na konkretne pytania nie da się już ściągnąć z Internetu.
– Matura w liceum ogólnokształcącym wypadła na zupełnie przyzwoitym poziomie. Zdało ponad 90% uczniów. Gorzej z liceum profilowanym, gdzie oblało 39%. Może to jest jakiś sygnał, że ten typ szkoły się nie sprawdza?
– Tu jest nawet kilka sygnałów. Może należy wymieszać młodzież, słabszą z silniejszą? Choć trudne do wykonania, byłoby z korzyścią dla obu stron. Inna rzecz, znacznie ważniejsza, to samo podejście do matury. Przed wojną, w 1937 czy 1938 r. do matury przystąpiło 13 tys. osób w całej Polsce. Nic więc dziwnego, że był to sprawdzian elitarny. Natomiast teraz, przy podobnej liczbie uczniów, do matury przystąpiło, bagatela, kilkaset tysięcy. Dlatego jeżeli matura ma nie stracić swojej powagi, to szkoła powinna część tej młodzieży douczyć. W ramach systemu szkolnego musi być miejsce na prowadzenie zajęć pozalekcyjnych dla tych, którzy trochę wolniej się uczą, mają w domu mniej książek czy komputerów, a może nawet trochę sobie „bimbają”. Teraz 85% idzie zdawać maturę. Nie ma cudów! Na samych lekcjach takiej masy ludzi nie nauczy się wszystkiego.
– Od razu przychodzi na myśl szkoła w Elblągu, w której żadna z siedmiu osób, które przystępowały do matury, nie zdała egzaminu. Nauczycielka proponowała swoim uczniom dodatkowe zajęcia, ale ci jakoś nie mieli na to chęci…
– Bo poza mieszaniem uczniów i solidnym douczaniem jest jeszcze jeden istotny wniosek. To są dorośli ludzie. Nikt ich nie zmusza, żeby zdawali maturę. Matura nie jest absolutnie potrzebna do życia. Zawsze można pójść do szkoły policealnej, zdobyć zawód. I przeżyć. I nie mieć pojęcia, że Fryderyk Barbarossa miał rudą brodę. Dorosły człowiek ma możliwość kierowania swoim życiem. Z jednej strony, są więc obowiązki systemu edukacji, z drugiej – obowiązki młodego człowieka, który powinien wykazać nieco chęci i zaangażowania.
– Matura miała być przepustką na studia. I znowu część osób narzeka, że nie wszystko się udało…
– Bo to jest pierwszy rok. Nie tylko dziennikarze, rodzice i uczniowie pilnie obserwują, czy wszystko zagra. To samo robią wyższe uczelnie. Już teraz mają jednak pewne ograniczenia. Nie wolno im pytać z tego samego przedmiotu, który był już na nowej maturze. Niektóre wydziały dodają tylko rozmowę kwalifikacyjną. Ale w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym, która trafiła do Senatu, jest powiedziane, że jakakolwiek inna forma egzaminu wstępnego poza nową maturą będzie wymagać odrębnego pozwolenia ministerstwa. Słowem, wszystko wymaga czasu, ale kiedyś trzeba było zacząć.
– Głosy krytyki będą pojawiać się zawsze.
– I chwała Bogu!
– Tylko pytanie, co zrobić z wiedzą, której dostarczyła nowa matura? Nad czym pracować?
– We wrześniu będzie cykl konferencji w Okręgowych Komisjach Egzaminacyjnych i w kuratoriach. Każdy dyrektor dowie się, że w jego szkole tylu a tylu uczniów nie potrafiło rozwiązać konkretnego typu zadań. Sporo z tego będzie można wyciągnąć wniosków. Kto i jak uczył tych uczniów – to jedno, z jakiego poziomu startował uczeń w pierwszej klasie – to drugie. Trzeba też będzie się zastanowić nad dalszym losem liceów profilowanych. Ale uważam, że w tym przypadku młodzież powinna głosować nogami, a nie minister „w skupionej ciszy” – postanawiać. Bo może taki typ szkoły będą wybierali ludzie, którzy nie są pewni, czy chcą robić maturę, potrzebują zawodu, ale do zawodówki iść nie chcą. Byle w tym wszystkim była jasność i świadoma decyzja.
– Czyli przyszły rocznik maturzystów może już spać spokojnie?
– Ja w ogóle nie radziłabym przed maturą sypiać zbyt spokojnie. Odpoczynek zawsze się przydaje, ale błogi sen tuż przed maturą to chyba przesada…

 

Wydanie: 2005, 27/2005

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy