Fantom czy nowy bin Laden?

Fantom czy nowy bin Laden?

Abu Musab al-Zarkawi jest najgroźniejszym terrorystą świata według wywiadu USA

Jest niebezpieczniejszy niż Osama bin Laden. W wojnie z terrorem staje się najgroźniejszym wrogiem Stanów Zjednoczonych. Według oceny CIA, własnoręcznie odciął głowę porwanemu w Iraku Amerykaninowi. Wideo przedstawiające tę barbarzyńską egzekucję

było makabrycznym hitem Internetu.

Fanatyczny Jordańczyk Abu Musab al-Zarkawi ponosi podobno odpowiedzialność za niemal wszystkie krwawe zamachy dokonane w Iraku, Europie i w Afryce w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
Bojówkarze z jego ugrupowania Al Tawhid (Jedność Boga) działają na trzech kontynentach i knują zbrodnicze spiski w Wielkiej Brytanii, Francji Rosji, Hiszpanii, w Niemczech i we Włoszech. Ten bin Laden Iraku, jak nazwała go amerykańska prasa, najwidoczniej postawił sobie tylko jeden cel – pragnie uśmiercić jak najwięcej „niewiernych”. Waszyngton wyznaczył 10 mln dol. nagrody za jego głowę.
Jak napisał w ubiegłym tygodniu dziennik „Boston Globe”, unieszkodliwienie Zarkawiego byłoby dla Stanów Zjednoczonych większym sukcesem niż pojmanie samego Osamy, bowiem Jordańczyk zdobywa pozycję nowego komendanta polowego Al Kaidy. Tak naprawdę domniemany superterrorysta jest jednak człowiekiem-fantomem. Informacje na jego temat są skąpe i sprzeczne. „Nie wiemy nawet na pewno, ile Zarkawi ma nóg”, napisał zrezygnowany magazyn „Newsweek”.
Jeszcze w kwietniu 2003 r. raport amerykańskiego wywiadu wojskowego stwierdzał, że herszt Al Tawhid jest martwy. Według innych źródeł, Zarkawi wraz z czołowymi aktywistami Al Kaidy został osadzony w irańskim więzieniu. Potem się okazało, że jordański bombiarz ma się znakomicie i stoi na czele zdumiewająco okrutnej i skutecznej sieci terroru. Nie wszyscy uwierzyli w ten złowrogi wizerunek Zarkawiego, rozpowszechniany przez polityków i media w Stanach Zjednoczonych, ale także na internetowych stronach islamskich ekstremistów. „Najnowszy straszak Ameryki”, zatytułował artykuł na temat jordańskiego siewcy śmierci irlandzki magazyn „Sunday Business Post”. Rzeczywiście, jeśli przyjmiemy, że Zarkawi ponosi odpowiedzialność za wszystkie ataki, które mu są przypisywane lub do których się przyznaje, wówczas nieodparcie nasuwa się wniosek, że to prawdziwy demon terroru, dysponujący ogromnymi środkami finansowymi i wpływami w wielu krajach arabskich, może nawet wspierany

przez moce piekielne.

Tylko w ubiegłym roku w zamachach, będących podobno dziełem Zarkawiego, zginęło w Iraku ponad 700 osób.
Kim jest człowiek zdolny jakoby siać terror od Bagdadu po Madryt i Casablankę? Urodził się w 1966 r. jako Ahmed Nazzal al Chalailah w rodzinie palestyńskich uchodźców w Zarka na północ od Ammanu (od nazwy tego miasta utworzył swoje wojenne imię). Jako chłopak nie garnął się do nauki, nie ukończył szkoły średniej. W końcu lat 80. Ahmed podążył do Afganistanu, aby walczyć przeciwko radzieckim okupantom. Stał się jednym z tysięcy „afgańskich Arabów”, z których wielu zeszło później na bezdroża terroryzmu. Kiedy wrócił, nie mógł znaleźć sobie miejsca w życiu. Otworzył wypożyczalnię kaset wideo, która szybko zbankrutowała. Z oburzeniem odrzucił sugestię najbliższych, że mógłby znów usiąść w szkolnej ławie. Stał się za to człowiekiem niezwykle pobożnym. Całe dnie spędzał w domu, ucząc się na pamięć Koranu. Władze jordańskie traktowały swoich „afgańskich Arabów” podejrzliwie, nie bez racji widząc w nich zagrożenie dla reżimu. W 1992 r. Zarkawi został aresztowany pod zarzutem prowadzenia działalności wywrotowej i spędził za kratami siedem długich lat. Kiedy wyszedł, znacznie bardziej zradykalizowany, policjanci poradzili mu, aby opuścił kraj. Podróżował przypuszczalnie po Europie, był w Pakistanie. Wreszcie powrócił do Afganistanu, gdzie w końcu 2000 r. założył pod Heratem obóz szkoleniowy dla bojowników świętej wojny. Jego specjalnością były broń chemiczna i trucizny. Kiedy w 2001 r. Stany Zjednoczone zaatakowały afgański reżim talibów, przywódca Al Tawhid został ranny w amerykańskim nalocie. Podobno szukał schronienia w Iranie, potem w górach irackiego Kurdystanu, gdzie związał się z ugrupowaniem muzułmańskich radykałów Ansar al-Islam. Amerykańskie źródła wywiadowcze twierdziły, że w maju 2002 r. poddał się operacji w Bagdadzie – amputowano mu nogę, w której otworzyły się afgańskie rany, tak że odtąd musiał korzystać z protezy. Informacja ta jednak nie jest pewna. W każdym razie osobnik, który zamordował Nicka Berga, z pewnością miał obie nogi. W Jordanii Zarkawi został zaocznie skazany na śmierć za to, że wysłał zabójców, którzy w październiku 2002 r. zastrzelili amerykańskiego dyplomatę Laurence’a Foleya.
W lutym 2003 r. sekretarz stanu USA, Colin Powell, przedstawiał na forum ONZ zagrożenia ze strony reżimu Saddama Husajna. Powiedział m.in., że Irak udziela schronienia terroryście Zarkawiemu, który jest współpracownikiem bin Ladena i jego ludzi z Al Kaidy. Wydaje się jednak, że Powell się mylił. Zarkawi znał wprawdzie bin Ladena, nie ma jednak dowodów, że z nim współpracował, raczej był konkurentem Osamy. Aresztowani w Niemczech aktywiści Al Tawhid zeznali, że powyższa organizacja została założona dla tych Jordańczyków, którzy nie chcieli wstąpić do Al Kaidy. Dla szefa Al Tawhid głównymi przeciwnikami byli Żydzi i monarchia jordańska. Bin Laden wypowiedział wojnę także Stanom Zjednoczonym. Obaj są sunnitami, lecz Osama potrafi wchodzić w taktyczne sojusze z szyitami, natomiast Zarkawi tych „odszczepieńców” nienawidzi, nazywa ich skorpionami i wężami,

najchętniej wyprawiłby wszystkich szyitów na tamten świat.

W styczniu br. przypuszczalnie Kurdowie pojmali i przekazali Amerykanom domniemanego emisariusza Zarkawiego, Hassana Ghula, usiłującego przedostać się do bin Ladena. Znaleziono przy nim zapisany na płycie CD 17-stronicowy dokument, swoisty plan zdestabilizowania Iraku poprzez wywołanie wojny między szyitami a sunnitami. Autentyczność tego „memorandum” budzi jednak poważne wątpliwości. Być może, dokument sporządzili jacyś islamscy ekstremiści, ale czy Zarkawi?
Komentatorzy zastanawiają się, w jaki sposób były jordański więzień, niedysponujący przecież, w przeciwieństwie do bin Ladena, ani poważnymi wpływami, ani pieniędzmi, zdołał stworzyć tak prężne i niemal globalne imperium terroru. Niektórzy podkreślają, że Zarkawi pochodzi z beduińskiego plemienia Beni Hassan, żyjącego w kilku krajach Bliskiego Wschodu, może zatem liczyć na szerokie poparcie. Takie wyjaśnienie trudno jednak uznać za wystarczające. Zdaniem wielu analityków, Stany Zjednoczone świadomie wyolbrzymiają niebezpieczeństwo ze strony tego domniemanego superterrorysty. Postać groźnego fanatyka z Zarka stanowi bowiem ogniwo łączące wojnę z terroryzmem z inwazją na Irak, jest niejako usprawiedliwieniem wojskowej obecności Stanów Zjednoczonych w Kraju Dwurzecza. Ponadto przez nieustanne wymienianie imienia jednonogiego (?) bombiarza Amerykanie chcą sprawić (fałszywe) wrażenie, że opór przeciw okupacji Iraku jest przede wszystkim dziełem zagranicznych bojowników.
Ale także zeloci spod znaku dżihadu gorliwie tworzą mroczny mit Zarkawiego, bezpardonowego wojownika zwycięzcy. Islamscy radykałowie potrzebują bowiem nowego, aktywnego bohatera, w sytuacji gdy prawie wszyscy przywódcy Al Kaidy zginęli lub zostali schwytani, sam bin Laden zaś, jeśli jeszcze żyje, jest zajęty już tylko ukrywaniem się. Imię terrorysty z Zarka stało się niejako logo dżihadu, którym opatrywany jest każdy udany zamach. Ten ponury znak wykorzystują różne ugrupowania islamskich radykałów działające samodzielnie pod rozmaitymi nazwami. Pewien europejski funkcjonariusz wywiadu wyraził na łamach dziennika „Christian Science Monitor” wątpliwość, czy to Zarkawi własnoręcznie zgładził Amerykanina. W przeszłości działał przecież w sposób bardziej wyrafinowany. Być może, zorganizował niektóre z przypisywanych mu zamachów, ale z pewnością nie wszystkie. Jeśli zostanie ujęty lub zabity, będzie to oznaczać spektakularny sukces Stanów Zjednoczonych, lecz nie przyniesie przełomu w wojnie z terrorem.


Długa i krwawa lista
Lista krwawych akcji przypisywanych terroryście z Jordanii jest zdumiewająco długa. To jakoby ludzie Zarkawiego w sierpniu ub.r. obrócili w gruzy kwaterę ONZ w Bagdadzie i dokonali zamachu bombowego pod meczetem w Nadżafie, zabijając ajatollaha Mohammeda Bakra Hakima, członka proamerykańskiej tymczasowej Rady Zarządzającej Iraku, oraz 90 innych osób. W marcu 2004 r. zaplanowane podobno przez Jordańczyka ataki w Bagdadzie i w Karbali pochłonęły ponad 180 istnień ludzkich. Zarkawi przyznał się w internetowym przesłaniu do wysłania w łodziach motorowych bombiarzy samobójców, którzy 24 kwietnia br. zaatakowali terminale naftowe pod Basrą. To tajemniczy Jordańczyk ponosi podobno odpowiedzialność za śmierć przewodniczącego irackiej Rady Zarządzającej, Izzedina Salima, który 17 maja zginął wraz z pięcioma innymi osobami w samobójczym ataku w Bagdadzie. Sześć dni wcześniej świat zaszokowało umieszczone w Internecie nagranie wideo z egzekucji 26-letniego Nicka Berga, który przybył do Iraku w poszukiwaniu pracy i przygód, znalazł jednak okrutną śmierć. Nagranie to, które stało się symbolem bezmyślnego barbarzyństwa, nosi tytuł: „Al-Zarkawi własnoręcznie zabija Amerykanina”. W przemówieniu wygłoszonym 23 maja prezydent Bush stwierdził, że prawdopodobnie to jordański superterrorysta zamordował uprowadzonego.
Ale sieć „irackiego bin Ladena” operuje także w innych krajach. Zarkawi był jakoby głównym animatorem wielkich ataków w Casablance, w Istambule, a także zamachów na pociągi w Madrycie 11 marca 2004 r., w których straciło życie około 200 osób. W kwietniu władze jordańskie poinformowały o ujęciu wysłanych przez Zarkawiego spiskowców, którzy zamierzali dokonać w Ammanie zamachu z użyciem zabójczych substancji chemicznych. Według oficjalnego komunikatu, taki atak mógł spowodować 80 tys. ofiar śmiertelnych. Podobno to ludzie Zarkawiego zamierzali rozpylić w londyńskim metrze silną truciznę – rycyninę. Z podsłuchanej rozmowy telefonicznej dwóch członków Al Tawhid, wynika, że partia dżihadu ma we Włoszech batalion zamachowców samobójców, składający się z 25-26 jednostek.

 

Wydanie: 2004, 23/2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy