Fenomen Berlusconiego

Fenomen Berlusconiego

Włoski premier stara się umocnić swój wizerunek menedżera, który potrafi zarządzać państwem równie skutecznie, jak swoim koncernem medialnym

Potęga mediów wizualnych jest tak wielka, że wielu Włochów uważa premiera Silvia Berlusconiego, posiadacza wszystkich prywatnych sieci TV w tym kraju, za wysokiego mężczyznę. Tymczasem 62-letni właściciel największego włoskiego koncernu Fininvest, najbogatszy człowiek Italii i Europy, który w maju 2001 r. wygrał bezapelacyjnie wybory powszechne, ma zaledwie 165 cm wzrostu i nosi buty na podwójnych obcasach. Redakcje wiedzą, że żaden dziennikarz wyższy wzrostem od premiera nie ma szans na przeprowadzenie z nim wywiadu telewizyjnego. Redaktorzy, znając ten kompleks szefa rządu, nie powierzają tego zadania lepiej wyrośniętym żurnalistom.

Premier bez kompleksów

Poza kompleksem niskiego wzrostu premier Berlusconi, który skonstruował swą zdyscyplinowaną partię Forza Italia na podobnych zasadach jak swe dochodowe przedsiębiorstwa medialne, reklamowe, ubezpieczeniowe i budowlane, zdaje się nie mieć żadnych innych.
„Im bardziej mnie krytykują, tym bardziej jestem pewien swych racji”, zwierzył się w jednym z ostatnich wywiadów, odpowiadając na falę krytyki, jaką we władzach Unii Europejskiej wywołała dymisja włoskiego ministra spraw zagranicznych, Renata Ruggiera. Jedyny bezpartyjny członek gabinetu Berlusconiego, były przewodniczący Światowej Organizacji Handlu, zaufany człowiek Brukseli, zmuszony był podać się przed miesiącem do dymisji, gdy zaczął otwarcie krytykować antyeuropejską, sceptyczną postawę niektórych kolegów rządzie, a pośrednio – samego premiera. W tle tej polemiki była również wyrażana przez Ruggiera krytyka decyzji rządu w sprawie celowości wysyłania włoskich komandosów do Afganistanu.
Berlusconi, który osobiście objął na razie stanowisko szefa dyplomacji, oficjalnie zadeklarował bezwarunkowe europejskie powołanie Italii. Jednocześnie oświadczył, że nie ma powodu, aby brukselscy urzędnicy decydowali o sprawach, które są wyłącznie w kompetencji Włoch, a ponadto on sam ma własne pomysły co do przyszłego kształtu Europy.
„Nikt nie powinien wyobrażać sobie, że może ustanowić nad nami protektorat lub traktować nas jak podmiot o ograniczonej suwerenności”, brzmiała jedna z deklaracji Berlusconiego, które składał już jako minister spraw zagranicznych ad interim.
Tarcia między Rzymem a Brukselą rozpoczęły się, gdy przed paroma miesiącami Berlusconi odmówił początkowo zgody swego rządu na podpisanie europejskiej konwencji w sprawie ścigania i ekstradycji przestępców. Najostrzej krytykował ją sojusznik Berlusconiego, Umberto Bossi, „włoski Haider”. Lider ugrupowania lombardzkich separatystów, Ligi Północnej, nazwał ten projekt ingerencją europejskiego kata w wewnętrzne sprawy Włoch. Rzym ostatecznie przystąpił jednak do porozumienia w sprawie europejskiego ścigania. Być może nie bez znaczenia były tu sugestie prasy europejskiej, że premier Włoch nie jest jego entuzjastą ze względu na sprawy, jakie wciąż jeszcze toczą się przeciwko niemu osobiście i dyrektorom jego koncernu we włoskich i zagranicznych sądach w związku z oskarżeniami o korupcję oraz oszustwa podatkowe.
Drugim powodem napięcia na linii Rzym-Bruksela stało się nieprzystąpienie Włoch do projektu budowy wojskowego samolotu transportowego A400m, co może opóźnić jego realizację. We wstępnych rozmowach – prowadzonych jeszcze przez rząd centrolewicy, która przegrała wybory w maju ub.r. – zakładano bowiem, że Włosi kupią 16 tego rodzaju maszyn.
Il Cavaliere – nieco żartobliwy przydomek jaki media nadały Berlusconiemu, gdy został przed 20 laty kawalerem zaszczytnego orderu Bohatera Pracy, zasłużył ostatnio na wyrazy uznania niekoronowanego króla Włoch, honorowego prezesa Fiata, Gianniego Agnellego. Sygnalizuje to znamienny zwrot, jeśli chodzi o stosunek najbardziej liczących się włoskich przedsiębiorców i finansistów do Berlusconiego. „Il Cavaliere wyraża głośno to, co większość z nich myśli”, napisał Enzo Biagi, czołowy włoski publicysta.
Po nieudanym wejściu Il Cavaliere do polityki w 1994 r., zakończonym po siedmiu miesiącach upadkiem jego rządu i przedterminowymi wyborami wygranymi przez centrolewicę, znany z arystokratycznych manier Agnelli wyrażał się o Berlusconim, którego uważał za parweniusza i nowobogackiego, niezbyt pochlebnie. Dawał do zrozumienia, że nie darzy wielką estymą sposobu, w jaki były domokrążny sprzedawca odkurzaczy zbudował swą wielką fortunę. Chętnie ironizował też na temat gaf Berlusconiego.

Gafy Il Cavaliere

Pierwsze wejście magnata telewizyjnego i wielkiego finansisty na europejskie salony polityczne wywołało nie najlepsze wrażenie. Do skandalu doszło podczas konferencji prasowej po wyborach w 1994 r wygranych przez Forza Italia w koalicji z byłymi neofaszystami i ksenofobiczną Ligą Północną. Na pytanie amerykańskiego dziennikarza, dlaczego do rządu wchodzi lider Sojuszu Narodowego, Gianfranco Fini (wicepremier w obecnym gabinecie Berlusconiego), który deklarował, że Mussolini jest największym mężem stanu XX w., Berlusconi, przyzwyczajony do absolutnego posłuchu wśród personelu dziennikarskiego jego własnych stacji telewizyjnych, nakrzyczał na zagranicznych korespondentów za oburzające przypominanie wydarzeń sprzed pół wieku.
Inne słynne gafy Il Cavaliere to wypowiedź, w której wskazał na „szczególną zbieżność między ruchem antyglobalistycznym a terroryzmem” oraz wygłoszenie po 11 września credo o wyższości kultury zachodniej nad światem islamu. Wobec oburzenia, jakie ta deklaracja wywołała w świecie arabskim, z którym Włochy mają ścisłe powiązania finansowe, a także na forum europejskim, Berlusconi musiał przez wiele dni tłumaczyć w mediach, że został źle zrozumiany.

Zegarek dla ministra

Publicyści czołowych dzienników świata nie mogą wyjść z podziwu nad fenomenem Berlusconiego. Jak to możliwe, że ten nieustannie popełniający niezręczności intruz na politycznych salonach potrafi zjednywać sobie wyborców znacznie skuteczniej niż profesjonalni politycy? Po wyborach z 2001 r., wygranych przez jego koalicję Dom Wolności bezprecedensową większością głosów, „New York Times” zarzucił włoskim wyborcom cynizm, pisząc: „Powrót Silvia Berlusconiego, króla mediów, przeciwko któremu toczą się liczne procesy karne, jest sygnałem tego, jak głęboki jest ów cynizm”. Z kolei londyński „The Times” dociekał przyczyn popularności Il Cavaliere: „Włochów przyciąga człowiek, który pokazał, że potrafi osiągać sukcesy. To, że polityka jest jego pasją, a nie zawodem, stanowi część jego czaru”. Margaret Thatcher, entuzjastka i przyjaciółka obecnego premiera Włoch, napisała o nim: „Mam wrażenie, że cele, do których zmierza Berlusconi, są bardzo podobne do tych, do jakich ja dążyłam w Anglii”. Sam Cavaliere wręcz chwali się przed wyborcami swoim bogactwem: „Mam wiele pięknych jachtów, jestem nieprawdopodobnie bogaty, co stanowi dla moich rodaków gwarancję, że jako premier nie będę kradł”.
„Skoro ludzie we Włoszech chcą się bogacić, a Berlusconi uosabia ich marzenia, nie przynosi politycznych korzyści obciążanie bogactwa zarzutami jego nielegalnego pochodzenia”, napisał z porażającą szczerością pewien włoski publicysta.
Berlusconi obiecał przedsiębiorcom niższe podatki, gospodyniom domowym – objęcie ich świadczeniami emerytalnymi i podniesienie najniższych emerytur do miliona lirów (500 euro), młodzieży – pracę, wszystkim Włochom – umocnienie pozycji kraju w Europie. Przede wszystkim jednak stara się umocnić swój wizerunek menedżera, który potrafi zarządzać państwem równie skutecznie, jak swoim Fininvestem. Jako właściciel i prezes koncernu miał zwyczaj obdarowywać swych dyrektorów za ich osiągnięcia finansowe drogimi prezentami. Zwyczaj ten wprowadza również w praktyce rządowej. Ostatnio zapowiedział stosowanie systemu nagród i kar dla ministrów. Nie wiadomo jeszcze, na czym będą polegały kary, ale w tych dniach wręczył sześciu członkom gabinetu w uznaniu ich zasług zegarki najdroższej szwajcarskiej marki. Obejmując tymczasowo MSZ, oznajmił urzędnikom na odprawie, że nieważne, kto stoi na czele resortu, ponieważ i tak polityką zagraniczną kieruje premier. Zapowiedział, że dokona głębokiej reformy i wymiany kadr w służbie zagranicznej; ambasadorów będzie oceniał według wydajności. To znaczy według tego, o ile wzrośnie wymiana handlowa z danym krajem w okresie ich urzędowania.
Włochy – jeden z najbardziej liczących się krajów G8 i piąty, jeśli chodzi o składki płacone na rzecz ONZ – dość łagodnie przechodzą kryzys dotykający światową gospodarkę. Wzrost gospodarczy w latach 1998-2001 wyniósł 0,9%, a roczne dochody przeciętnej włoskiej rodziny kształtują się na przyzwoitym poziomie 26 tys. euro. W 1994 r. Berlusconi utracił władzę po siedmiu miesiącach głównie pod naporem strajków. W 2001 r. powrócił na fotel premiera w znacznie lepszej sytuacji dzięki reformom przeprowadzonym przez koalicyjny rząd socjaldemokraty, Massima D’Alemy. Tylko lewica mogła przełamać w drodze negocjacji opór wpływowych włoskich centrali związkowych CGIL (ekskomunistycznej), UIL (socjalistycznej) i CISL (chrześcijańskiej) wobec prób uszczuplania przywilejów związkowych. Teraz Berlusconi ma utorowaną drogę.
U progu nowego roku premier Włoch ogłosił, iż będzie dążył do reformy konstytucyjnej, która nadałaby urzędowi szefa rządu szereg prerogatyw natury prezydenckiej i pozwoliła na bezpośrednie wybory gubernatorów prowincji, co w praktyce może oznaczać ograniczenie wpływów samorządów terytorialnych, których znaczna część pozostaje w rękach centrolewicy.
W lutym upływa kadencja obecnego zarządu telewizji publicznej RAI, co w przekonaniu największego włoskiego dziennika „Corriere della Sera” pozwoli Berlusconiemu (właścicielowi całej prywatnej telewizji) przejąć totalną kontrolę nad włoską telewizją. „To będzie trochę tak, jakby w USA Bill Gates pod hasłem: Co jest dobre dla Microsoftu, jest dobre dla Stanów, objął prezydenturę”.
Może się okazać, że dziennik ten ma sporo racji. Zwłaszcza że przy obecnym układzie sił coraz mniej szans mają proponowane przez opozycję projekty ustaw o „sprzeczności interesów”, to jest takie, które zmuszałyby szefa rządu do sprzedaży lub zrzeczenia się w innej formie na czas pełnienia funkcji publicznych udziału w zarządzaniu posiadanymi przedsiębiorstwami prywatnymi.
Tak więc po raz pierwszy w wielkim europejskim kraju kapitał sprawuje władzę poprzez swego bezpośredniego przedstawiciela, polityków mając jedynie do pomocy. Osiem miesięcy po wyborach Berlusconi ma w sondażach przeszło 50% poparcia, podczas gdy centrolewicowa opozycja 28%.

 

 

Wydanie: 05/2002, 2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy