Komornik zabiera emeryturę za bezprawnie wystawiony rachunek za pobyt w szpitalu
W 2011 r. Adam Okuniewski z Bydgoszczy dziewięć dni leżał w miejscowym szpitalu. Dziś komornik wszedł mu na emeryturę i ściąga pieniądze za tamto leczenie. Robi to, chociaż bydgoszczanin był wtedy zarejestrowanym bezrobotnym, czyli człowiekiem ubezpieczonym z urzędu. I komornik doskonale o tym wie.
Był ciepły lipiec 2011 r. Adam Okuniewski (wtedy 64-letni technik elektryk, zarejestrowany bezrobotny) leżał w łóżku w swoim mieszkaniu przy ul. Pomorskiej. Czuł się coraz gorzej. Leki zaordynowane przez lekarza nie potrafiły zwalczyć choroby. Gdy termometr pokazał prawie 40 stopni gorączki, chory zawołał na pomoc szwagra – lekarza. A ten, po osłuchaniu krewniaka, nie miał wątpliwości: obustronne zapalenie płuc. – To szwagier chyba wzywał karetkę. Ja w tej gorączce nie do końca wiedziałem, co się wokoło mnie dzieje – wspomina Adam Okuniewski.
Lekarz z pogotowia potwierdził diagnozę szwagra i karetka zawiozła pana Adama do Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela, zwanego przez bydgoszczan w skrócie Bizielem. I choć ze szpitalnego wypisu widać, że lekarze się starali (długa lista zaordynowanych lekarstw), nie potrafili pomóc. „W trakcie hospitalizacji nie uzyskano poprawy stanu klinicznego – w badaniu kontrolnym rtg płuc – cechy progresji stanu zapalnego”, napisano w karcie informacyjnej pacjenta. I dlatego 29 lipca, czyli po dziewięciu dniach leczenia, Adama Okuniewskiego odtransportowano do Kujawsko-Pomorskiego Centrum Pulmonologii w Bydgoszczy. Tam w niecałe dwa tygodnie udało się go wyleczyć z zapalenia płuc.
Biziel idzie do sądu
Pierwszy sygnał, że nieskuteczna kuracja w Bizielu może mieć dalsze, przykre konsekwencje, pojawił się we wrześniu 2014 r., czyli po trzech latach. Sąd Rejonowy w Bydgoszczy przysłał nakaz zapłaty za leczenie w Bizielu. – To było tak niespodziewane jak piorun z jasnego nieba. Zacząłem wyjaśniać sprawę. Okazało się, że Biziel wniósł przeciwko mnie sprawę do sądu. Zdaniem szpitala w trakcie leczenia byłem nieubezpieczony i dlatego muszę zapłacić ponad 6 tys. zł za pobyt tam oraz odsetki za zwłokę. Szpital wygrał, bo ja nic o tym nie wiedziałem. Cała szpitalna i sądowa korespondencja była kierowana na mój poprzedni adres, na ul. Koronowską. Przesyłkę dwa razy awizowano, więc zgodnie z prawem potraktowano ją jako doręczoną.
Adam Okuniewski zastanawia się: – Dlaczego Biziel uznał mnie za bezrobotnego nieubezpieczonego pacjenta, nie wiem. Transportowano mnie do tego szpitala, a potem wywożono do centrum pulmonologii w bardzo złym stanie, ze śladową przytomnością. Naprawdę trudno mi sobie przypomnieć, o co mnie pytano i czy cokolwiek tam podpisywałem. A pomyłka adresowa wynikła być może z tego, że w 2011 r. posługiwałem się starym, książeczkowym dowodem osobistym, w którym sam skreśliłem nieaktualne od lutego 2011 r. miejsce zamieszkania (ul. Koronowska) i podpiąłem karteczkę z nowym (ul. Pomorska).
Pan Adam wniósł sprzeciw wobec nakazu zapłaty w ustawowym, 14-dniowym terminie. Dołączył dokumenty z bydgoskiego powiatowego urzędu pracy, że od 16 marca 2010 r. do 20 grudnia 2011 r., tzn. do przejścia na emeryturę, był zarejestrowany jako osoba bezrobotna, czyli z urzędu ubezpieczona. I jeszcze dokument z biura meldunkowego, że od lutego 2011 r. mieszka na ul. Pomorskiej, czyli nie mógł odebrać sądowych listów kierowanych na Koronowską. – Wniosłem sprzeciw i uznałem sprawę za załatwioną – mówi. – Wymowa załączonych dokumentów i sądowy błąd, wysyłanie pism pod zły adres, były przecież oczywiste.
Komornik nie odpuszcza
Jakież było zdziwienie pana Adama, gdy półtora roku później, w lutym br., listonosz przyniósł mu pismo, w którym komornik Jacek Dober informuje, że wszczyna egzekucję, czyli wchodzi mu na emeryturę, żeby ściągnąć z niej ok. 14 tys. zł. A konkretnie 6243,41 zł za leczenie w Bizielu plus odsetki do 18 lutego br. – 3262,14 zł, 1279,50 zł kosztów procesu, 600 zł kosztów zastępstwa w egzekucji, 2112,73 zł opłaty egzekucyjnej, 100,51 zł wydatków gotówkowych i 485,93 zł VAT.
– Nie wiedziałem, co się dzieje. Znów zacząłem wyjaśniać sprawę, i to w nerwach. Przecież prawie 14 tys. zł długu to dla emeryta jak włożenie sznura do ręki, żeby się powiesił – denerwuje się Okuniewski. Tym razem nie dopuszczono go do akt. Musiał wynająć pełnomocnika. Okazało się, że bydgoski sąd rejonowy w grudniu 2015 r. odrzucił sprzeciw wobec nakazu zapłaty, bo pan Adam „nie uczynił tego na urzędowym formularzu”. – Tak jakby formularz był ważniejszy niż człowiek – z goryczą podsumowuje Okuniewski. W dodatku postanowienie sąd przesłał na ul. Koronowską, czyli na adres nieaktualny od prawie czterech lat. – Wysłali na stary adres, chociaż w pisemnym sprzeciwie kierowanym do sądu we wrześniu 2014 r. w nagłówku podałem mój obecny adres. To bardzo dziwne, powiedziałbym zastanawiające, że sąd i komornik pisma egzekucyjne wysyłają na dobry adres, a wszystkie inne na stary, dawno nieaktualny.
– Załatwienie sprawy Adama Okuniewskiego jest teraz wyłącznie w gestii sądu. My nie możemy nic zrobić – informuje damski głos z biura radcy prawnego Biziela pod nieobecność głównego prawnika. Wie to pan Adam i już na początku marca wysyła skargę na działalność sądu rejonowego do jego prezesa Tomasza Adamskiego. I używa mocnych słów. „(…) Cała ta sprawa to nie uchybienie, lecz nosi znamiona przestępstwa. (…) Państwo prawa realizowane w oparciu o złe prawo jest państwem legalizowanego bezprawia. Czym jest państwo, w którym na dodatek sądy działają ułomnie, wytłumaczyć sobie nie potrafię”.
Sąd reaguje szybko, ale bardzo pilnuje procedury. „Sąd informuje, że bez wniesienia zażalenia nie ma możliwości wzruszenia postanowienia o odrzuceniu sprzeciwu. Sąd wzywa do podania, czy pismo z 7 marca 2016 r. stanowi skargę na postanowienie referendarza w przedmiocie nadania klauzuli wykonalności nakazowi zapłaty z dnia 11 czerwca 2014 r. (…)”.
Pan Adam na szczęście nie boi się prawniczego języka. Sam potrafi napisać pismo do sądu. I umie postępować wedle wskazówek, które śle mu sąd. No i ma teraz wsparcie pełnomocnika prawnego. – Ilu jest takich emerytów jak ja? Ilu stać na wynajęcie prawnika? – rozważa ponuro i robi, co może, by wstrzymać egzekucję. – Po złożeniu skargi w sądzie byłem też u komornika, pokazywałem dowody, że to zajęcie komornicze jest bezprawne. Prosiłem, żeby wstrzymał się choć trzy dni, aż wpłynie do niego oficjalne pismo od prezesa SR, ale wypiął się na mnie. I z marcowej emerytury potrącił 409,81 zł. Może dla niego to niewielka suma, ale dla mnie bardzo wiele. Przecież ja mam opłaty, z których nikt mnie nie zwolni – denerwuje się Okuniewski.
Wejdzie, nie wejdzie?
W połowie marca pisze do niego prezes Sądu Rejonowego w Bydgoszczy, że „uchybienia w doręczaniu korespondencji związane były z nieodnotowaniem w systemie SAWA informacji o zmianie Pana adresu”. Zapewnia: „Podjęto działania naprawcze”, a sąd poinformował komornika, że pan Adam „podjął środki do (…) podważenia prawomocności tytułu egzekucyjnego”.
– Czy to oznacza, że komornik nie uszczknie kolejnych 400 zł z kwietniowej emerytury? – zastanawia się pan Adam. Komornik milczy. I wchodzi na emeryturę również w kwietniu.
Okuniewski denerwuje się. – To dla mnie potworny stres. Gdybym miał 20 lat, miałbym czas na amortyzację tego stresu. Ale ja tego czasu nie mam, ja już kończę życie.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy