Gorączka czerwcowych ocen

Gorączka czerwcowych ocen

W połowie maja uczniowie zaczynają się budzić. Z każdym kolejnym dniem robi się już naprawdę gorąco w… kolejkach do zaliczeń

Adam, drugoklasista LO im. Sowińskiego na warszawskiej Woli, nie załapie się na prestiżowe 4,75 na świadectwie. Ale jak wychodzi i wyżebra szansę na referat z plastyki i PO, może jeszcze wyciągnie 3,5.
O ile oceny na półrocze niewielu jeszcze obchodzą, w czerwcu zaczyna się panika obudzonych, zagrożonych, z poczuciem krzywdy. Ktoś pochlipuje przy pokoju nauczycielskim, ktoś łapie nauczycielkę za rękaw z błaganiem, czy jeszcze można się zgłosić, ktoś nieusatysfakcjonowany żąda weryfikacji wiedzy. Wszyscy najchętniej napisaliby kilka referatów. W ostateczności mogą odpowiadać. Ale nie dziś. Dziś odpowiadają już z innych przedmiotów.
A zanim szkolne korytarze ucichną na wakacje, jak co roku słychać po klasach te same słowa fetysze: systematyczność i obiektywizm ocen.
I te same pytania. Czy można oceniać ucznia za brzydkie pismo? Czy jedynka jest karą, czy informacją? Czy piątka z testu i wypracowania ma tę samą wartość?
Choć system klasyfikacji wzbudza wiele kontrowersji, bo trudno w skali od 1 do 6 ocenić wiedzę bez nieporozumień, na razie jest jedynym systemem komunikacji w szkole.

Gąszcz kryteriów

– Ocena końcowa nie może być średnią arytmetyczną – twierdzi Anna Zawisza, dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego, Specjalnego i Profilaktyki Społecznej Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. – Przecież stopień za piękną recytację nie jest równy stopniowi z wypracowania. Tylko w sprawie ogólnych kryteriów oceniania istnieje rozporządzenie ministerialne. Szczegóły reguluje je wewnątrzszkolny system oceniania. Na przykład, ile punktów trzeba zdobyć na szóstkę, czy ocena z poprawy pracy niweluje tę pierwszą, czy na koniec roku wyciąga się średnią z dwóch semestrów, czy nie. Wymaga to od ucznia tyleż orientacji, co sprytu. Najlepiej zdobyć dobre stopnie na początku semestru, a potem tylko robić wrażenie. – Zwykle już na wjeździe, czyli w pierwszej klasie wyrabiasz sobie opinię – mówi Ola Wojciechowska, maturzystka z LO im. Batorego w Warszawie. – Potem ona od ciebie się nie odklei, choćbyś stawał na głowie. Na przykład z historii. Na koniec roku miałam dwie piątki i pałkę. Dokładnie jak koleżanka. Ale mnie pani podsumowała na dostateczny, ją na bardzo dobry.
Uczniom z Sowińskiego najwięcej czasu zajęło opanowanie systemu pani od łaciny, która potrafi postawić na lekcji nawet ćwierć kropki za słówko (trzy kropki to plus, trzy plusy to pięć). Na koniec roku z kalkulatorem w ręku wylicza średnią z dokładnością do jednej setnej.
Choć do sześciostopniowej skali każdy zdążył już się przyzwyczaić, wciąż nieporozumienia budzi ocena „dopuszczająca”, do niedawna zwana mierną. – Regulamin mówi, że zasługuje na nią uczeń, który rozwiązuje najprostsze zadania przy pomocy nauczyciela – cytuje Elżbieta Moskwa, dyrektorka LO im. Kazimierza Wielkiego w Warszawie. – Przecież wiadomo, że stawia się ją z litości, z łaski, bo to nauczyciel steruje pytaniami. Różnica między 2 a 1 tkwi po prostu w jego dobrej woli.
Teresa Janczak z Krajowego Stowarzyszenia Pomocy Szkole przyznaje, że z dwóją wiąże się najwięcej nauczycielskich dylematów. Jest bardziej furtką przepuszczającą z klasy do klasy niż oceną umiejętności. – Skutek jest taki, że uczeń pisze maturę na to enigmatyczne 2 i nie umie w dorosłym życiu zrozumieć prostego tekstu – dodaje.
Równie drażliwym tematem są poprawki, czyli wychodzona przez uczniów szansa podwyższenia oceny na świadectwie. Zmora nauczycieli. Cały rok egzekwowali wiedzę, dźwigali pod pachą kilogramy zeszytów, a teraz hurtem, w gigantycznym skrócie przepytują leniwych jeszcze raz, skacząc po tematach. Dlatego poprawki to sprawa łaski ciała pedagogicznego. Jedni godzą się na nie niechętnie, ale z zastrzeżeniem, że zaliczyć trzeba cały rok, łaskawsi poprzestają na półroczu. Są i tacy, którzy wyciągają średnią z nieudanej i poprawionej odpowiedzi. Wtedy uczniowie do zaliczeń podchodzą z mniejszym zapałem. Niektórzy, zwłaszcza humaniści, szansy na poprawkę nie dają wcale, bo literatury w dwie noce nawet omnibus nie opanuje. Pani dyrektor Moskwa nie znosi tych kolejek do zaliczeń. Kategorycznie zabroniła nawet czerwcowych sprawdzianów. – To czas na ostatnią kosmetykę – twierdzi. – Co to za uniwersyteckie choroby? Skoro ocena ma aspekt wychowawczy, należy preferować systematyczność.
Grzegorz Lorek, nauczyciel roku 2002, nie rozumie takich sytuacji. – Przecież wszyscy popełniają w życiu błędy – mówi. – A nie ma możliwości, żeby z ośmiu przedmiotów dziennie przygotować się na 5. Od każdego wyroku przysługuje odwołanie.
Dlatego strona Lorka w dzienniku przypomina brudnopis. Czasem za to samo pytanie postawi w innej klasie pół punktu więcej, a wtedy uczniowie protestują. – To możliwe przy 300 takich samych testach – przyznaje.
Oprócz niedostatecznych zarówno młodsi, jak i starsi uczniowie frustrują się też … fletem i fikołkami. Oto wymagania na piątkę pani od sztuki jednego z gimnazjów mokotowskich: „umiejętność zaśpiewania dwóch piosenek ze słuchu, zagrania prostej melodii na flecie, wykonanie trzech prac plastycznych”. Choć rozporządzenie ministerialne mówi, że oceniając wf., muzykę i plastykę, należy brać pod uwagę wkładany wysiłek, a nie zdolności, nauczycielskie kryteria ocen czasem wywołują w dzieciach poczucie krzywdy. Jacek z podstawówki w Dąbrowie Górniczej z powodu muzycznego beztalencia musi się pożegnać z czerwonym paskiem, a Ani, szóstoklasistce z Hrubieszowa, która biega najwolniej w klasie, jak co roku świadectwo psuje tylko jedna czwórka z wf.
– Na pewno też kogoś skrzywdziłam w ten sposób – przyznaje Halina Kwaśnicka, która 20 lat uczy wf. w Domaszowicach. – Ale dziś się wyzwoliłam z tabel i mówię dzieciakom: „Bijemy swoje życiowe rekordy”. Znam natomiast młodych nauczycieli, którzy zanim zrozumieją, że nie wyczyn jest najważniejszy, wyliczają normy co do ułamków. I krzywdzą ocenami, bo wiotka dziewczynka piłkę lekarską rzuci sobie co najwyżej na głowę.

Wychować w skali 1-4

Dużo zastrzeżeń budzi pierwsza nota na świadectwie – zachowanie, które ocenia się w zaledwie czterostopniowej skali (wzorowe, dobre, poprawne i nieodpowiednie). Szkoły prześcigają się w wychowawczych metodach, przeliczając zachowanie na punkty, kropki, plusy i nagany. Im skuteczniej, tym lepiej. W gimnazjum w Książu Małym na początku semestru uczeń dostaje 100 punktów. Potem zwiększa limit udziałem w konkursach, klasową gazetką, frekwencją, opieką nad kwiatami. Lub zmniejsza nieodpowiednim wyglądem, wpadkami na wycieczce, brzydkim słowem podsłuchanym przez nauczyciela. – Wreszcie rozwiązały się niejasności – twierdzi Anna Tomsia, dyrektorka szkoły. – Każdy wie, na co zasłużył.
Katalog wypunktowanych zachowań doprowadza czasem do absurdów. Uczniowie potrafią wysypać kosz na boisku tylko po to, by zdobyć punkty za zebranie śmieci.
Wielu pedagogów rozsądnie pyta, czy skala 1-4 nie jest zbyt uboga, żeby w jednym słowie, przez pryzmat grzywki na boczek i kapci na zmianę, zamknąć charakter człowieka. Czy należy wypisywać ją na świadectwie, etykietując ucznia, skoro nawet kodeks pracy nakazuje udzielać nagany w cztery oczy? Coraz częściej zdarza się, że licea nie chcą nawet rozmawiać z kandydatem bez wzorowego.
Anna Zawisza przyznaje, że dylematy związane z oceną z zachowania najczęściej wpływają do ministerstwa. – Uwagi będziemy starali się uwzględnić w przyszłości – dodaje.

Spór o rolę ocen

Czy stopień ma kontrolować, czy inspirować, zastanawiają się pedagodzy. Włodzimierz Paszyński, były wiceminister edukacji, niepokoi się, że ocenianie zaczyna być troską specjalistów od testów, nie nauczycieli.
Coraz modniejsze stopnie z kwizowych szarad budzą wiele kontrowersji zwłaszcza wśród polonistów. – Przecież oceny stawiane na podstawie sztywnych pytań promują przeciętność – dodaje Łukasz Ługowski, dyrektor gimnazjum i liceum Kąt w Aninie. – Niby ma być czytelnie, niby eliminuje się krętactwo, ale liczenie punktów jest dobre, żeby przyznać komuś koncesję, ale nie w dydaktyce. Ocena ma inspirować.
Grzegorz Lorek twierdzi, że ocena ma być przede wszystkim precyzyjna. – Najważniejsze, żeby uczeń wiedział jasno, za co ten stopień – twierdzi. – Złoszczą mnie otwarte pytania w stylu: „Jan III Sobieski”. – Bo co to znaczy? Czy uczeń ma napisać, jaki ma nos? – pyta. – Inaczej brzmi pytanie: „Wymień trzy cechy pozwalające człowiekowi przeżyć, za każdą otrzymujesz punkt”. Tego typu skrupulatność kosztuje trochę czasu, ale jest pewność, że ocena będzie jednoznaczna.
– Większą wartość ma dla mnie fakt, że dziecko radzi sobie z pisaniem na otwarty temat, niż to, czy rozpozna wszystkie typy narracji – inne zdanie ma Ługowski, który wolałby skalę od 1 do 100, bo polski ma więcej subtelności niż matematyka czy biologia.
– Oceniać to przede wszystkim ciągle zbierać informacje, jakim uczeń staje się człowiekiem, a nie dawać mu przed nos suchy test do czytania ze zrozumieniem – dodaje Włodzimierz Paszyński. – Uwierzyliśmy w obiektywizm tabel i formularzy, a efekt jest taki, że przestaliśmy umieć patrzeć całościowo.
Paszyński jest zwolennikiem pięciostopniowej skali. – Dla mnie była jaśniejsza, bo odróżniałem dwójkę od staroświeckiej trójki na szynach. Dziś, choć zmiana skali miała służyć właśnie niuansom, pałki i dwójki nie potrafię rozróżnić.

Nie zaszkodzić dziecku

Z każdym końcem roku mnóstwo sfrustrowanych ocenami trafia do Niepublicznej Specjalistycznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej „Edukacja”. – Stopnie tworzą sztuczne rankingi dzieci – przyznaje Anna Iwańska, pedagog resocjalizacyjny. – Bywają klasy, w których 100% uczniów korzysta z korepetytorów, bo nauczyciele walcząc o miejsce w rankingach szkół, chcą wycisnąć z nich jak najwięcej. Korepetycje to nie żadna moda, to po prostu możliwość utrzymania się na powierzchni.
Anna Iwańska twierdzi, że fobii szkolnych, depresji, nerwic emocjonalnych i ucieczek można by uniknąć, gdyby nauczyciele po prostu zechcieli indywidualizować ucznia: – Przecież jedni pięknie mówią przy tablicy, drudzy sprawniej piszą, a oceny ze standardowych 10-minutówek nie dają dziecku szansy się sprzedać.
Jak z emocjami szkolnymi radzą sobie rodzice? – Boją się interweniować, żeby ocenami dziecka nauczyciel nie zamknął im buzi – twierdzi Krzysztof Śnioszek z Katowickiej Międzyszkolnej Rady Rodziców. – Niektórzy wręcz angażują się w szkolną działalność z nadzieją, że to przełoży się na stopnie.
Mniej zrezygnowani dzwonią, proszą, lamentują i cierpliwie podpierają drzwi pokoju nauczycielskiego, aż przemknie profesor, od którego teraz wszystko zależy. – Zdesperowani przysięgają na wszystkie świętości, że jeśli Jaś się nie poprawi od następnego roku, na pewno już nie przyjdą błagać, tylko honorowo przeniosą dziecko do innej szkoły – opowiada Elżbieta Moskwa, która bardzo niezręcznie czuje się tylko w sytuacjach tzw. singlowych jedynek, czyli gdy uczeń zostanie z jedną pałką na koniec roku. Wtedy zawsze analizuje: może nie mógł się odnaleźć, może jest genialny z innych przedmiotów, może jest dobrym sportowcem?
***
– Rady pedagogiczne na koniec roku to giełda – zdradza młody nauczyciel z Ursynowa. – Wychowawcy puszczają do siebie oko: jak wyciągniesz Zosię na czwórkę, ja wyciągnę Jasia, czy nie dałoby się podciągnąć Kowalskiego, skoro tata załatwił taki ładny magnetowid. Nikt poza pokojem nauczycielskim nie zdaje sobie sprawy, że możemy równie łatwo uwalić, jak poprawić, że tam zapadają werdykty.


Pałki za granicą
– W Niemczech uczniowie podstawówki, zależnie od landu, są oceniani opisowo lub za pomocą cyfr: od 1 (bardzo dobrze) do 6 (bardzo słabo). Oceny w szkole średniej są rozbite na punkty: 1 (od 13 do 15), 6 – równa się 0.
– Austriacy mają skalę pięciostopniową: od 5 – niedostateczna do 1 – bardzo dobra.
– W hiszpańskiej szkole średniej oceny są literowe: In – niedostateczny, Sf – dostateczny, B – dobry, Nt – bardzo dobry, Sb – doskonały. W szkole średniej wyższego typu, czyli profilowanej, uczniowie przechodzą na punkty (od 0 do 10). Wolno im w szkole spędzić tylko cztery lata. Jeśli komuś przytrafi się powtarzanie roku, choć szkoły nie ukończył, musi kontynuować naukę na kursach dla dorosłych.

Wydanie: 2003, 24/2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Edyta Gietka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy