Eize balagan!

Eize balagan!

Krótki przewodnik po izraelskich wyborach parlamentarnych

Izraelczycy 9 kwietnia pójdą do urn w atmosferze skandali politycznych i populistycznej walki o tron. Po raz kolejny wybory odbywają się przed końcem kadencji parlamentu, co w Izraelu stało się niemal tradycją. Powodem przedwczesnych wyborów zarówno w poprzednich latach, jak i w tym roku był rozpad koalicji rządzącej. Na tegorocznych jednak kładą się cieniem nie tylko zakulisowe konflikty między partiami prawicowej koalicji, ale również skandal korupcyjny, w który jest uwikłany premier Beniamin Netanjahu.

Głównym powodem rozpadu koalicji w listopadzie ub.r. była rezygnacja ministra obrony Awigdora Liebermana, przewodniczącego partii Jisrael Betenu (Nasz Dom Izrael). Ten urodzony w Kiszyniowie absolwent Państwowego Uniwersytetu Rolniczego Mołdawii i były bramkarz w klubach nocnych jest kojarzony jako lider Żydów z krajów byłego Związku Radzieckiego, którzy przybyli do Izraela tłumnie po roku 1990. Lieberman jest zwolennikiem jastrzębiej koncepcji polityki zagranicznej i często krytykuje Netanjahu za zbyt łagodne postępowanie z Hamasem w kolejnych konfliktach ze Strefą Gazy.

W listopadzie ub.r. doszło do krótkotrwałej wymiany ognia między Izraelem a Hamasem. Kiedy po dwóch dniach dzięki mediacjom egipskiej delegacji nastąpiło zawieszenie broni, Lieberman oskarżył premiera o „kapitulację wobec terroru”. Jego zdaniem izraelska odpowiedź na ostrzał ze Strefy Gazy była zbyt słaba, a „terroryści nie powinni czuć, że mogą swobodnie protestować przy granicy”. W efekcie osłabienia koalicji rządzącej zdecydowano się na wcześniejsze wybory, dzięki którym na nowo udałoby się zmontować sojusz między istotnymi partiami izraelskiej sceny politycznej.

Niebiesko-biała koalicja z generałem

Tym razem pojawił się jednak nowy gracz, który może zagrozić Likudowi i nieco odświeżyć lokalną politykę. Prokurator generalny Awichaj Mandelblit zdecydował się oskarżyć urzędującego premiera w trzech różnych sprawach korupcyjnych, związanych z przekupywaniem mediów w celu uzyskania lepszej prasy, jak również przyjęciem łapówek w postaci szampana i kubańskich cygar o łącznej wartości ok. 200 tys. dol. Netanjahu jest też zamieszany w aferę związaną z nabyciem przez Izrael trzech łodzi podwodnych od koncernu ThyssenKrupp. Bliscy współpracownicy i krewni premiera mieli lobbować na rzecz niemieckiej firmy w resorcie obrony. Przewodniczący Likudu nie jest w tej sprawie oskarżonym, chociaż śledczy przyglądają się jego powiązaniom. Sprawa nabrała rumieńców w lutym tego roku, kiedy się okazało, że Netanjahu sam był wcześniej udziałowcem GrafTech International, jednego z głównych dostawców stali dla ThyssenKrupp.

Z tych skandali niemal nagle wyłonił się Beni Ganc, były szef sztabu Cahalu (Sił Obrony Izraela), który zdecydował się przeciwstawić korupcji w rządzie i w grudniu sformował partię Hosen LeIsrael (w wolnym tłumaczeniu – Odporność Izraela). Ganc może być nowicjuszem na scenie politycznej, ale wielu Izraelczyków go zna i darzy zaufaniem z racji jego służby wojskowej w randze generała porucznika. To w nim nadzieje pokładają ci wyborcy, którzy chcieliby stabilizacji politycznej i przełamania impasu w długotrwałym konflikcie izraelsko-palestyńskim.

W lutym Ganc zdecydował się połączyć siły z prowadzoną przez byłego ministra finansów Jaira Lapida partią Jesz Atid (Jest Przyszłość) prezentującą poglądy centrystyczne i skupiającą się głównie na aspektach społecznych. Lapid promuje poglądy, z którymi sympatyzują progresywni Izraelczycy, otwarcie mówiąc o potrzebie równości wszystkich obywateli, łącznie z wprowadzeniem obowiązku służby wojskowej ultraortodoksyjnych Żydów, którzy cieszą się w kraju wieloma przywilejami wynikającymi z ich przynależności religijnej. Wraz z Gancem mówi także o konieczności powrotu do negocjacji pokojowych z Palestyńczykami, których efektem miałoby być powstanie niezależnego państwa na Zachodnim Brzegu. Ganc i Lapid zdecydowali się nazwać swoją koalicję wyborczą od barw izraelskiej flagi – Kahol Lawan (Niebiesko-Biali).

Według sondaży żadna partia nie ma jednak szans na samodzielne rządzenie. Z ordynacji wyborczej wynika, że krajem będzie rządzić to ugrupowanie, które zdobędzie przynajmniej 61 miejsc w 120-osobowym parlamencie. Sprawę w pewnym sensie komplikuje fakt, że Izraelczycy głosują nie bezpośrednio na swoich przedstawicieli, ale na partie, które przedstawiają listy proponowanych posłów. Z tego powodu jest istotne, by partiom przewodniczyły osoby charyzmatyczne, mogące być lokomotywami wyborczymi całych list. Niektóre partie decydują się na organizowanie prawyborów, w których członkowie mogą wybierać nazwiska, jakie mają się pojawić na listach. Do nadchodzących wyborów startuje niemal 50 ugrupowań, ale liczy się jedynie dziesiątka, jeśli wierzyć badaniom preferencji politycznych. Właśnie od tych mniejszych ugrupowań zależeć będzie sukces i Likudu, i Niebiesko-Białych. Oba okręty flagowe uzyskają prawdopodobnie ok. 30 miejsc w parlamencie. Przywódca partii, która zdobędzie więcej głosów, będzie mógł zbudować koalicję, oferując miejsca w rządzie innym ugrupowaniom.

Jastrzębie z Likudu

Likud tradycyjnie budował swoje portfolio z partii prawicowych i religijnych, co dla niektórych wyborców stanowiło problem. Chociaż w założeniu jest ugrupowaniem świeckim, musiał dzielić gabinet z partiami o poglądach nacjonalistyczno-religijnych. Wśród partii, które zapowiedziały chęć utworzenia koalicji z Netanjahu, znalazło się ugrupowanie Ocma Jehudit (Żydowska Siła) odwołujące się do dziedzictwa kontrowersyjnego rabina Meira Kahanego. Partia jest często określana jako antyarabska i ultranacjonalistyczna, a jej korzenie wywodzą się z utworzonej przez Kahanego grupy Kach, zdelegalizowanej za ekstremistyczne poglądy. Kach jest dzisiaj uważana za organizację terrorystyczną m.in. przez Izrael, Unię Europejską i Stany Zjednoczone – z wielu powodów, wśród których wymienia się wykorzystywanie materiałów wybuchowych i planowanie zabójstw politycznych.

Najgłośniejszym aktem terroru powiązanym z tym ugrupowaniem był atak Barucha Goldsteina na muzułmanów w Grocie Patriarchów w 1994 r., wskutek którego zginęło 29 osób. Z Kach związana była także grupa, do której należał zabójca premiera Icchaka Rabina, Jigal Amir. To dziedzictwo nie przeszkodziło jednak premierowi Netanjahu pomóc Ocma Jehudit w nawiązaniu sojuszu politycznego z HaBajit HaJehudi (Żydowski Dom), by partie miały większe szanse na zdobycie miejsc w Knesecie. Dla niektórych Izraelczyków udział premiera w negocjacjach między mniejszymi partiami świadczy o tym, że legitymizuje on poglądy, które podzielają wyznawcy rabina Kahanego. Przywódca Ocma Jehudit, Baruch Marzel, w niedawnym wywiadzie dla portalu Jerusalem Post sugerował, że jedyny sposób na osiągnięcie pokoju to wyrzucenie Arabów z kraju. Te poglądy sprawiają, że obie partie religijne nawet w obliczu porażki wyborczej Likudu w żadnym wypadku nie zdecydują się na koalicję z Lapidem i Gancem, którym bliżej jest do przeciwległego końca politycznego spektrum.

Koalicję z Netanjahu utworzy także HaJamin HaHadasz (Nowa Prawica) – partia powołana przez ministra edukacji Naftalego Bennetta i minister sprawiedliwości Ajelet Szaked. Ugrupowanie to ma w obecnym parlamencie trzy miejsca, jednak według sondaży może liczyć nawet na siedem. Ze względu na jastrzębią koncepcję polityki obronnej, otwarty opór wobec powstania państwa palestyńskiego i poparcie dla rozbudowy żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu (nielegalnych w świetle prawa międzynarodowego) nowej partii prawdopodobnie uda się odebrać kilka mandatów ugrupowaniu Awigdora Liebermana, które według części sondaży może się znaleźć poza Knesetem lub otrzymać ledwie jeden mandat. Podobny los może spotkać centroprawicową Kulanu (My Wszyscy), której przewodzi Mosze Kahlon, minister finansów. Kulanu kieruje ofertę przede wszystkim do sefardyjczyków reprezentujących niższą klasę średnią i priorytetem jest dla niej obniżenie kosztów życia w kraju. Jednak ostatnie kadencje przyniosły wzrost cen mieszkań i podstawowych produktów spożywczych, co przekłada się na spadek zaufania do tej partii. W efekcie z dzisiejszych dziesięciu mandatów prawdopodobnie zostaną jej trzy.

Gasnąca gwiazda Partii Pracy

W obozie centrolewicowym, poza główną siłą w postaci Niebiesko-Białych, należy zwrócić uwagę przede wszystkim na Partię Pracy, gasnącą gwiazdę sceny politycznej. Dawniej Partia Pracy była niemal synonimem Izraela i to ją pod różnymi postaciami tworzyli tacy politycy jak Dawid Ben Gurion, Golda Meir czy Szimon Peres. Z wszystkich ugrupowań Partia Pracy była najbliższa osiąg-
nięcia ostatecznego porozumienia z Palestyńczykami, do momentu gdy w roku 1995 został zamordowany jej przewodniczący, premier Icchak Rabin, i ponownie pod przewodnictwem Ehuda Baraka przed wybuchem drugiej intifady w roku 2001; w następnych wyborach ustąpiła pola Likudowi, dowodzonemu wówczas przez Ariela Szarona. Od tego czasu Partia Pracy nie potrafi odbudować zaufania izraelskich gołębi i sympatyków lewicy, a obecnemu przewodniczącemu, przedsiębiorcy Awiemu Gabajowi, brakuje charyzmy legendarnych przywódców Izraela. Dzisiaj elektorat Partii Pracy został w dużej mierze zagospodarowany przez Jesz Atid.

Istotną siłą wśród mniejszych partii jest też Merec (Energia), która celuje w wyborców o bardziej skrajnych poglądach. Merec również odwołuje się do dziedzictwa izraelskiego ruchu robotniczego, wywodząc się z partii Mapam, która budowała kolejne koalicje rządowe wraz z Mapai Ben Guriona. Dzisiaj Merec nie niesie już ideologii marksizmu-leninizmu jak jej poprzedniczka, ale skupia się na konflikcie izraelsko-palestyńskim. Oprócz tego, jak na nowoczesną lewicę przystało, mówi o prawach mniejszości narodowych i seksualnych, rozdzieleniu państwa i religii, problemach środowiska oraz idei państwa opiekuńczego.

Merec i Partia Pracy nie są dużymi ugrupowaniami i każde z nich może liczyć na sześć lub siedem miejsc w parlamencie. Dla Ganca i Lapida jednak właśnie te partie będą kluczowe w utworzeniu koalicji, chociaż samo to nie wystarczy. Koalicja Niebiesko-Białych w razie wygranej będzie musiała zwrócić się o pomoc również do partii arabskich. W obecnym Knesecie cztery arabskie ugrupowania połączyły się w jeden blok, który w wyborach uzyskał aż 82% wszystkich arabskich głosów w kraju. Tyle że partie arabskie są dla wielu Izraelczyków problematyczne, nie tylko ze względu na oczywiste skupienie się na interesie jednej grupy etnicznej. Naturalne dla ugrupowań arabskich jest poparcie dla dwupaństwowego rozwiązania sporu. Jednocześnie niektórych posłów, takich jak Hanin Zubi, oskarża się wprost o popieranie Hamasu, głównie poprzez kontrowersyjne wypowiedzi i działania na rzecz Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu i w Gazie. Prawicowy elektorat poczynania tych partii uznaje nawet za zdradę stanu.

Sondaże przeważnie sugerują remis głównych partii, ze wskazaniem na Niebiesko-Białych. Jednak dla głównej siły opozycyjnej prawdziwym wyzwaniem może być nie zwycięstwo w wyborach, ale budowa koalicji mającej przewagę w Knesecie. Matematyka wyborcza oparta na badaniach opinii publicznej sugeruje, że centrolewica i lewica będą wspólnie zmuszone do budowy koalicji z Arabami, którzy zapewne chętnie przystaną na taką propozycję. Problemem stanie się przekroczenie progu 60 posłów, do czego mogą się okazać konieczne niektóre partie z przeciwnego bieguna politycznego. Rozsądnym kandydatem wydaje się Kulanu, obecnie w koalicji z Likudem, która w kampanii zapowiada, że jest gotowa na koalicję z każdym. Jednak do zapewnienia trwałej zdolności rządzenia krajem może być niezbędna jeszcze jedna partia, choć kandydaci mogą się okazać nieoczywiści. Wydaje się zatem bardziej prawdopodobne, że to prawicy uda się zbudować koalicję.

USA i Polska w kampanii

Tegoroczna kampania wyborcza jest dość dynamiczna i kilkakrotnie zmieniała motywy przewodnie. Jednym z nich są zarzuty korupcyjne wobec premiera Netanjahu. Bibi w swoim stylu nie przyjmuje zarzutów, a opozycję oskarża o manipulacje. Każdego przeciwnika politycznego nazywa lewicą, mówiąc, że wywiera ona „bandycką, niemal nieludzką presję na prokuratora generalnego”.

Główny rywal premiera również ma problemy z wizerunkiem z powodu niedawnych przecieków o sekstaśmach i dotyczących bezpieczeństwa narodowego informacjach, które miały wypłynąć z jego telefonu zhakowanego przez Iran. Główny zainteresowany zaprzecza tym doniesieniom i zapewnia, że na telefonie nie było żadnych kompromitujących materiałów. W specjalnym oświadczeniu Ganc podkreślił, że problemem o wiele poważniejszym niż jego telefon jest polityka Netanjahu, wynikająca z jego skromnej etyki osobistej.

W kampanii pojawiają się jednak nie tylko lokalne skandale i programy wyborcze. Partie i ich liderzy grają na najniższych populistycznych instynktach i wciągają w to polityków spoza Izraela. Donald Trump informował ostatnio, że gdyby to on kandydował na stanowisko premiera, otrzymałby aż 98% głosów. Nie jest do końca jasne, co chciał osiągnąć tymi słowami, ale amerykańska administracja zdecydowała się również na inny gest. Krótko przed wyborami ma przyjechać do Jerozolimy sekretarz stanu Mike Pompeo, który ma zapewnić o „niesłabnącym poparciu” Stanów Zjednoczonych dla Izraela. W trakcie kampanii wyborczej ten gest może być odczytywany dwojako, ale najprawdopodobniej ma to być dowód przyjaźni z Netanjahu niż generalnie z Izraelem. W końcu Pompeo nie planuje żadnych spotkań z głównymi rywalami premiera.

Netanjahu w kampanię zaangażował także Polskę, grając na najniższych instynktach izraelskiej prawicy. Podczas konferencji bliskowschodniej w Warszawie dał się wciągnąć w pytanie dotyczące współpracy Polaków z nazistami, wprawiając w ruch tę samą machinę, która wywołała takie poruszenie w relacjach polsko-żydowskich w ubiegłym roku. Chociaż po polskiej reakcji strona izraelska bardzo szybko ogłaszała sprostowania, w taki sam ton uderzył Jair Lapid. Z drugiej strony już po kilku dniach izraelskie media, które nie sprzyjają premierowi Netanjahu, zauważyły, że w świetle tego typu oskarżeń współpraca z rządami polskim i węgierskim, które obecnie w Izraelu są uważane za skrajnie nacjonalistyczne, nie może być uznana za realpolitik. Tego typu populistyczne wypowiedzi w dłuższej perspektywie nie wpłynęły na sondaże wyborcze, za to wymusiły na organizacjach żydowskich z diaspory rozpoczęcie kampanii potępiającej słowa izraelskich polityków i przepraszającej za krzywdzące wypowiedzi. Zdaje się jednak, że w wirze kampanii już o tych wypowiedziach zapomniano.

Choć w Polsce wzbudziło to ogromne emocje, w Izraelu politycy bardzo szybko przeszli do rozmów o bardziej palącym dla nich problemie, jakim jest zagrożenie ze strony Iranu. Obecny premier może dużo mówić o bezpieczeństwie i prezentować się ze światowymi przywódcami, wśród których są liderzy krajów arabskich. Problem pojawia się, gdy przez przypadek przyznaje się do ukrytych działań w Syrii, jak to zrobił przed wylotem do Polski. Sprawa szybko została skomentowana przez Ganca, który zauważył, że to poważne naruszenie poufnych informacji dotyczących działań Cahalu. Udział w konferencji bliskowschodniej w Warszawie miał być przedstawiony przez Netanjahu jako sukces potwierdzający jego zdolności dyplomatyczne, które pomogą Izraelowi pozyskać sojuszników w walce z Iranem. Przez pomyłkę jego kancelaria opublikowała jednak nagranie przedstawicieli Bahrajnu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Arabii Saudyjskiej twardo krytykujących Iran. Nagranie zostało szybko usunięte, gdy okazało się, że pochodziło ze spotkania, które odbywało się za zamkniętymi drzwiami. Liderzy opozycji nie omieszkali skrytykować Netanjahu. Cipi Liwni, była minister spraw zagranicznych współpracująca blisko z Arielem Szaronem, przypomniała premierowi na Twitterze, że politykę zagraniczną należy budować na wzajemnym zaufaniu.

Prokurator czeka na Netanjahu

Obie strony politycznego spektrum starają się grać kartą bezpieczeństwa, co może być trudne. Wyborcy popierający Netanjahu z pewnością doceniają to, że skutecznie bronił kraju w kilku ostatnich konfliktach z Hamasem, nie pozwalając na eskalację i ograniczając liczbę izraelskich ofiar. Z drugiej strony niektórzy mogą oczekiwać bardziej zdecydowanych działań i polityki twardej ręki wobec Palestyńczyków. Dla nich alternatywą są jedynie mniejsze partie prawicowe, które mogą rządzić tylko wspólnie z Likudem. Popierający Ganca zauważają jednak, że tak naprawdę to on jako szef sztabu Cahalu bronił kraju, zawiadując armią. Jego doświadczenie wojskowe może przemawiać do tych wyborców, którzy szukają przełamania impasu, ale nie chcą ryzykować bezpieczeństwa kraju.

Przy tak wyrównanej kampanii bardzo trudno przewidzieć wynik wyborów i późniejszych rozgrywek koalicyjnych. Jednak niezależnie od ich wyniku Beniamina Netanjahu w lipcu czekają przesłuchania, które zadecydują, czy zostanie on postawiony w formalny stan oskarżenia. Ehud Olmert, ostatni premier, na którym takie zarzuty ciążyły, ustąpił ze stanowiska. Choć prawodawstwo oficjalnie nie wymaga tego od urzędujących polityków, dla Izraelczyków byłoby dziwne, gdyby Netanjahu zdecydował się dalej rządzić krajem. Dla opozycji byłoby to ostateczne potwierdzenie zepsucia „króla Bibiego”.

www.stosunkowobliskiwschod.pl

Fot. AP/East News

Wydanie: 13/2019, 2019

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. mr.off
    mr.off 5 kwietnia, 2019, 08:09

    Pisanie o 'rozmowach pokojowych’ Izraela z Palestynczykami nie ma najmniejszego sensu, gdyz celem strategicznym syjonistow z Izraela i USA jest zbudowanie Wielkiego Izraela na ziemi Palestynczykow i wyrzucenie ich z Palestyny. Rozmowy sa po to, by oszukiwac swiatowa opinie publiczna, a szczegolnie amerykanska, gdyz bez ekonomicznej, militarnej i politycznej USA ten kolonialny projekt syjonistow nie ma szans powodzenia.

    Starczy wpisac w Google haslo DISAPPEARING PALESTINE MAPS, by na wlasne oczy zobaczyc JAK JEST.

    PS.
    Po wyborach w izraelu Jared Kushner, ziec D.Trumpa ma oglosic plan rozwiazania konfliktu izraelsko-palestynskiego. Po tym, jak Trump podarowal kilkanascie dni temu Netanyahu Syryjskie Wzgorza Golan i wiedzac kim jest Kushner spodziewac sie mozna powtorki z rozrywki. Czyli podarowania ziemi Palestynczykow syjonistom z Izraela i USA. Co poglebi konflikt izrael-Palestyna czyniac go konfliktem Izrael-Swiat Islamu.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy