Głodówka Marbota

Głodówka Marbota

Najsłynniejszy w Polsce producent makaronów walczy o firmę i honor

W 1991 r. sprzedaż zakładu Francuzowi Michelowi Marbotowi była pierwszą pełną prywatyzacją w branży spożywczej w Polsce. Dziś, po ponad dwóch dekadach, stara Malma, w związku z jej długami, formalnie przestała istnieć.
Gdybyśmy chcieli przedstawić dzieje Malmy w obrazkach, to na jednym z pierwszych byłoby uroczyste otwarcie fabryki makaronu w Malborku z udziałem żony prezydenta Lecha Wałęsy – Danuty i premiera rządu RP Jana Krzysztofa Bieleckiego. Jedną z ostatnich fotografii byłby samotny protest głodowy zbankrutowanego właściciela zakładu pod Sejmem.
III Rzeczpospolita dopisuje właśnie zakończenie do historii pierwszej polskiej dużej prywatyzacji. Choć może to wyglądać nieprawdopodobnie, jeden z największych sukcesów ekonomicznych w dziedzinie przemysłu spożywczego zmienił się w sromotną klęskę i bankructwo.
Autorem zarówno sukcesu, jak i upadku „najlepszego makaronu na świecie” jest ten sam człowiek, Francuz mocno związany z Polską, Michel Marbot. Zdolny menedżer, ale też trochę fantasta, demagog i awanturnik. Historia, którą sam opowiada, mogłaby niejednego wzruszyć i oburzyć, ale fakty są nieubłagane. Człowiek, który w 1991 r. kupił podupadającą fabrykę makaronów i wyprowadził ją na światowe rynki, został przygnieciony wielomilionowymi długami, a jego upadek przypieczętował jeszcze wyrok dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu za „kradzież pszenicy”.

Makaron szturmowy

Michel Marbot jest interesującym, elokwentnym, nieźle mówiącym po polsku 55-latkiem. Potrafi zajmująco i z pasją opowiadać o sobie i problemach, z którymi przyszło mu się zmierzyć w Polsce. Jego wspomnienia o początkach makaronowego biznesu wyglądają dosyć sensacyjnie. Marbot wystarał się o kredyty we francuskim banku. – Aby zbudować fabrykę makaronu, potrzebowałem 30-40 mln euro. Pracowałem wtedy jeszcze w banku. Pojechałem do jego prezesa i powiedziałem mu prawdę, że chcę otworzyć własny biznes, że chcę jechać do Polski – wspomina. – Zapytali mnie, czy mam pieniądze. Byłem wtedy spłukany, nawet sprzedałem samochód, aby wdrożyć w życie mój projekt. Takie miałem szczęście, że znalazłem sponsora, który mi pożyczył pierwsze 100 tys. dol. Na spotkaniu powiedziałem, że mam 100 tys. dol., ale potrzebuję jeszcze milion. Udało się jednak uzyskać kredyt. Prezes tego banku powiedział, że nie da mi miliona, bo nie chce stracić, dlatego daje mi
3 mln dol., gdyż z taką kwotą będę miał za co porządnie zorganizować firmę.

Sophia Loren zdradziła?

Trzeba przyznać, że początki były rzeczywiście efektowne. Uroczyste otwarcie, wizyty dziennikarzy, migawki w telewizji. Marbot objął też załogę wyjątkową w tym okresie osłoną socjalną – podwyższył dwukrotnie pensje, opłacił indywidualne ubezpieczenia zdrowotne, co wówczas praktykowane było wyłącznie w przypadku dobrze wynagradzanych menedżerów i elity finansowej. Obiecał również inne konfitury: wyjazdy zagraniczne, szkolenia, profity finansowe.
Początek tej epopei osiągnął kulminację, gdy Malma stała się znana we Włoszech, w ojczyźnie makaronów. Ba, zaczęła być tam uznawana za najlepszą markę.
Marbot opowiada, jak organizowano we Włoszech testy wśród znanych restauratorów, którzy mieli spośród 10 nieoznakowanych próbek makaronu wybrać najlepszą i niezawodnie wskazywali Malmę. Te sukcesy promocyjne – ufamy, że osiągnięte uczciwie – skłoniły właściciela Malmy do kolejnego kroku – zaproszenia do reklamy jego makaronu gwiazdy włoskiego kina, Sophii Loren. Kiedy mówiła, że najbardziej podoba się jej w Polsce muzyka Chopina i makaron Malma, współczynnik konsumpcji szedł do góry. Ale we Włoszech nie było tak wesoło. Jedna z gazet dała wielki nagłówek „Sophio Loren, zdradziłaś nas”. Jednak rynek włoski otworzył się na Malmę i, jak twierdzi Marbot, każda dobra restauracja chciała mieć ten makaron.
To był szczyt powodzenia. Było tak dobrze, że coś musiało się zepsuć.
To nie Sophia Loren zdradziła, lecz włoscy producenci makaronu poczuli się nieswojo. Konkurentem na rynku Europy Środkowo-Wschodniej była m.in. firma Barilla. Marbot chciał kupić drugi zakład, tym razem we Wrocławiu, ale ponieważ znów nie miał wystarczającej ilości pieniędzy, wszedł w układ z włoskim potentatem, wielką firmą rodzinną, która powstała w Parmie w 1877 r. i jest obecna w ponad 150 krajach. Dla Barilli Malma wciąż była małą, prowincjonalną firmą, którą warto kupić w całości. Marbot próbował przechytrzyć konkurenta i w rezultacie to on kupił dla Malmy zakład we Wrocławiu oraz sześciohektarowy teren w centrum miasta. Sam jednak przyznawał, że jego firma była bardzo efektywna operacyjnie, ale jeszcze nie zarabiała na przyszłość. W sytuacji tak żywiołowego rozwoju przydałoby się dokapitalizowanie Malmy, np. poprzez emisję akcji. Firma była na drodze do wejścia na giełdę, ale w tym procesie kryteria są określone dosyć precyzyjnie. Czy polski producent makaronów je spełniał?

W pułapce kredytowej

Tutaj pretensje Michela Marbota skupiają się na banku Pekao SA, który jakby zmienił taktykę wobec Malmy, i na jego prezesie Janie Krzysztofie Bieleckim. Bank najpierw obiecywał pomoc w wejściu na giełdę, a potem oświadczył, że nic z tego nie będzie. Malma została bez pieniędzy, ale już z wielomilionowymi długami. Dodatkowo w 2001 i 2002 r. decyzją Rady Polityki Pieniężnej złotówka się bardzo umocniła i eksport makaronu nie przynosił takich zysków. Bank nie przedłużył umów kredytowych i dla zaczęły się Malmy prawdziwe schody – w dół.
Michel Marbot zachowywał się jak osaczone dzikie zwierzę, które wpadło w pułapkę (kredytową), ale próbuje wszelkimi sposobami wyrwać się z potrzasku i uciec. Oczywiście chodziło o ucieczkę z majątkiem firmy albo przynajmniej z jego częścią. Porzucał starą, zadłużoną firmę i zakładał nową, w której automatycznie zatrudniał tych samych ludzi i produkował to samo. Była więc spółka o nazwie jak kod PIN do karty kredytowej – VVQFDE, która jakoby nie prowadziła działalności gospodarczej. Jej mienie dzierżawiła natomiast spółka Alama, która potem zmieniła nazwę na Malma Pasta, a następnie jeszcze na Malma Trading, która miała formalnie tylko handlować makaronem, natomiast wykorzystywała linie produkcyjne starej Malmy. Sądy, które zaczęły orzekać upadłości tych spółek, zwróciły uwagę, że załogę kolejnych spółek stanowiły te same osoby, które, przechodząc z jednej firmy do drugiej, powinny, zgodnie z prawem pracy, otrzymywać odprawy. A ponieważ ich nie otrzymywały, stawały się dodatkowymi wierzycielami Michela Marbota i powiększały długi dawno już niewypłacalnej firmy.
Kiedy Bank Pekao SA zażądał jako zabezpieczenia długu zajęcia ogromnego silosu z pszenicą, która mogła wystarczyć na rok produkcji makaronu, Michel Marbot nie podporządkował się komorniczej decyzji i nadal korzystał z tego surowca do produkcji. Pszenica o wartości ok. 1 mln dol. została „napoczęta” i tym razem nie kto inny, ale sam właściciel Malmy został postawiony w stan oskarżenia i skazany na dwa lata w zawieszeniu.

Życie po życiu

Upadły zakłady Malma i jej liczne nieformalne córki. Na terenie zakładów działają syndykowie, którzy zajmują się wyceną i próbują odzyskać majątek na spłatę zaległych zobowiązań wraz z odsetkami. Ale wrzawa wokół Malmy nie ucichła. Choć w szczytowym okresie w zakładach pracowało ponad 800 ludzi, a dziś ta liczba skurczyła się do ok. 100 osób, Michel Marbot próbuje cofnąć przynajmniej te decyzje, które dotykają byłych pracowników. Napisał list do premiera Tuska, a w lipcowe skwarne dni pojawił się pod Sejmem, podejmując głodówkę. Żąda m.in. przywrócenia dostępu do wody i kanalizacji w mieszkaniach emerytowanych pracowników Malmy, które są na terenie zakładów. Michelem Marbotem zainteresowała się opozycyjna partia polityczna – Ruch Palikota, która zażądała wyjaśnień zarówno od
Pekao SA, jak i od Komisji Nadzoru
Finansowego. Teraz Marbot walczy już nie o Malmę, ale o honor. Węszy spisek, który miał jakoby połączyć prezesa Pekao SA i jego udziałowca UniCredit, a także byłego prezesa UniCredit Alessandra Profuma, który jakoby zasiadał w zarządzie grupy Pirelli.
Tajne sprzysiężenie tych podmiotów miałoby, zdaniem Marbota, nazywać się „Umową Chopin”. To są już tematy dla tabloidów, a Michel Marbot, choć nie zdradza preferencji politycznych, zdaje się być bliżej happeningów grupy Palikota i skandalizujących mediów niż np. „Gazety Wyborczej”, którą wyraźnie krytykuje. Zamiast makaronów Malma w przestrzeni wirtualnej objawiła się formacja o nazwie Klub Miłośników Makaronów MALMA. Działa ona dzięki uprzejmości pewnej fundacji, która udostępniła nieodpłatnie miejsce w sieci, a celem Klubu jest „ochrona jakości marki MALMA przed zniszczeniem, jakie wydaje się planować konkurencja”.

Kilka pytań

Mimo że bankructwo Malmy jest stanem obiektywnym, rodzą się rozmaite pytania:
•Dlaczego Malma nie weszła na giełdę i nie została dokapitalizowana w inny sposób?
•Czy postępowania sądowe zostały rozstrzygnięte na niekorzyść Malmy z powodu zmian w składzie orzekającym?
•Czy bankowi Pekao SA i jego zagranicznym udziałowcom mogło zależeć na upadku fabryki, wykupieniu nieruchomości i zyskownej sprzedaży deweloperom?
•Czy rzeczywiście Pirelli i Barilla stoją za klęską Marbota?
•Czy zapewnienia przedstawicieli Pekao SA o utrzymaniu produkcji makaronu w Malborku i pierogów we Wrocławiu były hipokryzją i pustosłowiem?
•Czy za desperacką głodówką Michela Marbota kryje się jakaś tajemnica?
•Czy skasowanie portalu www.malma.com było przypadkowe?
Arkadiusz Mierzwa, rzecznik prasowy Centrali Banku Pekao SA, wyjaśnia: „Nadrzędnym celem banku od samego początku było, aby firma Malma produkowała makarony i pierogi, a dzięki temu mogła spłacać swoje zobowiązania. Wierzyliśmy planom rozwoju przedsiębiorstwa przedstawianym przez właściciela, dlatego udzielaliśmy tej firmie kredytów. (…) Niestety, Malma nie spłacała swoich długów i nie dotrzymywała umów kredytowych. Jej właściciel posunął się nawet do przywłaszczenia zastawu rejestrowego, przejmując pszenicę należącą do banku, za co został skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Jedną z konsekwencji niespłacania zobowiązań była upadłość spółki, a w efekcie trwający obecnie proces sprzedaży zakładów przez syndyka masy upadłościowej. Chcielibyśmy, aby inwestor, który zdecyduje się na kupno Malmy, wznowił produkcję w zakładzie, ale jest to niezależna decyzja przyszłego, nowego właściciela”.
Spośród ekonomistów zajmujących się sprawami i pozycją polskiej gospodarki przypadek Malmy zdecydował się skomentować Andrzej Sadowski, założyciel Centrum im. Adama Smitha. – Właścicielowi Malmy nie dano szansy wyprowadzenia firmy na prostą. Mamy w Polsce wiele przykładów pokazujących, że instytucje publiczne nie rozumieją procesów gospodarczych i nie dokładają starań, aby firmy, które wpadły w kłopoty, mogły stanąć na nogi. Nic dziwnego, że właściciel Malmy domaga się sprawiedliwości pod Sejmem, bo jego przypadek nie jest odosobniony. Są nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji publicznych, odpowiadających m.in. za przestrzeganie procedury upadłościowej i za ocenę różnych parametrów stanu przedsiębiorstwa. Wydaje się, że jeśli nasi parlamentarzyści mieliby powoływać jakieś komisje specjalne, to właśnie w celu zbadania przypadków takich jak Malma i jej losy oraz sprawdzenia, czy instytucje publiczne działały tu zgodnie z prawem i w dobrej wierze.

Bronisław Tumiłowicz

Wydanie: 2012, 32/2012

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. n.baranowska
    n.baranowska 23 sierpnia, 2012, 09:49

    Komentarz Michela Marbota
    Michel Marbot, były właściciel fabryki makaronów Malma, przysłał swoje wyjaśnienia do tekstu, który ukazał się w 32 nr „Przeglądu”

    „Michel Marbot zachowywał się jak osaczone dzikie zwierzę, które wpadło w pułapkę (kredytową), ale próbuje wszelkimi sposobami wyrwać się z potrzasku i uciec. Oczywiście chodziło o ucieczkę z majątkiem firmy albo przynajmniej z jego częścią”.
    MM: Umowa Dzierżawy, którą podpisałem, aby uratować Malmę, nie była ani „ucieczką z majątkiem” (cały majątek jest tam gdzie był) ani też za symboliczną opłatą. Dzierżawca przejął w kwietniu 2007 roku całe przedsiębiorstwo, a nie tylko cenne nieruchomości, jak od lat próbują zrobić Syndyk i Bank. Dzierżawca uratował miejsca pracy, firmę i wprowadził Malmę z powrotem na rynek, po 8 miesięcy blokady zakładu przez Bank. Na to wydał 10 mln złotych i milion złotych kosztów stałych miesięcznie. Wartość firmy wzrosła z 15 mln złotych w listopada 2006 roku (według Nadzorcy Sądowego) do 90 mln złotych w listopadzie 2011 roku (według eksperta sądowego).

    „Kiedy Bank Pekao SA zażądał jako zabezpieczenia długu zajęcia ogromnego silosu z pszenicą, która mogła wystarczyć na rok produkcji makaronu, Michel Marbot nie podporządkował się komorniczej decyzji i nadal korzystał z tego surowca do produkcji. Pszenica o wartości ok. 1 mln dol. została „napoczęta” i tym razem nie kto inny, ale sam właściciel Malmy został postawiony w stan oskarżenia i skazany na dwa lata w zawieszeniu”.
    MM: W kwietniu 2007 r. sprzedałem 6000 ton zastawionej pszenicy, której Bank, mimo moich licznych żądań od października 2006 r. nie odebrał z niewentylowanych silosów Malmy. Wiosna była ostatnim momentem, by uratować pszenicę przed zepsuciem. Bank groził, że za zepsucie pszenicy obwini mnie. Po sprzedaży, pszenica została wykorzystana do produkcji makaronu w Malmie, czyli zgodnie z celem, na który Bank udzielił na jej zakup kredytu. Komornik nie miał nic do powiedzenia, bo Bank nie przejmował pszenicy. Kiedy nastąpiła sprzedaż pszenicy, Malma była pod nadzorem sądu, który mógł unieważnić każdą moją decyzję, a tego nie zrobił, bo kierował się interesem przedsiębiorstwa i chciał podtrzymać wartość zastawu zgodnie z interesem Banku. W 2008 r. prokuratura i sąd przyznały mi rację. Jednak cztery lata później za „przywłaszczenie” pszenicy dostałem dwa lata w zawieszeniu pomimo braku jakichkolwiek korzyści osobistych.

    „Czy skasowanie portalu http://www.malma.com było przypadkowe?”
    MM: Portal http://www.malma .com był pod nadzorem Syndyka a skasowanie portalu jest przecież wdzięcznym dowodem i wycinkiem działań syndyka i Banku przeciwko zakładowi Malma.

    „Węszy spisek, który miał jakoby połączyć prezesa Pekao SA i jego udziałowca UniCredit, a także byłego prezesa UniCredit Alessandra Profuma, który jakoby zasiadał w zarządzie grupy Pirelli. Tajne sprzysiężenie tych podmiotów miałoby, zdaniem Marbota, nazywać się „Umową Chopin”. To są już tematy dla tabloidów…”.
    MM: Umowa Chopin istnieje i ma wielkie konsekwencje. Malma była rzeczywiście objęta Umową Chopin, która została podpisana już 1 czerwca 2005 roku pomiędzy Unicredit, Pekao i Pirelli. Na podstawie Umowy Chopin Pirelli otrzymał za darmo, bez wyceny, bez przetargu, bez informowania rynku publicznego, na 25 lat, ekskluzywność na wszelkie nieruchomości banku i trudnych klientów banku. Dwa tygodnie później bank zaliczył Malmę do trudnych klientów. „Pekao nie miał prawa podejmowania żadnych kroków dotyczących transakcji nieruchomościowych przez okres od dnia 1 czerwca 2005 r. do 3 kwietnia 2006 r. z konkurencyjnymi w stosunku do Pirelli podmiotami gospodarczymi” (Raport, prof. Witold Modzelewski). Stąd, w styczniu 2006 bank odrzucił trzech inwestorów, w tym TRG razem z Credit Suisse, którzy zaproponowali za Malmę 65 mln zł (15 mln zł była to wartość spółki ustalona przez sąd na koniec 2006 r. po ponad pół roku od zablokowania produkcji przez Pekao SA). Bank w ten sposób prowadził Malmę do ruiny. Dopiero 3 kwietnia 2006 r. bank i Pirelli wykluczyli Malmę z pod zapisów Umowy Chopin, ale tylko na krótki okres. Z końcem 2006 roku, po zajęciu komorniczym na zlecenie Pekao SA, bank musiał zgodnie z literą Umowy Chopin zaproponować Pirelli ponownie nieruchomości Malmy. Umowa Chopin to rzeczywistość.

    „Czy postępowania sądowe zostały rozstrzygnięte na niekorzyść Malmy z powodu zmian w składzie orzekającym?”
    MM: Ależ tak, zmieniono sędziego-komisarza, nadzorcę sądowego i prezesa sądu. Ci zmienili całkowicie sposób interpretacji prawnej sytuacji Malmy.
    We Wrocławiu w sprawie karnej o pszenicę prokuratura najpierw mnie uniewinniła, a potem bank zaangażował znanego lokalnego adwokata, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki doprowadził do oskarżenia.
    Kiedy w 2007 r. wydzierżawiłem przedsiębiorstwo Malma, chroniąc tym samym ponad 100 miejsc pracy, bank szukał ratunku w nowelizacji prawa upadłościowego. Osłabienie pozycji pracowników obniżyło o kilkanaście milionów złotych koszty postępowania, które Bank musiałby pokryć. Z pewnością to tylko przypadek, że adwokat Piotr Zimmerman, który reprezentował bank w procesie przeciwko Malmie, stał się doradcą rządu w sprawie nowelizacji ustawy przejętej przez Sejm w 2009 r. Upadłość Malmy ogłoszono dopiero w 2010 roku! Ten sam Piotr Zimmerman był prezesem warszawskiego Sądu, gdy w 2006 roku sąd wydał zaskakujący wyrok, że moja rodzina – właściciel 100% Malmy i gwarant 100% jej zadłużenia – nie posiada legitymacji prawnej, aby pozwać Pekao SA!
    Sześć lat po fakcie Bank ośmielił się wnioskować o zakaz prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej, bo w maju 2006 nie złożyłem wniosku o upadłość! Taką karę sąd wymierza na wniosek poszkodowanego, gdy pozwany ukrywa przed poszkodowanym, że nie reguluje w terminie zobowiązań. W przypadku Malmy bank posiadał wszelką możliwą wiedzę o sytuacji finansowej mojej firmy (w tym pełnomocnictwa na konta bankowe!) Sąd jednak uznał racje banku i wyrokował o ośmioletnim zakazie. Absurdalnie sąd uznał, że datą ostateczną do złożenia przeze mnie wniosku o upadłość była data wypowiedzenia przez bank kredytów Malmy. Zatem logicznie rzecz biorąc, bank by ponieść szkody po tej dacie, musiałby zapomnieć o własnej decyzji wypowiedzenia Malmie kredytów oraz o własnych uprawnieniach do egzekucji zastawu.

    „Czy bankowi Pekao SA i jego zagranicznym udziałowcom mogło zależeć na upadku fabryki, wykupieniu nieruchomości i zyskownej sprzedaży deweloperom?”
    MM: W 2003 r. Pekao SA przejął od innych banków wszystkie kredyty Malmy. Po tym przejęciu zadłużenie Malmy wzrosło o 50% (z 90 do 135 mln złotych). A przecież wspólny plan, na który bank Pekao przystał, zakładał wejście Malmy na giełdę i spłatę zadłużenia. Stało się zupełnie inaczej. Bank stworzył mechanizm pułapki kredytowej: zaczął naliczać Malmie odsetki karne, które finansował z nowych kredytów. Jedną ręką rzekomo ratował tonącego, a drugą wpychał mu głowę pod wodę. Jaki bank miał w tym interes? Żaden. A zarząd banku? Wiele. Pekao SA sztucznie wliczał spłacane odsetki, które sam sfinansował, do własnych zysków, co zwiększało premie zarządu Banku, które to podwoiły się w ciągu dwóch lat.
    Udziałowcy banku nie mieli ochrony przed opisanym procederem. Dlaczego? Aby zneutralizować biegłych rewidentów, którzy mogli odkryć nieprawidłowości, bank zobowiązał Malmę do zatrudnienia, jak okazało się później… rewidentów Pekao SA; czyli w realnym świecie bank zapłacił swoim rewidentom łapówki za pośrednictwem Malmy po cenie narzuconej i sfinansowanej przez bank! Co na to nadzór bankowy? Nic! Aby uśpić jego czujność, Pekao SA sztuczne powiększył aż pięciokrotnie wartość zabezpieczeń Malmy w celu udowodnienia na papierze, że bank jest ostrożnym kredytodawcą. Również prasa była neutralizowana poprzez groźby. Gdy dziennikarz Jan Fijor spotkał się w 2006 r. z panem Janem Krzysztofem Bieleckim i ośmielił zapytać o sprawę relacji rewidenta banku z Malmą, już pół godziny później stracił pracę na bezpośrednie żądanie byłego premiera i ówczesnego prezesa Banku.

    „Czy rzeczywiście Pirelli i Barilla stoją za klęską Marbota?”
    MM: Do 2006 r. nie wiedziałem, że prezes włoskiego banku UniCredit (większościowego udziałowca Pekao SA obok Skarbu Państwa) zasiadał w zarządzie firmy Barilla (głównego włoskiego producenta makaronów i do 1997 r. udziałowca Malmy). Co więcej, prezes Unicredit zasiadał też w zarządzie Grupy Pirelli. Niszcząc Malmę, Pekao uzyskiwało cenną nieruchomość dla Pirelli (Malma posiada 6 ha w centrum Wrocławia) i otwierał polski rynek dla Barilla (Malma miała 20% rynku makaronu). Co do motywacji Barilli, jeden z najbliższych współpracowników prezesa Alessandro Profumo (oskarżony wraz z nim w 2011 r. przez włoską prokuraturę o 700 mln euro oszustw podatkowych), był przecież w 1996 rok wiceprezesem Malmy z ramienia Barilla. W momencie, kiedy bank zamierzał wypowiedzieć kredyty Malmie, Barilla zatrudniła ekipę handlową, a ta przeprowadziła na rynku w Polsce kosztowną kampanię opartą na reklamach w telewizji. Faktem jest, że Barilla nie odniosła sukcesu. Jednak z powodu zamknięcia produkcji Malmy przez Pekao SA i Unicredit udział włoskiego makaronu w Polsce nagle wzrósł z 5 do 20%.

    „Czy zapewnienia przedstawicieli Pekao SA o utrzymaniu produkcji makaronu w Malborku i pierogów we Wrocławiu były hipokryzją i pustosłowiem? Dlaczego Malma nie weszła na giełdę i nie została dokapitalizowana w inny sposób?”
    MM: Od 2004 r. zarząd Malmy działał pod stałym dyktatem i szantażem zarządu banku, który w praktyce sam decydował o losie Malmy. Decyzje zapadały po wielogodzinnych, nocnych spotkaniach z zarządem i wbrew procedurom banku. Czułem się w ich trakcie jak zakładnik. Pekao SA antydatował wtedy umowę kredytową i zmusił mnie do powołania nowej firmy, gdyż prawnie nie mógł już finansować zadłużonej Malmy. Przez długi czas bank odnawiał po terminie kredyty, dając nowe z zupełnie nierealnymi terminami spłaty (dwa tygodnie na kwoty przykracające półroczne przychody). Bank decydował nawet, w których dniach możemy produkować. Trudno nie wnioskować, że bank całkowicie ingerował w zarządzanie Malmą w celu zniszczenia firmy.
    Kiedy 15 czerwca 2005 r. podpisałem warunkową umowę dzierżawy przedsiębiorstwa Malma, od roku bank niszczył Malmę poprzez eskalowanie spirali zadłużenia oraz ignorowanie moich propozycji naprawy finansów przedsiębiorstwa. W tej sytuacji moim obowiązkiem było ratować rentowną działalność (mieliśmy 10% zysk operacyjny), doświadczoną załogę i silną markę na rynku. W połowie 2005 r. bank zażądał ode mnie pełnomocnictw do poszukiwania inwestora dla Malmy. Od razu Pekao SA nadużył moich pełnomocnictw, gdyż na ich podstawie podpisał z kandydatami umowy o zachowanie tajemnicy wobec… mojej osoby – a utajnione przede mną negocjacje z inwestorami były sprzeczne zarówno z interesem Malmy, jak i moim, bo szybko okazało się, że prowadziły do likwidacji firmy.
    I faktycznie w styczniu 2006 r. Pekao SA odrzucił trzech poważnych inwestorów, którzy mogli bankowi skompensować 65% zadłużenia Malmy (później nie będzie już lepszych ofert). 10 marca 2006 r. bank zablokował dostęp do pszenicy, a 2 sierpnia 2006 r. konta bankowe Malmy, paraliżując działalność, produkcję i zbyt makaronu. Pracownicy pozostawali bez środków do życia. Znak Malma warty 40 mln złotych zniknął z rynku. Zakłady pozostawały bez ochrony i ubezpieczenia. W ten sposób Bank „dbał” o zastaw za udzielone kredyty. Jak inaczej określić działania Banku jak słowem sabotaż? Pekao SA mając całe przedsiębiorstwo Malma jako zabezpieczenie, ani nie zgodził się na restrukturyzację zadłużenia, ani nie przejmował majątku, ani nie uczestniczył w postępowaniu upadłościowym (uniemożliwiając upadłość, jak stwierdził sąd w 2008 r.), a jednocześnie blokował produkcję, mimo że w silosach firmy pozostawała pszenica na rok produkcji! Malma stała, a bank grał na czas licząc bez żadnych skrupułów, że głodujący pracownicy szybko i sami odejdą z Malmy. W ten sposób bank chciał uniknąć zobowiązań wobec pracowników, którzy od 1991 r. w ramach układu zbiorowego mogli dochodzić odszkodowań za utratę pracy wysokości dwu-letnich zarobków. Pracownicy Malmy jednak nie poddali się, okupowali zakłady, a ja widząc ich determinację po ośmiu miesiącach piekła w kwietniu 2007 roku wydzierżawiłem całe przedsiębiorstwo Malma, chroniąc tym samym ponad 100 miejsc pracy. Sąd upadłościowy „pobłogosławił” moją inicjatywę, odnotowując, że Umowa uratowała ludzi i mienie. Za to w 2011 r. zostałem oskarżony o działanie na szkodę Malmy i jej wierzycieli. Nie mogłem zapoznać się z aż 40 tomami akt sprawy (prokuratura dała mi na to 1,5 dnia!). Nie zostałem również przesłuchany przez prokuratora! Po tak kardynalnym naruszeniu mojego prawa do obrony ambasada Francji udzieliła mi ochrony konsularnej.
    W 2011 r. syndyk wypowiedział „darmową” (według niego) Umowę Dzierżawy, niszcząc Malmę po raz drugi wyłącznie w interesie banku (tak jak bank ten interes rozumie) obiecując, że znajdzie dzierżawcę na „rynkowych” warunkach. Miał wejść nowy dzierżawca. Kolejka czekających? Żadna! – nawet za symboliczną złotówkę. Kandydat do kupna Malmy postawił warunek, że syndyk weźmie na siebie wszelkie roszczenia pracowników. Do transakcji nie doszło. Teraz syndyk zalega z podatkami, a zobowiązania wobec załogi Malmy rosną. Dzisiejsze działania syndyka, finansowane przez bank, udowadniają, że on jak i sam bank nie są zainteresowani kontynuacją działania firmy, lecz chce sprzedawać oddzielnie markę i nieruchomości we Wrocławiu. A ludzie? Syndyk działa wyłącznie we interesie banku, ignorując pierwszeństwo pracowników i interes lokalnej społeczności.

    „Czy za desperacką głodówką Michela Marbota kryje się jakaś tajemnica?”
    MM: Żyjemy oto w świecie, w którym chciwość i absurdalne decyzje banków doprowadziły do załamania w globalnej gospodarce. Malma to tylko jedna z kostek domina, która daje wszak wgląd w wielomiliardowe afery. Akcjonariusze Banku Pekao SA wyceniają bowiem wartość praw majątkowych oddanych przez Pekao na rzecz Pirelli na co najmniej 4 mld zł. Cóż, przy takich kwotach nie liczą się:
    • Godność człowieka. Jak w Europie syndyk mógł przez półtora roku, codziennie i złośliwie kontrolować torby kobiet pod rygorem niewypuszczenia ich po pracy do domu, jeśli nawet policja nie ma takich praw?
    • Prawa i interes pracowników – wg standardów międzynarodowych. Jak w Europie z majątku firmy wartego 90 mln zł, bank dostanie niemal wszystko, syndyk aż 800 tys. zł, a pracownicy NIC?
    • Prawa lokatorów. Jak w Europie syndyk, czyli wymiar sprawiedliwości, może odciąć emerytowanym pracownikom Malmy w ich mieszkaniach zimą ogrzewanie, a latem wodę? Chyba, aby sami, bez odszkodowań, z tego lokalu i świata zeszli?
    • Prawo własności. Jak w Europiesdyndyk mógł na siłę przez półtora roku okupować portiernię wydzierżawionego przedsiębiorstwa, kontrolować dostawy i wysyłki dzierżawcy, zanim nawet wypowiedział umowę dzierżawy?
    • Prawo do obrony. Jak w Europie człowiek, czyli ja, po 3,5 lata śledztwa może zostać oskarżony bez możliwości zapoznania się z aktami i bez przesłuchania?
    • Prawo do ochrony. Jak w Europie prokuratura mogła systematycznie ignorować karygodne działania banku, byłego premiera, syndyka, sędziego komisarza, nadzoru bankowego i w końcu psychopaty z Neapolu uzbrojonego w siekierę?
    Panie Redaktorze! W sprawie Malmy chodzi o godność człowieka i o sprawiedliwe państwo. Czy to jest „jakaś tajemnica”?
    Michel Marbot

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anon
    Anon 27 maja, 2014, 05:27

    Panie Marbot. A ja Pana błogosławię do wygranej walki.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Leelum
    Leelum 20 listopada, 2015, 14:25

    „Bronisław Tumiłowicz” od teraz na mojej czarnej liście nierzetelnych dziennikarzy.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy