Głowa Polańskiego

Głowa Polańskiego

Wokół aresztowania Polańskiego toczą się igrzyska emocji, a nie racji. Emocji generowanych przez media, często na najniższym poziomie i za pomocą prymitywnych chwytów retorycznych

Agnieszka Fabian McGhee
Korespondencja z Nowego Jorku

Zatrzymanie w Zurychu Romana Polańskiego uruchomiło medialne igrzyska. Opinia publiczna czyni dramatyczne wysiłki, aby uzgodnić jakieś stanowisko, które mogłoby zostać przyjęte bez kategorycznego sprzeciwu przez jej większość. Media starają się opinię uwieść i zniewolić argumentami. Toczy się gra podobna „zalotom” Romana Polańskiego do Samanthy Gailey w domu Jacka Nicholsona.

Bagaż

Stwierdzenie, że reżyser bez własnego bagażu psychicznego nie jest w stanie robić wielkich filmów, to banał. Polański ma co nieść.
Rodzice tułają się między Polską a Francją, szukając materialnego zakotwiczenia, identyfikacji państwowej i spokoju. Najpierw emigrują do Paryża. Tam 18 sierpnia 1933 r. rodzi się Raimund Liebling, syn Moisesa i Buli z domu Katz. Kiedy ma cztery lata, rodzina wraca do Krakowa. Tu zastaje go wojna. Trafia z rodzicami do getta. W 1943 r. matka zostaje wywieziona do KL Auschwitz. Ojciec opłaca więc podkrakowskich chłopów, aby przechowali Romka. Ci jednak po paru tygodniach go wyganiają. Boją się konsekwencji przechowywania Żyda. Chłopak mieszka na krakowskiej ulicy, wymyślając sobie polskie nazwisko i przekonującą legendę polskiego sieroty. Przeżyje.
Przeżyje także ojciec wywieziony do obozu. Matka zostanie zamordowana. Będzie w czwartym miesiącu ciąży. Ojciec poślubi inną kobietę – Wandę Zajączkowską. Na jej żądanie zmieni imię i nazwisko na Ryszard Polański. Roman nigdy mu tego nie wybaczy, macochy nie zaakceptuje. Odejdzie z domu. Jego rodziną stanie się drużyna harcerska i amatorska grupa teatralna. W pierwszej, ze względu na talent plastyczny, będzie kronikarzem. Prowadzoną przezeń kronikę pokazywał mi w latach 80. mój starszy kolega redakcyjny Tadeusz Kwaśniewski, drużynowy Romka Wilka (jak się wtedy nazywał). W drugiej, prowadzonej z Ryszardem Horowitzem, dziś światowej sławy fotografikiem, reżyserem i aktorem, debiutem była sztuka Katajewa „Syn pułku”, w której Roman grał rolę tytułową.
Po maturze w liceum plastycznym i filmowym debiucie aktorskim w 1953 r., już jako Roman Polański, dostanie się na studia reżyserskie w łódzkiej szkole filmowej. Przerwie je, wyjedzie do Paryża i wróci w 1961 r., by nakręcić debiut reżyserski „Nóż w wodzie”. Film otrzyma nominację do Oscara w roku następnym i stanie się dla Polańskiego przepustką do świata filmu. Niemal równocześnie zakończy się rozwodem jego trzyletnie małżeństwo z aktorką Barbarą Kwiatkowską („Ewa chce spać”).
30-letni Polański zdecyduje się pozostać na Zachodzie. Nie trzeba wykształcenia psychologicznego, aby zgodzić się, że w tym czasie wydarzyło mu się wiele. Los życie mu darował, ale uformował psychikę bez wzorców rodzinnych, zwłaszcza kobiecych. Matkę wcześnie stracił, ojca odrzucił, małżeństwo tych deficytów mu nie zastąpiło. Pozostał film.

Terapia

Filmem Polański próbował opowiadać swoje życie, filmem próbował je zmieniać. 20 stycznia 1968 r. poślubił amerykańską aktorkę Sharon Tate i przeniósł się do Hollywood. Nakręcił „satanistyczny” film „Dziecko Rosemary”, wyróżniony Oscarem, nie dla Polańskiego, lecz dla aktorki drugoplanowej. 9 sierpnia następnego roku, gdy był w podróży, do domu wtargnęła banda Charlesa Mansona. Będąca w ósmym miesiącu ciąży Sharon i cztery inne osoby zostały bestialsko zamordowane. Życie pisało perwersyjny scenariusz, jakby w odpowiedzi na film Polańskiego o dziecku diabła.
Do wielkiej formy twórczej dojdzie dopiero, tworząc „Chinatown” z debiutującym Jackiem Nicholsonem. Film otrzyma 11 nominacji oscarowych, ale tylko jedną statuetkę (za scenariusz), znów nie dla Polańskiego, którego nazwą wielkim przegranym. Pojawią się opinie, że Hollywood za Polakiem nie przepada. Reżyser odpowie znakomitym „Lokatorem”, filmem o psychopatologii emigracyjnego wyobcowania, z oczywistym wątkiem autobiograficznym i z sobą samym w roli tytułowej.
Wydaje się, że po tej „terapii” może już spokojnie piąć się na szczyt filmowego areopagu.

Upadek

Plany podbicia Hollywood przekreśliły wydarzenia 10 marca 1977 r. W tym dniu Polański zabrał do domu swego przyjaciela Jacka Nicholsona 13-letnią Samanthę Gailey, córkę kobiety marzącej o karierze aktorskiej, która nie wyszła poza statystowanie. Dla Samanthy chciała czegoś więcej. Drzwi kariery miał otworzyć Polański. Został zaproszony 13 lutego do domu Gaileyów. Obiecał matce, że spróbuje umieścić zdjęcia Samanthy we francuskim „Vogue”.
Kobieta zgodziła się, aby zabrał córkę na zdjęcia próbne 20 lutego. Pojechali na wzgórza Los Angeles. Polański fotografował Samanthę w ubraniu i topless, przeciwko czemu nie protestowała. Zapewne wiedziała o tym także matka. 10 marca pojechali na kolejne zdjęcia. W domu Nicholsona Polański pił z dziewczyną szampana i robił jej zdjęcia w domu i ogrodzie. Także topless. W międzyczasie Samantha telefonowała do matki, informując ją, że wszystko jest w porządku. Potem były zdjęcia w jacuzzi oraz wspólna kąpiel. Filmowiec zaproponował dziewczynie popularny środek polepszający samopoczucie Queelade, którego pół tabletki przyjęła. Z inicjatywy Polańskiego doszło do zbliżenia oralnego i analnego. Samantha nie protestowała. Jak powiedziała później, obawiała się…
Po powrocie do domu Samantha nic nie mówiła matce. Opowiedziała swe przygody koleżance. Rozmowę podsłuchała siostra i udała się z rewelacjami do matki. Ta powiadomiła policję. Na drugi dzień Polański został aresztowany.
Twierdził, że nie wiedział, że Samantha miała 13 lat. Był przekonany, że więcej. Miała mu też opowiadać o swoich doświadczeniach erotycznych, w tym o chłopaku, z którym współżyła. Sytuacja w domu Nicholsona, zdaniem Polańskiego, bynajmniej nie sprawiała jej przykrości. Wedle obrońców reżysera, miała wcześniej kontakty z innymi ludźmi z branży filmowej, przeciw czemu matka nie protestowała, licząc, że pomogą córce w zrobieniu kariery. Chcieli tego zresztą dociekać w sądzie, gdyby doszło do rozprawy z udziałem ławy przysięgłych. Także tego, jaka była odpowiedzialność matki za to, co się wydarzyło. Krótko: czy sama nie podstawiła córki reżyserowi.
Prokuratura postawiła Polańskiemu sześć zarzutów:
1. podanie nieletniej środków psychotropowych,
2. dokonanie na niej czynów nierządnych i lubieżnych,
3. odbycie prawnie zabronionego stosunku seksualnego z nieletnią,
4. gwałt pod działaniem środków odurzających,
5. akt perwersji seksualnej z nieletnią (seks oralny),
6. sodomię (seks analny).
Gwałt na nieletniej, za jaki uznawany jest w Kalifornii stosunek z osobą poniżej 14. roku życia, zagrożony był karą więzienia od 10 do 50 lat.
Polański wyszedł za kaucją po dwóch dniach, nie przyznawszy się do niczego. Prokuratura podjęła negocjacje z jego prawnikami i prawnikami poszkodowanej. Było oczywiste, że Samantha Gailey nie była dziewicą, wcześniej miała doświadczenia ze środkami odurzającymi, a na jej ciele nie stwierdzono jakichkolwiek śladów przemocy fizycznej. Prokurator zaproponował, że filmowiec przyzna się tylko do czynów nierządnych i lubieżnych z nieletnią zagrożonych karą od roku do 10 lat.
Sprawa trafiła do sądu, gdzie zajął się nią sędzia Laurence Rittenband, uchodzący za specjalistę od sądzenia celebrytów. Rozwodził Elvisa Presleya, orzekał o opiece nad synem Marlona Brando. Chętnie obracał się w kręgach hollywoodzkich. Był zdeklarowanym kawalerem niestroniącym od młodych kobiet. W wieku 54 lat miał 20-letnią kochankę.
Rittenband obiecał Polańskiemu następującą ugodę: po przyznaniu się do winy zaakceptuje najniższy – jednoroczny – wymiar kary. Wcześniej skieruje reżysera na 90-dniową obserwację psychiatryczną w zakładzie karnym w Chino. Po jej odbyciu i pozytywnych orzeczeniach lekarskich zaliczy ten pobyt w poczet kary, a jej resztę zawiesi. Tak też się stało podczas rozprawy 9 sierpnia, w ósmą rocznicę zabójstwa Sharon Tate. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z umową.
Problemy zaczęły się, kiedy psychiatrzy wypuścili podsądnego już po 42 dniach, uznając go za normalnego. Zaraz przystąpił do pracy nad filmem „Huragan”. Poleciał do Niemiec. Na monachijskim Oktoberfest został sfotografowany z kuflem piwa w otoczeniu trzech młodych kobiet. Gdy sędzia zobaczył zdjęcie w gazecie, wpadł w furię i zapowiedział: „Rozdepczę tego zdemoralizowanego karła!”. Postanowił nie wywiązywać się z umowy i przeprowadzić głośny proces pokazowy. Komunikując to reporterom sądowym, pytał ich, jaki wyrok opinia publiczna przyjmie z satysfakcją. 30 lat? 50?
Kiedy Polański się o tym dowiedział, a dodatkowo, że będzie musiał wrócić na „dokończenie obserwacji” w Chino, zrozumiał, że może długo nie wyjść na wolność. 1 lutego 1978 r. wsiadł w Los Angeles do samolotu odlatującego do Londynu.
Decyzję o ucieczce Polańskiego przed linczem sądowym z ulgą przyjęła także Samantha. Powie po latach: „Sędziego nie obchodziło, co się stanie ze mną i jak ja to wszystko zniosę ani co będzie z Polańskim. Wyreżyserował swój show, w którym nie chciałam uczestniczyć”.

Banicja

Filmowiec osiadł we Francji. Nadal robił filmy. W 1989 r. 56-letni Polański poślubił 23-letnią aktorkę francuską Emmanuelle Seigner, którą poznał podczas kręcenia filmu „Frantic”. Wydawało się, że jest to długo oczekiwany początek stabilizacji rodzinnej. W 1993 r. urodziła się ich córka Morgane, a pięć lat później syn – Elvis.
Porządkując życie, reżyser podjął w 1997 r. próbę uregulowania swojej sytuacji prawnej w Ameryce. Skontaktował się z mieszkającą na Hawajach Samanthą Gailey, noszącą już po mężu nazwisko Geimer, matką trojga dzieci. Przedmiotem negocjacji prawników obu stron miało być wystąpienie kobiety z poparciem starań Polańskiego o umorzenie toczącego się przeciwko niemu postępowania i oświadczeniem, że mu przebaczyła. Tak też się stało. Samantha powiedziała to zresztą także reporterom magazynu „People”, przypominając przy okazji całą historię sprzed lat. Reportaż cytowany był na całym świecie. Oczekiwana decyzja sądu jednak nie zapadła.
W 2002 r. reżyser ukończył „Pianistę”, za którego dostał Oscara. Hollywood zaapelowało o abolicję dla Polańskiego lub chociażby tylko „list żelazny” pozwalający mu na odebranie nagrody podczas gali rozdania statuetek. Nic takiego nie nastąpiło.
W styczniu br. sensacją numer jeden festiwalu amerykańskiego kina niezależnego Sundance stał się film Mariny Zenovich „Roman Polanski: Wanted and Desired” („Polański. Ścigany i pożądany”), będący drobiazgową wiwisekcją błędów i naruszeń prawnych oraz osobistej paranoi Laurence’a Rittenbanda, stojących za dramatyczną decyzją ucieczki Polańskiego z USA.
Rozgłos filmu oraz fala apeli środowisk filmowych o rozstrzygnięcie prawne sytuacji Romana Polańskiego skłoniły go do wystąpienia do sądu w Los Angeles o umorzenie prowadzonej przeciw niemu od 31 lat sprawy. Sędzia Peter Espinoza, w gestii którego teraz się ona znajduje, zapowiedział rozpatrzenie wniosku, o ile do 7 maja br. Polański osobiście stawi się przed sądem. Ten jednak nie zaryzykował. Obawiał się, że zostanie aresztowany już na lotnisku.
Bez otwarcia sprawy o umorzenie prawnicy nie mogli przedstawić nowych dowodów świadczących o popełnionych przed laty naruszeniach prawa i procedur w trakcie postępowania sądowego. Podobno na październik przygotowywana była jakaś akcja prawna mająca być przełomem w sprawie. 26 września br. Roman Polański, który przybył do Zurychu, by podczas festiwalu filmowego odebrać nagrodę za całokształt twórczości, został aresztowany przez Szwajcarów na podstawie wystąpienia amerykańskiego i zapowiedzi wniosku o ekstradycję.

Gra

Jak udało nam się ustalić, decyzję o aresztowaniu Romana Polańskiego miała podjąć osobiście szwajcarska minister sprawiedliwości i policji, 53-letnia Eveline Widmer-Schlumpf.
Adwokaci filmowca, Douglas Dalton, Chad Hummel i Bart Dalton, już zapowiedzieli skierowanie sprawy do kalifornijskiego sądu apelacyjnego. Jak twierdzą, nie tylko nie zostali uprzedzeni o zamiarze ekstradycji, ale byli wielokrotnie zapewniani przez zastępców prokuratora okręgowego Los Angeles, Steve’a Cooleya, że żadne kroki ekstradycyjne przeciwko artyście nie będą podejmowane. Te deklaracje stoją w oczywistej sprzeczności z wypowiedzią rzeczniczki prokuratury Sandi Gibbson, która poinformowała media, że podejmowano kilka usiłowań przeprowadzenia zatrzymania i ekstradycji reżysera. Prawnicy Polańskiego uważają, że prowadzona z nimi gra prokuratury narusza prawo.
Szefowa wymiaru sprawiedliwości Szwajcarii już jest krytykowana. Chodzi przede wszystkim o to, że aby pojmać na terenie tego kraju kogokolwiek i poddać ekstradycji, nie wystarczy mieć podpisaną umowę z państwem o to występującym. Inkryminowany czyn powinien w chwili aresztowania sprawcy podlegać karze także w Szwajcarii. To, co zarzuca się Polańskiemu, w tym kraju uległoby przedawnieniu po 15 latach.
Eveline Widmer-Schlumpf jest na szwajcarskiej scenie politycznej postacią znaną z ambicji. Jest córką parlamentarzysty i członka rządu Leona Schlumpfa oraz podobnie jak on prawniczką. Pochodzi z alpejskiego kantonu Gryzonii. Tam od 1985 r. była sędzią. Jako pierwsza kobieta w historii kantonu weszła do lokalnego rządu w 1998 r., by trzy lata później stanąć na jego czele i pełnić tę funkcję do 2005 r. W 2007 r. została wysunięta jako kandydatka do siedmioosobowej Rady Związkowej, rządu szwajcarskiego, wyłanianego w wyborach powszechnych.
Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nominowała ją nie jej macierzysta Szwajcarska Partia Ludowa, ale polityczni wrogowie – socjaldemokraci i zieloni. Eveline Schlumpf postanowiła robić karierę z przeciwnikami, gdy okazało się, że jej partia ma innego kandydata – Christopha Blochera. Ostatecznie pokonała go po dwóch rundach bardzo wyrównanych głosowań i dostała się do rządu. Ludowcy zażądali, aby zrzekła się mandatu i ustąpiła. Odmówiła i wiosną 2008 r. została wykluczona z partii wraz z grupą zwolenników, z którymi zarejestrowała Szwajcarską Partię Konserwatywno-Demokratyczną.
Jak się mówi, ambicje pani minister sięgają wyżej i dlatego nie pomija żadnej okazji, aby absorbować uwagę opinii publicznej. Nie jest wykluczone, że obecna akceptacja dla aresztowania Romana Polańskiego i poddania deportacji do USA jest elementem jej politycznego PR.
Szefowa szwajcarskiej dyplomacji Micheline Calmy-Rey starając się łagodzić fatalne wrażenie, jakie zrobiło w świecie zatrzymanie zaproszonego na wręczenie nagrody Polańskiego, w wyniku przygotowanej nań pułapki, mówi, że forma zatrzymania była… niestosowna.
Cieszy się natomiast ścigający filmowca od paru ładnych lat po świecie prokurator okręgowy Los Angeles Steve Cooley. Mówi z nieukrywaną satysfakcją: „Polański chciał załatwić sprawę na swoich warunkach, ale będzie ona załatwiona na warunkach aparatu sprawiedliwości w Los Angeles”. Ten republikański prawnik pełni funkcję już drugą kadencję. Znany jest z wielu niekonwencjonalnych zachowań, m.in. nazywania niewiarygodnymi głupcami ławy przysięgłych, gdy wydaje wyrok nie po jego myśli. Rozgłos, jakiego przysparza mu zatrzymanie światowej sławy reżysera i ewentualne postawienie go przed sądem w Los Angeles, niewątpliwie może otworzyć mu drzwi do dalszej kariery.
Prawnicy Polańskiego oczywiście nie mają zamiaru ułatwiać oponentom sprawy. Aresztowanie już jest zaskarżone w Szwajcarii jako bezpodstawne w związku z przedawnieniem ewentualnego przestępstwa, którego dotyczy.
Do amerykańskiego teamu adwokackiego dołączył gwiazdor waszyngtońskiej palestry Reid Wiengarten, nie tylko bardzo skuteczny w sądzie, lecz także jeden z najbliższych przyjaciół adwokata Erica Holdera, szefa resortu sprawiedliwości w administracji Baracka Obamy. To Holder będzie ostatecznie decydował, czy Ameryka zażąda ekstradycji Polańskiego. Zapewne prawnicy zechcą wykazać, że sprawa ta w ogóle nie kwalifikuje się do ekstradycji, Polański bowiem miał otrzymać wyrok zaledwie jednego roku pozbawienia wolności. Częściowo zresztą już odsiedziany podczas obserwacji psychiatrycznej. Po drugie, mogą chcieć dowieść, że prokuratura przez długie lata nie miała zamiaru ścigać filmowca po świecie, a jej akcja jest rodzajem odpowiedzi na wniosek Polańskiego o umorzenie jego sprawy z powodu zarzucanych tejże prokuraturze naruszeń prawa w prowadzonym przeciw niemu postępowaniu.
Oczywiście akcja adwokatów będzie zasadna, jeżeli doprowadzi do zablokowania wysłania Szwajcarom dokumentów deportacyjnych. To oznaczałoby, że proces ekstradycyjny traci sens. Jeżeli Amerykanie wyślą wniosek, a Szwajcarzy uznają, że mają podstawy go rozpatrywać, pozostanie walka procesowa.

Igrzyska

Medialne igrzyska wokół aresztowania Polańskiego to głównie igrzyska emocji, a nie racji. Emocji generowanych przez media, często na najniższym poziomie i za pomocą prymitywnych chwytów retorycznych.
Najczęściej zadawane jest pytanie: „A co byś powiedział, gdyby to się zdarzyło twojej 13-letniej córce?”. Tak postawione pytanie uwalnia jego treść od jakichkolwiek związków przyczynowo-skutkowych ze sprawą Polańskiego. Posiadanie 13-letniej (czy jakiejkolwiek) córki nie jest bowiem warunkiem wystarczającym, aby jej „coś takiego” się przydarzyło. Musi być spełniony także warunek spatologizowania rodziny, w której matka godzi się na wysyłanie córki na „zdjęcia próbne” z facetem, który mógłby być jej dziadkiem, bo przewiduje, że to otworzy jej drzwi do kariery. Sama, znając Hollywood, wie, jakie bywają mechanizmy robienia tu karier, w tym także przez łóżko. Ale córkę puszcza.
Innym chwytem medialnym jest fakt rzekomej nieuchronności kary, jaka spotyka Polańskiego. Skoro owa 13-latka miała przed Polańskim innych partnerów, równie nielegalnie jak on z nią współżyjących, którzy nie zostali oskarżeni, to jaka to nieuchronność? Dlaczego nie zostali oni ustaleni, skoro wiadomo, że byli?
O jakiej nieuchronności kary mówią media, skoro czyn, jakiego ma ona dotyczyć, nie jest ścigany nigdzie w Europie, bo uległ przedawnieniu? Z czego się cieszą? Z kary czy odwetu?
W przypadku Romana Polańskiego zdają się być zacierane proporcje przyzwoitości.
Wyrządził zło, co do tego nie ma wątpliwości. Czy nie ma jednak wątpliwości co do okoliczności popełnienia tego zła? Czy nie mają w tym udziału także matka i sama dziewczyna? Popełniwszy zło, Polański przyznał się do niego i zadośćuczynił poszkodowanej, która mu wybaczyła. Do dziś trwają spekulacje na temat kwotowej wartości tej ugody. Mało tego, Samantha twierdzi, że dziś aresztowanie Polańskiego wyrządza jej większą krzywdę, niż on sam 32 lata temu.
Polański za swój czyn odpokutował. Banicją uniemożliwiającą mu artystyczne spełnienie w Hollywood. Późną stabilizacją rodzinną. Traumą własnych dzieci dowiadujących się o uczynku ojca sprzed lat. Trudnymi do wymienienia kosztami własnymi, piekłem wewnętrznym. Dezaprobatą społeczną.
Co należałoby jeszcze dodać do tej listy, aby zadowolić zwolenników tępego odwetu? Tabloidowy „postulat”: „Polański umrze w więzieniu”? Ci, którzy już chcą pograć sobie w piłkę głową Polańskiego, jeszcze poczekają.

Wydanie: 2009, 40/2009

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy