Instytut Pamięci Narodowej, ów dziwaczny miks dawnego zakładu historii partii, placówki propagandowej, prokuratury i historycznej policji politycznej, w ostatnich latach na siłę szukający dla siebie zajęcia, ma budżet równy połowie budżetu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Grzebanie w starych ubeckich papierach z intencją, że a nuż coś się trafi i np. oskarży się jakiegoś wójta o to, że przed 35 laty pił wódkę z esbekiem i charakteryzował nastroje w swoim, dawno już nieistniejącym, miejscu pracy, a następnie ustalać się będzie w skomplikowanym postępowaniu dowodowym, kto za tę wódkę wtedy płacił, warte jest tyle, ile połowa naszego wewnętrznego bezpieczeństwa. W dobie narastającego zagrożenia terroryzmem islamskim, z wojną za wschodnią granicą, w sytuacji politycznej w tej części Europy skomplikowanej jak jeszcze nigdy w ciągu 25 lat!
Jak widać, dla państwa i narodu praca IPN ma tak doniosłe znaczenie, że warto ponosić takie wydatki z budżetu.
Bezsens ipeenowskich ustaleń lustracyjnych (takich jak badanie agenturalności wspomnianego wójta) jest oczywisty, choć zgodny z ustawą. Też absurdalną, z roku na rok coraz bardziej. Gdyby wspomniany wójt 35 lat temu wymordował bardzo okrutnie kilkuosobową rodzinę, dziś mógłby się przyznać do tego i nikt z uwagi na przedawnienie już by go za to nie ścigał. Rozmowa z ubekiem i przekazywanie mu ocen nastrojów załogi fabryki jest – jak widać – zbrodnią poważniejszą niż wielokrotne morderstwo. Za pieniądze podatnika urządza się zupełnie na poważnie śledztwo, przeprowadza liczne rozprawy sądowe, bada dokumenty, słucha świadków. Ci ostatni mają z reguły po 80, 90 lat i niewiele pamiętają. Na koniec emerytowany wójt dostaje jako karę pięcioletni zakaz kandydowania na urząd prezydenta RP, do Sejmu czy Senatu.
Najwyższy czas uchylić ustawę lustracyjną, zlikwidować tę zbędną, kosztowną i szkodliwą instytucję, jaką jest IPN. Odpuścić sobie bezsensowne śledztwa lustracyjne, pion prokuratorski Instytutu zajmujący się ściganiem nieprzedawniających się zbrodni przeciw narodowi polskiemu przenieść do prokuratury, archiwalia przekazać do Archiwum Narodowego i udostępniać na ogólnych zasadach, a zaoszczędzone pieniądze oddać Narodowemu Centrum Nauki z przeznaczeniem na granty finansujące badania historii najnowszej.
Ściganie nieprzedawniających się zbrodni przeciw narodowi polskiemu też coraz bardziej ma charakter raczej historycznych dociekań niż postępowań karnych, choćby z tej racji, że szansa na wytropienie zbrodniarza i postawienie go przed sądem z roku na rok maleje. Kto w 1945 r. miał lat 20, dziś, o ile dożył, jak łatwo wyliczyć, ma już 90.
Można by oczekiwać, że pracownicy IPN, choć wykonują bezsensowną pracę i inteligentniejsi spośród nich muszą mieć tego świadomość, co skutkować musi pogłębiającą się frustracją, przynajmniej pracują rzetelnie. I to nie. Dostałem niedawno wezwanie, bym stawił się w IPN w charakterze świadka w sprawie, o której sam na początku lat 90. się dowiedziałem i poinformowałem prokuraturę. Dziś, po upływie ćwierćwiecza, podjął ją IPN – Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie. Podobno lepiej późno niż wcale, chociaż w tym akurat przypadku to nie takie pewne. Pismo jest urzędowe, z dużą pieczęcią IPN, podpisane przez „Starszego Inspektora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie” panią Agnieszkę Polanek-Gucik.
Pismo to, urzędowe jak najbardziej, zaadresowane zostało tak: „Szanowna Pani Jan Widacki”. Od momentu, gdy dowiedziałem się o sprawie, w której chcą mnie przesłuchiwać, minęło 25 lat. W tym czasie z całą pewnością dużo się zmieniło. Ale podejrzewać, że zmieniła się moja płeć? Chyba za daleko posuwa się urzędowa podejrzliwość pani Starszy Inspektor Polanek-Gucik.
Czytam dalej owo urzędowe jak najbardziej pismo, kończące się pouczeniem, że jak się nie stawię, to mogę być nawet doprowadzony, i jeszcze trzykrotnie nazywany jestem panią. „W sytuacji, gdyby wskazany termin Pani nie odpowiadał, ewentualnie z uwagi na stan zdrowia nie może się Pani stawić…”. I jeszcze na koniec po raz czwarty: „celem ustalenia terminu Pani przesłuchania…”. Hm, jeślibym się nie stawił, czy doprowadzenie mnie zlecono by policjantom czy policjantkom?
Czy do IPN, wielokrotnie poświęconego i pokropionego, zakradł się ten potworny gender i szepcze do ucha funkcjonariuszom: „Płeć nieważna, tylko miłość się liczy”, czy to partactwo urzędnicze, lekceważenie obywatela i przy okazji nieszanowanie własnej instytucji, której pieczęć zdobi to kuriozalne, niechlujnie składane metodą kopiuj-wklej pismo?
Od instytucji państwowej, pomijam już, że jednej z najkosztowniejszych w kraju, można chyba wymagać nieco wyższej kultury urzędowania i nieco mniej niechlujstwa.
A kapelan IPN (nie wierzę, by IPN nie miał kapelana) niech na wszelki wypadek odprawi w lokalu Instytutu egzorcyzmy. Może naprawdę zagnieździł się tam gender?
Mimo ze PIS juz nie „rzadzi” to jednak IPN nadal funkcjonuje, wykonujac robote na zlecenie starej ekipy. Nie jest ona bezsensowna, jak sugeruje autor artykuly. Jest to konsekwentna walka z …..lewica polityczna. Np zmiany nazewnictwa ulic! Gdy likwiduje sie ul imienia Karola Swierczewskiego, uczestnika i wybitnego dowodcy Brygad Miedzynarodowych w Hiszpanii to jest to znamienne.
Czy ktoś może uwierzyć rządzącym, że w tym kraju nie ma pieniędzy? Jest ich aż nadto, tylko nie tam gdzie trzeba.
Jak to się ma np. do żebrzących o parę groszy opiekunów dzieci niepełnosprawnych. Wstyd, to zbyt delikatne określenie.