Gdzie szukać strategii?

Gdzie szukać strategii?

Jeśli na obronność wydajemy ok. 2% PKB, to na edukację powinno być co najmniej tyle samo

Prof. Leszek Kuźnicki – były prezes PAN, wieloletni przewodniczący Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus”

Mamy przed sobą dokument „Strategia rozwoju Polski do roku 2020” i możemy sprawdzić, czy to, co postulowaliście w Komitecie Prognoz w 2001 r., sprawdziło się w 2017 r.
– Może niezręcznie mówić, ale nasza przewidywalność była dosyć wysoka, nawet w zestawieniu z tak szacownymi ciałami jak Klub Rzymski. Choć tam w pierwszych raportach trochę przesadzono, ostrzegając przed różnymi zagrożeniami, np. dotyczącymi klimatu czy demografii. Ale i tak Klub odegrał ważną rolę, bo to podziałało otrzeźwiająco na opinię międzynarodową.

Na wstępie jednak zaznaczyliście, że to, co opracował Komitet Prognoz „Polska 2000 Plus”, nie jest prognozą, ale strategią dla Polski.
– Ponieważ u nas nie było strategii rozwoju ani średniookresowej, ani długookresowej, która rozciągałaby się na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Wcześniej w PRL było planowanie rozwojowe, ale były to raczej programy życzeniowe podszyte nutką propagandy. Natomiast po 1990 r. żadnej długodystansowej strategii rozwoju w Polsce nie dostrzegłem. Nasza była propozycją dla władz państwowych.

Teraz mamy strategię zrównoważonego rozwoju.
– To raczej element programu politycznego, który zakłada częste zmiany władzy. Ludzie trzymający ster rządów zwykle nie identyfikują się z programami poprzedników i układają strategię dopasowaną do własnego programu politycznego, który trudno uznać za długookresowy. Nasz polski problem polega na tym, że strategia rozwoju powinna być niezależna od tego, kto jest przy władzy.

Wasza taka była?
– Do pewnego stopnia. Dużą rolę odegrał tu prezydent Aleksander Kwaśniewski, który był entuzjastą publicznego przedstawienia takiego programu, aby skłonić środki przekazu do zainteresowania się tym zagadnieniem. Sam jednak nie miał takiej władzy ani woli, aby włączyć program do realizacji. Był jednak intelektualnie otwarty na naszą inicjatywę. Organizowaliśmy konferencje w Pałacu Prezydenckim, w obecności mediów, ale konkretnej reakcji rządu nie było.

Mimo to niektóre założenia strategii zostały zrealizowane, np. wstąpienie do Unii Europejskiej i wpływ tej decyzji na rozwój kraju.
– Pod tym względem sprawdziło się całkowicie. Wiele osób w Komitecie Prognoz Polskiej Akademii Nauk jes cze przed 1989 r. przewidywało, że Polska znajdzie się w UE. Ja podawałem nawet dosyć trafnie datę akcesji – przed 2005 r., a wstąpiliśmy w 2004. Mało kto zauważa, że jeszcze 15 lat wcześniej opracowano u nas cztery warianty dla Polski, w tym zmianę systemu politycznego. Tamtej prognozy oczywiście nie opublikowano.

Czego potrzeba do opracowania dobrej prognozy?
– To wysiłek intelektualny, w którym, jak podkreślał Albert Einstein, istotne są dwa czynniki: wiedza i wyobraźnia. Oczywiście ryzyko nietrafienia zawsze występuje, ale sama wiedza nie zapewnia możliwości dobrego przewidywania. Przykłady takiego rozmijania się z rzeczywistością mieliśmy i mamy na całym świecie. To stwarza spore niebezpieczeństwo. Pamiętam, że kiedy wybuchła II wojna, 90% Polaków wyrażało przekonanie, że Niemcy przegrają już w 1939 r. To jednak trwało pięć i pół roku, więc przewidywanie szybkiej klęski Niemców było całkiem irracjonalne, tak samo jak wiara, że Polska może toczyć wojnę z najeźdźcą jako równorzędny partner.

To był chyba efekt ówczesnej propagandy.
– Zdumiewające, jaka była skuteczna. Wierzyliśmy w nasze sojusze i pakt o nieagresji podpisany z ZSRR. 17 września 1939 r., gdy byliśmy 30 km od naszej wschodniej granicy i zobaczyliśmy nisko przelatujące samoloty z gwiazdami, cieszyliśmy się przekonani, że Rosjanie przychodzą nam z pomocą. Nikt nie pomyślał, że to może być agresja, a byłem przecież synem oficera Korpusu Ochrony Pogranicza.

To przykład, jak łatwo o błąd w przewidywaniach, tymczasem wam sporo się udało. Już na wstępie podzieliliście uwarunkowania rozwoju Polski do 2020 r. na trzy grupy: pewne, tylko prawdopodobne i zupełnie nieznane.
– Dokument był dobrze przygotowany. Przedstawiliśmy priorytety na 20 lat do przodu. Znalazło się tam nie tylko wstąpienie do Unii Europejskiej, które zmieniło Polskę, ale także utrzymanie wysokiego tempa wzrostu PKB (4-6%), co też się sprawdziło, bo byliśmy jedynym krajem, który utrzymał ten ważny wskaźnik. Końcowym rezultatem miało być dogonienie mniej zamożnych krajów Europy Zachodniej, np. Portugalii, Grecji czy Hiszpanii. Tu trochę nas przyblokowało zapóźnienie tzw. ściany wschodniej. Gdyby poziom życia w Polsce wszędzie wyglądał tak jak w Wielkopolsce, zapewne górowalibyśmy już nad Grecją czy Portugalią.

Wśród postulatów było obniżenie bezrobocia do ok. 6% i ograniczenie sfery ubóstwa.
– Udało się i to. Obecne władze mają tu oczywiste sukcesy. Tej prawdy nie da się przemilczeć, choć oczywiście wpływają na ten stan rzeczy środki z UE. Ale i polityka rządu doprowadziła do skutecznego podniesienia poziomu życia w ostatnich latach. W końcu coś ważnego nam się udało.

Są też fragmenty strategii, których realizacja nie powiodła się w pełni. Na przykład modernizacja struktury produkcji, zwłaszcza w energetyce. Obciążenie tego sektora jest coraz większe i wciąż nie rozwiązano problemu źródeł energii. Nawet budowa energetyki jądrowej nie stanie się antidotum na rosnące potrzeby.

Wspomnieliście o energii słonecznej.
– To w grupie uwarunkowań tylko prawdopodobnych, przyszłościowych. Za całkiem pewny natomiast uznaliśmy rozwój cywilizacji informatycznej i społeczeństwa informacyjnego. To w dużej mierze się spełniło, ale nie przewidzieliśmy przy okazji wszystkich negatywnych następstw.

Negatywnych?
– Tak. Urządzenia, które się pojawiły – smartfony, tablety itd. – zawładnęły większością społeczeństwa, wypełniły nam czas wolny, ale zniszczyły czytelnictwo. Na to patrzę z przerażeniem.

Informatyzacja podnosi również poziom edukacji społeczeństwa.
– Przede wszystkim jednak edukacja, a także wzrost roli nauki i innowacji wymagają sporych nakładów, co nie zostało zrealizowane. Jeśli na obronność wydajemy ok. 2% PKB, na edukację powinno być co najmniej tyle samo. Nakłady na szkolnictwo i badania naukowe są stanowczo zbyt niskie. Wciąż zaliczamy się w tej dziedzinie do kategorii B wśród krajów Unii. Wycofanie dzieci sześcioletnich z obowiązku szkolnego, choć właśnie w „Strategii rozwoju…” postulat objęcia nim sześciolatków się znalazł, też nie było racjonalne. Moim zdaniem zaważyły tu względy pozanaukowe.

Jakie?
– Sądzę, że jakiś wpływ na tę decyzję miały poglądy hierarchów kościelnych i ich przekonanie, że zbyt wczesne skierowanie dzieci do szkół sprawi, że łatwiej poddadzą się laicyzacji. Taka sytuacja pojawiła się w krajach o podobnej strukturze jak Polska, gdzie są siły, które ten proces hamują. Wspomnę, że nawet w II Rzeczypospolitej można było posłać sześciolatka do szkoły, co właśnie mnie spotkało w 1934 r. Już wtedy uważano, że wczesne objęcie dziecka edukacją jest dla niego korzystne, oczywiście jeśli rozwija się normalnie. Dziś natomiast zyskał w Polsce uznanie pogląd, że nie wolno deformować psychiki dziecka. To wbrew powszechnym standardom europejskim.

Tu się cofnęliśmy w stosunku do „Strategii…”. Podobnie stało się z postulatem taniego budownictwa mieszkaniowego.
– Nie przyjęto do wiadomości, że tanie budownictwo napędza znacznie większy rozwój kraju niż inne działy gospodarki. Zaangażowanie państwa z pewnością powinno być znacznie większe, bo to ma ogromne znaczenie dla młodych ludzi wchodzących w dorosłe życie.

No i wreszcie nakłady na szkolnictwo wyższe, badania naukowe i innowacyjność też nie mogą satysfakcjonować.
– Tu także jest źle, choć niektórzy jakoś sobie radzą, jest współpraca międzynarodowa, tu i ówdzie zbudowano niezłe zaplecze, uruchomiono spore środki. Ustawa z 1997 r. pozwoliła PAN na dużą swobodę i ograniczyła biurokrację. Tego niestety nie mają rektorzy uczelni. Swoboda w 50 instytutach PAN jest jedną z przyczyn sukcesu. Uzyskały one jeszcze za czasów mojego prezesowania osobowość prawną i uwłaszczenie na majątku. Tu dyrektorzy podejmują autonomiczne decyzje. Nikt nie wymyśli nic lepszego.

Wasza „Strategia rozwoju Polski do roku 2020” zderzyła się trochę ze strategią do roku 2030 przygotowaną przez zespół pod kierownictwem ministra Michała Boniego.
– Sam pomysł był dobry, ale realizacja nie za bardzo. Uznałem ten raport za nieco chimeryczny, niewolny od błędów metodologicznych. Brakowało w nim zagadnień dotyczących zachowania środowiska naturalnego i rozwiązań w dziedzinie energetyki, co jest teraz dla Polski jednym z największych wyzwań. Moje krytyczne uwagi sprawiły jednak tylko tyle, że minister Boni się na mnie obraził.

Zgodnie z tym, co powiedział pan wcześniej, strategię Boniego kolejna ekipa zignorowała, a jeden z postulatów, podwyższenia wieku emerytalnego, co już weszło do realizacji, został z dużym hukiem wykreślony.
– Ponowne obniżenie wieku emerytalnego nie było rozsądne.

Czy fakt, że żyjemy dłużej, możemy dłużej pracować, jesteśmy do tego wyżsi niż nasi przodkowie (także grubsi), wynika ze zmian ewolucyjnych gatunku?
– Zdecydowanie nie. Ewolucja gatunku ludzkiego zatrzymała się z chwilą pojawienia się cywilizacji, wiele tysięcy lat temu. Fakt, że żyjemy dłużej, wynika z postępów higieny i medycyny i z tego, że lepiej się odżywiamy. Biologicznie nadal pozostaliśmy zbieraczami i łowcami.

Możemy więc dłużej pracować?
– Oczywiście. Gdyby mnie teraz pozbawiono możliwości pracy, a mam już 89 lat, ciężko bym się obraził.


Prof. Leszek Stanisław Kuźnicki – (ur. w 1928 r. w Łodzi) biolog, członek rzeczywisty PAN od 1989 r., członek korespondent od 1976 r.; zastępca sekretarza Wydziału II – Nauk Biologicznych (1973-1977), członek Prezydium PAN (1984-1998), wiceprezes, sekretarz naukowy (1990-1992), prezes (1993-1998); doktor honoris causa Rosyjskiej Akademii Nauk.

Wydanie: 2017, 37/2017

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy