Gdybym był bogaczem, to…

Gdybym był bogaczem, to…

Bernard Ładysz, najsłynniejszy polski bas, legendarny wykonawca roli Tewjego Mleczarza w „Skrzypku na dachu”
Pomógłbym innym, konkretnie, finansowo. Nie zakładałbym fundacji, ale wybrał ludzi utalentowanych, mądrych, wykształconych, mających jasne umysły i starałbym się im stworzyć dobre warunki do rozwoju.

Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny
Należałoby się chronić przed wzbogaceniem, zwłaszcza jeśli to ma być rzeczywiście proces gwałtowny i wielki. Z dnia na dzień nie można się wyprowadzić z M3 do domu z ogrodem i BMW siódemką. Współczuję takiej osobie, bo koszty psychiczne, z których człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy, są ogromne. Gwałtownie przybywa zmartwień, np. jak ten samochód i dom zabezpieczyć przed złodziejami. Jeśli bogactwo nie narasta stopniowo, ale przytrafi się nagle, czujemy się jak wysadzeni z siodła. Jeśli taka niespodzianka wydarzy się siedmiolatkowi, on to wytrzyma, bo jest elastyczny. Jednak nagle wzbogaconego 50-latka może to kosztować przyśpieszone zejście z tego świata. Nie radzę więc wygrywać głównej stawki w totolotka ani robić błyskawicznych interesów na giełdzie. Chyba że ktoś już wcześniej został milionerem i zdążył się przyzwyczaić. Niedobrze być bardzo biednym, ale też niedobrze z dnia na dzień stać się bogatym. Dobrze jest łagodnie wchodzić na wzniesienie. Ludzie są w błędzie, sądząc, że im więcej będą mieli, tym będą szczęśliwsi. Niestety, jest odwrotnie.

Bożena Łopacka, przewodnicząca Stowarzyszenia Pracowników dyskryminowanych przez Sieci Handlowe Biedronka
Byłabym zadowolona, bo nie musiałabym mieć zmartwień i stać by mnie było na dobre życie. Niekoniecznie w luksusach, ale na pewno mogłabym kupić dom i dobry samochód. Nie myślę o pałacach, nie kupowałabym też dużego przedsiębiorstwa ani sieci handlowej. Raczej inwestowałabym tylko na własne potrzeby. Nie myślałabym o rozdawaniu pieniędzy, ale mogłabym wspomóc tych biednych ludzi, którzy się do mnie często zwracają np. o pomoc prawną. Oni bywają nieraz w tragicznej sytuacji, w jakiej ja też kiedyś byłam. Wiem, że o takich ludzi nikt się specjalnie nie zatroszczy. Sądzę, że pomocą w takich przypadkach ktoś powinien się zająć.

Prof. Irena Reszke, socjologia bezrobocia
Każdy biedny marzy, by mu się lepiej powodziło. Ci, którzy nagle się wzbogacą, np. wygrają w totka, kupują to, czego bardzo pragną, samochody, sprzęt grający, komputery itd. Wiemy jednak, że stosunek innych do bogaczy jest raczej niechętny, zwłaszcza gdy istnieje domniemanie, że się wzbogacili cudzym kosztem. Na tej podstawi powstał np. bardzo niekorzystny stereotyp przedsiębiorców, którzy wykorzystują pracowników, aby za wszelką cenę się wzbogacić.

Barbara Radziewicz, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Bezrobotnych z siedzibą w Ełku
Zainwestowałabym w utworzenie własnego miejsca pracy. Na pewno złożyłabym też lokatę w banku, aby mieć zabezpieczenie finansowe. Możliwe byłoby też założenie przedsiębiorstwa i prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Mnie osobiście wielki majątek nie przewróciłby w głowie. Gdybym miała takie pieniądze, nie zaniechałabym dotychczasowej działalności na niwie społecznej. Problem nie leży w majątku. Ja teraz mam zabezpieczenie, bo jestem na emeryturze. Skończył się mój okres bezrobocia. Nagły przypływ gotówki nie przekreśliłby mojej aktywności – mieszkam na terenie największego bezrobocia strukturalnego. Z brakiem środków borykamy się nieustannie jako organizacja. Bezrobotnym proponuje się pracę na własny rachunek i samozatrudnienie, ale sama forma inwestowania przy obecnym stanie prawnym i obciążeniach pracowniczych jest trudna do udźwignięcia. Trzeba ponosić ogromne koszty, np. ubezpieczenia ZUS. Są również inne opłaty. Pożyczki dla bezrobotnych też nie zaktywizowały tej grupy, bo do tego, aby ludzie brali kapitał i tworzyli miejsce pracy, potrzebna jest dobra koniunktura, a u nas rynek nie daje gwarancji zbytu.

Andrzej Sikorowski, lider grupy Pod Budą
Należę do ludzi, którzy nie marzą o wielkich fortunach, bo dość dobrze sobie radzą w życiu. Jednak gdyby spadło na mnie np. 5 mln dol., byłaby to zapewne zaskakująca sytuacja. Część tego rozdałbym bliskim, znajomym, potrzebującym, a dużą część przeznaczyłbym np. na podróżowanie, choć właściwie na brak ruchu nie narzekam. Na pewno bym się bogactwem podzielił, nie jest mi potrzebny jego nadmiar.

Szymon Szurmiej, dyrektor Państwowego Teatru Żydowskiego
Oczywiście dałbym na „Przegląd”. Ale w istocie nigdy nie marzyłem, by być bogaczem i nigdy nie dążyłem do tego, by nim być. Może inni by chcieli stać się bogaci i mieć te kłopoty, co bogaci. Ja nie chcę tych problemów, np. stawania przed jakąś komisją specjalną. Człowiek śpi dużo spokojniej, gdy nie myśli o majątku. A swoją drogą, zjadanie jednego obiadu dziennie zupełnie wystarczy.

Prof. Danuta Walczak-Duraj, socjologia pracy, Uniwersytet Łódzki
Taka sytuacja jest dla mnie dosyć trudna, bo czuję się osobą bogatą. Myślę, że trzeba zachować rozsądek, by bogactwo nie zakłóciło pozytywnych relacji z ludźmi. Co zrobić z majątkiem, zależy od wyczucia. Jeśli człowiek ma potrzebę podzielenia się z innymi i pewność, że te środki nie będą zmarnowane przez obdarowanych, może to uczynić. Z góry jednak nie da się wszystkiego przewidzieć. Niektórzy tracą w takiej sytuacji głowę, nawet dostają zawałów, bo to bardzo trudna psychologicznie sytuacja. Niektórzy są tak zaskoczeni, że nie potrafią określić, co jest dobre, co złe, wykonują nieprzemyślane gesty pod wpływem presji otoczenia. Bogactwo stygmatyzuje, trzeba wtedy odkryć karty i powiedzieć, że się jest bogatym, nawet pokazać sposób wykorzystania majątku. Człowiek zdaje sobie sprawę, że jest przedmiotem obserwacji, i próbuje się jakoś znaleźć w nowej, domniemanej roli, w której wydaje mu się, że powinien być szczodry, bo takie pojęcie występuje w kulturze europejskiej. Szczodrość jest wartością uznawaną, ale nie przez wszystkich akceptowaną. Także w polskiej tradycji obowiązuje dzielenie się. Traktuje się to jako powinność, choć ta zasada jest raczej rozpowszechniona wśród biednych niż wśród tych, którzy się nagle wzbogacili.

Henryk Kaczyński, wójt najbiedniejszej w Polsce gminy Szulborze Wielkie
Mając nagły przypływ gotówki, dałbym na nasze inwestycje. Przede wszystkim na zwodociągowanie całej gminy, na budowę sali gimnastycznej i rozbudowę miejscowej szkoły. Dałbym na poprawę stanu dróg, ale także na podłączenie do sieci internetowej. W dalszej perspektywie byłyby większe nakłady na kulturę. Nasza gmina jest typowo rolnicza, mała, więc możemy tylko marzyć o większym zastrzyku finansowym, jednak realne ubóstwo nie jest u nas problemem. Jest kilkanaście rodzin, którym żyje się bardzo ciężko, ale bieda nie zagląda w oczy powszechnie. Nie ma problemu bezdomnych, nie ma problemu głodnych dzieci, które nie zjedzą nawet kanapki. Jest kilku osobników, którzy na własne życzenie wycinają ściany, palą belki i rujnują domostwo, ale tego im nie można zabronić. Co więcej, gdy zawali się budynek, gmina musi zapewnić lokal zastępczy.

Notował Bronisław Tumiłowicz

 

Wydanie: 2005, 23/2005

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy