Gospodarstwa niesocjalne

Przyjęte normy nie mogą być sztywną regułą. O wszystkim powinny decydować względy ekonomiczne

Rozmowa z mgr. inż. Wacławem Landwójtowiczem, zastępcą dyrektora Oddziału Terenowego AWRSP w Opolu

– Działacie aż w trzech województwach: opolskim, śląskim i małopolskim. Daleko od centrali do terenu…
– To prawda. Do Nowego Sącza mamy niewiele bliżej niż do Warszawy – 270 km. Ale przywykliśmy. Kiedy powstała AWRSP, dano nam aż pięć dawnych województw do gospodarowania. A co województwo, to inne problemy.
– Wydaje się, że problem był tylko jeden i ten sam w całej Polsce: znaleźć nowego gospodarza majątku po upadłych PGR.
– Ale nam właśnie chodziło o to, żeby zapobiec fizycznej likwidacji gospodarstw, za wszelką cenę utrzymywać produkcję i zaoferować dzierżawcom opłacalne gospodarstwo. Zależało nam na tym, aby przejście z poprzedniego systemu zarządzania gruntami w nowy było płynne.
– Jak tego jednak dokonać, kiedy na każdym z PGR wisiały długi, a banki wyciągały ręce po swoje pieniądze? Czy u was ta ogólnopolska prawidłowość nie miała miejsca?
– W momencie rozpoczęcia działalności AWRSP i przejęcia przez nią własności rolnej skarbu państwa majątek, który przypadł naszemu oddziałowi, był zadłużony na 105 mln zł. Zaczęliśmy swoją działalność od starań o ugodę z bankami. Początkowo nie bardzo chcieli z nami rozmawiać. Jednak już na przełomie lat 1995-1996 banki uznawały nas za najbardziej wiarygodną firmę, która spłaca swoje zobowiązania. Jeśli któryś z dzierżawców chciał wziąć kredyt, za naszym poręczeniem dostawał pieniądze bez żadnej zwłoki.
– Upadki przedsiębiorstw z powodu niespłacania długów były wtedy częste.
– My też mamy tego przykład z początku restrukturyzacji. W Nysie była nowoczesna mleczarnia, na miarę XXI w. Mogła wprowadzić na rynek znakomite polskie produkty. Ale inwestując, zadłużyła się i choć spłata długów była w zasięgu możliwości, nikt nie był w stanie zaradzić jej upadkowi. A wokół mleczarni były tereny rolnicze i praktycznie nieograniczone możliwości dostaw surowców… Tak też było z wieloma dobrze działającymi PGR. Ale teraz wiadomo, że w ówczesną pułapkę oprocentowania wpadli ci, którzy właśnie inwestowali, mieli ambicje i plany na przyszłość.
– Znaleźliście sposób, by realizować swoje główne założenie, owo płynne przejście z jednego systemu w drugi?
– Znaleźliśmy, i nie bardzo skomplikowany. W tych gospodarstwach, w których był dobry zarządca i dobra załoga, potworzyliśmy gospodarstwa administrowane. Powołaliśmy dotychczasowych kierowników na tymczasowych zarządców. Były to kontrakty menedżerskie, które zdały doskonale egzamin. A z dużych kombinatów, gospodarstw specjalistycznych potworzyliśmy spółki agencji, wnosząc majątek aportem. Dwie z tych spółek poszły już w inne ręce, zostały wykupione, a spółkę nasienną Księży Las wykupił prywatny właściciel, który współpracował z nami znacznie wcześniej, a przedtem pracował w PGR. Tą współpracą możemy się pochwalić.
– Jaka część przejętej przez was ziemi znalazła już prywatnych właścicieli?
– Sprzedaliśmy dotąd prawie 55 tys. ha, czyli prawie 20% z ponad 285 tys. ha powierzonych nam do zagospodarowania. Dalsze ponad 190 tys. ha znajduje się dziś w dzierżawie. To prawie 70% całej powierzchni.
– Czy decyzje o dzierżawach były trafione?
– Nasi dzierżawcy byli na ogół tymi samymi ludźmi, którzy prowadzili gospodarstwa w poprzednim okresie. Wiedzieli, na co się porywają. My z kolei znaliśmy stan wiedzy i umiejętności poszczególnych kandydatów na dzierżawców i wybieraliśmy najlepszych. Dzierżawcom zaś wiedzie się różnie. Niekoniecznie z ich winy. Ci najwcześniejsi trafili na dobre lata. Był taki okres, kiedy ceny produktów rolnych były wysokie i gospodarowanie w miarę opłacalne. Ci, którzy wtedy dobrze działali, potrafili się odbić od dna. Spłacali zobowiązania i dawali sobie radę z długami handlowymi. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że w 80% mamy udanych dzierżawców. 20% zaś „kuleje”, co jest bardzo przykre, bo są to ludzie, którzy napracowali się, włożyli własne oszczędności i, niestety, przegrywają. To są ludzkie dramaty. Trudno jest dziś żyć rolnikowi. I małemu przedsiębiorcy, i temu dużemu, którego nazywa się dumnie wielkotowarowym.
– Dzierżawcy, którym się powiodło, płacą wam czynsz?
– Płacą. I inwestują. Ale tu muszę podkreślić, że nasz oddział nie śrubował czynszów dzierżawnych. Patrzono na nas podejrzliwie, bo wpływy w pierwszym okresie były mniejsze niż w innych oddziałach. Jednak racja była po naszej stronie. Mamy najmniejszą liczbę zwracanych dzierżaw. Zagospodarowanie zwrotów to trzeci etap naszej działalności. Nadszedł właśnie teraz. Kiedy w gospodarstwie nie ma już maszyn, w oborach nie ma krów, a w chlewach świń, przejmujemy to wszystko na nowo. Przeprowadzamy głęboką restrukturyzację i szukamy nowego dzierżawcy lub nabywcy.
– Pozostało wam wyjątkowo mało ziemi do zagospodarowania. Czy są to kiepskie grunty, dla których trudno znaleźć gospodarza?
– Ziemia w naszych województwach jest różna pod względem jakości: na południowych terenach zupełnie dobra, na północnych coraz gorsza. Tam mamy więcej ziemi niezagospodarowanej. Przeważnie tej przejętej z PFZ w małych kawałkach. Dużo ziemi leży też odłogiem u prywatnych gospodarzy. Wielu kupiło ją, licząc na dochód. Ale ich rachuby zawiodły. W tej sytuacji trudno liczyć, że znajdziemy rolników, którym sprzedamy kawałki ziemi otrzymane w spadku po PFZ.
– Łatwiej znaleźć gospodarzy wielosethektarowych gruntów popegeerowskich, które wracają od dzierżawców?
– Okazuje się, że z tym też jest problem. Zgodnie z przyjętymi normami, takie gospodarstwo oferowane do dzierżawy powinno dziś mieć obszar 300 ha. Dzieje się tak, by została ziemia dla okolicznych rolników do „upełnorolnienia”. Ale takie założenie nie zawsze może być sztywną regułą. O wszystkim powinny decydować względy ekonomiczne. Jeśli np. w takim zwracanym gospodarstwie jest chlewnia na 3 tys. świń, obora na 150 stanowisk, to pozostawienie dzierżawcy 300 ha nie wystarczy. W takim przypadku uzasadniony areał to przynajmniej 500 ha.
– Jeśli dobrze rozumiem, ów limit 300 ha dyktowany jest troską, by okoliczni rolnicy mogli dokupić ziemi do powiększenia gospodarstwa rodzinnego.
– To nie jest takie proste. Niemcy też mają podobne problemy. W dawnym RFN średnie gospodarstwo ma wielkość 26 ha. Niemcy wyszli z założenia, że nie będą tworzyć gospodarstw tylko o kilkanaście hektarów większych, które skazane są w bliższej albo dalszej przyszłości na klęskę. Kto odważniejszy, może zmienić adres i we wschodniej części kraju dostać tyle ziemi, ile będzie potrzebował do prowadzenia pełnego gospodarstwa. A ci, którzy zostaną, kupią jego ziemię i powiększą swoje gospodarstwo. I tak będzie mogło się dziać aż do momentu, kiedy na terenie całego kraju będą efektywnie działać gospodarstwa pełnowymiarowe, samodzielne, mocne ekonomicznie. My zaś nie możemy chować głowy w piasek – nas to też czeka. Poza tym mamy jeszcze inny ważny problem. Wiele dzieci rolników wróciło z miast, z fabryk, kopalń, hut… Tam nie mają żadnych szans na przeżycie, a tu jakoś przeżyją. Coraz więcej właśnie takich gospodarstw nie produkuje nic na zewnątrz – wszystko, co wygospodarują, jest wyłącznie na ich potrzeby. To już nie gospodarka, ale socjal. Jednak dziś nie mamy innego rozwiązania. W przyszłości zaś musimy stworzyć inne warunki życia młodzieży ze wsi i osiedli popegeerowskich. Jeżeli pomożemy im przygotować się do podjęcia pracy w innym miejscu, na pewno odejdą z przeludnionych gospodarstw, a na wsi zostaną ci, którzy będą prowadzić prawdziwą produkcję wielkotowarową.

Druga szansa

Opolski odział terenowy AWRSP zrobił wszystko, by informacja o pomocy, jakiej udziela byłym pracownikom PGR i ich rodzinom, dotarła do zainteresowanych. Nawiązał w tym celu współpracę z ośrodkami pomocy społecznej, urzędami pracy i lokalnymi organizacjami stowarzyszenia byłych pracowników PGR na terenie trzech województw, które obejmuje swoim zasięgiem (opolskie, śląskie i małopolskie). Z powszechnie dostępnych druków informacyjnych wynika, iż ma poczucie odpowiedzialności za to, by podział środków, jakimi dysponuje, był sprawiedliwy.
Formy pomocy są tu podobne do działań w innych oddziałach terenowych. Pracodawcy, którzy utworzą nowe miejsca pracy dla bezrobotnych byłych pegeerowców i ich rodzin, otrzymują refundację w wysokości połowy najniższego wynagrodzenia (380 zł miesięcznie na osobę). W pierwszym półroczu br. skorzystało z tego ponad 50 przedsiębiorców, zatrudniając 170 osób.
Oryginalnym opolskim rozwiązaniem są tzw. programy specjalne. Pracodawcy decydujący się zatrudnić byłych pegeerowców przy pracach melioracyjnych, drogowych czy zalesieniach, mogą liczyć na to, że agencja pokryje koszty ich zatrudnienia w pełnym wymiarze najniższego wynagrodzenia, czyli 760 zł miesięcznie. Dzięki temu pracę znalazło obecnie 498 osób.
W ramach pomocy dla drobnych przedsiębiorców – potencjalnych pracodawców byłych pegeerowców – opolski oddział AWRSP wspólnie z Urzędem Marszałkowskim Województwa Opolskiego utworzył Regionalny Fundusz Poręczeń Kredytowych. Poręczenia obejmują zarówno kredyty na otwieranie firm, jak też na ich rozwój i wreszcie środki do prowadzenia firm. Opolski oddział agencji zasilił nowy fundusz sumą
500 tys. zł.
Agencja ma też fundusze na przekwalifikowanie podopiecznych do nowych zawodów rokujących nadzieje na znalezienie pracy. W pierwszym półroczu przeszkolono ponad 140 osób, a wydano na ten cel 70 tys. zł. Dla popegeerowskiej młodzieży prowadzi się zaś szkolenia dające uprawnienia do pierwszego w życiu zawodu – z zakresu małej księgowości, obsługi komputera czy zarządzania nieruchomościami. W zeszłym roku skorzystało z tego 900 osób, do połowy tego roku – 400.
Na szeroko pojęte dofinansowywanie nauki dzieci i młodzieży opolska agencja przeznacza kilka milionów złotych rocznie. Dofinansowanie wyżywienia dzieci ze szkół podstawowych i gimnazjów będzie w tym roku kosztowało milion złotych. Ta kwota wystarczy na pomoc dla 5750 uczniów.
Agencja wspomaga także wypoczynek uczniów. Na kolonie letnie i obozy wyjechało w tym roku 2025 dzieci. Koszty dwutygodniowego pobytu w całości pokryła opolska AWRSP.
Uczniowie ze szkół średnich mogą liczyć na stypendium w wysokości 250 zł miesięcznie. Aby je uzyskać, trzeba spełniać trzy kryteria – mieszkać w miejscowości poniżej 20 tys. mieszkańców, pochodzić z rodziny byłych pegeerowców, a dochód na osobę nie może przekroczyć 0,7% najniższego wynagrodzenia krajowego. W tym roku stypendia przewidziano dla ponad 1750 uczniów, czyli prawie trzy razy większej liczby niż w roku ubiegłym. Stypendium jest wypłacane jako refundacja poniesionych kosztów na naukę.
Podobne warunki muszą spełniać studenci pierwszego roku, którzy ubiegają się o tzw. stypendium pomostowe, w wysokości 380 zł miesięcznie. Oddział opolski wnioskował do Fundacji Edukacji Przedsiębiorczości w Łodzi o stypendia dla 50 swoich studentów.
Pomoc dla szkół, w których uczą się dzieci popegeerowskie, to doposażenie ich w sprzęt audiowizualny, komputery, ksero i podręczniki dla bibliotek. W pierwszym półroczu przeznaczono na ten cel 120 tys. zł. Dalsze 150 tys. zł przewidziano na modernizację i drobne remonty.
Na dofinansowanie z pieniędzy agencyjnych mogą też liczyć organizacje społeczne zajmujące się kulturą i sportem w środowiskach byłych pegeerowców.
Opolski oddział AWRSP wykazuje wyjątkowo dużo troski, by wyrwać byłych pracowników PGR z poczucia beznadziei, ze szczególnym akcentem na zapewnienie lepszej przyszłości młodym.
Oczywiście, nie zaniedbuje też tych, którym potrzebna jest doraźna pomoc materialna. I tak oddział w całości refunduje byłym pracownikom świadczenia przedemerytalne, do czasu kiedy otrzymają emerytury. Udziela bezzwrotnej pomocy swoim podopiecznym dotkniętym wypadkami losowymi. W pierwszym półroczu otrzymało ją 250 osób, na co wydano 100 tys. zł. Dzięki pieniądzom z agencji kilkudziesięciu emerytów i rencistów może co roku odbywać rekonwalescencję w sanatoriach. Z podobnej pomocy korzystają też matki z dziećmi. Opolski oddział AWRSP opłaca dla nich 10 miejsc w sanatoriach. Czterokrotnie zorganizował tzw. białe niedziele dla mieszkańców dużych osiedli popegeerowskich. Zespół specjalistów przebadał około 3 tys. osób i wykupił recepty dla wszystkich przebadanych dzieci.
Oddział Terenowy AWRSP w Opolu z dużym poczuciem odpowiedzialności pełni nie tylko rolę dyspozytora majątku powierzonego mu do zagospodarowania, ale i opiekuna ludzi, którzy wraz z upadkiem PGR stracili pracę i dom.
(Łam)

 

Wydanie: 2002, 43/2002

Kategorie: Rolnictwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy