Gdynia bez znaczenia?

Gdynia bez znaczenia?

Kolejny festiwal filmowy pokazał, że polskie kino wciąż nie chce się mierzyć ze współczesnością

Wbrew powszechnym oczekiwaniom, Złote Lwy 33. festiwalu filmowego w Gdyni nie trafiły w ręce Małgorzaty Szumowskiej, autorki nagrodzonego wcześniej w Locarno Srebrnym Lampartem filmu „33 sceny z życia”, lecz Waldemara Krzystka, który w przedfestiwalowych rankingach w ogóle nie był brany pod uwagę. Jego film „Mała Moskwa”, melodramatyczna opowieść o zakazanej miłości Rosjanki i Polaka w największym garnizonie wojsk radzieckich w Europie Wschodniej, w Legnicy, jest typowym wyciskaczem łez, ale z ambicjami: w pośredni sposób dotyka współczesnej kwestii stosunków polsko-rosyjskich, choć na pierwszym planie eksponuje sprawy damsko-męskie zawieszone w trudnych okolicznościach historycznych.

Krytycy nie kryli zaskoczenia

tą decyzją (że jurorzy zepsuli święto polskiego kina, że zostanie to zapamiętane), bo obok obrazu Szumowskiej typowali „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego oraz „Rysę” Michała Rosy, a kilku członków jury, jak np. Sławomir Idziak i Janusz Anderman, skorzystało z okazji, by się od werdyktu odciąć. Ostatni z wymienionych narzekał, że miał „tylko jeden głos”, a „problem jurorów polegał na tym, że zderzyli się z nadmiarem filmów dobrych”, choć nie wybitnych. O „Małej Moskwie” napisał w „Gazecie Wyborczej”: „Szkielet filmu opiera się na nieznośnym stereotypie – szlachetny i romantyczny polski oficer splątany w uścisku z Rosjanką, osaczony przez sowieckich oprawców”. Sam głosował na „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta, laureata Srebrnych Lwów.
Podobny absmak towarzyszył komentarzom dotyczącym nagród dla najlepszych aktorów, które otrzymali Swietłana Chodczenkowa („Mała Moskwa”) oraz Jan Nowicki, który w filmie Bławuta zagrał samego siebie, starego aktora, który stara się poderwać do życia mistrzów sceny i ekranu przebywających w Skolimowie. Utyskiwano później, że te nagrody należały się Jadwidze Jankowskiej-Cieślak i Krzysztofowi Stroińskiemu, którzy stworzyli świetny duet w „Rysie”, a dostali tylko wyróżnienia honorowe na zasadzie wilk syty i owca cała. Podobnie potraktowano nestora polskiego kina Jerzego Skolimowskiego, któremu na osłodę również przyznano wyróżnienie honorowe.

Wielką przegraną okazała się

Magdalena Piekorz, zdobywczyni Złotych Lwów za film „Pręgi” w 2004 r., która – całkowicie pominięta w nagrodach regulaminowych – za swoją „Senność” otrzymała jedynie od publiczności Złotego Klakiera.
W publikowanej obok rozmowie Jan Nowicki naśmiewa się z tej kłótni krytyków, deklarując, że chętnie odda swoją nagrodę, uznając gdyńską imprezę za wydarzenie jedynie środowiskowe, a do tego bez większego znaczenia. Coś jest w tej diagnozie, biorąc pod uwagę fakt, że pokazywane w Gdyni filmy, poza nielicznymi wyjątkami, nie zostały jeszcze udostępnione szerokiej publiczności, a biorąc pod uwagę doświadczenia poprzednich festiwali – tylko niektóre mogą liczyć na szerokie zainteresowanie. Wprawdzie, jak deklarowała w poprzednim numerze „Przeglądu” Agnieszka Odorowicz, szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, polskie kino wyszło z zapaści ekonomicznej i organizacyjnej, ale pokazane w Gdyni filmy są dotknięte fundamentalnym schorzeniem: nie mają większego związku z rzeczywistością, nie trafiają w sedno współczesności. Już dawno upominał się o to Zygmunt Kałużyński, ale jego obserwacja wciąż jest aktualna.
Bo spójrzmy… „Jeszcze nie wieczór” – hermetyczna, acz piękna opowieść o starych aktorach. „0_1_0” zmarłego niedawno Piotra Łazarkiewicza (nagroda Stowarzyszenia Filmowców Polskich za twórcze przedstawienie współczesności) – jeden dzień w mieście nad morzem, siedem krótkich opowieści o młodych ludziach, którzy szukają sensu miłości i przyjaźni. „Boisko bezdomnych” Kasi Adamik (nagroda za kostiumy dla Katarzyny Lewińskiej i Magdaleny Rutkiewicz, nagroda dla Eryka Lubosa za drugoplanową rolę męską oraz nagroda publiczności Silver Screen) –

bajka o byłym piłkarzu,

obecnie mieszkańcu Dworca Centralnego, który organizuje piłkarską drużynę bezdomnych. „Drzazgi” Macieja Pieprzycy (nagroda za debiut aktorski dla Karoliny Piechoty) – przerost formy nad treścią, która to opisuje kilka dni z życia młodych mieszkańców śląskiego miasteczka. „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego (nagroda za scenografię dla Marka Zawieruchy) – historia pracownika spalarni odpadów medycznych, który obsesyjnie chce się zbliżyć do pielęgniarki, czyli trudna historia miłosna…
Jedynie „Rysa” Michała Rosy (nagroda za scenariusz dla reżysera) – być może najbliższa naszym czasom opowieść o małżeństwie, które próbuje sobie poradzić z problemem lustracji, gdy na męża spada oskarżenie o współpracę z SB, co jest wyzwaniem dla tego związku, sytuowana w klimatach bergmanowskich – rzuca wyzwanie współczesności. „Liczyłem na jakieś tąpnięcie, jakieś głębokie echo. Zależało mi na filmowo-politycznej dyskusji, dla której punktem wyjścia mógłby być ten obraz. Póki co, czegoś takiego nie zarejestrowałem”, mówi reżyser. Nie ma pewności, że po Gdyni doczeka się takiej debaty, zwłaszcza że jego film – spowity ciszą – jest już od jakiegoś czasu obecny na naszych ekranach.
Co pokazała Gdynia? Że robimy coraz więcej filmów. Że sporo jest produkcji lepszych. Że – poza nielicznymi wyjątkami – polskie kino wciąż nie chce się mierzyć ze współczesnością, lokując swoje namiętności w sferach prywatnych, towarzyskich albo niezbyt oryginalnie podejmując zgrane wątki uniwersalne. Że wreszcie jurorzy i towarzysząca krytyka stoją twarzą w twarz z bezradnością. Wydaje się, że wciąż czekamy na film, który – w sensie dosłownym i metaforycznym – powali na kolana.

———————————————————————-

Jak oceniać tegoroczny FPFF w Gdyni w kontekście przyznanych nagród?

Zdzisław Pietrasik, publicysta, „Polityka”
To jest przykład wewnętrznego sporu. Sam byłem kiedyś jurorem festiwalu i wiem, że werdykt zawsze jest kompromisem, ktoś komuś ustępuje w jednej sprawie, aby jemu ustąpiono w drugiej itd. Zawsze jednak obowiązywała nas dyskrecja, bo jury to jury. A tutaj już w poniedziałek jurorzy zaczęli się przechwalać, że mieli inne zdanie, co świadczy przede wszystkim o upadku obyczajów. Kiedyś różnice zdań pozostawały objęte dyskrecją, teraz wszystko na sprzedaż. Sam werdykt uważam za dopuszczalny, choć w swoim własnym rankingu wystawiałem „Małej Moskwie” czwartą pozycję, a nie pierwszą, ale to nie jest wcale najgorzej. Wolałem Szumowską i popis formalny Skolimowskiego, a tamten melodramat wydawał mi się trochę za długi, choć bardzo porządnie zrobiony i świetnie zagrany, np. role Rosjan. Myślę, że dziś wśród części krytyków niepotrzebnie stwarza się sztuczne podziały na kino artystyczne i popularne – „dla hołoty”, w czym wyraża się pogarda dla ludzi. To problem, czy lepszy jest tzw. artystyczny film, którego nikt nie zobaczy, czy popularny. Choć „Mała Moskwa” nie była filmem moich marzeń i nie głosowałbym za nagrodą dla niego, nie traktowałbym tej sprawy jako afery. To całkiem porządny melodramat. Na to ludzie pójdą. A inne, które tak chwalimy i nachwaliliśmy się bardzo, obejrzy np. 200 widzów. To także syndrom upadku obyczajów, choć nie skandal.

Dorota Stalińska, aktorka
Jedynym filmem, który powinien dostać tę główną nagrodę, była „Mała Moskwa”. Również nie wyobrażam sobie innej nagrody za rolę kobiecą niż dla Rosjanki Swietłany Chodczenkowej, bo pojawiła się zjawiskowa artystka, nie tyle dla urody, ile talentu. Zgadzam się też z nagrodą za rolę męską dla Jana Nowickiego. Innego werdyktu sobie nie wyobrażam. W ogóle Gdynia była festiwalem dobrych filmów, choć pozostałe zabijały i przytłaczały widza celowo ukazaną brzydotą, wulgarnością, umieraniem itd. Potworne wulgaryzmy, którymi w polskich filmach posługują się przedstawiciele wszystkich środowisk, od najprostszych do intelektualnych, i akty seksualne, które niczemu w filmach nie służą, mogą odstraszać. Nawet mój 19-letni syn pytał: Mamo, czy oni już inaczej nie mogą? Jednak kiedy pojawiła się „Mała Moskwa”, kino zamarło z zachwytu już w pierwszych minutach. Jedyna niewymuszona owacja na stojąco, kiedy ludzie nie chcieli przestać bić brawo, była na zakończenie. To nie tylko piękny i szlachetny film o miłości, ale historia mówiąca sporo o specyficznej sytuacji z niedalekiej przeszłości, którą mało kto z nas zna. Dziwię się, że powstał szum wokół tej nagrody. Gdyby jury postąpiło inaczej, to byłby dopiero szum, a pierwszą, która by na jurorów gwizdała, byłabym ja sama. Na taki film jak „Mała Moskwa” czekałam od lat.

Jerzy Płażewski, filmoznawca
W łonie jury nie byłem, ale znam psychologię tego rodzaju gremiów i sposoby powstawania ploteczek wokół werdyktu. Film „Mała Moskwa” to dobry melodramat, ale moim zdaniem nie na poziomie grand prix. Dzięki temu, że film tego gatunku umieszczono w głównym konkursie, sporo na tym zyskał, ale nie był najlepszy. Festiwal w Gdyni przyniósł sporo niespodzianek, bo według mnie skrzywdzono przy tej okazji obraz Skolimowskiego, który był najlepszym filmem sezonu.

Janusz Zaorski, reżyser, b. prezes TVP
Zamieszanie wokół werdyktu uważam za nieporozumienie. Film Krzystka jest bardzo dobry. A przepraszam, czy „Casablanca” – też melodramat – nie należy do 10 najlepszych dzieł w historii kina? Myślę, że na FPFF w Gdyni należy powrócić do starego regulaminu, kiedy jury przyznawało grand prix, nagrodę specjalną i dwie nagrody główne. W sumie można było uhonorować cztery filmy, a skoro było moim zdaniem pięć bardzo dobrych, to tylko jeden byłby pokrzywdzony. W przypadku obecnego regulaminu pokrzywdzone są trzy filmy. Argumentem za zmianą regulaminu jest fakt, że znowu produkujemy rocznie ok. 40 nowych filmów, a to już dużo więcej niż kilka lat temu.

Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich
Werdykt to wynik głosowania. Nigdy nie ma tu jednomyślności, bo gusty bywają podzielone. Nie ma potrzeby, by nad tym dyskutować i dziennikarze niech się w to nie mieszają. Nie ich sprawa. Oni stawiają w gazetach gwiazdki, którymi zresztą mało kto się sugeruje, bo publiczność chodzi na filmy według własnego upodobania. Dziennikarze mogą więc tylko sobie przyznawać Nagrodę Pulitzera, ale w sprawach jury i konkursu lepiej by siedzieli cicho.

Not. BT

 

 

Wydanie: 2008, 40/2008

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy