Egzorcysta zamiast psychiatry?

Egzorcysta zamiast psychiatry?

Co miesiąc 70 dzieci próbuje popełnić samobójstwo, tymczasem Ministerstwo Zdrowia unieważniło konkurs na telefon zaufania

Setki tysięcy dzieci wymagają pomocy psychiatrycznej, tymczasem w Polsce brakuje co najmniej 300 lekarzy tej specjalności. Kolejni składają wypowiedzenia. Nie ma kto leczyć, a liczba samobójstw wśród najmłodszych wciąż rośnie. Mamy zapaść.

Pandemia pogłębiła problemy psychiczne wśród dzieci i młodzieży. Coraz więcej najmłodszych próbuje odebrać sobie życie. Coraz częściej – skutecznie. Tymczasem psychiatria dziecięca od lat przeżywa kryzys. Jego tragicznie jaskrawym przykładem jest sytuacja w warszawskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Z końcem września wypowiedzenia złożyło tam pięciu z sześciu psychiatrów z Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży.

107 śmierci

Sytuacja w warszawskim instytucie to tylko wycinek rzeczywistości, który doskonale obrazuje sytuację: było źle, jest tragicznie. Weźmy liczby: z ubiegłorocznego raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że w latach 2017-2019 wsparcia psychiatrycznego lub psychologicznego wymagało 630 tys. dzieci i młodzieży – niemal co dziesiąty młody człowiek poniżej 18. roku życia. Co najmniej, bo statystyki zawsze są zaniżone. Tymczasem w połowie polskich szkół nie ma nawet psychologa, który byłby w stanie rozpoznać kryzys psychiczny u dziecka. Dalej – miesięcznie 70 dzieci próbuje popełnić samobójstwo. Specjaliści podkreślają, że w Polsce liczba dzieci wymagających większej opieki nie odbiega od reszty Europy, jednak znacznie różni się sposób jej realizowania.

Rośnie liczba prób samobójczych. I rośnie ich skuteczność. W 2017 r. próbowało się zabić 730 dzieci. W 2018 r. – 772. W pierwszym półroczu 2019 r. – aż 485. W latach 2017-2019 próbowało odebrać sobie życie 1987 dzieci. Zmarło 250. W 2020 r. życie odebrało sobie w Polsce 107 dzieci i nastolatków, rok wcześniej – 98.

W 585 przypadkach przyczyną zamachów samobójczych była choroba psychiczna, a w 374 – zaburzenia psychiczne. Tylko czy to ma znaczenie?

Ważne, że nie udało im się pomóc. A nie udało się, bo nie ma systemu wczesnego reagowania ani wystarczającej liczby specjalistów. Wnioski z raportu NIK są druzgocące.

W marcu 2019 r. jako psychiatrzy dzieci i młodzieży pracowało 419 lekarzy; 169 było w trakcie specjalizacji. Według krajowego konsultanta w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży brakowało minimum 300 lekarzy tej specjalności. Jedna trzecia lekarzy miała powyżej 55 lat, co NIK wskazywała jako „niekorzystną strukturę wiekową kadry”. Problem jest systemowy: choć psychiatria dzieci i młodzieży została wpisana przez ministra zdrowia na listę specjalności priorytetowych, udało się obsadzić zaledwie 39 ze 161 miejsc szkoleniowych.

Co gorsza, choć lekarzy tej specjalności brakuje wszędzie, są miejsca, gdzie te braki są szczególnie dotkliwe. Z raportu NIK wynika, że najgorzej jest w województwach lubuskim i podkarpackim, a stosunkowo lesza sytuacja jest w województwie łódzkim. W pięciu województwach nie funkcjonował żaden dzienny oddział psychiatryczny, a w województwie podlaskim brakowało oddziału całodobowego.

Dane gromadzi też Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce. Wynika z nich, że prawie 31% nastolatków uważa, że w pandemii ich nastrój się pogorszył. 9,2% przyznało, że się okaleczało, a 4,4% podczas lockdownu robiło to częściej niż przed pandemią. Z tych danych wynika również, że w pierwszym okresie pandemii 2,9% respondentów w wieku 15-17 lat próbowało popełnić samobójstwo. Gorzej czuły się dziewczyny, to one częściej skarżyły się na obniżone samopoczucie.

Nie ma miejsc, nie ma lekarzy

Warszawa jest emblematyczna. Oddział dziecięcej psychiatrii, który działał w IPiN, był jedyny w mieście. Miejsc było 28 – tyle jest łóżek – ale pacjentów i pacjentek, jak podawała „Gazeta Wyborcza”, było ponad 40. To tutaj trafiały dzieci po próbach samobójczych, z zaostrzeniami psychoz czy z zaburzeniami spektrum autyzmu. Gdzie trafią teraz? Lekarzy już nie ma. Złożyli wypowiedzenia. Powodem ich decyzji miał być brak kompromisu w negocjach z dyrekcją. Poszło głównie o pieniądze. Radio TOK FM informowało, że psychiatrzy oczekiwali podwyżki ich wynagrodzeń w dwóch transzach po 1000 zł brutto.

Ta propozycja została odrzucona. Szefowa kliniki, prof. Barbara Rembek, konsultantka krajowa ds. psychiatrii wieku rozwojowego, mówi, że choć decyzja lekarzy oznacza de facto koniec opieki psychiatrycznej dla dzieci na Mazowszu, to rozumie ich postępowanie. „Poświęcenie ma swoje granice. (…) Wiem, jak trudne to dla nich decyzje. Liczę, że uda się znaleźć wyjście z tej sytuacji i zagwarantować lekarzom godne warunki pracy. Tak, by nie musieli szukać dodatkowego zatrudnienia w innych szpitalach lub prywatnych poradniach i mogli zająć się wyłącznie pacjentami kliniki”.

120 dni oczekiwania

Eksperci mówią o „stomatologizacji” psychiatrii. To oznacza, że lekarze, owszem, są – ale prywatnie. Tyle że nie wszystkich na taką wizytę stać. Tymczasem to decyzja, która często oznacza życie lub śmierć, bo w sytuacji kryzysu psychicznego u dziecka czekać nie można, trzeba działać natychmiast. A na wizytę z NFZ długo się czeka. Z cytowanego już raportu NIK wynika, że z roku na rok rosła liczba pacjentów oczekujących na leczenie: w 2017 r. były to, w skontrolowanych poradniach, średnio 564 osoby, w 2018 r. 661 osób, a w 2019 r. – 1036. Średni czas oczekiwania na wizytę wydłużył się z ponad 44 dni w 2017 r. do 56 w roku 2019 r. W jednej z poradni średni czas oczekiwania wynosił aż 120 dni.

Dobrze podsumował tę sytuację Jakub Kosikowski, lekarz onkolog. „Odejdą do sektora prywatnego, zarabiać kilka razy tyle, lecząc mniej skomplikowane przypadki. To jest paradoks polskiej ochrony zdrowia. Na Zachodzie najbardziej elitarne specjalizacje, osoby prowadzące najtrudniejsze terapie i zabiegi, zarabiają najwięcej. U nas najmniej. Więc odchodzą”, napisał na Twitterze.

„(…) płaca jest za niska, odpowiedzialność NIEWYOBRAŻALNA. (…) Autorytety wzywają »bierzcie dyżury dla idei, by utrzymać ten oddział«. Mechanik dla idei nie naprawi mojego samochodu. Pani w sklepie dla idei nie sprzeda mi jedzenia, a bez jedzenia umrę. Bez specjalistów zdrowia psychicznego, dobrze opłacanych, będą umierać dzieciaki. Ale kogo to obchodzi?”, napisała z kolei w mediach społecznościowych Maja Herman, specjalistka psychiatrii z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Temat kryzysu psychiatrii dzieci i młodzieży podjęli także lekarze w Białym Miasteczku pod KPRM. 13 września był dniem poświęconym właśnie temu zagadnieniu.

– Psychiatria jest najjaskrawszym przykładem tego, jak jest źle. Dla psychiatrii dziecięcej to hasło („Nie ma medyków, nie ma leczenia”) jest w stu procentach prawdziwe i aktualne, bo w tej chwili w Polsce nie ma lekarzy dla dzieci i młodzieży. Cztery lata temu Porozumienie było na głodówce i mimo że problem wybrzmiał, do dziś punkty nie zostały zrealizowane. Dziś znowu spotykamy się po to, żeby porozmawiać o tym, co należy poprawić w psychiatrii – mówił Piotr Pisula z Porozumienia Rezydentów.

W podobnym tonie wypowiedziała się Anna Bazydło, która jest w trakcie specjalizacji z psychiatrii dorosłych.

– Jedną z głównych przyczyn śmierci w Polsce są samobójstwa, a wśród dzieci i młodzieży to druga przyczyna, ponieważ stanowią 30% wszystkich zgonów małoletnich w Polsce, i to jest dramat.

Mimo planowanej – i wdrażanej – reformy, w połowie szkół nie ma nawet poradni psychologicznej. Na wizytę u psychiatry trzeba długo czekać. Dzieci i ich rodzice są zostawieni sami sobie. A to – dosłownie – śmiertelnie niebezpiecznie.

Telefon zaufania poprowadzi ksiądz

Przemoc instytucjonalna wobec dzieci jest faktem. Podczas gdy minister edukacji na doniesienia o wzrastającym stresie uczniów i uczennic reaguje jowialnym take it easy, Ministerstwo Zdrowia zaprzestaje finansowania telefonu zaufania dla dzieci. Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich poinformowało niedawno, że ministerstwo unieważniło konkurs na wybór realizatorów zadania „Centra Wsparcia dla dzieci i młodzieży oraz dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym” w 2021 r.

Taki telefon od 2008 r. prowadzi Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (dawniej Fundacja Dzieci Niczyje). Prowadzi skutecznie: od początku jego działania specjaliści fundacji odebrali ponad milion telefonów od młodych ludzi. W porozumieniu z policją podjęto 754 interwencje w sprawie dzieci, których życiu zagrażało niebezpieczeństwo.

Zasady konkursu już raz zmieniono – w 2016 r., fundacja nie dostała wtedy dofinansowania na rok 2017. W efekcie musiała ograniczyć działalność i mogła pomóc mniejszej liczbie dzieci. A to było śmiertelnym zagrożeniem. Bo do fundacji dzwonią dzieci, które nie chcą pogadać o serialu czy kreskówce, dzwonią te, które wymagają pilnej pomocy.

W tym roku konkurs na prowadzenie telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży znowu został unieważniony. Minister Adam Niedzielski tłumaczył: „W ramach postępowania nie został spełniony jeden z warunków, który był ważny. Czym prędzej będziemy starali się tę infolinię czy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży zorganizować”. Z kolei rzecznik prasowy resortu mówił w TVN 24: „Tu chodzi o uruchomienie telefonu, a nie wsparcie jednej czy drugiej fundacji”. Zapewniał przy okazji, że wkrótce „ten telefon ruszy”.

Ministerstwo oferty analizowało dogłębnie, bo przez prawie pół roku. Po tej wnikliwej analizie uznało, że Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, która telefon pod numerem 116 111 prowadzi od kilkunastu lat, kompetencji jednak nie ma. Fundacja od decyzji się odwołała, jednak 1 października otrzymała informację, że odwołanie zostało rozpatrzone negatywnie.

Nowy rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek napisał, że decyzja o anulowaniu konkursu budzi wątpliwości, tym bardziej że komisja konkursowa przyznała ofercie Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę prawie maksymalną liczbę punktów, a prowadzony przez nią telefon zaufania jest dużym wsparciem dla młodzieży, szczególnie w czasie pandemii.

Do sprawy odniosła się też Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. „Podobnie jak sam konkurs został odwołany bez podania przyczyny, tak w piśmie również trudno szukać jakichkolwiek wyjaśnień. Widocznie zdaniem resortu zdrowia wyjaśnienia nam się nie należą”, poinformowała w komunikacie.

Za to całodobowy telefon zaufania – o numerze 800 800 605 – uruchomiło Ministerstwo Edukacji, które – bez konkursu – przyznało dofinansowanie  fundacji Auxilium. Przemysław Czarnek przeznaczył na ten cel 170 tys. zł, a telefon ma na razie działać przez dwa miesiące. Telefonem zaufania będzie się opiekował ks. Józef Partyka, z wykształcenia psycholog, z zamiłowania egzorcysta.

Wszystko to dzieje się w kraju, w którym od początku pandemii nikt z rządu nie zwrócił się bezpośrednio do uczniów i uczennic, nie wytłumaczył im, co się dzieje, nie zapewnił o tym, że ktoś nad nimi czuwa – jak to było w Nowej Zelandii, Finlandii czy Danii. W tym samym kraju, w którym toruńska nauczycielka, która na lekcji poruszyła temat depresji, została zawieszona w obowiązkach.

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2021, 44/2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy