Czy ekranizacja „Quo vadis” ma szanse na światowy sukces?

Czy ekranizacja „Quo vadis” ma szanse na światowy sukces?

Andrzej Żuławski,
reżyser filmowy
Teza, iż wyłącznie filmy nakręcone po angielsku i z wielkimi światowymi gwiazdami mają szansę na sukces, nie wydaje mi się całkiem uzasadniona. Był przecież czas, kiedy polskie filmy były za granicą ogromnie lubiane i poszukiwane, a jeden z aktorów, Zbyszek Cybulski, właśnie dlatego zaczął robić międzynarodową karierę. Jak będzie z „Quo vadis” – nie wiem, bo filmu nie widziałem. Jeśli powstał film dobry, jest nadzieja, jeśli jest niezbyt mądry – też, natomiast mądre filmy nie mają nawet cienia szans na sukces w świecie.

Lew Rywin,
szef firmy Heritage Films,
prezes Canal+ Polska
To zależy, co będziemy uznawali za światowy sukces. „Quo vadis” ma szanse na sukces w Europie i np. w części Azji. Może też liczyć na powodzenie w Ameryce Południowej, ale już w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie jest to prawie niemożliwe. Tam żaden film, który nie został nakręcony po angielsku, nie zainteresuje wielkich dystrybutorów, a zatem praktycznie nie ma wstępu do kin. Bariera nie dotyczy zatem wyłącznie polskiej produkcji, bo nawet filmy, w których mówi się po angielsku, ale z akcentem brytyjskim, mają w USA ogromne problemy z dystrybucją. Nie wykluczam, że taki obraz jak „Quo vadis” może być zamawiany przez poszczególne amerykańskie uniwersytety lub szkoły na specjalne pokazy, ale to nie oznacza wejścia do sieci kin.

Prof. Eugeniusz Konik,
historyk starożytności
Moim zdaniem, film „Quo vadis”, którego niestety jeszcze nie oglądałem, może mieć szanse na sukces w całym obszarze europejskiej kultury śródziemnomorskiej i łacińskiej. Zainteresowanie starożytnością jest też wielkie w innych krajach. Np. na uniwersytetach w Japonii poznałem wybitnych znawców kultury europejskiej, którzy z ogromną biegłością tłumaczyli bezpośrednio z greki i łaciny na język japoński. Sądzę, że jednym ze składników sukcesu filmu opisującego czasy tak odległe powinna być rzetelna wiedza, dotycząca historii, obyczaju i w ogóle starożytnych realiów.

Prof. Wiesław Godzic,
filmoznawca, Uniwersytet Jagielloński
Uderzyło mnie stwierdzenie zaczerpnięte z jednego z wywiadów, iż od sukcesu „Quo vadis” zależą w ogóle szanse polskiego kina na świecie. Nie sądzę, by jeden film mógł mieć tak wielkie znaczenie. Uważam, że polskie kino podąża złą drogą. Po pierwsze, niebawem skończą się już główne lektury, które można przenieść na ekran i powstanie pustka. Fałszuje się obraz przeciętnego widza, zwłaszcza że jak za dawnych czasów organizuje się widownię, prowadzi całe klasy. Po drugie, niepokoi przekonanie, iż drogą do sukcesu jest połączenie ambitnego przesłania intelektualnego i moralnego z popularnym widowiskiem. Wprawdzie Cecile De Mille, amerykański reżyser i producent wystawnych widowisk filmowych o tematyce biblijnej i mitologicznej, hołdował zasadzie „biblia i krew”, jednak współcześnie takie zamierzenia wyglądają raczej na łączenie wody z ogniem. Obawiam się, że nie przyniosą nam wielkiego powodzenia.

Zdzisław Pietrasik,
publicysta „Polityki”, krytyk filmowy
Moim zdaniem, film ma spore szanse na sukces. Po pierwsze, powieść „Quo vadis” znajduje się za granicą w każdej bibliotece nawet w maleńkich miasteczkach. Po drugie, Jerzy Kawalerowicz doskonale utrafił z tą realizacją w czasie, bo teraz, w momencie schyłku epoki, zainteresowanie analogicznym okresem sprzed 2000 lat może być największe. Po trzecie, „Quo vadis” dobrze wpisuje się w ciąg takich produkcji jak „Kleopatra”, „Spartakus” czy choćby „Gladiator”. Wydaje mi się, iż ten ostatni film nie zaszkodził polskiej produkcji, on może raczej pobudzić zainteresowanie „Quo vadis”, bo ludzie będą chcieli poznać także inne spojrzenie na podobny temat. Być może, aby zwiększyć szanse na światowy sukces, warto byłoby zaangażować do tego filmu choć jednego aktora ze ścisłej światowej czołówki.

Tadeusz Ścibor-Rylski,
przewodniczący Komitetu Kinematografii
„Quo vadis” ma wiele atutów, które dają wielką szansę na sukces na światowych rynkach. Jednym z nich jest nazwisko samego reżysera, uznanego w świecie twórcy nominowanego do Oscara „Faraona”. Również popularność samej książki uhonorowanej Nagrodą Nobla może ułatwić pozyskanie zagranicznego widza. Film, wsparty najwyższym budżetem w historii naszego kina, zrealizowany został z niespotykanym rozmachem. Równocześnie idąc na pewne kompromisy z wymaganiami kina widowiskowego, film niesie uniwersalne przesłanie, czytelne również dla obcego widza. Już na targach filmowych w Cannes filmowi towarzyszyło zainteresowanie zagranicznych dystrybutorów. Niezwykle ważna była światowa prapremiera w Watykanie. Film ma być pokazywany w ramach Festiwalu Europalia 2001 oraz podczas uroczystości związanych z obchodami 100-lecia Nagrody Nobla. Są to wydarzenia bez precedensu, budujące przyjazny klimat wokół polskiego kina na świecie.

Jerzy Kawalerowicz,
reżyser filmu „Quo vadis”
Trudno to przewidzieć, bo międzynarodowy sukces zależy od wielu złożonych czynników. Chodzi tutaj nie tylko o opinie samych widzów, ale także o opinie krytyków filmowych i dystrybutorów. Zacząć trzeba jednak od liczby kopii tego filmu, co zależy z kolei od producenta. Sukcesu nie sposób zaplanować, bo zależy on także od różnych zbiegów okoliczności. Takim korzystnym zbiegiem okoliczności była światowa prapremiera filmu w Watykanie w obecności papieża. O prezentacji filmu opowiadającego o początkach chrześcijaństwa w tym miejscu myślałem od dawna, jednak nie mogłem przewidzieć przebiegu tego wydarzenia. Przychylne przyjęcie obrazu przez Jana Pawła II ma wielkie znaczenie, ale jego opinia nie jest w tym względzie nieomylna.

Wydanie: 2001, 37/2001

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy