Fatalny spacer hauptmanna Bulanga

Fatalny spacer hauptmanna Bulanga

Jak dokumenty polskiego wywiadu znalazły się w rękach niemieckich

Stołeczna prasa obwieściła, że zamknięty dotąd dla cywilów Fort Legionów udostępniono zwiedzającym w ramach Dni Cytadeli Warszawskiej, co przyjęto z entuzjazmem. Ale pojawienie się nazwy Fort Legionów, i to w zbieżności z kolejną rocznicą września 1939 r., skłania do przypomnienia mało znanego, ale brzemiennego w tragiczne skutki epizodu jego dziejów…
Atakując we wrześniu 1939 r. Polskę, Niemcy wyznaczali sobie nie tylko cele militarne na polach bitewnych. Niezmiernie ważne było dla nich przechwycenie dokumentacji wywiadu polskiego, czyli II Oddziału Sztabu Głównego Wojska Polskiego, osławionej „dwójki”, który skutecznie penetrował III Rzeszę, dysponując na jej obszarze sprawnie funkcjonującą siecią swoich agentów. Nazistami nie kierowała przy tym wyłącznie chęć zemsty – zdawali sobie sprawę, że nawet po pokonaniu Polski jej agenci mogą dalej służyć wrogom Rzeszy, czyli wywiadom sojuszników RP. A że sprawa nie była łatwa, dowiodło doświadczenie czechosłowackie – kiedy w marcu 1939 r. Wehrmacht wkraczał do Czech i Moraw, wywiadowi czechosłowackiemu udało się mimo zaskoczenia przerzucić drogą lotniczą swoje dokumenty do Anglii. Tym razem we wrześniu hitlerowcy postanowili działać bardziej precyzyjnie i skutecznie: stworzyli mianowicie

kilkunastoosobowe grupy oficerów Abwehry,

specjalistów w zakresie wywiadu i kontrwywiadu, którzy wszędzie tam, gdzie były zlokalizowane przez Niemców placówki naszych służb specjalnych, wdzierali się z jednostkami bojowymi pierwszej linii, zabezpieczając natychmiast wszelkie dokumenty.
W Bydgoszczy taka grupa błyskawicznie zajęła pomieszczenia III Ekspozytury II Oddziału, kierowanej przez oficera niezmiernie skutecznego w filtrowaniu wywiadowczym państwa Hitlera, osławionego mjr. Jana Żychonia. I co tam zastano? Idealną pustkę. Ani kartki papieru, nie mówiąc o dokumentach. Jedynie na biurku samego szefa leżała wizytówka Jana Żychonia – szydercze powitanie wrogów…
W Warszawie było podobnie. Gdy w dniu kapitulacji stolicy, 27 września, grupa Abwehry wdarła się do siedziby II Oddziału w pałacu Saskim na placu Piłsudskiego, po rozpruciu około stu szaf pancernych znalazła jedynie bezwartościowe jawne materiały niemieckie – księgi adresowe, rozkłady jazdy, książki telefoniczne, wycinki z prasy, niewypełnione druki i kwestionariusze Wehrmachtu.
Opisujący to ówczesny mjr Oscar Reile, specjalista Abwehry do spraw polskich, w opublikowanych po wojnie wspomnieniach bez upiększania ukazał to kolejne, po Pradze, niepowodzenie… Wściekali się w bezsilności szefowie Abwehry. Przynaglał podwładnych zwłaszcza mjr Hans Horaczek, który wtedy objął placówkę Abwehry w okupowanej Warszawie. A nie było żadnych poszlak, że Polakom udało się powtórzyć operację wywiadu czechosłowackiego.
Wreszcie nadszedł niestety dzień triumfu. Członek grupy specjalnej Abwehry, kpt. Bulang, „podczas dłuższego spaceru” (słowa mjr. Reilego) zawędrował na teren Fortu Legionów przy ul. Zakroczymskiej. Gdy uchylił niedomknięte wierzeje, ukazało się pomieszczenie wypełnione po sufit półkami z paczkami dokumentów. Już pierwszy rzut oka hauptmanna na oznakowania paczek wieścił sukces: Attachat Paryż, Attachat Rzym, Attachat Tokio, a zaraz obok powtarzający się tytuł: „III Ekspozytura”, czyli teczki dotyczące placówki mjr. Żychonia… Bulang nie wierzył własnym oczom, takie dokumenty były celem poszukiwań Abwehry.
Za przyczyną karygodnego niedopatrzenia czy niedbalstwa, a może nawet niewykonania rozkazów, w Forcie Legionów leżały stosy dokumentów, stanowiących dla Niemców bezcenny materiał, który pozwalał

ujawnić polskich agentów na terenie Rzeszy,

zagrażających państwu Hitlera.
Odnalezionymi dokumentami zapełniono sześć ciężarówek. Po wstępnej selekcji i analizie przetransportowano archiwalia do odpowiednich placówek analitycznych w Niemczech. Wkrótce też zaczęły się aresztowania wykrytych tą drogą agentów wywiadu polskiego, śledztwa i procesy kończące się z reguły wyrokami śmierci przez ścięcie toporem.
Analiza dokumentów pozwoliła też Niemcom ustalić słabe punkty własnej osłony antyszpiegowskiej, zweryfikować i udoskonalić istniejące systemy, co ułatwiało kontrwywiadowi nazistowskiemu stosowanie systemów trudniejszych do przeniknięcia dla aliantów.
Jeden z eksponentów hitlerowskich służb specjalnych, szef wywiadu SD Heinricha Himmlera, SS-Obergruppenführer Walter Schellenberg, wspominał, że zaraz po powrocie z Warszawy – gdzie był z Hitlerem na defiladzie zwycięstwa 1 października – przez dwie doby w Berlinie analizował dokumenty polskiego wywiadu, konstatując, że ilość i jakość zdobytych przez II Oddział materiałów, dotyczących zwłaszcza produkcji zbrojeniowej Rzeszy, była zdumiewająca. W konsekwencji natychmiast udał się do Zagłębia Ruhry, tego arsenału Niemiec, by zbadać i usprawnić zapewnianie tajności produkcji dla potrzeb armii.
Przez nieomal dwa miesiące tam, na miejscu, SS-Obergruppenführer

modyfikował służby kontrwywiadowcze,

rozbudowywał sieć obejmującą setki fabryk pracujących dla armii. W toku tych działań, idąc śladami materiałów z Fortu Legionów, niejako przy okazji, aresztowano 16 współpracowników „dwójki”, z których jeden, szef działu wytwarzania dział w jednej z fabryk, zdołał – jak ustalono w toku śledztwa – przekazać do Polski „półtora kufra tajnych dokumentów”. Ten nieujawniony z nazwiska bohater naszego wywiadu, Polak z pochodzenia, w momencie aresztowania był na spotkaniu z oficerem „dwójki” reprezentującym nowo powstającą w Warszawie konspirację wojskową!
Na podstawie archiwaliów II Oddziału szybko zidentyfikowano agentów wywiadu polskiego. Ponad 100 osób, sprawdzonych, świetnie usytuowanych w najbardziej newralgicznych punktach III Rzeszy, stanęło przed trybunałami wojennymi…
Aresztowano m.in. i stracono Paulinę Tyszewską, wieloletnią sekretarkę i kochankę wysokiego oficera Abwehry w Gdańsku. Zwerbowana przez mjr. Żychonia dostarczała naszemu wywiadowi materiały przeogromnej wartości. To na ich podstawie zdołano w latach 1935-1939 aresztować w Polsce aż 16 agentów niemieckich. Prawie wszystko, co zaplanowano w placówce gdańskiej Abwehry przeciwko Polsce, spaliło na panewce. Tłumaczono to pechem, a kryła się za tym Fräulein Tyszewska.
Dokumenty z Fortu Legionów umożliwiły też Abwehrze ujawnienie, że ich cenny współpracownik, niemiecki celnik, stanowiący ważny punkt utrzymywania łączności z agentami niemieckimi w Polsce, chwalony za sprawność, był w rzeczywistości człowiekiem naszej „dwójki”. I jego oddano katu…
Co gorsza, archiwalia II Oddziału

doprowadziły do zdemaskowania

cennego dla wywiadu polskiego, czy szerzej: frontu antyhitlerowskiego, agenta tkwiącego w samej centrali Abwehry w Berlinie, kpt. Günthera Rudloffa, którego zwerbował nasz sławny wywiadowca, rotmistrz, a potem major Jerzy Sosnowski, sam aresztowany w 1934 r. i postawiony rok później przed sądem wraz z członkami stworzonej przez siebie sieci. Sosnowski uniemożliwił przeciwnikom wykrycie agenta Rudloffa. Ten potem nawet awansował, dochodząc do stopnia podpułkownika, umacniając swoją pozycję w Abwehrze. Dopiero dokumenty z fortu pozwoliły nazistom zdemaskować Rudloffa. Aresztowany popełnił samobójstwo.
Beneficjentem znaleziska w Forcie Legionów okazał się sam Oscar Reile. To dzięki tym dokumentom został uwolniony z wszelkich zarzutów i podejrzeń o niedbalstwo, powstałych na tle licznych wpadek agentów niemieckich w Polsce, przez niego zwerbowanych. Dokumenty „dwójki” ukazały prawdziwe źródła przecieków. Reile został skierowany do okupowanej Francji jako szef tamtejszej Abwehry.

W międzyczasie mjr Jan Żychoń po spełnieniu swoich ostatnich powinności w Bydgoszczy przedostał się do Francji, a stamtąd, ciągle służąc swoją wiedzą i doświadczeniem wywiadowczym w tajnej wojnie z Niemcami, do Anglii, gdzie wstąpił do II Oddziału Sztabu Naczelnego Wodza, jego sekcji niemieckiej. Odkomenderowany w 1944 r. na front włoski, zginął w bitwie o Monte Cassino.
A co się stało z mjr. Jerzym Sosnowskim? Po aresztowaniu i procesie z wyrokiem dożywotniego więzienia po kilku latach został wymieniony ze stroną polską na siedmiu szpiegów niemieckich osadzonych w naszych więzieniach. Ale dla majora

nie był to powrót triumfalny

– uznany za agenta jakoby pracującego na dwie strony, został skazany na 12 lat więzienia. Wrzesień 1939 r. zastał go za kratami. Niemcy, sam szef Abwehry, adm. Canaris, interesowali się jego losem, uznając za najgroźniejszego dla siebie przeciwnika. Ślady prowadziły na wschód. Według jednych pogłosek, został on zastrzelony przez eskortę podczas marszu za Bug w momencie zbliżania się Niemców, według drugich – zmarł w obozie jenieckim u Rosjan.
Ale niedawno pojawił się kolejny ślad – w opublikowanych wspomnieniach generała KGB, Pawła Sudopłatowa, znalazła się informacja, że jesienią 1939 r. ujął on Sosnowskiego, przewiózł do Moskwy na Łubiankę z poleceniem „intensywnej pracy nad nim”, aby zwerbować go do współpracy. Sudopłatow podaje, że jakoby pozyskano Sosnowskiego, argumentując, że z uwagi na swoją sytuację skazany jest na współdziałanie z wywiadem rosyjskim. „Wiedzieliśmy o nim wszystko”, zauważa generał KGB, ale on też dużo wiedział i dlatego nie można było wypuścić go „spod kontroli”. Ba, Sudopłatow stwierdził, że „dwa z jego źródeł informacji w Niemczech” były potem wykorzystane przez wywiad radziecki w 1940 r. i pierwszych dwóch latach wojny z Rzeszą. Co dalej działo się z mjr. Sosnowskim, Sudopłatow nie wspomniał. W momencie osadzenia na Łubiance ten oficer miał 44 lata. Jego losy pozostają niewyjaśnione.
Ale to wszystko znaczyłoby, że dokumenty II Oddziału z Fortu Legionów nie ujawniły wszystkich ludzi wywiadu polskiego w Niemczech, zwłaszcza tych, których zwerbował Sosnowski. Mimo dramatyzmu swojej sytuacji potrafił on, jak się okazało, uchronić przed gestapo część swoich agentów, prawdopodobnie głęboko ich konspirując, nawet przed własną centralą w Warszawie. To o takich dwóch, ich późniejszym wykorzystaniu przez wywiad rosyjski, wspomina przecież Sudopłatow. Byłoby to także potwierdzeniem, że Sosnowski nie popełnił zdrady, a za to właśnie sąd wojskowy skazał go tuż przed wybuchem wojny na więzienie. Sosnowski nie doczekał się rozpatrzenia apelacji przed sądem wyższej instancji.

Autor był korespondentem PAP w Berlinie i w Bonn, sprawozdawcą z wielu procesów zbrodniarzy hitlerowskich, członkiem byłej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce

 

Wydanie: 2005, 38/2005

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy