Ekologicznie zakręceni na papier

Gazety najczęściej lądują na wysypisku, tymczasem można z nich upleść stolik, torbę, a nawet gorset

Kręcą i plotą. Katarzyna i Marcin Lubańscy z Białej Podlaskiej uprawiają rzemiosło, które pamięta erę paleolitu. Ich XXI-wieczne plecionkarstwo nie tylko wyróżnia się walorami użytkowymi, lecz także sprzyja ekologii.
Lubańscy są rolnikami, uprawiają wierzbę energetyczną, z której pozyskuje się wiklinę. Surowiec daje nieograniczone możliwości plecionkarskie, ale sezonowy charakter zbiorów pchnął młodych rękodzielników w stronę tzw. wikliny papierowej. W ich ambitnych planach na 2012 r. pojawia się ustanowienie rekordu Guinnessa w robieniu największego kosza z makulatury. – Zamierzamy zrealizować nasz projekt w czerwcu. Pozostaje tylko zebrać ok. 20 t papieru. Kosz będzie miał 7 m wysokości i stanie na rynku w Białej Podlaskiej – zdradza Marcin Lubański.
Bialscy plecionkarze rozwiewają wątpliwości niedowiarków, twierdząc, że makulatura tylko pozornie nie jest trwała. Zalakierowana gazeta wytrzyma deszcz, a nawet śnieg.

Jak to się skręca?

Katarzyna i Marcin Lubańscy podkreślają, że do wyplatania przedmiotów z papierowej wikliny potrzeba tylko pociętych gazet, z których kręci się rurki imitujące wiklinę. Po chwili namysłu dodają, że plecionkarstwo wymaga także ogromnej cierpliwości. – Koszyk, torebka czy stojak na parasole wyglądają początkowo niewinnie. Kiedy jednak wyroby pokryje się bejcą, a potem polakieruje lub wzmocni żywicą epoksydową, są efektowne, trwałe i nieprzemakalne.
Młodzi plecionkarze najczęściej korzystają z zużytych nakładów tygodnika „Słowo Podlasia”. – Gazeta ma dobrą gramaturę, jest cienka, przyjemnie się ją zwija, a plastyczność surowca jest bardzo ważna. Oprócz propagowania rękodzieła Lubańscy przywiązują wagę do idei tzw. kreatywnego recyklingu. – Utylizacja to nie tylko nośne pojęcie. Odpady z papieru statystycznie w 63% stają się śmieciem zalegającym na wysypiskach, a jedynie w 37% surowcem wtórnie wykorzystywanym, stawiając Polskę na ostatnim miejscu w wykorzystaniu makulatury w Europie – wyjaśnia Lubański.
Koncepcja twórczego przetwarzania nakręciła także Magdalenę Godawę, absolwentkę Instytutu Sztuk Pięknych Wydziału Artystycznego na Uniwersytecie Zielonogórskim. Znajoma Lubańskich etatowo zajmuje się wyplataniem, a efekty jej twórczości możemy zobaczyć m.in. na stronie makkirequ.blogspot.com.
– Wykonuję pierścionki, kolczyki, spinki do mankietów, korale, torebki, ale także pufy, abażury, duże kosze na bieliznę czy pranie. Z reguły używam starych programów telewizyjnych, które nadają przedmiotom ciekawy wzór – zdradza tajniki warsztatu. – Jestem chomikiem, zbieram wszystko. Mam wrażenie, że coś jeszcze się przyda, coś przerobię, w którymś momencie wykorzystam stare śmieci – śmieje się Magdalena Godawa.
Podobnie jak Lubańscy pani Magdalena jeździ po Polsce i prowadzi warsztaty wyplatania z papierowej wikliny. Chętnych nie brakuje. W zajęciach uczestniczą kilkulatki i emeryci. Z kursu instruktażowego często korzystają terapeuci zajęciowi, którzy później wdrażają papierową wiklinę w pracy z niepełnosprawnymi. – Uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej własnoręcznie skręcają rurki, kleją, wyplatają, a następnie malują. Niepełnosprawni uczą się w różnym tempie, niektórzy biorą materiał nawet do domu. Makulatura daje nieograniczone pole dla wyobraźni. W jednej z naszych pracowni zajęcia z papierowej wikliny weszły do stałego harmonogramu – mówi Ewa Borkowska, kierownik Warsztatów Terapii Zajęciowej Ośrodka Misericordia Caritas w Białej Podlaskiej.
Jeżeli nadarza się okazja, bialscy rękodzielnicy włączają się w akcje charytatywne. Aby sformalizować działalność prospołeczną, w kwietniu 2011 r. plecionkarze powołali Fundację „Kreacja Magia Rąk” (fundacjakreacjamagiarak.blox.pl/html). Jeszcze przed powstaniem organizacji Lubańscy wsparli akcję charytatywną „Dla Przemka”, 19-latka, który stracił rękę podczas prac polowych. Na aukcji, obok filiżanki przekazanej przez panią prezydentową Annę Komorowską, wylicytowano m.in. stolik kawowy z papierowej wikliny autorstwa bialskich rękodzielników.
W ramach działań fundacji Lubańscy prowadzą szkolenia z papierowej wikliny w szkołach, instytucjach społecznych, domach kultury, firmach, a nawet u klientów indywidualnych. Jako pierwsza na kurs plecionkarstwa zgodziła się Szkoła Podstawowa nr 4 im. Kornela Makuszyńskiego w Białej Podlaskiej. – Bez wahania zgodziłam się na dodatkowe kółko wyplatania z papierowej wikliny dla dzieci. Nasza placówka otwiera się na takie inicjatywy. Chcemy, aby zainteresowania dzieciaków nie kończyły się na programie telewizyjnym czy najnowszej grze komputerowej – mówi dyrektorka szkoły Mariola Petru.
Na warsztaty przychodzi kilkadziesiąt osób, zarówno chłopców, jak i dziewczynek. – Najważniejsze, aby umiejętnie skręcić rurkę. Nie powinna być zbyt gruba ani zbyt chudziutka. Zanim doszłam do wprawy, przez kilka miesięcy dużo ćwiczyłam, nawet w domu. Próbowałam innych zajęć – rysowania, robótek ręcznych czy kursu filcowania, ale najbardziej odpowiada mi papierowa wiklina – przyznaje 10-letnia Patrycja Kozioł ze Szkoły Podstawowej nr 4.

Z Peru do Białej Podlaskiej

Papierowa wiklina narodziła się w Peru. Maciej Pawlak, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Plecionkarzy i Wikliniarzy, podejrzewa, że to moda na eko sprzyja renesansowi plecionkarstwa. W sierpniu 2011 r. w Nowym Tomyślu na II Światowy Festiwal Wikliny i Plecionkarstwa organizowany przez stowarzyszenie Pawlaka przybyło ponad 30 plecionkarzy z całego świata. – Na prawie 100 stoiskach prezentowali się Australijczycy, Ekwadorczycy czy Senegalczycy. Przybyli goście z Gwinei i innych egzotycznych miejsc. Nasz festiwal udowadnia, że wyplatać można nie tylko z wikliny, ale również z korzeni sosny, rogożyny, łuby, sznurka, słomy, trzciny czy z papieru – wymienia Maciej Pawlak.
Stoisko na nowotomyskiej imprezie mieli również Lubańscy. Specjalnie na tę okazję wykonali papierową komodę ważącą ponad 90 kg. Na mebel o wysokości 96 cm i długości 150 cm zużyli ok. 20 tys. zwitków papieru. Przygotowanie zajęło prawie dwa miesiące. Ale było warto. Okazała komoda trafiła na wystawę do europarlamentu w Brukseli. Podczas sierpniowej imprezy plecionkarze z Białej Podlaskiej budzili niemałe zainteresowanie, zwłaszcza wśród obcokrajowców.
– Amerykanie z National Basketry Organization zaproponowali nam zamieszczenie artykułu o naszej działalności w ich katalogu plecionkarsko-artystycznym. Z kolei niemiecki profesor Elmar Oppel postulował wykorzystanie papierowej wikliny w ramach tzw. przedszkola wiklinowego, a Auwi Stübbe z Uniwersytetu w Koburgu myśli o współpracy z nami przy wyrobie papierowych manekinów – opowiadają Lubańscy.
Większość osób zajmujących się w Polsce papierową wikliną kręci dla siebie, dla znajomych, „do szafy”. Mało kto wykonuje przedmioty użytkowe. Katarzyna i Marcin Lubańscy przyznają, że na zlecenie gotowi są zrobić wszystko, począwszy od mebli, przez ramy do obrazów, aż po skarbonki. Od niedawna małżeństwo współpracuje z odzieżową marką Bialcon – wyplatają damskie torebki i bransoletki.
Z każdym miesiącem papierowa wiklina coraz głębiej zakorzenia się na południowym Podlasiu. Założyciel Fundacji „Kreacja Magia Rąk” nie kryje zadowolenia z takiego obrotu spraw. – Dążymy do tego, aby nasze miasto stało się stolicą papierowego wikliniarstwa. W ten sposób chcemy przyciągnąć turystów. Zastanawiamy się nad powołaniem Nowoczesnego Domu Sztuki, w którym m.in. zgromadzilibyśmy przykłady twórczego recyklingu, nie tylko z papieru – zdradza Marcin Lubański. Rękodzielnik zauważa, że warto zadbać o zaplecze edukacyjne w dziedzinie plecionkarstwa. Okazuje się, że na zachodnich uczelniach młodzi mogą się kształcić w tym kierunku.
Lubańscy przyznają, że trudno wyżyć z samego rękodzieła. Maciej Pawlak dodaje jednak, że pracy ludzkich rąk w tej branży nie da się zastąpić maszynami.
– Lekceważeniu rzemiosła częściowo winny jest zalew chińskiej tandety. Ludziom wyroby plecionkarskie kojarzą się z tanimi produktami niskiej jakości. Bez pomocy branża może upaść. Przyszłość należy do tych, którzy szukają nowych wzorów oraz współczesnych form artystycznych, chociażby takich jak papierowa wiklina – puentuje Pawlak. Nas papierowa wiklina wkręciła, jesteśmy za ekorecyklingiem!


Jak to się robi
– Przeczytany egzemplarz gazety tniemy na kilka części, aż powstanie skrawek o wymiarach 30 na 10 cm. Taki prostokąt zwijamy na wykałaczce od szaszłyka od prawego górnego rogu. Rurka powinna być stożkowa. Następnie sklejamy ją klejem roślinnym, dokręcamy i wyjmujemy wykałaczkę – wyjaśnia Marcin Lubański. Przedmiotom można nadawać wszystkie kolory, które plecionkarze otrzymują z barwników do tkanin. Więcej o papierowej wiklinie na stronie www.papierowawiklina.pl.

 

Wydanie: 02/2012, 2012

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy