Globalizm antyamerykański

Globalizm antyamerykański

W dążeniach do przerwania amerykańskiej dominacji Rosja nie jest osamotniona

Świat powoli, lecz nieubłaganie wkracza w epokę globalizmu. Najbliższe dziesięciolecie zadecyduje też, jakie państwa będą dominować w światowym wyścigu. Rozpad ZSRR miał być w opinii wielu politologów i polityków tym elementem, który ostatecznie umożliwi narzucenie światu Pax Americana, w mocno zmodyfikowanej oczywiście formie. Wydawało się, że w nowym układzie sił Stany Zjednoczone mają tylko i wyłącznie atuty, bez żadnych negatywnych obciążeń. Zyskały ponadto cennych sojuszników, a innych

swoich aliantów spacyfikowały.

Pisząc o cennych dla Ameryki sojusznikach, niestety nie możemy mieć na uwadze Polski, bo jest ona bardziej klientem antyszambrującym w przedpokojach amerykańskiego establishmentu niż decydującym o czymkolwiek podmiotem.
W ciągu 60 powojennych lat do roli pierwszego i najwartościowszego sojusznika w newralgicznym rejonie Pacyfiku awansowała Australia. Przez decydentów politycznych znad Potomacu właśnie to państwo jest traktowane jako sojusznik numer jeden w układzie globalnym. Tradycyjni sojusznicy USA mają obecnie relatywnie mniejsze znaczenie. Zjednoczone Królestwo zajmuje oczywiście sporo miejsca w polityce amerykańskiej, ale bardziej w kategoriach zbliżonego archetypu kulturowego niż reprezentowanej dziś i w perspektywie potęgi. Z kolei Francja nie przypomina już państwa z epoki gen. de Gaulle’a. Ekipa Nicolasa Sarkozy’ego uważa, że większe korzyści można będzie wyciągnąć z zacieśnienia stosunków z USA niż z napinania, bardziej zresztą propagandowo, antyamerykańskich muskułów, co usiłował robić jego poprzednik, Jacques Chirac. Niemcy z kolei już dawno zrozumiały, że może nie za bliski, ale funkcjonalny sojusz z Ameryką może przynieść temu państwu korzyści ekonomiczne, a w ślad za tym polityczne. I dzieje się to, czego my w Polsce nie dostrzegamy, gotując się w polskim piekiełku, urządzonym w szczególności przez PiS. Mianowicie, że niemiecka obecność ekonomiczna i polityczna w basenie Pacyfiku w ciągu około pięciu lat zwielokrotniła się blisko sześciokrotnie. Cóż, Niemcy umieją wyciągać wnioski i wiedzą, że punkt ciężkości świata nieuchronnie i coraz szybciej przesuwa się właśnie w kierunku szeroko rozumianego basenu Oceanu Spokojnego. Tu mała dygresja, znów w naszą stronę. Tego, że Polski w tym rejonie nie ma i chyba nie będzie, nikt nie zauważy. Ale nasz kraj w rezultacie będzie się coraz mniej liczył…
Kiedy upadał ZSRR, w prognozach politologii amerykańskiej panował pogląd, że jest to upadek definitywny, a Rosja może osiągnąć pozycję co najwyżej lokalnego mocarstwa. Niektórzy analitycy szli w swych rozważaniach jeszcze dalej. Pojawiały się opracowania, z których wynikało, że to Ukraina przyłączy do siebie część Rosji, odłączy się również część dalekowschodnia, a sama Rosja zostanie sprowadzona przynajmniej terytorialnie do czegoś w rodzaju państwa z czasów Iwana Kality. Sądzono też powszechnie, że

republiki azjatyckie

jako kulturowo odrębne pójdą z czasem własną drogą… Stało się jednak inaczej. Rosja po krótkim okresie przejściowym związanym z osobą Borysa Jelcyna bardzo szybko odbudowała swoje siły wewnętrzne. Jak często bywa w przypadkach zagrożenia, nastąpiła konsolidacja w sferze ekonomicznej i państwotwórczej. Oczywiście ostatnim elementem, który jakakolwiek władza w Rosji chciałaby demontować, są siły zbrojne.
Wprawdzie nastąpiła pewna, nawet znacząca, redukcja ilościowa, ale pozostał w całości potencjał nuklearno-rakietowy, który również zaczęto bardzo szybko modernizować. Dziś ofensywne rakiety rosyjskie Topol M – jednogłowicowa, RS 24-Topol S – wielogłowicowa oraz morska mutacja tej rakiety Topol H instalowane na rosyjskich okrętach podwodnych nowej generacji to dwie generacje do przodu w stosunku do amerykańskich rakiet ofensywnych Minuteman III. Jeżeli dodać do tego, że Rosja już posiada najlepszy na świecie operacyjny system przeciwlotniczo-rakietowy S-400 oraz nieco starszy S-300, Amerykanie zaś dopiero nad podobnym pracują (THAAD), to musimy dojść do wniosku, że mocarstwem militarnym Rosja nadal jest, nawet jeśli nie podoba się to np. braciom bliźniakom w Polsce. Bo wymienione tu elementy systemu militarnego to tylko pewne fragmenty, które mają egzemplifikować cały system. Rosja coraz głośniej na forum światowym mówi Stanom Zjednoczonym słynne rosyjskie NIET.
W dążeniach do przerwania amerykańskiej dominacji Rosja nie jest bynajmniej osamotniona. Tradycyjnie dążą do hegemonii nad światem Chiny. Filozofia polityczna konfucjanizmu zakłada doktrynę państwa środka – czyli centralnego w układzie geopolitycznym. Inne państwa byłyby według tej doktryny podporządkowane Chinom. Trzeba przypomnieć, że realizacji tej bardzo zresztą zagmatwanej doktrynalnie wizji Chiny podporządkowały szereg swych działań. Przykładowo – po śmierci Stalina Mao Tse-tung uznał, że teraz tylko on jest dziedzicem idei i zażądał dla siebie co najmniej moralnego przywództwa w świecie socjalistycznym. Było to jednym z zarzewi ówczesnego konfliktu chińsko-radzieckiego, naturalnie obok wzajemnych roszczeń terytorialnych, statusu Mongolii i wielu innych. Dziś jednak mimo oczywistych różnic i tradycyjnej chińskiej ostrożności nie tyle propagandowa przyjaźń, ile interesy polityczne zaczynają bardzo ściśle łączyć Chiny i Rosję. Jednakże obaj już nie potencjalni, ale faktyczni sojusznicy muszą wyjaśnić zasadniczy problem. Mianowicie kto w tym sojuszu ma być elementem wiodącym, „starszym bratem”.
Chiny dokonały olbrzymiego skoku ekonomicznego i technologicznego, dysponują też

olbrzymią przewagą demograficzną.

Z kolei Rosja, i co do tego nie ma dwóch zdań, jest znacznie silniejsza militarnie. Ta przewaga ujawnia się zwłaszcza w nowoczesnych systemach uzbrojenia i technologiach militarnych. Nikt tu nie ma złudzeń. Chiny musiałyby pracować jeszcze około 15-20 lat, żeby uzyskać porównywalne z Rosją systemy broni. W szczególności nowoczesne rakiety ofensywne, samoloty bojowe, nowoczesne okręty podwodne, zarówno nosiciele rakiet, jak i szturmowe itd.
Teoretycznie Chiny otrzymują od Rosji np. nowoczesne myśliwce klasy SU-27. Tymczasem Indie otrzymują znacznie nowocześniejszą mutację tej maszyny, czyli SU-33. Trwają rozmowy rosyjsko-chińskie na temat sprzedaży Chinom rosyjskich czołgów typu T-82, ale jednocześnie został podpisany kontrakt na dostawę do Indii supernowoczesnych T-90. Na razie co prawda tylko 300 egzemplarzy, ale z możliwością znacznego poszerzenia kontraktu. Podobnych spraw można by przytoczyć znacznie więcej. Rosja stara się wzmocnić znacząco pozycję Indii wobec Chin, a jednocześnie przekonać polityków z Delhi, że w każdym wypadku mogą liczyć na jej poparcie. Ma to ostatecznie zachęcić Indie do bliższego udziału w kształtującym się sojuszu i zajęcia w nim równorzędnej pozycji wobec pozostałych partnerów.
Mimo wszystkich naturalnych przeszkód sojusz trzech potęg powoli się kształtuje. Strony doszły do wniosku, że najpilniejszym i strategicznym zadaniem dla każdej z nich jest skuteczne zablokowanie rosnących wpływów Stanów Zjednoczonych w rejonie Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego. Żadne z tych państw mimo ambicji w pojedynkę zrobić tego nie zdoła. Zresztą najsilniejsza militarnie Rosja musi poświęcać znaczną część sił na odzyskanie znaczenia w rejonie Arktyki – czytaj: dostępu do surowców zalegających pod dnem Morza Arktycznego i przyległych.
Sojusz trzech dużych państw ma szanse przekształcenia się w pakt czterech. W kierunku dotychczasowego trójkąta dość szybko i zdecydowanie zmierza bowiem hegemon Ameryki Łacińskiej – Brazylia. Sprzeczności między całą Ameryką Łacińską a USA pogłębiają się, a sprzeczności amerykańsko-brazylijskie nasiliły się od czasu wprowadzenia przez USA drastycznych ograniczeń wizowych. Brazylia nie pochyliła pokornie głowy i tytułem retorsji wprowadziła dość

upokarzające procedury wjazdowe

dla obywateli USA. Ale to tylko jedna strona zagadnienia. Bo współczesna Brazylia to nie tylko eksporter kawy czy rudy żelaza. Jest to silne państwo przemysłowe, które wytwarza np. nowoczesne samoloty Embrayer, kupowane też m.in. przez PLL-LOT. Wyroby brazylijskiego przemysłu napotykają silną konkurencję amerykańską. Ponadto mniejsze kraje latynoskie mimo pewnych obaw patrzą na Brazylię jako na naturalnego przywódcę państw położonych na południe od Rio Grande. Istnieje co prawda traktat z Rio, który zakłada np. wspólną obronę strefy amerykańskiej przed agresją spoza kontynentu, ale pozostaje on martwym zapisem. Emancypacja Ameryki Łacińskiej w kierunku antyjankeskim jest faktem, a pomagają w tym procesie również odrębne archetypy, których przykładem jest pejoratywne określenie gringo w stosunku do obywateli Stanów Zjednoczonych. Politycy brazylijscy przez szereg lat usiłowali zbudować sojusz przeciw USA wśród państw latynoskich. Mimo przychylnych nastrojów społecznych żaden pakt nigdy nie powstał, częściowo z obawy przed potencjałem USA oraz na skutek wewnętrznej rywalizacji. Tak tradycyjnie prawie zawsze wygrywano „białą” Argentynę przeciwko „czarnej” lub „kolorowej” Brazylii. Jednak w epoce postępującego globalizmu odległości znacząco zmalały, a wzrosły możliwości militarnego oddziaływania na dużą odległość. Brazylia zaczęła z uwagą spoglądać na kształtujący się antyamerykański trójkąt regionalnych mocarstw. Sygnały płynące od jego poszczególnych uczestników są dla Brazylii bardzo zachęcające, pozwoliłyby one w konsekwencji na utwierdzenie jej dominującej roli wśród państw latynoskich A tu akurat rośnie prawdopodobnie krótkotrwały, ale groźny konkurent. Jest to prezydent Wenezueli, Hugo Chavez. Ma on mocny atut, ropę naftową, i skutecznie to wykorzystuje. Oczywiście pozostaje on w przyjaźni z Brazylią, ale..
Pierwsze kroki podjęte w celu przybliżenia Brazylii do trójkąta i przekształcenia go w antyamerykański czworokąt zostały podjęte przez Rosję. Na razie strony konsultują działania polityczne. Do ewentualnego sojuszu wojskowego sensu stricto jeszcze dość daleko. Ale więcej jest danych przemawiających za niż przeciw. Co więcej, Rosja i Chiny liczą na to, że sukcesywnie do czworokąta będą się przyłączały inne państwa prowadzące politykę antyamerykańską.
Wielką ochotę dołączenia do kwartetu miałby Iran, który antyamerykanizm uczynił osią swej polityki. Jednak mimo ekonomicznego potencjału tego państwa pozostali wcale nie kwapią się z zaproszeniem.

Iran jest nieprzewidywalny,

a wysoce prawdopodobne jest, że w nieodległym czasie dojdzie w tym kraju co najmniej do poważnych ruchów o charakterze partyzanckim. CIA też nie zasypia gruszek w popiele. Rosja woli np. poufnie przekazywać Iranowi niektóre technologie militarne oraz cywilne, nuklearne, ale do zbyt bliskich stosunków się nie kwapi. Podobnie postępują zresztą Chiny, które właśnie od Iranu kupują bardzo poważne ilości ropy naftowej… Czworokąt więc nie przekształci się w pięciokąt, przynajmniej nie z udziałem Iranu.
Paradoksalnie USA, zajęte światowym konfliktem z islamistami, mimo że doskonale wiedzą o powstającym problemie, nie tak wiele znowu mogą zrobić, żeby skutecznie przeciwdziałać. Chociaż… Podjęto budowę dwóch nowych wielkich lotniskowców, a doświadczenie ostatnich 20 lat pokazuje, że na rozległych obszarach nadmorskich nie ma skuteczniejszej siły nacisku niż obecność amerykańskich lotniskowców. Z tym aspektem zarówno Chiny, jak i Indie, a w przyszłości Brazylia muszą się liczyć.
Jest jeszcze jeden paradoks. Otóż działania wojsk NATO w Afganistanie odbierać należy również jako zabezpieczające Rosję i… Chiny. Gdyby talibowie opanowali Afganistan, nastąpiłoby przerzucenie działań islamistów do Kazachstanu, Uzbekistanu, Kirgistanu itd. A może również do Chin. Bo chińscy muzułmanie, szczególnie Dunganie, już sygnalizują gotowość podjęcia walki z reżimem w Pekinie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że USA zażądają od Rosji wsparcia militarnego właśnie w Afganistanie. I Rosja, mimo syndromu klęski w tym kraju, nie będzie mogła uchylić się od podjęcia konkretnych działań…
Zadania, jakie stoją przed nową administracją USA, prawdopodobnie demokratyczną, są naprawdę epokowe. Tym bardziej że będą mocno spóźnione, bo obecny prezydent, gubiąc się w szczegółach, nie podjął na czas mądrych decyzji o globalnym charakterze.

 

Wydanie: 2007, 37/2007

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy