Geopolityka w cieniu terroru

Geopolityka w cieniu terroru

Obecny sojusz USA i Rosji może się skończyć wraz z akcją w Afganistanie

Korespondencja z Moskwy

Rosja wykorzystuje amerykańską operację odwetową w Afganistanie do umocnienia wpływów na postradzieckiej przestrzeni i odbudowy przyczółków w rejonie Zatoki Perskiej.
Decyzja administracji George’a Busha o rozszerzeniu celu ataku, który poza Osamą bin Ladenem i jego Bazą objął także reżim talibów, uradowała Kreml. Rosjanie od 1996 r. pomagali obalonemu przez islamskich fanatyków rządowi Rabbaniego.
Dostarczali broń Dustumowi i Masudowi, którzy w latach 80. dali się mocno we znaki radzieckiej armii. Moskwa kierowała się nie sentymentami, lecz interesami. Wojska Sojuszu Północnego tworzyły strefę buforową oddzielającą południowe granice Wspólnoty Niepodległych Państw od eksportujących islamski ekstremizm talibów. Ale – co nie mniej ważne – przecinały trasy planowanych rurociągów z Azji Środkowej na Półwysep Indyjski. Z talibami – także Amerykanie – wiązali nadzieję na przeciągnięcie strategicznych rur, które uniezależniałyby kazachską ropę i turkmeński gaz od rosyjskiego tranzytu.
Afganistan pogrążał się w wojnie domowej, gdy tymczasem Rosjanie zdążyli zbudować rurociąg z Kazachstanu do terminalu w Noworosyjsku. Wciąż kontrolują turkmeński gaz. Jeśli Ukraina, chcąc dokonać dywersyfikacji dostaw gazu, kupuje go od Turkmenii, tłoczą go rosyjskie rury.
Choć talibowie zawiedli Amerykanów, Rosjanie nie byli pewni, czy Waszyngton zechce skierować przeciwko nim swą broń. Reżim talibów uznawały państwa przyjazne USA: Pakistan, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie. W czasie tygodniowego pobytu Władimira Putina w Soczi doszło do prawie godzinnej rozmowy telefonicznej z Bushem. Na sugestię rosyjskiego prezydenta o konieczności odsunięcia talibów gospodarz Białego Domu miał się żachnąć i zapewnić, że nie dopuści, by w Kabulu ponownie zainstalował się

marionetkowy, promoskiewski rząd.

Po amerykańsko-brytyjskich atakach los talibów wydaje się przesądzony. To wzmacnia rolę gabinetu Rabbaniego i Sojuszu Północnego. Moskwa próbuje odgrodzić opozycyjne wojska od pomocy wojskowej USA. Jak wytłumaczył minister obrony, Siergiej Iwanow, Afgańczycy przyzwyczaili się do starej radzieckiej broni – czołgów T-55, bojowych wozów piechoty, poczciwych kałasznikowów i nie potrzebują innego uzbrojenia. Na tym pomoc się nie kończy. Za sterami czołgów i śmigłowców dostarczanych do Afganistanu siedzą – jak się przypuszcza – żołnierze z 201 rosyjskiej dywizji stacjonującej w Tadżykistanie. To nie muszą być Rosjanie. W tej jednostce służą Tadżycy, czyli rodacy wielu bojowników Sojuszu Północnego. Po zdobyciu Kabulu przez rosyjskie czołgi kierowane przez żołnierzy z rosyjskich jednostek Moskwa zechce mieć wpływ na kształtowanie nowych władz w Afganistanie. Przy tym ma poważnego sprzymierzeńca – Iran, który jest zaciekłym wrogiem zarówno talibów, jak i USA.
Gdy Władimir Putin rozmawiał w Brukseli z sekretarzem generalnym NATO, George’em Robertsonem, w Moskwie Siergiej Iwanow podpisał porozumienie o współpracy wojskowo-technicznej z irańskim ministrem obrony, Alimem Szamhanim. W grudniu ub.r. Putin unieważnił poufny układ, zawarty w 1995 r. między ówczesnym wiceprezydentem USA, Alem Gore’em i premierem Rosji, Wiktorem Czernomyrdinem, na mocy którego Moskwa zobowiązała się do stopniowego wygaszenia eksportu broni do Iranu. Szamhani oglądał rosyjskie zakłady zbrojeniowe, interesował się m.in. nowoczesnymi wyrzutniami rakiet S-300, samolotami Su-30 i MiG-29, okrętami podwodnymi, okrętami patrolowymi, rakietami taktycznymi Iskander, które rażą cel w promieniu 280 km. Teheran chce rozmrożenia dostaw broni, które przewidywały umowy z lat 1989-1991. W grę wchodzi m.in. półtora tysiąca czołgów i bojowych wozów piechoty.
Szamhani ostrzegł w Moskwie, że Iran nie będzie więcej tolerował naruszania swej przestrzeni powietrznej przez obce (czytaj amerykańskie) samoloty. Odebrano to jako zapowiedź rychłych dostaw rosyjskich rakiet. Teheran chce rosyjskiej broni nie tylko dla obrony przestrzeni powietrznej, strategicznych obiektów – w tym budowanej przy współpracy z Rosją elektrowni atomowej. Jest zainteresowany systemami ofensywnymi. Także okrętami, którymi mógłby defilować po Zatoce Perskiej – głównym szlaku transportowym arabskiej ropy. Po podpisaniu porozumienia z Siergiejewem, Szamhani oświadczył, że „niektóre państwa mogą wykorzystać sytuację w Afganistanie dla umocnienia obecności w regionie”. Adresat był czytelny. Siergiejew koncentrował się na wspólnej z Iranem pomocy dla Sojuszu Północnego i walce z płynącą z Afganistanu kontrabandą narkotyków. Chciał przekonać, że wspólnie wnoszą wkład w zwalczanie międzynarodowego terroryzmu.
W czasie urzędowania Billa Clintona Amerykanie kilka razy nakładali sankcje na rosyjskie instytuty i zakłady, którym zarzucali pomoc w uzyskaniu przez Iran technologii rakietowych i jądrowych. George Bush, który w czasie kampanii wyborczej ujawnił porozumienie Gore-Czernomyrdin, dowodzące, że Clinton tolerował eksport broni do państwa uznawanego przez Waszyngton za jednego z głównych sponsorów międzynarodowego terroryzmu, nie zareagował na plany Moskwy uczynienia z Iranu trzeciego pod względem wielkości – po Chinach i Indiach – odbiorcy rosyjskiej broni. Nie chciał

drażnić sojusznika

w operacji w Afganistanie.
Rosja liczy na wielkie przedsięwzięcia gospodarcze w Iranie. Pomoc w budowie pierwszego bloku elektrowni atomowej w Buszehr ma jej przynieść miliard dolarów. Gazprom chce zająć się eksploatacją irańskich złóż gazu ziemnego – drugich pod względem wielkości na świecie.
Iran jest także wygodnym partnerem Kremla w przetargach wokół podziału Morza Kaspijskiego. Po rozpadzie Związku Radzieckiego powstałe na jego gruzach państwa nadkaspijskie nie mogą dojść do porozumienia w tej sprawie. Azerbejdżan, który już wydobywa ropę z morza, jest zagorzałym zwolennikiem podziału na narodowe sektory. Iran wolałby wspólną eksploatację. Kwestionuje sektor, który Baku uznał za swój. Latem tego roku irańskie okręty patrolowe wspomagane przez samoloty przepędziły ze spornego akwenu azerski statek.
Wstępne szacunki wskazują, że basen Morza Kaspijskiego może stać się w przyszłości jednym z podstawowych źródeł zaopatrzenia świata w ropę. Stąd zaciekła rywalizacja o wpływy na Kaukazie i postradzieckiej Azji Środkowej. Gwałtownie słabnąca po rozpadzie ZSRR Rosja nie zdołała zachować kontroli nad wszystkimi członkami WNP. Turkmenistan ignoruje Wspólnotę, konsekwentnie trzyma się proklamowanej całkowitej neutralności. Prezydent Saparmurat Nijazow do niedawna nie porzucał myśli o dogadaniu się z talibami w sprawie gazociągu. Uzbekistan, Gruzja i Azerbejdżan zrezygnowały z udziału w układzie o zbiorowym bezpieczeństwie – sojuszu wojskowym, którego ośrodkiem przyciągania jest Moskwa. W czasie jubileuszowego szczytu NATO w Waszyngtonie prezydenci Gruzji, Ukrainy, Uzbekistanu, Azerbejdżanu i Mołdowy powołali regionalną organizację GUUAM. Jej podstawowy cel był jasny – stworzenie omijających Rosję szlaków tranzytu kaspijskiej ropy. GUUAM forsuje projekty rurociągów do tureckiego portu Ceyhan oraz terminali naftowych w Gruzji i na Ukrainie.
Po 11 września największy niepokój Kremla wywołuje Uzbekistan. „Wpływ Rosji w Uzbekistanie maleje wraz z lądowaniem kolejnego amerykańskiego samolotu” – alarmowała jedna z moskiewskich gazet. Choć Uzbekistan nie ma ropy, jego znaczenie w regionie ocenia się jako kluczowe. Część rosyjskich polityków uważa, że może on się stać dla USA głównym „lotniskowcem” w Azji Środkowej, swego rodzaju Arabią Saudyjską w regionie. Islam Karimow, dawny republikański przywódca komunistyczny, rządzi państwem żelazną ręką, a jego

policja tępi

najmniejsze przejawy opozycyjności. Jednak w przeciwieństwie do Arabii Saudyjskiej władze Uzbekistanu zwalczają fanatyzm religijny. Moskwa odczytywała trasę podróży ministra obrony USA, Donalda Rumsfelda (Arabia Saudyjska, Oman, Egipt, Uzbekistam) jako zapowiedź priorytetów nowej administracji amerykańskiej. Znany deputowany Dumy Państwowej, Aleksiej Mitrofanow, domaga się od Kremla uzgodnienia z Amerykanami formatu i okresu obecności wojskowej w Uzbekistanie. Jego obawy kwestionuje czołowy politolog, wnuk Wiaczesława Mołotowa, Wiaczesław Nikonow, który w rozmowie ze mną ironizował: „Jeśli Amerykanie zostaną w Uzbekistanie na długo, to doskonale. Będą nas bronić przed wojującym islamem”. Karimow ma się czego bać. W 1999 r. w centrum Taszkentu eksplodowała potężna bomba. Mówiono, że była to próba zamachu na niego. Islamiści z Uzbekistanu ćwiczą braterstwo broni z talibami. Jednym z głównych dowódców ich armii jest lider Islamskiego Ruchu Uzbekistanu, Dżuma Namangani. To on miał stać za wyprawami ekstremistów na Uzbekistan i Kirgistan latem i jesienią 1999 r.
W sporach w rosyjskiej elicie bierze górę opinia, że USA nie zagwarantują bezpieczeństwa Uzbekistanowi. Będą jedynie ochraniać teren swych baz. Uzbecka armia uważana jest za nieprzygotowaną do walk z zaprawionymi w bojach ekstremistami. Taszkent byłby skazany na ewentualną pomoc wojskową Rosji, która oczywiście zostanie mu okazana.
W związku z operacją w Afganistanie Rosjanie umacniają swą obecność w Tadżykistanie. Półtora tysiąca żołnierzy zasiliło 201 dywizję. Posiłki otrzymały także rosyjskie oddziały ochraniające granicę z Afganistanem. Rosjanie gwarantują bezpieczeństwo Kirgistanowi i Kazachstanowi – sygnatariuszom układu o bezpieczeństwie zbiorowym. Żołnierze z tych państw w końcu sierpnia na wspólnych manewrach trenowali odparcie agresji ze strony talibów. Konkretnych form nabiera wspólne zgrupowanie wojskowe Rosji i państw środkowoazjatyckich ze sztabem w Biszkeku. Moskwa organizuje prawie codziennie narady WNP poświęcone walce z terroryzmem międzynarodowym. Zbierają się szefowie sztabów, służb specjalnych, sekretarze Rad Bezpieczeństwa Państw Wspólnoty.
Tuż po ataku na USA Putin odwiedził Armenię, najwierniejszego sojusznika na Kaukazie. Tu stacjonuje 102 rosyjska baza wojskowa mająca na wyposażeniu rakiety S-300 i samoloty MiG-29. Ormianie uważają Moskwę za gwaranta swego bezpieczeństwa. Pamięć o dokonanej przez Turków rzezi jest wciąż żywa, a konflikt z przyjaźniącym się z Turcją Azerbejdżanem wciąż grozi nową wojną. Ormianie opanowali nie tylko Karabach, ale także tzw. korytarz laczyński łączący enklawę z Armenią. Prawie jedna piąta terytorium Azerbejdżanu z okresu ZSRR znajduje się pod kontrolą Armenii. Bez wsparcia Rosji utrzymanie tego obszaru byłoby niemożliwe. Jeśli Baku chce odzyskać choćby część utraconych ziem, musi poprosić o pośrednictwo Rosję.
Atak na USA odczuł boleśnie Eduard Szewardnadze, którego w Moskwie porównuje się do ukrywających bin Ladena talibów. Oskarżenia Kremla o tolerowanie na terenie Gruzji baz wypadowych czeczeńskich separatystów umocniły się po rajdzie kilkusetosobowego oddziału bojowników w Abchazji – samozwańczym państwie, które zawdzięcza niezależność od Tbilisi wsparciu Rosji. Prawie równocześnie z rozpoczęciem ataku na Afganistan oddział bojowników złożony z Gruzinów, Czeczeńców i mieszkańców innych republik północnokaukaskich zajął dwie wsie, rozstrzelał kilkunastu mieszkańców, zestrzelił śmigłowiec z oficerami misji wojskowej ONZ w Abchazji. 9 października kilka abchaskich miejscowości zostało zbombardowanych przez nie zidentyfikowane samoloty. Abchazi twierdzą, że były to maszyny gruzińskie, zaś Gruzini mówią o prowokacji ze strony Rosji, która chce znaleźć uzasadnienie dla zachowania baz wojskowych w Abchazji. Zgodnie z decyzjami stambulskiego szczytu, OBWE powinien je zlikwidować. Kreml liczy, że w zamian za udział w operacji antyterrorystycznej Amerykanie przymkną oko na „dyscyplinowanie” Gruzji. Szewardnadze znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. To najbardziej nielubiany przez Kreml prezydent w WNP.
Antyterrorystyczny sojusz USA i Rosji może się skończyć wraz z akcją w Afganistanie. Trudno będzie znaleźć podobny cement dla sojuszu, jakim są talibowie. Obawiający się „Tomahawków” Bagdad obiecuje Moskwie, że po uchyleniu sankcji ONZ będzie kupowała broń wyłącznie w Rosji i zaprosi jej firmy do eksploatacji złóż ropy. W grę wchodzą dziesiątki miliardów dolarów.
Póki trwa operacja w Afganistanie, Rosjanie śpieszą się z wykorzystaniem jej do umocnienia wpływów. Podobna okazja może zdarzyć się nieprędko.

 

Wydanie: 2001, 43/2001

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy