Ekologia i Przegląd

Wisła jak Orinoko

Choć brudna i śmierdząca, królowa polskich rzek przetrwała w naturalnym stanie

„Żyjące rzeki” – tak Światowy Fundusz na rzecz Przyrody nazwał swój program. Ma on udowodnić, że jeśli się chce, to można korzystać z przyrody w taki sposób, żeby jej nie dewastować. Do programu wybrano pięć rzek – mało zniszczonych przez człowieka, niemal jeszcze dzikich. Te pięć rzek to: azjatyckie Jangcy i Mekong, Niger w Afryce, południowoamerykańska Orinoko i Wisła. Tak, nasza Wisła!
Choć brudna i śmierdząca ściekami, Wisła przetrwała niemal w naturalnym stanie, co widać zwłaszcza wówczas, gdy porównać ją z innymi rzekami europejskimi – skanalizowanymi i poprzegradzanymi zaporami. Najbardziej naturalny i zarazem najbogatszy przyrodniczo jest jej środkowy odcinek – od Puław do Płocka. Wystarczy wyjechać z Warszawy, żeby zobaczyć widoki, które w Europie są już rzadkością lub tylko wspomnieniem: rzeka tworzy zmieniające się odgałęzienia, wyspy, odsypiska i rozlewiska. Liczne kępy, porośnięte łozowymi zaroślami, trzcinowymi i turzycowymi szuwarami, stały się siedliskami ptaków, w tym gatunków rzadkich, już wymierających.

Bogactwo przyrodnicze

rzeki potęgują bardzo zróżnicowane zbiorowiska roślin w jej dolinie: z borami sosnowymi i mieszanymi sąsiadują nadrzeczne lasy topolowo-wierzbowe: są też torfowiska, polne kompleksy siedlisk grądowych, są zabagnione łąki oraz lasy olszowe z sosnowymi. Z przyrodniczego punktu widzenia, szczególnie cenne są lasy łęgowe, pod względem bogactwa życia porównywalne z niektórymi lasami strefy deszczowej (dość odnotować, że w łęgach bytuje ponad 60% gatunków ptaków śródlądowych).
Znacznie uboższe jest międzywale Wisły. W przeszłości wybudowano około 1500 km wałów. Niestety, projektowano je i wykonano wyłącznie według kryteriów hydrotechnicznych, bez uwzględnienia warunków i funkcji ekologicznych doliny rzeki. Z doliną Wisły związane są duże kompleksy leśne: puszcze – Niepołomicka, Sandomierska, Kozienicka, lasy garwolińskie i otwockie, Puszcza Kampinoska, lasy gostynińsko-włocławskie, Puszcza Będkowska, Bory Tucholskie oraz wiele kompleksów leśno-łąkowych i ekosystemów wodnych.
Jeszcze na początku XX w. Wisła była jedną z najbardziej rybnych rzek Europy. Do pospolitych gatunków wiślanych należały nawet jesiotr i łosoś, które dzisiaj są wspomnieniem. Obecnie w wiślanych wodach żyje

ponad 40 gatunków ryb,

a więc nastąpiło znaczne zubożenie ichtiofauny. Przyczyna? Zanieczyszczenie rzeki ściekami komunalnymi i przemysłowymi, a także przez niektóre obiekty hydrotechniczne. Gdy pod koniec XIX w. dokonano regulacji dolnego odcinka rzeki, wyprostowano jej ujście do Bałtyku i odcięto pierwotne odnogi delty; nastąpił szybki spadek populacji jesiotra (ostatnie osobniki widziano w połowie XX w.). Podobny los spotkał łososia, jednak w tym przypadku przyczyną było zniszczenie jego tarlisk na Dunajcu przez zaporę w Rożnowie. Budowa zapory we Włocławku, mimo wyposażenia jej w przepławkę, spowodowała niemal całkowite zniknięcie troci i certy powyżej zapory.
Na szczęście, Wisła nie została zupełnie „ucywilizowana” i w jej wodach nadal żyje kilkadziesiąt gatunków ryb. Jest to możliwe dzięki zdolności rzeki do samooczyszczania się. Ichtiofaunie sprzyjają też mikrośrodowiska charakterystyczne dla rzek naturalnych. Są one żerowiskami, tarliskami i kryjówkami dla poszczególnych gatunków. Takim mikrośrodowiskiem mogą być zadrzewione brzegi, podmywane przez wodę; obnażone korzenie i powalone drzewa tworzą żerowisko i kryjówki dla klenia oraz innych ryb prądolubnych. Naturalne

walory Wisły sprzyjają
ptactwu wodnemu,

w dolinie rzeki występuje ponad 320 gatunków ptaków, co stanowi aż 76% gatunków żyjących w naszym kraju. Co więcej: w ostatnich dziesięcioleciach nad Wisłą pojawiły się ptaki, których od dawna nie widziano. Przykładem są ślepowrony, które znowu gnieżdżą się w Kotlinie Oświęcimskiej. W latach 70. ubiegłego wieku dolinę Wisły zasiedliły mewy srebrzyste i czarnogłowe.
Dominują ptaki lęgowe (180 gatunków), wśród których są tak rzadkie, a nawet skrajnie zagrożone u nas i w Europie, jak rożeniec, ostrygojad, kulon, mewa czarnogłowa i rybitwa białowąsa. W skali kraju liczebność tych gatunków nie przekracza 100 par, z których więcej niż połowa żyje właśnie nad Wisłą. Ich przyszłość w ogromnej mierze zależy od tego, czy rzeka zachowa swój naturalny stan, czy nie znikną piaszczyste wysepki i kępy, czy zachowają się takie ptasie ostoje, jak ujście rzeki, odcinek między Dęblinem a Płockiem, rejon Zatora i Ligoty.
Wisła to również zimowisko dla takich ptaków wodnych, jak czapla siwa, łyska i gągoł. Wzdłuż jej brzegów znajdują się żerowiska, z których korzystają ptaki wędrowne. Na przykład aż połowa kontynentalnej populacji mewy małej zbiera się i żeruje w ujściu rzeki. Kotlina jej górnej części to miejsce spotkań gatunków południowoeuropejskich, w tym szczudłaka, czapli nadobnej, warzęchy, raroga i pelikana różowego.

Królowa naszych rzek

pełniła i pełni ważne funkcje w życiu kraju. Była szlakiem komunikacyjnym, łączącym Europę Środkową i Południową z Bałtykiem i Skandynawią. Dostarczała wody pitnej dla ludzi i zwierząt. Jej zasobne wody umożliwiały rozwój rolnictwa i hodowli na terenach przyległych, w dolinie Wisły powstały osady wyspecjalizowane w rybołówstwie, budowie łodzi i statków, transporcie wodnym. Bez Wisły nie byłoby Krakowa, Sandomierza, Warszawy, Torunia, Gdańska i kilku innych miast.
To dzięki Wiśle od XV w. mógł się rozwijać handel zagraniczny, jej korytem spławiano zboże, drewno i sól. Nowego znaczenia gospodarczego nabrała w XIX w., dostarczając wody dla rodzącego się przemysłu. W naszych czasach przypadła jej bardzo niewdzięczna rola – stała się rynsztokiem dla ścieków komunalnych i przemysłowych.
Wisła odcisnęła trwały ślad w świadomości narodowej i kulturze. Stała się symbolem polskości, jak znak Orła Białego, i to nie przypadek, że znak Rodła został odwzorowany z jej schematycznego kształtu. O ile uboższa byłaby ludowa kultura bez wiślanych strzyg, boginek i syrenek, a także literatura, gdyby usunąć z niej strofy o Wiśle.
Oczywiście, Wisła byłą również siłą niszczycielską, przyczyną wielu ludzkich nieszczęść, zwłaszcza w okresach nadmiaru wody. Nie bez powodu Stefan Żeromski pisał: „Ujmie nareszcie brzegi wiślane plemię w jedno zrośnięte… Zginie w Wiśle odwieczna, bezpłodna łacha i odwieczny, rokroczny zator – czterokrotna co roku powódź, samopas i niewolniczo, niszczycielska i obłędnie chodząca masa wód”. Na szczęście, ta wizja wielkiego pisarza nie spełniła się do końca. Wisła nie została skanalizowana w takim stopniu jak inne rzeki Europy, ocalała „bezpłodna łacha”. Dzięki temu może być niezwykle użyteczna jako

korytarz ekologiczny.

To jedna z jej najważniejszych funkcji. Dzisiaj wiadomo, że ochrona przyrody nie może sprowadzać się do ochrony poszczególnych gatunków i wybranych, odizolowanych od siebie terenów. Taka praktyka prowadzi do fragmentacji środowiska, tworzenia ekologicznych wysp, co nie stwarza warunków do utrzymania różnorodności i bogactwa gatunków. Zwierzęta, a także rośliny, muszą mieć możliwość rozprzestrzeniania się i migracji, bo w przeciwnym razie następuje ich degradacja, a nawet wymieranie.
Stąd właśnie znaczenie korytarzy ekologicznych, zarówno naturalnych, jak i tworzonych przez człowieka. Takimi korytarzami mogą być np. pasy wysokiej zieleni, o łęgowym charakterze lub zalesienia środpolne. Najbardziej uniwersalnymi i wydajnymi korytarzami ekologicznymi są rzeki i ich doliny, zwłaszcza jeśli są to rzeki o tak dużych walorach przyrodniczych jak Wisła z jej dopływami, przylegającymi do niej kompleksami leśnymi i podmokłymi terenami.
Te właściwości Wisły zostaną niekorzystnie i bezpowrotnie zmienione w przypadku budowy zapory w Nieszawie. Inwestycja ma zarówno gorących zwolenników (w tym posłów, którzy przegłosowali sejmową uchwałę wspierającą jej budowę), jak i zdecydowanych przeciwników. W niekończących się sporach obie strony sięgają po „argumenty nie do podważenia” i są głuche na racje przeciwników.
Zwolennicy zapory mówią przede wszystkim o zbliżającej się katastrofie stopnia wodnego we Włocławku, natomiast ekolodzy twierdzą, że zapora w Nieszawie, bardzo niekorzystna z przyrodniczego punktu widzenia, będzie brutalną ingerencją w bieg rzeki, ograniczy zdolność Wisły do samooczyszczania się i zahamuje wiele naturalnych procesów w jej nurcie. Co więcej, za kilkadziesiąt lat trzeba będzie budować kolejny stopień.
Obie strony mają dobre intencje, więc może zamiast stanowczo upierać się przy swoich racjach, wspólnie znajdą inne rozwiązanie problemu. Takie, które ocali przyrodnicze walory królowej polskich rzek.

Władysław Misiołek

Ingerencja człowieka w koryto Wisły zaczęła się przed około 200 laty. Najwcześniej podjęto prace regulacyjne polegające na budowie ostróg (tam poprzecznych) i podłużnych opasek brzegowych. Było to konieczne dla rozwijającej się żeglugi, ułatwiania spływu wezbranych wód i lodu w okresie zimowo-wiosennym. Kolejnym przedsięwzięciem była budowa wałów przeciwpowodziowych, co umożliwiło intensywną zabudowę i zagospodarowanie terenów narażonych na zalanie. Najbardziej charakter rzeki zmieniły: kaskada górnej Wisły, zbiornik goczałkowicki i stopień włocławski.


EKO-INFORMACJE

– Piosenkarka Kayah została pierwszym ambasadorem Światowego Funduszu na rzecz Przyrody (WWF – World Wilde Fund For Nature) w Polsce. WWF jest jedną z największych organizacji na świecie, zajmujących się ochroną przyrody, prowadzi w Polsce kilkanaście programów ochrony przyrody. Zajmuje się m.in. ochroną Wisły, Bagnami Biebrzańskimi, renaturyzacją Odry, wspiera inicjatywę objęcia całego terenu Puszczy Białowieskiej parkiem narodowym.
Przyjmując honorowy tytuł ambasadora WWF w Polsce, Kayah powiedziała, że zaskoczyła ją taka propozycja, ale przyjęła ją z radością. Przypomniała „patetyczne, ale prawdziwe” powiedzenie: „Mamy obowiązek zostawić naszym dzieciom żyjącą planetę. Jako młoda matka utożsamiam się z tym, myślę też o moim dziecku” – mówiła.
– W roku 2000 nastąpiła wyraźna poprawa czystości wód w większości rzek Małopolski. Zmniejszyło się także zanieczyszczenie powietrza – podała Inspekcja Ochrony Środowiska. W poprzednim roku zbadano 47 rzek i 8 zbiorników zaporowych w Małopolsce. Do I klasy czystości wód inspektorzy ochrony środowiska zaliczyli rzeki: Czarny Dunajec, Łososina, Stradomka, Krzyworzeka i Ropa oraz zbiornik Gościbia. Zdaniem wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska, Konrada Turzańskiego, to efekt wybudowania w gminach kanalizacji. Poza wszelkimi klasyfikacjami pozostaje nadal Wisła. Ale i w tej rzece odnotowano mniejsze stężenie chlorków oraz detergentów.
Pogorszyła się natomiast jakość wód w zbiornikach zaporowych. W zbiorniku dobczyckim wyraźnie zwiększyła się ilość azotu oraz koncentracja chlorofilu. Latem w zbiornikach, rożnowskim i Klimkówce wzrósł poziom zanieczyszczeń bakteryjnych typu coli, co świadczy o skażeniu wody fekaliami.
– Rok 2000 był jednym z najgorętszych od 1860 r. i to mimo wystąpienia chłodnego prądu w tropikalnym Pacyfiku i innych anomalii – ogłosił ONZ. Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO), jedna z agend ONZ, podała, że 2000 rok będzie piątym lub szóstym na liście najcieplejszych od roku 1860. Osiem z 10 najcieplejszych lat w minionym 140-letnim okresie nastąpiło po roku 1989, a rok 1998, kiedy prąd El Niňo ogrzał Pacyfik, był najgorętszy ze wszystkich. Sekretarz generalny WMO, Godwin Obasi, powiedział na konferencji prasowej, że rok 2000 jest 22. rokiem z rzędu, w którym globalne temperatury przewyższały przeciętną dla okresu 1961-1990, przyjętego za podstawę porównań. Dane WMO potwierdzają pogląd, iż na Ziemi następuje ocieplenie – proces związany z emisją tak zwanych gazów cieplarnianych, takich jak dwutlenek węgla, metan i tlenek azotu.
Przeciętna globalna temperatura na Ziemi będzie w tym roku o około 0,32 stopnia Celsjusza wyższa od przeciętnej dla okresu 1961-1990 i 0,6 stopnia Celsjusza wyższa niż na początku XX wieku. Wraz ze wzrostem temperatury rośnie występowanie ekstremalnych zjawisk pogodowych.


Bizony na łąkach

Pod Staszowem pojawiły się zwierzęta znane z filmów o Dzikim Zachodzie

Gdy pod koniec ubiegłego roku pojawiły się na łąkach koło Staszowa, wzbudziły niemałą sensację. Dotychczas w naszym kraju znane były jedynie z filmów o Dzikim Zachodzie. Potężne, masywne bizony sprowadził do swojego majątku w Kurozwękach potomek znanego rodu, Jan Marcin Popiel.
Dwadzieścia krów i dwa byki przebywają teraz w odpowiednio przygotowanej zagrodzie, gdzie odbywają kwarantannę. Dopiero w lutym będą wypuszczone na pastwisko. Na kurozwęckie łąki trafiły z Belgii. Hodowca kilkanaście miesięcy czekał na zdobycie niezbędnych pozwoleń z Ministerstwa Ochrony Środowiska, Ministerstwa Rolnictwa, a także Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego. Grupa naukowców z Białowieży obawiała się, że bizony zaszkodzą żubrom, bo stanowią obcą faunę w naszym środowisku.

Cały rok
pod gołym niebem

Dwa dni trwał transport zwierząt. Przeżyły spory stres, gdyż zarówno w Belgii, jak i w Polsce miały pobieraną krew do przeprowadzenia wymaganych badań. – Samochód z przyczepą stanął przed główną bramą – opowiada Zygmunt Januszewski, strażnik stada. – Po otworzeniu klapy czekaliśmy cicho, co się stanie. Po chwili wyszedł jeden bizon, a za nim ruszyło całe stado.
Strażnik radzi nie podchodzić blisko. Po pierwsze dlatego, że bizony przechodzą kwarantannę, a po drugie – to przecież dzikie zwierzęta. Kiedy coś je zdenerwuje, trzeba uciekać, ile sił w nogach. Na razie są spokojne, ale spłoszyć może je wszystko, jakiś gwałtowny ruch, hałas. Jeśli jeden się przestraszy i zacznie pędzić, to za nim całe stado. Strażnicy wchodzą za ogrodzenie tylko wtedy, gdy przywożą zwierzętom siano lub wlewają do koryt wodę.
– Bizony są mało wymagające. Zimą wystarczy im siano, latem – trawa. Piją dość dużo wody. Wszelkie pasze treściwe – jak wyjaśnia zarządca majątku, Jan Tendera – powodują zaburzenia układu pokarmowego. Nie ma więc mowy o żadnych koncentratach czy mączkach kostnych. Są odporne na trudne warunki. Nie potrzebują żadnego zadaszenia ani wiaty. Wytrzymują temperaturę nawet poniżej minus 50 stopni. Przez cały rok przebywają pod gołym niebem. Jedna sztuka wymaga około hektara łąki. Na potrzeby stada ogrodzono już 15 hektarów specjalną siatką. Dodatkowym zabezpieczeniem jest przeprowadzony wokół drut pod napięciem. Na wiosnę zostanie ogrodzonych następnych 15 hektarów.
Wyglądają na ospałe, ciężkie. Mimo dużej tuszy są ruchliwe, szybsze od niejednego konia. Ich cykl rozmnażania dostosowany jest do pór roku; na przełomie lipca i sierpnia dochodzi do krycia. Pierwsze cielęta będą się rodzić na wiosnę przyszłego roku po 9 miesiącach ciąży, jak to bywa u bydła. Stado może więc powiększyć się wtedy nawet o 20 sztuk.
Zaraz po urodzeniu młode ważą od 25 do 30 kilogramów. Przy matce przebywają zazwyczaj 5-7 miesięcy. Waga dorosłych samców dochodzi nawet do 800 kg, a samic – do 500 kg.

Lepsze od wołowiny

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu bizony były pod ścisłą ochroną. Wymieniano je wśród zwierząt w Konwencji Waszyngtońskiej. Gdy Kolumb odkrył Amerykę, żyło tam 60 mln bizonów. Dla Indian było to zwierzę uniwersalne, dawało jedzenie, okrycie. Wojska amerykańskie, chcąc doprowadzić do zagłady Indian, postanowiły najpierw zniszczyć stada bizonów. Zabijano zwierzęta dla samego zabijania, wycinając jedynie języki dla ich wyjątkowego smaku. Taka działalność białego człowieka doprowadziła do tego, że w 1889 r. zostało zaledwie 541 sztuk.
W stanie dzikim bizon amerykański żyje dziś w parkach narodowych USA i Kanady. Obecnie na świecie jest około 230 tys. bizonów, z czego większość to zwierzęta hodowlane.
Pierwsze hodowle w Europie powstały pod koniec lat 80.; stada bizonów można spotkać we Francji, Belgii, Szwajcarii, Niemczech, Wielkiej Brytanii i krajach skandynawskich. Stada, które trzymane są w specjalnie przystosowanych ogrodzeniach, nie stwarzają zagrożenia ani dla hodowców, ani dla otoczenia.
W Polsce mięso z bizona nie jest znane, ale w krajach zachodniej Europy staje się coraz bardziej popularne. Konsumuje się go tam 600 ton rocznie, ale 96% importuje się z USA i Kanady. Dlatego też Spółdzielnia Bison d`Ardenne z Belgii, skąd przybyły bizony do Kurozwęk, jest zainteresowana współpracą z polskim hodowcą. Ma odbierać każdą ilość mięsa i jałówek.

Dla mięsa

W Europie bizony hodowane są dla smacznego i dietetycznego mięsa, stanowią też atrakcję turystyczną. – Podobnie będzie i w mojej hodowli – przyznaje właściciel majątku w Kurozwękach, Jan Marcin Popiel.
Wprawdzie mięso bizonie jest 3-krotnie droższe od wołowiny, znajduje jednak nabywców ze względu na walory smakowe. 100 g gotowanego mięsa zawiera zaledwie 2,2 g tłuszczu (wołowina ma go 9,28 g, wieprzowina zaś 9,66g) i pod tym względem jest nawet lepsze od drobiu, w którym zawartość tłuszczu wynosi 7,41 g. Mięso bizonie zawiera także mniej cholesterolu i mniej kalorii. Befsztyk przygotowuje się tak jak z mięsa wołowego. Już teraz najznamienitsi restauratorzy telefonują do Jana Marcina Popiela, by dowiedzieć się, kiedy będą mogli kupić u niego mięso bizonie.
Unikatowe w kraju stado od początku znajduje się pod kontrolą naukowców z katedry hodowli bydła Akademii Rolniczej w Krakowie pod kierunkiem prof. Pawła Brzuskiego. Ich obserwacje mogą doprowadzić do zebrania ciekawego materiału.

Andrzej Arczewski


Jacek Bożek,
prezes Klubu GAJA, Bielsko-Biała
To zależy od wielu czynników. W niektórych formach działalności nam się udaje, są osiągnięcia i jesteśmy skuteczni. Wiele zależy od tego, jak wygląda współpraca z samorządem i z politykami, bo trzeba nie tylko walczyć, ale i dogadywać się na różnych poziomach, zaś powodzenie zależy od dobrej woli jednej i drugiej strony. Największym sukcesem organizacji ekologicznych jest ustawa o ochronie zwierząt i bardzo konkretne, szczegółowe nowelizacje m.in. niedopuszczenie do skarmiania gęsi i kaczek na otłuszczone wątróbki, znaczne polepszenie transportu koni w Polsce itp. Mamy też do odnotowania sukces międzynarodowy, świadczący o tym, że o naszej pracy mówi się na całym świecie. Dostrzeżono naszą organizację, która jako jedyne polskie stowarzyszenie ekologiczne jest członkiem Eurogroup w Brukseli, grupy działającej przy Parlamencie Europejskim i zajmującej się prawami zwierząt w całej Europie.

Władysław Skalny,
prezes Ligi Ochrony Przyrody
Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. W wielu przypadkach, zwłaszcza tam, gdzie wchodzą w rachubę olbrzymie pieniądze i arogancja władzy, nie udaje się organizacjom ekologicznym wiele zrobić, albo są mało skuteczne. Natomiast tam, gdzie podmioty działają z poszanowaniem prawa, organizacje są skuteczne, bo przypominają o obowiązku przestrzegania prawa. Jeśli władza czuje się bezkarna, a jej ludzie świeżo dorwali się do przywilejów i dóbr, tam dochodzi do przepychanek. Najprostszym przykładem jest Tatrzański Park Narodowy, gdzie pod płaszczykiem ochrony świętych praw własności prywatne interesy niszczą to, co nasi przodkowie przez wiele wieków wypracowali. Piękno Tatr, uroda Morskiego Oka były kiedyś najważniejsze, a teraz każdy robi sobie ogródek i ścieżkę spacerową, nastawiamy wiele różnych posiadłości i pensjonatów, i w krótkim czasie nie będzie nigdzie skrawka przyrody. Trzeba więc myśleć nie tylko o tym, by zarobić kolejny milion, ale o tym, że przyroda musi zostać nietknięta dla naszych następców. Staramy się w LOP robić wszystko, by być skutecznymi.

Jarema Dubiel,
niezależny ekolog
Jest kilka organizacji działających naprawdę skutecznie, ale w katalogu zarejestrowanych stowarzyszeń i organizacji ekologicznych jest ok. 1000 pozycji. Podejrzewam, że prawdopodobnie są one skuteczne w zdobywaniu szmalu, natomiast z tym, co mają rzeczywiście robić – jest gorzej, traktują to jako płaszczyk, bo praktycznie ich nie widać. Najczęściej organizacje takie powstają w małych miejscowościach i działają bardzo lokalnie. Właściwie nie wiadomo, co robią, słaba jest sieć porozumienia między nimi i wymiana informacji, bo jedyne ekologiczne pismo ogólnopolskie “Zielone Brygady” ma kłopoty. “Zielona sieć” organizacji działa słabo, czasem coś o nich słychać, choć wiadomo, że biorą olbrzymie pieniądze. “Zielona sieć” z założenia miała tworzyć struktury porozumienia wszystkich organizacji. Na to szły środki z ONZ, ale nie widzę, by to naprawdę działało. Generalnie ruch ekologiczny jest słaby i zatomizowany, nie umie współpracować ze sobą, nie odbywają się już ogólnopolskie spotkania ruchu ekologicznego, dlatego wiele z nich koncentruje się na marginalnych działaniach, emocjonalnie podnosi ciężki los zwierząt futerkowych i innych. Wtedy cała robota przynosi odwrotne skutki, bo dla wielu ludzi organizacje ekologów kojarzą się z ekstremalno-marginalnymi manifestacjami i w sumie zaprzecza się temu, co najistotniejsze, np. obronie parków narodowych. Trzeba by tutaj wesprzeć prawdziwie bohaterskiego Byrcyna, wspomnieć o Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, która broni parków, o Klubie GAJA. Niewielu bierze się za tak ważne sprawy jak spalarnie albo problem osadów ściekowych wyrzucanych do Mazowieckiego Parku Narodowego. Nad jeziorem Mamry francuska firma zbiera śmiecie, w Warszawie powstaje spalarnia śmieci jak bomba ekologiczna. Całe społeczeństwo powinno przeciw temu występować, ale media pełnią w tym fałszywą rolę. W większości akcji dominuje polityka, mówi się o doraźnych działaniach, a nie o profilaktyce, o aluminium, azbeście, o wyrzucanych bateriach, które kiedyś zbieraliśmy. Biuro Obsługi Ruchu Ekologicznego miało z założenia wspierać wszelkie organizacje z całej Polski i tak się przez jakiś czas działo, ale, niestety, w tej chwili już nie istnieje. Nie ma “zielonego telefonu” i odmówiono wszelkich dotacji. Organizacjom ekologicznym bardzo trudno przebić się informacyjnie. Media blokują informacje, żądają obrazków i transparentów. Jesteśmy spychani przez media do radykalno-widowiskowych demonstracji, a potem nas za to piętnują. Trzeba walczyć o zmianę ustaw mających negatywny wpływ na przyrodę, ale te wielkie sprawy schodzą na daleki plan, zaś kilkunastoletnie dziewczyny zajmują się zwierzątkami. Taki obraz dominuje, choć jest fałszywy.

Prof. Jerzy Niewodniczański,
fizyk, prezes Polskiej Agencji Atomistyki
Jako obywatel i mieszkaniec Krakowa jestem zadowolony, że organizacje ekologiczne dbają o moje środowisko. Ich protesty niekiedy odnoszą skutek. Chodzi m.in. o zakłady generujące fluor w okolicach Krakowa, o Hutę w Skawinie. Jednakże generalnie w Polsce i w świecie organizacje ekologiczne są przez różne lobby wykorzystywane przez ruchy polityczne. Dotyczy to np. większości działań Greenpeace, które nie mają nic wspólnego z czystością środowiska. Również w Polsce cała działalność antyjądrowa ma na ogół podtekst polityczny, a nie ekologiczny.

Janusz Korbel,
Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
Przez ostatnie półtora roku organizacje ekologiczne były bardzo skuteczne i choć mamy także wiele porażek, to jednak skala problemów jest ogromna. Ukazuje się nasz miesięcznik “Dzikie Życie”, który robią tylko dwie osoby, a całość sprzedaje się w 90%, więc ich skuteczność jest rewelacyjna. Postępuje powszechna edukacja ekologiczna. Pracowni udało się po raz pierwszy doprowadzić do zwołania Forum dla dzikiej przyrody, w którym udział wzięło ponad 20 organizacji. Powstała Polska Karta Lasu, trwa dyskusja nad certyfikatem polskich lasów. Mnóstwo rzeczy nam się udało. Zwróciliśmy uwagę na problemy środowiska i przebijamy się do świadomości społecznej, choć moglibyśmy być dużo bardziej skuteczni. Nie jest to porażką, ale z pewnym rozczarowaniem przyjmuję, że proces powszechnego poparcia dla ochrony dzikiej przyrody jest powolny, a jeśli nie ma postępu, to następuje uwstecznienie. Odnosi się to także do organów władzy. Trzeba jednak pamiętać, że ruch obrońców środowiska istnieje dopiero 10 lat. Porażki tego ruchu to zarazem porażki nas wszystkich, np. fakt, że mimo wielokrotnych obietnic rządu Puszcza Białowieska nie jest parkiem narodowym, choć chciało tego społeczeństwo. Źle się stało, że według nowej ustawy o ochronie przyrody, której prezydent nie zawetował, samorządy lokalne mają całkowitą władzę w tworzeniu parków narodowych, ale tylko w nielicznych regionach samorządy się tego domagają. Natomiast sukcesem było to, że udało się zwrócić uwagę na ochronę Tatr, choć minister rozczłonkował Tatrzański Park Narodowy. Sukcesem jest także to, że nie strzela się do wilków, porażką natomiast – strzelanie do żubrów. Gdyby jednak organizacje ekologiczne odniosły pełny sukces, to nie byłyby w ogóle potrzebne, bo nie miałyby już nic do roboty.

Notował BT


ZWIERZĘTA Z CZERWONEJ KSIĘGI

Kaczka wysokich lotów

Kaczkę rożeniec stosunkowo łatwo obserwować, bo jest mniej płochliwa niż np. kaczka krzyżówka. Szkopuł jednak w tym, że znacznie trudniej ją spotkać. U nas jest ptakiem bardzo rzadkim, liczebność jej populacji w Polsce prawdopodobnie nie przekracza stu par, z których najwięcej żyje w dolinach Biebrzy i Narwi.
Kaczki te najłatwiej zauważyć podczas ich wiosennych przelotów (od końca marca do pierwszych dni maja), kiedy to lecąc z południa na daleką północ Europy, zatrzymują się u nas na bagnach i rozlewiskach.
Rożeńca od innych kaczek można odróżnić po stosunkowo długiej i cienkiej szyi, którą podczas pływania sztywno unosi w górę. W okresie godowym samiec jest szary z ciemnobrązową głową, białą szyją, białym brzuchem i czarnymi pokrywami podogonowymi. Poza okresem godowym robi się podobny do samicy i staje się brunatny. Ozdobą kaczora o każdej porze roku są dwa długie pióra w ogonie. Samiec odzywa się miękkim “krjuk, krjuk” lub potrząsając głową, gwiżdże “pjub”, natomiast samica wydaje ochrypłe i skrzekliwe “krakro, rerrerer”.
Jako ptaki otwartych przestrzeni rożeńce latają doskonale, a podczas wiosennych i jesiennych wędrówek wzbijają się tak wysoko, że są ledwie widoczne. Są też znakomitymi nurkami, najlepszymi wśród wszystkich kaczek.
Ich siedliskiem są rozległe i otwarte tereny w pobliżu dużych zbiorników wodnych, z szerokim pasem przybrzeżnej roślinności, rzadziej duże bagna i nieuprawne łąki. Rożeńce unikają terenów gęsto zadrzewionych. Gniazda zakładają na suchym podłożu, w niskiej trawie, nawet w znacznej odległości od wody. Budują je z suchych traw i liści, a wnętrze wykładają puchem. Samica składa 8-9 jaj (rzadziej do 12), które wysiaduje przez 23 dni. Po dwóch miesiącach młode zaczynają latać.
Spadek liczebności rożeńców zaczął się na początku XX wieku i trwa do dzisiaj. Główne zagrożenia gatunku to regulacja i obwałowania rzek, melioracja bagien i torfowisk, likwidacja zbiorników wodnych, polowanie na kaczory. Z podobnych powodów kurczy się fińska i norweska populacja tych kaczek, choć to przecież ptaki Północy i tam powinny czuć się dobrze.
W.M.


Listy

*Platforma ekologiczna

Wydaje się zasadne – w nawiązaniu do artykułu Krzysztofa Szamałka “Za pan brat ze środowiskiem” (“Przegląd 47/2000) przedstawienie co – za przyczyną Sojuszu Lewicy Demokratycznej i pozapartyjnego ruchu społecznego – dzieje się ostatnio w zakresie usprawniania polityki ekologicznej.
W zorganizowanych 28.10.2000 r. obradach zapoczątkowujących działalność platformy ekologicznej SLD uczestniczyło około 200 przedstawicieli ruchu ekologicznego z całego kraju. Powołano Tymczasową Radę Ekologiczną “Środowisko i Rozwój” na czele z posłem Czesławem Śleziakiem, przewodniczącym sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Ma ona – do kwietnia 2001 r. – przygotować zjazd platformy ekologicznej. Do tego czasu zostaną zorganizowane także Wojewódzkie Rady Ekologiczne.
Platforma będzie dążyła do ekologizacji aktywności partyjnej przez włączenie stosownych zapisów do Statutu i Karty Zasad Etycznych SLD, edukację ekologiczną członków i sympatyków, okresowe i doraźne oceny realizacji polityki ekologicznej przez wszystkie ogniwa partii, formułowania wniosków dla dalszej pracy.
W odniesieniu do państwa i samorządu terytorialnego zaakcentowano konieczność działań na rzecz:
– dostosowania wszystkich agend struktury państwowej i samorządowej do realizacji zadań ekorozwoju w każdej dziedzinie (dotychczas jest to bowiem – pod tym względem – struktura wadliwa, stwarzająca liczne sposobności dla niekompetencji i nadużyć);
– promowania programu powszechnej edukacji ekologicznej, obejmującego wszystkie rodzaje i stopnie szkół, nauczycieli, parlamentarzystów, radnych, urzędników państwowych i samorządowych, kierownictwa zakładów i firm należących do wszystkich form własności;
– opracowania i wdrożenia ekorozwojowych kryteriów przydatności i oceny kadry państwowej i samorządowej (gdyż brak takich kryteriów jest przyczyną chaosu, niekompetencji i wynaturzeń ciążących ujemnie na jakości środowiska naturalnego i społecznego, a więc na warunkach zdrowia, życia i rozwoju równoważonego);
– promowanie odpowiadających zasadom ekorozwoju polityk szczegółowych dla każdej dziedziny gospodarki i dla każdego regionu, ze szczególnym uwzględnieniem gmin i cennych ekosystemów (bo dotychczasowe polityki szczegółowe – np. transportowa czy zagospodarowania przestrzennego – idą zwykle torami przestarzałych i szkodliwych stereotypów, maksymalizujących korzyści jedynie dla wąskich grup lobbistów kosztem nadrzędnych wartości publicznych);
– powołania Forum Parlamentarno-Ekologicznego, grupującego kompetentnych przedstawicieli Sejmu, Senatu, nauki, organizacji społecznych, zainteresowanych tą problematyką;
– powołania dla potrzeb organizacyjnych i kontrolno-interwencyjnych stosownego zespołu z udziałem prawnika;
– utworzenia Instytutu lub Centrum Strategii Ekorozwoju z zadaniami: wypracowania i aktualizowania kierunków ekorozwoju i sposobów wdrażania ich założeń, doskonalenia instrumentów polityki ekologicznej, oceny programów z zakresu polityk szczegółowych przed uformowaniem ich w państwowe akty prawne, przygotowania programu powszechnej edukacji ekologicznej, kształcenia kadr dla potrzeb ekorozwoju na poziomie ponaddyplomowym.
Sytuacja bieżąca spowodowała potrzebę dokonania analizy przygotowanych przez rząd założeń nazwanych “II polityką ekologiczną państwa”. Na spotkanie w tej sprawie – zorganizowane 9.12.2000 r. przez Radę Ekologiczną “Środowisko i Rozwój” – przybyło kilkudziesięciu przedstawicieli ruchu ekologicznego, samorządów terytorialnych, nauki, posłów. Oceny dokumentów rządowych dokonali prof. Kazimierz Dobrowolski (b. Główny Konserwator Przyrody) i prof. Jerzy Kędzierski (głównie aspekty finansowe w długofalowej strategii polityki ekologicznej). Przebieg i skutki sejmowego głosowania nad ustawą o ochronie przyrody zreferował poseł Bogumił Borowski. Liczne głosy zawierały wiele uzasadnionego krytycyzmu wobec założeń “II polityki ekologicznej państwa” i stanowiska Sejmu uznającego za zbędne istnienie Straży Ochrony Przyrody.
Uznano m.in. że:
– projekty rządowe, określone jako “II polityka ekologiczna państwa” nie wnoszą nic nowego, a raczej uwsteczniają tę politykę w stosunku do dorobku i założeń z początku lat 90.;
– wyrażają tendencję do nadmiernej rozbudowy biurokracji (m.in. w postaci założeń tworzenia nadmiaru różnych agencji), zamiast skupiać wysiłek na istotnych merytorycznych treściach i kierunkach strategii ekorozwoju;
– nie doceniają tak istotnej dziedziny ekorozwoju, jak przebudowa świadomości i systemu wartości (edukacja ekologiczna; akcentowano zwłaszcza brak kompetentnego współdziałania na tym polu Min. Ochrony Środowiska i Min. Edukacji Narodowej), rolnictwa, turystyki, kreowania programów regionalnych opartych o konkretne ekosystemy oraz wartości przyrodnicze i potrzeby społeczne;
– zawierają wiele zapisów niespójnych, zaciemniających obraz rzeczywistości i chaotyzujących problematykę.
W związku z tym sformułowano postulaty:
– opracowania strategii ekorozwoju, wytyczającej cele i kierunki działania, harmonizującej polityki szczegółowe i regionalne, poczynając od gmin;
– upublicznienie założeń strategii ekorozwoju celem ich oceny i urealnienia w toku analiz dokonanych przez środowiska naukowe i społeczne;
– usprawnienia współdziałania Min. Ochrony Środowiska i Min. Edukacji Narodowej w zakresie opracowania i realizacji programu edukacji ekologicznej;
– dostosowania struktur państwowych i samorządowych do realizacji zadań ekorozwoju.

Dr Stanisław Abramczyk jest członkiem
Zarządu Krajowego Polskiej Federacji Życia
i Fundacji “Nowa Edukacja”


Jak szarańcza z kopytami

1,3 miliarda żarłocznych krów radykalnie zmienia oblicze planety. Część ekologów jest przeciw nim

Krowy, dające mleko krasule, to zwierzęta dla ludzi sympatyczne, dla Hindusów – nawet święte. Dzięki hodowli bydła rozkwitały cywilizacje. A jednak mało kto wie, że “globalny taniec wokół złotego cielca powoduje bezprzykładne szkody ekologiczne”, jak wyraził się tygodnik “Der Spiegel”.
Hodowla krów pochłania niewyobrażalne masy wody, energii i paszy, oznacza po prostu niesłychaną rozrzutność surowców. Trzeba przecież wytworzyć paszę dla bydła i przetransportować ją często na ogromne odległości. Na wyprodukowanie paszy dla jednej tylko krowy niezbędnych jest 600 tysięcy litrów wody! Jak obliczyła Frances Moore Lappe, założycielka amerykańskiego Instytutu ds. Żywności i Polityki Rozwoju (Institute for Food and Development Policy), na uzyskanie czterech kilogramów wołowiny potrzeba tyle wody, ile w ciągu roku zużywa czteroosobowa rodzina.
Jedna tylko krowa w Ameryce Południowej i Środkowej uzyskuje “przestrzeń życiową” kosztem wycięcia 18 tysięcy metrów kwadratowych lasów tropikalnych. Jak obliczył amerykański ekolog, Jeremy Rifkin, autor książki “Beyond Beef”, opisującej katastrofalne dla środowiska następstwa masowej hodowli rogacizny, wytworzenie jednego tylko hamburgera z mięsa południowoamerykańskiego bydła oznacza zamianę na pastwisko 6 m kw. lasów deszczowych, zniszczenie 75 kg żywej materii, w tym przedstawicieli około 20 gatunków roślin, stu gatunków owadów oraz kilkunastu gatunków ptaków, ssaków i gadów. A przypomnieć wypada, że tylko w USA restauracje fastfood sprzedają ponad 6,7 miliarda hamburgerów rocznie! Nic dziwnego, że to Amerykanie odpowiadają za prawie jedną czwartą światowego spożycia wołowiny. Codziennie w rzeźniach USA traci życie 100 tysięcy krów, zaś przeciętny mieszkaniec Stanów Zjednoczonych spożywa podczas swego życia 7 sześćsetkilogramowych jałówek czy byków.
Problem jednak ma charakter globalny. Pod huraganowym ogniem kopyt, jak określił to Rifkin, zostaje stratowana różnorodność biologiczna planety. Krowy unicestwiły lub zubożyły szatę roślinną krajów Sahelu, Syrii i północnego Iraku. Od 1960 roku wycięto ponad 25% lasów deszczowych Ameryki Południowej tylko po to, by zdobyć nowe obszary wypasu.
Jedna czwarta masy lądowej planety zamieniona została na pastwiska. Dwie trzecie terenów stepowych Ziemi w ciągu ostatnich 60 lat zniszczono

przez nadmierny wypas.

Jedna trzecia globalnych zbiorów zboża (600 milionów ton!) staje się pokarmem dla zwierząt domowych, głównie bydła – i to w czasie, gdy miliard mieszkańców Ziemi żyje w nędzy, zaś 40 do 60 milionów ludzi, głównie dzieci, umiera każdego roku z głodu. A przecież krowy mogą z powodzeniem żywić się paszą, nieodpowiednią dla ludzi – np. trawą czy sianem. Aż 7 kg zboża trzeba zużyć, by uzyskać jeden kilogram wołowiny. Z pola zbożowego można uzyskać pięć razy więcej białka, jeśli ziarno zostanie przeznaczone na żywność dla ludzi.
“Zamienienie zboża z produktu żywnościowego na paszę dla krów oznacza najbardziej brzemienny w skutkach podział bogactw w dziejach ludzkości”, twierdzi Jeremy Rifkin. Zamożne narody Zachodu wolą przecież żywić się mięsiwem, a nie zbożem, chociaż wiele ubogich społeczności Trzeciego Świata nie ma nawet zboża pod dostatkiem!
Hodowla bydła w Europie nie jest bynajmniej bardziej ekologiczna niż gdzie indziej. Na Starym Kontynencie nie wycina się wprawdzie lasów tropikalnych, lecz hodowcy muszą sprowadzać paszę zza granicy, przede wszystkim z Ameryki Południowej. Szacuje się, że jedna trzecia paszy pochłanianej przez bydło w Unii Europejskiej pochodzi z importu. “W Ameryce płoną lasy i sawanny, ponieważ muszą ustąpić miejsca plantacjom soi, które staną się źródłem wysokogatunkowej paszy dla niemieckich krów”, oburza się Josef Reichholf, zoolog z Monachium.
Na pastwiskach planety roi się obecnie 1,3 miliarda sztuk bydła, z tego 147 milionów w Europie. Biomasa krów i bawołów jest prawie 3 razy większa niż biomasa całej ludzkości. W Ameryce Południowej na 10 mieszkańców przypada 9 krów – w Australii tych przeżuwaczy jest o 40% więcej niż ludzi. “Te święte krowy poprzednich epok otacza obecnie aura zarazy. Jak szarańcza z kopytami rozprzestrzeniają się obecnie na pastwiskach Europy, Afryki, Ameryki i Australii ”, tonem niemal biblijnego proroka woła Jeremy Rifkin.

Poczciwe krasule

przyczyniają się również do intensyfikacji efektu cieplarnianego i wzrostu globalnych temperatur. Według Rifkina, aby zapewnić czteroosobowej amerykańskiej rodzinie roczną “porcję” wołowiny, należy zużyć 1000 litrów paliwa. Podczas spalania tego paliwa powstaje tyle dwutlenku węgla, ile emituje do atmosfery jedno auto średniej klasy w ciągu sześciu miesięcy. Krowy, jako przeżuwacze, regularnie przy tym “bekają”, wyrzucając

do atmosfery metan,

gaz powodujący efekt cieplarniany 20 razy silniej niż dwutlenek węgla. Jedna krasula w ciągu swego życia “wzbogaca” otaczającą planetę powłokę gazów o 200 tysięcy litrów metanu. W skali globalnej bydło powoduje rocznie mniej więcej taki sam efekt cieplarniany, jak wszystkie pojazdy mechaniczne świata! Wiadomo też, że krowa pozostawia za sobą “placki”, około 20 kg odchodów dziennie. Farma z 10 tysiącami zwierząt to 200 tysięcy kilogramów bydlęcego nawozu każdego dnia w roku, a więc tyle odpadów, ile wytwarza miasto ze 110 tysiącami mieszkańców. Jeremy Rifkin już na początku lat 90. domagał się podjęcia radykalnych kroków na rzecz ratowania planety i zredukowania światowego spożycia wołowiny o połowę. Oczywiście nikt go nie posłuchał, aczkolwiek książka “Beyond Beef” wywołała gorącą dyskusję i niemalże rękoczyny między ekologami a wielkimi producentami mięsa i hodowcami bydła. Obecnie tezy Rifkina znowu budzą zainteresowanie mediów w związku z epidemią choroby wściekłych krów. Jak pisze “Der Spiegel”, prawdziwe szaleństwo krowie odbywa się za kulisami przemysłu mięsnego, który bezlitośnie niszczy zasoby planety. Sam Rifkin, będący zresztą wegetarianinem, ma nadzieję, że strach przed BSE zmusi wreszcie ludzkość do refleksji: “Może choroba wściekłych krów okaże się szczęściem w nieszczęściu. Każdy w przemyśle mięsnym wie, że to problem na długi czas i że zaraza prędzej czy później pojawi się we wszystkich krajach świata. Teraz przyszedł wreszcie czas, by gruntownie przemyśleć, w jaki sposób na przyszłość będziemy obchodzić się z bydłem”.

Krzysztof Kęciek


WYDAWNICTWA

Epoka energii słonecznej

– Kopalne nośniki energii poruszają tryby światowej gospodarki. Wykorzystanie węgla, ropy, gazu ziemnego i uranu to jednak nic innego jak przetwarzanie i niszczenie zasobów naturalnych – katastrofalne w skutkach dla człowieka i środowiska. Nowa ekonomia stawia na energię słoneczną i odnawialne źródła energii. W styczniowym numerze poradnika ekologicznego „EKO i MY” zapoznamy się z podstawami tzw. ekologii politycznej. Okazuje się, że bezpośrednim źródłem wszystkich odnawialnych zasobów jest słońce, które dostarcza kuli ziemskiej 15 tysięcy razy więcej energii w skali roku, niż wynosi roczne zużycie energii atomowej i paliw kopalnych. A zatem możliwe jest zastąpienie potencjału bogactw kopalnych energią słoneczną. Zasoby są tak niewyczerpywalne, jak długo będzie istniało słońce. Oznacza to mniej więcej okres 5 mld lat w dalszej historii Ziemi. Już sam ten fakt może zapobiec światowemu kryzysowi ekologicznemu.
– Fitoplankton jest podstawą morskiego łańcucha pokarmowego. Od niedawna jest także największą nadzieją naukowców na skuteczną walkę z globalnym ociepleniem. Organizmy te budują swe ciała w procesie fotosyntezy z CO2 rozpuszczonego w wodzie. Potrzebują także fosforu, azotu i żelaza. Naukowcy odkryli, że wielkie połacie oceanów są prawie pozbawione życia, bo brakuje tam niezbędnych substancji odżywczych. Na Atlantyku nie wystarcza fosforu, w rejonie Antarktydy zaś – żelaza. Jak podaje styczniowy numer „Wiedzy i Życia”, nawożenie morza wydaje się idealnym rozwiązaniem, ponieważ żelazo jest tanie, a fitoplankton urasta do roli czynnika regulującego globalny bilans CO2. Jednakże skutki prowadzonej na wielką skalę akcji nawożenia oceanu są w praktyce nie do przewidzenia, dlatego niezbędne są dalsze badania.
– W pierwszym numerze „Łowca Polskiego” możemy przeczytać o nowej, kontrowersyjnej metodzie inwentaryzacji zwierzyny. Spór dotyczy prawidłowej oceny liczebności gatunków łownych i chronionych. Od ponad 20 lat ustalana jest na podstawie tzw. ogólnego rozeznania i całorocznych obserwacji. Dopiero powołany przez dyrekcję zespół badawczo-wdrożeniowy opracował w 1996 r. metodę inwentaryzacji zwierzyny, tzw. karpacką. Opiera się ona na bilansowaniu zwierząt w miotach taksacyjnych oraz na policzeniu tropów zwierząt wzdłuż wytyczonych transektów.

ELŻ


Wkładka ”Ekologia i Przegląd” powstaje dzięki finansowemu wsparciu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej

Wydanie: 07/2001, 2001

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy