Głód i terror w Zimbabwe

Głód i terror w Zimbabwe

Po krwawej wyborczej farsie 84-letni Robert Mugabe po raz szósty został prezydentem

Robert Mugabe odniósł kolejny triumf. Kampania terroru przyniosła mu sukces w wyborach prezydenckich. Ale sędziwy dyktator nie ma powodu do radości. Inflacja w Zimbabwe wynosi niewiarygodne 2 mln procent rocznie. Codziennie 15 tys. głodujących obywateli ucieka za granicę.
Były prezydent Republiki Południowej Afryki i bohater walk z tyranią apartheidu, 90-letni afrykański bohater Nelson Mandela, uznał, że polityczne przywództwo w Zimbabwe zawiodło w sposób tragiczny.
Rada Bezpieczeństwa ONZ jednomyślnie określiła wybory prezydenckie w Zimbabwe jako nieuczciwe i wymuszone.
USA i Wielka Brytania nie zamierzają uznać prezydentury Mugabe i wzywają do zaostrzenia sankcji przeciwko reżimowi w Harare. Nałożenie dodatkowych sankcji rozważa Unia Europejska. Ale afrykańscy przywódcy przeważnie okazują milczącą solidarność z 84-letnim dyktatorem.
Pierwsza runda wyborów parlamentarnych i prezydenckich w Zimbabwe odbyła się w marcu. Nawet oficjalna komisja wyborcza, w oczywisty sposób sprzyjająca rządowi, musiała ogłosić, że w elekcji do legislatywy zwycięstwo odniosła opozycja, której najważniejszym ugrupowaniem jest Ruch na rzecz Demokratycznej Zmiany (MDC).
Po raz pierwszy od uzyskania niepodległości przez Zimbabwe (dawną brytyjską kolonię Rodezję) rządzące ugrupowanie Zanu-PF Roberta Mugabe utraciło większość w parlamencie. Ale liczenie głosów w wyborach prezydenckich trwało zdumiewająco długo. Nie ulega wątpliwości, że w tym czasie fabrykowano różnego rodzaju

cuda nad urną.

Głosy na prezydenta Mugabe niezwykłym sposobem oddawali ludzie od dawna nieżyjący lub mieszkańcy domów istniejących tylko na papierze. W końcu ogłoszono, że przywódca MDC, Morgan Tsvangirai, otrzymał 48% poparcia, a „towarzysz Bob”, jak nazywają prezydenta Mugabe jego zwolennicy – 43%. Żaden kandydat nie zdobył wymaganej większości głosów, niezbędna jest więc druga tura.
Aktywiści MDC gromko zaprotestowali. Według ich obliczeń, Tsvangirai uzyskał ponad 50% głosów i powinien zostać prezydentem. Większość międzynarodowych obserwatorów zgodziła się z tym zdaniem.
Ale Mugabe, prezydent kraju od 1980 r., dysponuje wierną armią, brutalną policją oraz okrutnymi bojówkami młodych zabijaków z Zanu-PF. Wszelkie protesty stłumiono w zarodku.
Kampania wyborcza w marcu toczyła się we względnie swobodnej jak na Zimbabwe atmosferze. Polityków MDC dopuszczono nawet do telewizji. W czerwcu dygnitarze reżimu uznali, że nie wolno powtórzyć tego „błędu”.
Zaczął się bezprzykładny terror. Aktywiści opozycji twierdzą, że

siepacze prezydenta

Mugabe zabili 86 ludzi, poranili 10 tys. i zniszczyli ponad 20 tys. domów zwolenników opozycji. Co najmniej 2 tys. osób trafiło do więzień, z których uprzednio władze uwolniły wielu kryminalistów, aby, jak to określono, „uzyskać miejsce dla winnych aktów przemocy na tle politycznym”.
Aresztowany został sekretarz generalny MDC Tendai Biti, którego rząd formalnie oskarżył o zdradę.
200 tys. obywateli musiało uciekać ze swych domów. Reżimowi bojówkarze ustawili jednak blokady na drogach i wywlekali ludzi z samochodów. Ten, kto nie miał legitymacji Zanu-PF lub nie umiał zaśpiewać pieśni na cześć prezydenta i jego partii, był bezlitośnie bity. Wielu liderów MDC przewidująco zeszło do podziemia. Ale oprawcy reżimu zaczęli się dopuszczać szczególnie odrażających aktów przemocy – napadali na rodziny ukrywających się opozycjonistów. 29-letnia Dadirai Chipiro była żoną przewodniczącego MDC w mieście Mhondoro, 150 km na południe od Harare. Pani Chipiro była sama w domu, gdy przyszli bojówkarze. W bestialski sposób torturowali młodą kobietę, odrąbali jej rękę i stopę, a konającą ofiarę oblali benzyną i podpalili.
27-letnia Abigail Chiroto, żona nowo wybranego burmistrza Harare z ramienia MDC, została porwana wraz z czteroletnim synem, którego siepacze zostawili później na posterunku policji.
Dom burmistrza podpalono. Abigail Chiroto została znaleziona martwa kilka dni później. Ciało było tak zmasakrowane, że bliscy rozpoznali ją tylko po włosach i ubraniu.
Społeczeństwo zostało zastraszone. Pewny siebie Robert Mugabe oświadczył, że

tylko Bóg może

pozbawić go władzy. Oznaczało to, że wynik elekcji nie ma znaczenia, dyktator zamierza rządzić aż do śmierci. 22 czerwca Morgan Tsvangirai ogłosił, że wycofuje się z wyborów, których wynik i tak jest przesądzony. Podkreślił, że zamierza w ten sposób ocalić swych zwolenników przed śmiercią z rąk zbirów reżimu. Tsvangirai przezornie schronił się na kilka dni w ambasadzie holenderskiej.
Władze jednak stwierdziły, że kandydat wycofał się zbyt późno, w związku z czym elekcji nie można przełożyć na inny termin. Na kartkach wyborczych pozostało nazwisko przywódcy opozycji. Propaganda reżimu była wszechobecna. Szoferzy w Harare przezornie ozdobili samochody barwami partii rządzącej. Wszyscy kierowcy autobusów w stolicy musieli nałożyć koszulki z wizerunkiem „towarzysza Boba”.
Wybory odbyły się 27 czerwca. Wcześniej głosowali żołnierze i policjanci w koszarach. Mundurowi oddawali głosy jawnie – pokazywali kartki wyborcze przełożonym. Oczywiście wszyscy jak jeden mąż poparli Mugabe. W dniu elekcji młodociani bojówkarze krążyli od domu do domu, sprawdzając, czy wszyscy dorośli mają kciuki zabarwione czerwonym tuszem (w Zimbabwe głosujący musi potwierdzić oddanie głosu odciskiem palca).
Tym razem państwowa komisja wyborcza ogłosiła wyniki niemal natychmiast – Robert Mugabe – 2 mln 150 tys. głosów, Morgan Tsvangirai – 233 tys. głosów, 131 tys. głosów nieważnych. Frekwencja wyborcza, mimo wysiłków reżimu, niska – tylko 42,3%. Dodać wypada, że wielu odważnych obywateli napisało na kartach do głosowania, uznanych potem za nieważne, hasła w rodzaju: „Niech Bóg uratuje Zimbabwe” albo „Kiedy wreszcie doczekamy się uczciwych wyborów?”.
29 czerwca Robert Mugabe został zaprzysiężony na szóstą kadencję w pałacu prezydenckim. W przemówieniu inauguracyjnym uderzył w pojednawcze tony i zapowiedział poważne rozmowy z opozycją. Podobne obietnice składał w przeszłości wielokrotnie.
Na świecie powszechnie uznano te wybory prezydenckie za farsę. Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Moon stwierdził, że są one nieprawomocne i nie odzwierciedlają woli narodu. Ale komentatorzy są zgodni, że dramat w Zimbabwe jest problemem wewnętrznym Afryki i to afrykańscy przywódcy powinni go rozwiązać. Roberta Mugabe potępili ostatnio wybitni synowie Czarnego Lądu – Nelson Mandela, południowoafrykański biskup Desmond Tutu, bohater walki z reżimem apartheidu, były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan. Wezwali oni państwa Unii Afrykańskiej, aby nie uznawały prezydentury Mugabe i wyznaczyły specjalnego wysłannika, który będzie pośredniczył w negocjacjach między władzą a opozycją w Zimbabwe. Parlament Ghany domaga się wysłania międzynarodowych sił pokojowych, które ochronią społeczeństwo przed brutalnym reżimem. Ale większość afrykańskich przywódców do radykalnych kroków się nie kwapi. Nie chcą oni występować przeciw Mugabe, który zdobył sławę bohatera w walkach o wyzwolenie swego kraju spod jarzma białych ciemięzców. Obecnie „towarzysz Bob” umiejętnie przedstawia się jako obrońca afrykańskiej tożsamości przed naciskami dawnych kolonizatorów. Ponadto wielu afrykańskich liderów, od lat pozostających u władzy, trudno uznać za modelowych demokratów i krzewicieli praw człowieka. Najbardziej wpływowym przywódcą kontynentu jest prezydent RPA Thabo Mbeki. Gdyby zamknął on granicę dla handlu z Zimbabwe, zmusiłby reżim w Harare do poważnych ustępstw ciągu kilku dni. Ale Mbeki tylko nieśmiało usiłuje mediować w sporze między władzą a opozycją w Zimbabwe. Otwarcie nie potępia sędziwego dyktatora, zapewne w imię afrykańskiej solidarności. Unia Afrykańska wezwała zaś tylko do utworzenia w Zimbabwe rządu jedności narodowej.
Mugabe może więc utrzymać władzę. A przecież przez swą „bolszewicką” rewolucję agrarną, czyli wywłaszczenie białych farmerów, doprowadził do ruiny swój kraj, wcześniej spichlerz Afryki. Gigantyczna inflacja sprawia, że życie stało się dla mieszkańców koszmarem. Litr coca-coli podrożał z 200 mln miejscowych dolarów do 1,4 mld w ciągu zaledwie tygodnia. Cena kilograma mięsa wzrosła w tym samym czasie z 1,5 mln do 7 mln dolarów Zimbabwe. Dziennikarze obliczyli, że ten, kto opóźni zakupy w sklepie spożywczym o pół godziny, musi się liczyć z tym, że jego pieniądze stracą połowę wartości. W dodatku w niektórych sklepach nie chcą sprzedawać chleba tym, którzy nie mają legitymacji rządzącej partii Zanu-PF. W kraju szerzy się głód – nowi właściciele nie radzą sobie z gospodarowaniem na ziemi odebranej białym obszarnikom, brakuje zresztą nawozów i ziarna na zasiew. Codziennie 15 tys. ludzi ucieka do RPA, aczkolwiek w Południowej Afryce, o czym świadczą niedawne pogromy obcokrajowców, obcych nie kochają.
Jakie są scenariusze dla Zimbabwe? Opozycja ma wprawdzie niewielką przewagę w parlamencie, ale uprawnienia władzy ustawodawczej są niewielkie. Sędziwy Robert Mugabe prawdopodobnie pozostanie u steru do końca swoich dni. Pozostaje nadzieja, że niektórzy umiarkowani politycy rządzącej partii Zanu-PF doprowadzą do jakiejś ugody z opozycją, co doprowadzi do złagodzenia polityki wewnętrznej reżimu w Harare.

 

Wydanie: 2008, 28/2008

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy