Egzotyczny mikrob

Wirus zachodniego Nilu w USA zapowiada stulecie epidemii

Wirus zachodniego Nilu pojawił się w Stanach Zjednoczonych. Rozprzestrzenia się z szybkością wprawiającą w zdumienie ekspertów. Tego lata zabił już 23 osoby, zaś u ponad 470 spowodował choroby, w tym groźne zapalenie mózgu. Liczba ofiar śmiertelnych dojdzie prawdopodobnie do stu, zaś zarażonych do tysiąca. Obecność egzotycznego mikroba stwierdzono już w 39 stanach i w stołecznym Dystrykcie Kolumbii. Specjaliści z Centrum Kontroli Chorób Zakaźnych (CDC) w Atlancie nie mają złudzeń – wkrótce niebezpieczny intruz przekroczy Góry Skaliste i zagnieździ się na całym terytorium USA – nawet na Alasce i Hawajach.

Przeciwko wirusowi nie ma lekarstwa.

Przygotowywane są trzy szczepionki, ale zanim będą gotowe, miną lata.
Wirus po raz pierwszy zidentyfikowany został w 1937 r. we krwi kobiety z ugandyjskiej Prowincji Zachodniego Nilu. Występuje w Afryce, na Bliskim Wschodzie, niekiedy także w Rosji i niektórych krajach południowej Europy. Nie wiadomo, w jaki sposób przedostał się na drugą stronę Atlantyku – prawdopodobnie podróżował samolotem z zakażonym owadem lub człowiekiem. W każdym razie był w nowojorskiej dzielnicy Queens w 1999 r. i spowodował śmierć siedmiu osób. Do szpitali trafiło wówczas 62 poważnie chorych. Władze Nowego Jorku nakazały opryskanie pestycydami całego Central Parku, ale niewiele to pomogło. Egzotyczny mikrob może bowiem zarażać ponad 100 gatunków ptaków, liczne ssaki oraz 29 gatunków komarów. Przed trzema laty w nowojorskich ogrodach zoologicznych zdziesiątkował flamingi, bażanty i kormorany. Wirus rozprzestrzenia się szybko wraz z wędrownymi ptakami. Jego szlak znaczą dziesiątki martwych wron. „To szczęśliwie się składa, oczywiście nie dla wron, lecz dla nas, ponieważ jeśli odnajdziemy te martwe ptaki, wiemy, że zaraza dotarła do określonego regionu”, mówi pracownik departamentu rolnictwa, Randy Crom.
Ptaki atakowane są przez

komary, które przenoszą wirusa

w gruczołach ślinowych i zarażają kolejne ofiary: koty, konie, psy, wiewiórki, a także ludzi. Dr Julie Gerberding, szefowa CDC, i inni eksperci uspokajają, że niebezpieczeństwo jest znikome – tylko u co piątej osoby ukąszonej przez zainfekowanego komara rozwiną się symptomy jakiejś dolegliwości, najczęściej niegroźne jak gorączka czy bóle głowy przypominające objawy grypy. Tylko co 150. zarażony poważnie zachoruje – wirus jedynie w wyjątkowych przypadkach powoduje zapalenie mózgu lub opon mózgowych, które może doprowadzić do śmierci. Szczególnie zagrożone są osoby z osłabionym systemem odpornościowym: chorzy na AIDS lub raka, pacjenci po przeszczepie i ludzie w podeszłym wieku. Ale tego lata kilka faktów budzi niepokój epidemiologów – przeciętny wiek ofiar choroby obniżył się z 65 do 54 lat. Czyżby drobnoustrój zza oceanu stał się bardziej zjadliwy i niebezpieczny także dla młodszych? Na domiar złego wirus zaatakował wcześniej – już w połowie czerwca, choć spodziewano się, że sezon komarów i zarazy rozpocznie się dopiero w połowie sierpnia. Już w czerwcu z dzielnic północno-zachodniego Waszyngtonu zniknęły wielkie stada wron. George Bush przeznaczył 31 mln dol. z kasy federalnej na walkę z epidemią. Prezydent zaniepokoił się poważnie, gdy martwą wronę znaleziono na trawniku Białego Domu. Pomoc federalna najbardziej przydała się Luizjanie – są tam rozległe stojące wody i moczary, czyli naturalne tereny lęgowe komarów. Do tej pory w tym stanie, zwłaszcza w okolicach Nowego Orleanu, wirus spowodował śmierć siedmiu osób i chorobę ponad 170. Gubernator Luizjany Mike Foster ogłosił stan wyjątkowy. Armia obiecała przysłanie dwóch przebudowanych samolotów transportowych typu Herkules, które spryskają pestycydami bagniska. Decyzja, czy zastosować przeciw komarom „broń chemiczną”, leży w gestii władz stanowych i lokalnych. Urzędnicy w hrabstwie Suffolk w stanie Nowy Jork zarządzili pestycydową ofensywę dopiero wtedy, gdy wirus zabił 81-letniego Josepha Chiellę.
„Dlaczego pozwalamy naszym seniorom umierać, a dopiero później pryskamy?”, pyta Allen Binder z rady hrabstwa. Ekolodzy jednak ostrzegają, że środki chemiczne i tak nie wybiją wszystkich owadów, a stanowią poważne zagrożenie dla środowiska. „Producenci pestycydów świadomie sieją panikę, by nabić sobie kabzę, mają kolesiów w federalnej agencji kontrolującej insekty. Rozpryskują neurotoksyny, substancje rakotwórcze i mówią, że wszystko jest w porządku”, irytuje się prof. Sheldon Krimsky z Tufts University. Władze zalecają także inne środki zaradcze. Komary mogą wylęgać się nawet w naparstku wody, należy więc usuwać wszelkie zbiorniki stojącej wody: puszki, stare opony itp. W zagrożonych regionach lepiej nie spacerować o świcie ani o zmroku, gdy komary są aktywne. Należy nosić kolorowe ubrania, koszule i bluzki z długimi rękawami oraz długie spodnie. Wirus zachodniego Nilu już zmienił styl życia mieszkańców Luizjany i paru innych stanów. Wieczorami place zabaw są puste, mieszkańcy wykupują preparaty odstraszające komary i śpią przy zamkniętych oknach.
Urzędnicy departamentów zdrowia kilku stanów nad Pacyfikiem, na razie wolnych od zarazy, rozstawili w miejscach pojawiania się wędrownych ptaków klatki z kurami. Kurczaki w odróżnieniu od wron nie chorują na gorączkę wywołaną wirusem zachodniego Nilu, lecz wykształcają przeciwciała. Jeśli zostaną one wykryte we krwi kur, będzie wiadomo, że epidemia przekroczyła Góry Skaliste. Niektórzy są zdania, że władze poświęcają zbyt wiele energii i pieniędzy na zwalczanie wirusa, który nie powoduje przecież wielu zgonów. Lepiej zająć się grypą zabijającą 20 tys. Amerykanów rocznie. Dr Lyle Petersen z CDC tak odpowiada na te zarzuty: „Nie wytępimy wirusa zachodniego Nilu, pozostanie on wśród nas. Musimy więc stworzyć infrastrukturę, aby zwalczać go przez najbliższe 50 lat”.
Eksperci ostrzegają, że inwazja egzotycznego wirusa jest zapowiedzią innych, być może groźniejszych epidemii. W połowie lat 60. uważano, że choroby zakaźne znalazły się pod kontrolą. Od tego czasu pojawiły się jednak nowe plagi wywołane przez zarazki – borelioza z Lyme, AIDS, Ebola, choroby legionistów i BSE. Nową ekspansję rozpoczęły „stare” epidemie – żółta febra, malaria, gorączka denga i gruźlica, które coraz częściej uodporniają się na antybiotyki. Światowa Organizacja Zdrowia obciąża odpowiedzialnością za to niebezpieczne zjawisko człowieka, który w coraz większym stopniu zmienia środowisko naturalne, doprowadzając np. do globalnego wzrostu temperatur. Tegoroczne gorące lato przyspiesza cykl lęgowy komarów, susza sprawia, że giną żywiące się nimi owady i ważki, zaś zarażone ptaki przebywają wielkie odległości, by znaleźć wodę. Na miejscu zniszczonych ekosystemów powstały wielkie miasta, idealne dla stworzeń przystosowujących się do wszelkich warunków – jak roznoszące zarazki szczury i wrony. Człowiek wdziera się coraz głębiej do tropikalnej dżungli, gdzie czyhają groźne mikroorganizmy. Jeden z nich, HIV powodujący AIDS, wywołał już globalną epidemię.
Coraz częściej

zarazki pokonują barierę międzygatunkową.

W 1997 r. w Malezji niespodziewanie pojawił się wirus Nipah, który uśmiercił ponad 100 ludzi. Władze z wielką szkodą dla gospodarki zlikwidowały milion świń nosicielek mikroba. Dopiero trzy lata później wykryto, że wirusa przeniosły żywiące się owocami nietoperze, prawdopodobnie wypłoszone z dżungli przez drwali i pożary lasów. Nietoperze szukały schronienia w gospodarstwach rolnych. W 1997 r. w Hongkongu wirus ptasiej grypy po raz pierwszy zaraził bezpośrednio ludzi, nie „przechodząc” uprzednio przez świnie. Wybito wtedy ponad milion kurcząt, ale naukowcy nie zdołali wykryć źródła epidemii.
Eksperci alarmują – zarazki rozprzestrzeniają się i mutują szybciej, niż powstają nowe lekarstwa. Obecne stulecie może stać się nie tylko wiekiem gorąca, ale także epidemii.


Groźne komary
Co roku na choroby przenoszone przez komary zapada pół miliarda ludzi, z których 3 mln umierają. Po obecnej wielkiej powodzi plaga komarów zagraża Niemcom i Czechom. Być może, owady te przyniosą nowe choroby, podobnie jak po powodzi 1997 r., gdy nad Odrą pojawił się wirus Tahyna (w larwach komarów, które z wielką wodą napłynęły z Czech). Powodował on gorączkę i uczucie ogromnego zmęczenia. Niewykluczone, że w Europie Środkowej rozprzestrzeni się komar azjatycki Aedes albopictus, który może roznosić gorączkę denga i wirusa zachodniego Nilu. Ten ostatni jest już blisko, w 1996 i 1997 r. wokół Bukaresztu wywołał chorobę u 500 osób. Możliwe zresztą, że wirus zachodniego Nilu dotarł nad Łabę i Wisłę, lekarze jednak uznają symptomy gorączki nilowej za grypę.

 

Wydanie: 2002, 35/2002

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy