Głowa pęka od decybeli

W Warszawie męczy nas hałas

Jedną z najokrutniejszych tortur w dawnych Chinach było umieszczanie delikwenta w metalowym kotle z pokrywą, w który walono pałkami. Hałas był tak dokuczliwy, że najodporniejszy nieszczęśnik błagał o litość. Czegoś podobnego można doznać w Warszawie, np. na przystanku autobusowym GUS przy Trasie Łazienkowskiej; w godzinach szczytu jest tam tak głośno, że trudno normalnie rozmawiać, a po kilku minutach czekania na autobus głowa pęka od decybeli.
Podobnych miejsc mamy w stolicy bardzo dużo – mapa zagrożeń akustycznych jest wprost usiana ich symbolami. Najgłośniej jest przy trasach komunikacyjnych, gdzie poziom hałasu mierzony przy fasadach budynków mieszkalnych przekracza 70-75 decybeli, a przy Trasie Łazienkowskiej sięga nawet 80-90 dB (według rozporządzenia Rady Ministrów, nie powinien przekraczać 60 dB).
Główną przyczynę nadmiernego hałasu komunikacyjnego w Warszawie (jak również innych miastach Mazowsza) stanowi rosnąca liczba samochodów – tylko w ostatnich latach wzrosła o 50%. Obecnie na tysiac mieszkańców przypada 500 aut. Po stołecznych ulicach jeżdżą bardzo hałaśliwe pojazdy: głośne maluchy, jeszcze głośniejsze samochody dawnej produkcji krajowej, autobusy komunikacji miejskiej należące do najgłośniejszych w Europie (nawet 92 dB) i samochody ciężarowe przejeżdżające przez miasto w ruchu tranzytowym. Wtórują im tramwaje i pociągi.
Przez centrum stolicy w ciągu godziny przejeżdża ok. 10 tys. pojazdów. To górna granica przepustowości ulic, z czego płynie „optymistyczny” wniosek: gorzej już być nie może. Uwaga dotyczy jedynie centrum, ale i w innych dzielnicach sytuacja się pogarsza. Nadmierny hałas rozprzestrzenia się tam, gdzie jeszcze niedawno były zacisza, na dzielnice, które miały dobry poziom akustyki. Dotyczy to m.in. warszawskich „sypialni” – Ursynowa i Natolina.
Narasta też inne niepokojące zjawisko: nadmierny hałas prześladuje warszawiaków również w godzinach wieczornych i nocnych. Wieczorem poziom hałasu w porównaniu z dniem maleje tylko o jeden, dwa decybele, zaś między 22 a 24 zaledwie o trzy, cztery decybele, a przecież zgiełk o tej porze jest szczególnie męczący i dokuczliwy.
Głośnym samochodom towarzyszą jeszcze głośniejsze samoloty i śmigłowce, co szczególnie odczuwają mieszkający w sąsiedztwie Okęcia i Bemowa. W rezultacie aż 60% mieszkańców stolicy jest skazanych na „chińskie tortury” z powodu hałasu komunikacyjnego i przemysłowego. Przemysłowego, bo w aglomeracji warszawskiej nie brakuje głośnych zakładów produkcyjnych. Gdy w 1999 r. przeprowadzono pomiary kontrolne w 110 zakładach przemysłowych i warsztatach usługowych, okazało się, że co trzeci przekracza dopuszczalne normy hałasu.
Bardziej cierpliwi liczą, że nowe technologie wyciszą stopniowo zbyt głośne obiekty i przedmioty, np. piły do cięcia metali (125 dB) będą zastępowane bezgłośnymi urządzeniami laserowymi. To jednak odległa perspektywa i nie zwalnia ona od wymuszania na zbyt głośnych zakładach wyciszania pomieszczeń produkcyjnych, rezygnacji z produkowania nocą czy instalowania tłumików akustycznych.
Dla części warszawiaków zmorą stały się wielkie obiekty handlowe oraz usługowe lokalizowane w sąsiedztwie osiedli mieszkaniowych, a także głośne imprezy sportowe i rozrywkowe: koncerty, festyny i dyskoteki.
Wyciszenie Warszawy jest trudne, ale konieczne, bo nadmierny hałas odbija się na zdrowiu i samopoczuciu mieszkańców – powoduje zaburzenia naczyniowo-
-ruchowe, stresy, nerwice, depresje i uczucie niepokoju, obniża sprawność intelektualną, utrudnia skupienie uwagi i wyzwala agresję, jest powodem przemęczenia i bezsenności.
Stolica potrzebuje programu ochrony przed hałasem, zwłaszcza komunikacyjnym. Nie można liczyć na odczuwalną poprawę obecnego stanu, jeśli Warszawa nie będzie miała obwodnicy. Niezbędna jest poprawa nawierzchni ulic i wymiana torowisk na szyny z wibroizolacją oraz cichszy tabor komunikacji miejskiej. Trzeba rozwijać takie środki ochrony przez hałasem jak ekrany oraz przegrody akustyczne, zadrzewienie i zakrzewienie, dźwiękochłonne elewacje i szyby w budownictwie chronionym. A więc pieniądze, pieniądze, pieniądze – aż głowa boli. Jeszcze bardziej boli od hałasu.

Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy