Fabryka mleka

Zespół obór dla 1,2 tys. krów w przedsiębiorstwie Księży Las stał się jednym z najnowocześniejszych w kraju

Obory w Księżym Lesie nie mają ścian. Wprawdzie lewa strona – od wejścia – może być zakrywana grubym, foliowym ekranem, ale prawa jest otwarta. Pod przedłużonym z tej strony dachem mieści się wzdłuż całego budynku betonowy „stół”, na którym cały czas leży gruba warstwa karmy. Krowy wysuwają łby z obory i zanurzają w niej pyski.
Obora jest nietypowa nie tylko ze względu na swoją przewiewność. Po przeciwnej stronie stołu i po środku budynku ciągną się podwyższenia wysłane czystą słomą. To legowiska. Jest ich dokładnie tyle, ile zwierząt mieszka w oborze. Oddzielone od siebie przegrodami zapewniają każdej krowie wygodę.

Nie ma żadnych łańcuchów.

Krowy chodzą swobodnie, mogą podejść do stołu, do poidła, do grubej ryżowej szczotki na sprężynie, o którą mogą poczochrać grzbiety.
Obrońcy zwierząt początkowo walczyli z zimnymi oborami. Trzeba było udowodnić im, że w takich warunkach bydło czuje się znacznie lepiej niż w tradycyjnych zamkniętych pomieszczeniach. Argumentem koronnym był wynik działalności weterynaryjnej. W zbyt ciepłych, ogrzanych pomieszczeniach krowy ciągle chorowały. Od kiedy warunki zostały zmienione, weterynarze mają znacznie mniej pracy.
Niestety, o swobodnym chodzeniu po pastwisku nie może być mowy. Na łące pasą się tylko młode krówki, przed pierwszym cielakiem, a potem – jeśli jest ku temu odpowiednia pora – tylko te, które są cielne. Poza tym jedzą i produkują mleko. Żeby taka fabryka była maksymalnie wydajna, hałas jest tu zabroniony. Krowy cenią sobie spokój, obsługa porozumiewa się nieomal szeptem.
Jeden z budynków przeznaczony jest do udoju. Hala udoju ma 24 w pełni zautomatyzowane stanowiska. Zwierzęta spokojnie zajmują kolejne miejsca przy automatach i natychmiast na ekranie pokazuje się numer krowy i ilość dojonego mleka. Kiedy grupa krów z jednej obory przyprowadzana jest na udój, ich pomieszczenia są sprzątane do czysta. I tak od przedświtu do późnego wieczora.

Na farmie jest 440 krów.

Zbiornik na mleko mieści 10 tys. litrów. Dzienna porcja, przekraczająca 9 tys. litrów, musi być odwieziona do mleczarni, bo następnego dnia znów będzie tyle samo.
Krowy w Księżym Lesie podzielone są na grupy. Według ilości mleka, którą każda daje dziennie. Rekordzistki oddają dziennie nawet 60 litrów. W pierwszym okresie po wycieleniu przebywają w jednym zespole, potem – kiedy udój zmniejsza się – zmieniają grupę. Zootechnik Harold Lubecki zna każdą i wie, kiedy która musi przejść z jednej obory do drugiej. Jego pasją są krowy, chociaż dyplom zrobił z hodowli świń. – Trzeba dobierać je pod względem aktualnej wydajności, żeby przy dojeniu wszystkie mniej więcej w tym samym czasie kończyły dawać mleko – mówi. – Jeśli któraś czekałaby zbyt długo po oddaniu mleka, zaczęłaby się denerwować. A do tego nie można dopuścić.

Zapleczem hodowli są cielaki.

Pierwsze dni życia każde cielę spędza w osobnym domku przypominającym dużą psią budkę z miękko wysłanym wybiegiem. Każde dostaje z butelki mleko od własnej matki. Ale niestety, nie może z nią przebywać. Każda z krów – już od urodzenia – ma na szyi obrożę z zakodowanym numerem oraz oczywiście kolczyki. Dzięki temu komputer dostarczy każdemu cielakowi taką ilość pożywienia, jaka jest mu przynależna.
W sumie w Księżym Lesie mieszka 1,2 tys. sztuk bydła. Od 1998 r., kiedy gospodarstwo kupiło od AWRSP Przedsiębiorstwo Nasienne Księży Las – spółka rodzinna państwa Klimowiczów – zmiany w gospodarstwie są wyraźne. Choćby sam zespół obór, który stał się jednym z najnowocześniejszych w kraju.
Inż. Zbigniew Klimowicz pracował ongiś w PGR. Kierował dużym gospodarstwem. Potem postanowił „pójść na swoje”. Zaczął od wydzierżawienia szklarni w Paczynie. Teraz Księży Las jest jego oczkiem w głowie. Spółka składa się z prezesa – Zbigniewa Klimowicza, głowy rodziny, oraz dyrektora i członka zarządu – syna Tomasza; w zarządzie jest również Pani Cecylia, w cywilu żona Zbigniewa. W pracę angażuje się także żona Tomasza, Lidia, a najmłodszy członek rodziny – Iwona, córka Zbigniewa – studiuje w krakowskiej Akademii Rolniczej i też szykuje się do wejścia do rodzinnego biznesu.
Własnością spółki – w części dzierżawą – jest farma hodowlana i prawie 2,5 tys. hektarów gruntów ornych. Połowa to uprawa zbóż. Wydajność przekracza 60 kwintali z hektara, a większość to kwalifikowane ziarno siewne. Z 6 tys. ton corocznych zbiorów 700 ton stanowi wyżywienie stada. A z pozostałych zasiewów na własne potrzeby hodowlane zużywana się 600 ton kukurydzy. Rzepak idzie do tłoczni, z której na farmę wraca w postaci wytłoczyn.
Klimowiczowie dokupują niewiele – przede wszystkim śrutę sojową. Tylko w ten sposób

można zapewnić opłacalność gospodarstwa.

Mleczarnie chcą kupić mleko jak najtaniej.
Mleko, w całości, jest odstawiane do solidnego partnera – OSM Zabrze. Księży Las wyposażony jest w bardzo nowoczesną aparaturę do oceny mleka. Nie ma więc żadnych wątpliwości co do jakości surowca od Klimowiczów.
Druga część przedsiębiorstwa państwa Klimowiczów znajduje się w Kamieńcu. Tu leżakuje marchew. Jedna przechowalnia to stary, jeszcze przedwojenny magazyn. Z zewnątrz nie wygląda nowocześnie, ale aparatura przechowalnicza jest nowoczesna. Procesem sterowania klimatem i temperaturą kieruje komputer. Obok stoi budynek nowej przechowalni. To olbrzymi biały prostopadłościan, w którym jest miejsce na 4 tys. ton tego warzywa. Ogromne skrzynie, po ponad tonie każda, ustawione po siedem sięgają sufitu. Co chwila wjeżdżają nowe paki. Tu marchew poczeka na klienta. Wcześniej marchew przechowywano w kopcach. Jeśli był mróz – kopce zdawały egzamin, natomiast kiedy przychodziła odwilż, marchew zaczynała gnić. W przechowalni zaś warzywa przez cały czas będą miały stałą temperaturę, nieco powyżej zera. Rachunek ekonomiczny mówi, że taka inwestycja się opłaca.
Przedsiębiorstwo Klimowiczów jest przykładem na to, że w Polsce można utrzymać się z uprawy roli i hodowli. Ale to zadanie dla ludzi dysponujących wiedzą, pracowitością, uporem i sporymi pieniędzmi. Tak nowoczesnych farm jak w Księżym Lesie jest w kraju niewiele.

 

Wydanie: 2002, 43/2002

Kategorie: Rolnictwo
Tagi: Maciej Wołk

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy