Gazowy pojedynek

Gazowy pojedynek

Podczas gdy Rosja chce jak najszybciej rozpocząć prace nad gazociągiem South Stream, Unia trwa w letargu, sądząc, że sprawy przyszłości energetycznej Europy rozwiążą się same

Sytuacja wokół dwóch konkurencyjnych projektów gazowych: South Stream (jego trasa miałaby przebiegać z Rosji dnem Morza Czarnego do Bułgarii, przez Serbię, Węgry i Słowenię do Włoch i Francji) i Nabucco (przez Turcję, Bułgarię, Rumunię, Węgry, Austrię, do Czech i na zachód Europy) powoli się krystalizuje. Wszystko wskazuje na to, że budowa obu ruszy już niedługo. Nie oznacza to jednak, że wszelkie sporne kwestie zostały już załatwione. Rosjanie wciąż przekonują Bułgarów do uznania South Stream za projekt dużo atrakcyjniejszy od Nabucco. Dużo bardziej desperackie wydają się jednak ostatnie starania Gazpromu, który zaproponował udział w „Południowym Potoku” jednemu z głównych konsorcjów wchodzących w skład Nabucco – RWE (jedna z pięciu największych kompanii gazowych w Europie). Niektórzy określili te starania jako „niemoralną propozycję”, co biorąc pod uwagę wkład, jaki wnosi RWE do Nabucco, niesie spore ryzyko dla realizacji tego projektu. To jednak niejedyny problem rosyjskiej konkurencji. Wyrażający się z niezwykłym optymizmem włodarze Nabucco (głównie w kontekście skompletowania umów ze wszystkimi krajami tranzytowymi uczestniczącymi w projekcie) zdają się zapominać, że najważniejszym elementem gazociągu jest… gaz. Z tym Nabucco ma spory problem. Co prawda udało się podpisać umowę na dostawy surowca z Azerbejdżanem, jednak zasoby te nie pokryją planowanych 31 mld m3 gazu, które rocznie ma przesyłać do Europy gazociąg. W związku z tym prowadzone są negocjacje z innymi krajami, w tym z Irakiem. Optymizmem może jednak napawać ostatnia wypowiedź prezydenta Kazachstanu, Nursułtana Nazarbajewa. Co prawda kazachski prezydent skrytykował Unię Europejską za opieszałość przy budowie Nabucco, jednak przez wielu komentatorów krytyka ta odbierana jest jako wyrażenie chęci udziału w tym projekcie.

Problemy z popytem

Pod koniec ubiegłego roku dało się zauważyć dużą intensyfikację rosyjskich starań wokół realizacji dwóch sztandarowych projektów Gazpromu – Nord Stream i South Stream. Pierwszy z nich miałby ruszyć już w 2011 r., z kolei „Południowy Potok” ma zacząć przesyłać gaz w roku 2015. Zasadniczym atutem Rosjan przy okazji gazowej batalii przeciwko Nabucco jest siła, jaką dysponują w kwestii współpartnerów mających tworzyć gazowe projekty (w przypadku South Stream są to włoski ENI, francuski EDF oraz austriacki OMV, biorący jednak również udział w Nabucco). Niezwykle istotna w kontekście powodzenia całego projektu jest podpisana w połowie lipca umowa z Bułgarią, określana mianem „mapy drogowej” budowy magistrali South Stream na terenie tego właśnie kraju. Z racji położenia geograficznego, jak również udziału w konkurencyjnym Nabucco Bułgaria stanowi w gazowej potyczce języczek u wagi. Umowa z Sofią, podobnie jak miało to miejsce w przypadku umów Gazpromu z Serbią, Węgrami, Słowenią i Chorwacją, przewiduje powstanie specjalnej spółki, która będzie odpowiedzialna za budowę bułgarskiego odcinka South Stream. Wszystko ma być gotowe w lutym 2011 r., co jest tożsame z inauguracją prac montażowych „Południowego Potoku”.
Następujące w ostatnim czasie zmiany struktury ekonomicznej świata, które wskutek kryzysu finansowego dotykają również branżę energetyczną, są jednak według ekspertów złym prognostykiem dla Rosjan. Zasadniczym problemem, przed którym stanie Gazprom, jest przewidywany brak wzrostu zapotrzebowania na błękitne paliwo w Europie przez najbliższe kilkanaście lat (zgodnie z planami South Stream miałby pompować do Europy rocznie prawie 63 mld m3 gazu). Według Rosjan, ma ono pojawić się dopiero po roku 2020, jednak europejscy eksperci przewidują, że będzie to wzrost niewielki. Dokładając do tego ograniczenia eksploatacyjne rosyjskich źródeł, a także niską konkurencyjność tamtejszego gazu na rynku europejskim (rosyjski gaz jest w tym względzie najdroższy), sensowność funkcjonowania nowych nitek przesyłowych w rosyjskim przemyśle gazowym wydaje się dość wątpliwa. Wobec takiej sytuacji zgodzić się należy z twierdzeniem, że zarówno South Stream, jak i Nord Stream aż nadto przesiąknięte są kwestiami politycznymi. Chodzi tu o swoistą emancypację transportu rosyjskiego surowca do Europy, który w tej chwili w znacznym stopniu uzależniony jest od państw tranzytowych (Białoruś, Ukraina i Polska). Wybudowanie tras alternatywnych, pozbawionych ryzyka blokady przesyłu (jak miało to miejsce w przypadku konfliktów gazowych z Ukrainą czy Białorusią), dostarcza tym samym Moskwie skutecznego narzędzia politycznego, za pomocą którego może ona obniżyć pozycję wspomnianych państw względem siebie. Nie należy również zapominać o kwestiach czysto finansowych, związanych z opłatami za transport.
Z jak wielkim prestiżem w odbiorze Kremla wiąże się powodzenie realizacji projektu South Stream, świadczy wspomniana już nieoficjalna propozycja pozyskania do projektu kompanii RWE, mającej stanowić podporę Nabucco. Energetyczny gigant (w zeszłym roku RWE zarobiło prawie 48 mld euro) oficjalnie zaprzeczył jednak tym doniesieniom, a szef spółki odpowiedzialnej za realizację Nabucco, Stefan Judish, stwierdził: „Popieramy Nabucco i w tej chwili nie widzimy projektu, który byłby w podobnym stopniu sensowny”.

Tureckie wsparcie

Również projekt Nabucco pozostaje pod silnym wpływem kwestii politycznych, które w ostatnim czasie skutecznie spowalniały jego realizację. Wydaje się jednak, że największą trudnością na drodze projektu było określenie warunków współpracy z Turcją, która podobnie jak w przypadku South Stream Bułgaria odgrywa zasadniczą rolę w tranzycie błękitnego paliwa dla Europy. Obserwowana w ostatnim czasie emancypacyjna polityka zagraniczna Ankary, wiążąca się z obniżeniem priorytetu relacji z Zachodem, jak również z drugiej strony demonstracyjna niechęć poszczególnych członków UE (zwłaszcza Francji i Niemiec – zaangażowanych w energetyczną współpracę z Rosją) skutecznie obniżały turecki zapał do angażowania się w tę współpracę. W grę wchodzą jednak ogromne korzyści gospodarcze oraz polityczne (Turcja ma ambicje stania się podstawowym korytarzem energetycznym Europy), co skutecznie przekonało turecki parlament do ratyfikowania w marcu tego roku umowy, która potwierdza udział Ankary w Nabucco. Tym samym Turcja stała się ostatnim sygnatariuszem traktatu zrzeszającego wszystkie kraje tranzytowe przewidziane w projekcie.
Jak istotnym partnerem w gazowym projekcie jest Turcja, świadczy determinacja działań, jakie rozpoczęła Ankara tuż po ratyfikacji wspomnianego porozumienia. W czerwcu podpisano umowę z Azerbejdżanem w sprawie sprzedaży i tranzytu gazu z rejonu Morza Kaspijskiego. Wobec problemów Nabucco z ustaleniem dostawcy błękitnego paliwa działania tureckie należy uznać za duży sukces, który przybliża również sukces realizacji europejskiego projektu.
Potrzeby Nabucco są jednak spore i jest jasne, że jeden dostawca surowca to zdecydowanie zbyt mało. Stefan Judish wspominał niedawno, że poza Azerbejdżanem chętnie nawiązałby w tej kwestii współpracę z północnym Irakiem oraz Turkmenistanem. O ile przykład Iraku jest dość prawdopodobny (ponownie można by przy tej okazji wykorzystać regionalną pozycję Turcji), o tyle współpraca z Turkmenistanem wydaje się coraz mniej możliwa. A to za sprawą coraz intensywniejszej współpracy Aszchabadu z Chinami (otwarty niedawno gazociąg Turkmenistan-Uzbekistan-Kazachstan-Chiny) oraz z Iranem. W tej sytuacji za zbawienne można uznać wyrażone ostatnio przez prezydenta Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa zainteresowanie udziałem w Nabucco. Wpływ na to może mieć niewątpliwie wzrost geopolitycznej niezależności Astany, który obserwowany jest w ostatnim czasie.

Unijna nijakość

W obliczu pojawienia się realnej szansy na sukces w kwestii uniezależnienia europejskiego rynku od dostaw rosyjskiego surowca poraża wręcz wciąż nieporadne działanie Unii Europejskiej w tej kwestii. Jest to jeden z najważniejszych projektów dotyczących sfer bezpieczeństwa i gospodarki współczesnej Europy, dlatego za niedostateczny należy uznać poziom zaangażowania poszczególnych unijnych struktur w realizację tego projektu. Wydaje się wręcz, że gdyby nie dość zdecydowana postawa Ankary (a także ostatni sygnał ze strony Kazachstanu), realizacja Nabucco stanęłaby pod ogromnym znakiem zapytania.
Nabucco jest kolejną platformą uwidaczniającą wewnętrzną niespójność Unii Europejskiej, o czym świadczy dużo większe zaangażowanie takich państw jak Włochy, Niemcy, Francja czy Bułgaria w realizację gazociągu rosyjskiego. Z drugiej jednak strony, stanowisko tych państw nie powinno dziwić, gdyż mają prawo do wykorzystywania okazji na zyski gospodarczo-polityczne, które stwarza im współczesność (warto zauważyć, że Niemcy, Węgry i Bułgaria są uczestnikami obydwu projektów). Jak cenne są to czynniki, świadczy chociażby przykład Bułgarii, która mimo odwiecznych zawirowań wewnętrznych (związanych z korupcją na wysokich szczeblach) nie jest poddawana zbyt dużej krytyce ze strony Brukseli.
Prawdopodobieństwo realizacji zarówno South Stream, jak i Nabucco zdecydowanie wzrosło na przełomie ostatniego roku. Zmieniła się również proporcja sensowności budowania obydwu gazociągów. Problemy ekonomiczne, które w dobie światowego kryzysu gospodarczego dość mocno uderzyły w Rosję, uwidoczniły również problemy jej giganta – Gazpromu. Zwiększenie dostaw rosyjskiego gazu do Europy podawane jest w wątpliwość, do czego dokładają się również kwestie gazu łupkowego, którego wydobycie poza Stanami Zjednoczonymi możliwe jest również w Polsce (choć perspektywa ta jest dość odległa). Stawia to pod dużym znakiem zapytania dotychczasową strategię obecności rosyjskich potentatów energetycznych na europejskim rynku. Z kolei konstruowanie gazociągów wyłącznie do celów politycznych jest działaniem dość ryzykownym, a w kontekście politycznej nieprzewidywalności – mało opłacalnym.
Pod względem realnych korzyści dla Europy Nabucco wysunął się na prowadzenie. Problemem, mimo poczynionych w ostatnim okresie znacznych postępów, jest wciąż nijaka w tym względzie polityka Brukseli. Czas, który upływa, jest aspektem szalenie niekorzystnym dla naszego kontynentu. Zarówno Unia Europejska, jak i Rosja muszą się spieszyć, gdyż rosnące w Azji Centralnej wpływy Pekinu mogą skutecznie pokrzyżować szyki zarówno Nabucco, jak i South Stream w przyszłości.

Autor jest ekspertem Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych

Wydanie: 2010, 31/2010

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy