Grecja znów nad przepaścią

Grecja znów nad przepaścią

Bankructwo Hellady może rozpętać światowy kryzys gospodarczy

„Jesteśmy krajem w stanie wojny. Demonstranci walczą nie tylko o godność, lecz także o prawo do wyrażania poglądów. Jestem studentką, ale mojemu uniwersytetowi grozi zamknięcie z powodu braku funduszy. Nie mamy tu przyszłości. Ten kraj dusi obywateli”, żaliła się młoda Corina z Aten.
Studentka wzięła udział w wielkiej demonstracji, która 15 czerwca wstrząsnęła Atenami. Tego samego dnia w Grecji odbył się strajk generalny. W stolicy zgromadziło się 20-30 tys. ludzi. Demonstranci stoczyli gwałtowną bitwę z policją, obrzucili butelkami z płynem zapalającym Ministerstwo Finansów, a przed parlamentem wznosili okrzyki:

„Zdrajcy! Złodzieje!”.

Na limuzynę premiera Papandreu posypał się grad pomarańczy. W zamieszkach rannych zostało ok. 60 osób. Grecy protestują przeciwko drastycznej polityce oszczędnościowej rządu oraz planom szybkiej sprzedaży państwowych nieruchomości i firm. Socjalistyczny rząd chce, aby parlament przyjął nowy plan redukcji wydatków i zwiększania dochodów, który do końca 2011 r. pozwoli zaoszczędzić ponad 12 mld euro. Wielu doprowadzonych do rozpaczy obywateli jest temu przeciwnych. Biorąca udział w demonstracji przed parlamentem 45-letnia urzędniczka Maria Georgila powiedziała oburzona: „Jestem wściekła i czuję obrzydzenie. To bardzo ostre posunięcia, ale nie wyprowadzą nas z kryzysu. Nie wierzę, że rządzący nie mają alternatywy”. A jednak politycy w Atenach są przyparci do muru. Jeśli nie dostaną w lipcu nowego kredytu – 12 mld euro – w budżecie zabraknie pieniędzy na wypłatę pensji i emerytur, a także na obsługę gigantycznych długów. Grecja stanie się niewypłacalna. Premier Papandreu zamierza wystąpić w parlamencie z wnioskiem o wotum zaufania dla swojego gabinetu. Nie jest do końca pewne, czy je uzyska, niektórzy socjalistyczni deputowani bowiem, zdając sobie sprawę z nastrojów społecznych, nie chcą poprzeć oszczędnościowych planów rządu.
Ateny, znajdujące się w fatalnej sytuacji ekonomicznej, nie mogą samodzielnie zaciągać kredytów na rynkach finansowych. Kraj przed bankructwem mogą uratować Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. A te przekażą pieniądze tylko wtedy, jeśli Grecy będą reformować, prywatyzować i zaciskać pasa. Groźba bankructwa kraju jest tak realna, że greckich obligacji państwowych pozbywają się nie tylko zagraniczne instytucje finansowe, lecz także National Bank of Greece, największy prywatny bank kraju, który sprzedał greckie obligacje państwowe wartości 4,8 mld euro. Na światowych rynkach greckie obligacje są uważane niemal za śmieci i mają niższą wiarygodność niż papiery dłużne Ekwadoru.
Grecja jako pierwszy kraj strefy euro znalazła się na skraju przepaści finansowej. W maju 2010 r. UE i MFW uratowały Ateny kredytem w oszołamiającej wysokości 110 mld euro. Kraj praktycznie utracił jednak samodzielność ekonomiczną, stał się niemal finansowym protektoratem tzw. Trójki: Unii Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego, który zakupił najwięcej państwowych obligacji Grecji. Eurokraci zajęli gabinety w Ministerstwie Finansów w Atenach. Istnieją projekty, aby prywatyzacją w Grecji zajął się urząd powierniczy pod międzynarodową kontrolą.
W zamian za finansowe wsparcie rząd premiera Papandreu rozpoczął radykalny

program oszczędnościowy.

Podwyższono podatki, obniżono pensje nawet o jedną piątą, obcięto renty i emerytury, za to wiek przechodzenia w stan spoczynku został podwyższony. Ale rezultaty tych wysiłków okazały się mizerne. Zadłużenie kraju wynosi 350 mld euro, co stanowi 158% produktu krajowego brutto (w 2010 r. – 143% PKB, w 2009 r. – 127%). Szacuje się, że w 2012 r. dług publiczny Grecji sięgnie 166% PKB. Gdyby kraj wciąż miał drachmę, mógłby redukować zadłużenie przez dewaluację pieniądza. Ale Grecja należy do strefy euro. Grecka komisarz UE Maria Damanaki jako pierwsza oficjalna przedstawicielka tego kraju zasugerowała możliwość wyjścia z eurolandu i powrotu do drachmy. Tego nie chcą jednak ani przywódcy pod Akropolem, ani europejscy dygnitarze. Czy jednak w sytuacji wybuchu powszechnego kryzysu możni Unii Europejskiej nie usuną „chorego kraju” z klubu euro, to już inna sprawa.
Na razie grecka ekonomia nieubłaganie się zwija. W 2010 r. PKB zmniejszył się o 4,5%. Przewiduje się, że w roku bieżącym spadnie o 3,5%, dopiero w 2012 r. być może nastąpi lekki wzrost (1,1%). Zdaniem ekspertów, opanowanie sytuacji finansowej nastąpi tylko przy wzroście pięcioprocentowym. Nie wiadomo jednak, jak taki wzrost osiągnąć, skoro ludność ubożeje, a jej siła nabywcza spada. W ciągu roku bezrobocie wzrosło o 40% i obecnie wynosi 16%. W kraju ubyło 200 tys. miejsc pracy, w ciągu ostatnich dwóch lat ponad 1,5 tys. przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych przeniosło się za granicę. Od 2008 r. dochody z turystyki spadły o jedną czwartą.
Mimo mizerii gospodarczej w Grecji wciąż obserwuje się rozrzutność i życie ponad stan, charakterystyczne, jak mówią złośliwi, dla niefrasobliwych krajów Południa. Grecka minister pracy Louka Katseli przyznała, że państwo wciąż płaci emerytury 4,5 tys. zmarłych pracowników administracji publicznej (sic!), co kosztuje podatnika ponad 16 mln euro rocznie. Ministerstwo zamierza sprawdzić, ilu z 9 tys. greckich stulatków naprawdę żyje. Znakomicie opłacani i liczni działacze związkowi w firmach państwowych opływają w dobra. W częściowo należącym do państwa koncernie paliwowym Hellenic Petroleum pracownicy dostają 17,8 miesięcznych pensji rocznie! Nawet kierowcy i portierzy zarabiają tam co roku 90 tys. euro. Ale coraz więcej Greków wegetuje w nędzy. Przed darmowymi jadłodajniami w Atenach ustawiają się ludzie należący wcześniej do klasy średniej. Inni żyją z oszczędności. Od początku 2010 r. Grecy wycofali z prywatnych kont bankowych 31 mld euro (niektórzy zrobili to z pewnością z obawy przed powrotem drachmy).
Grecja musi oszczędzać. Rządowy plan przewiduje m.in. zredukowanie administracji państwowej w ciągu dwóch lat o 150 tys. etatów (w stosunku do 2009 r.), wprowadzenie nadzwyczajnego podatku dla osób o dochodach powyżej 12 tys. euro rocznie, podwyższenie podatku VAT na dania i napoje w tawernach i restauracjach z 13% do 23% oraz wyższe opodatkowanie właścicieli luksusowych nieruchomości, jachtów i limuzyn. Władze zamierzają też szybko sprzedać „srebra rodowe” – m.in. porty w Salonikach i Pireusie, kasyno gry, linie kolejowe, firmę telekomunikacyjną, Bank Pocztowy, a także przedsiębiorstwo gier liczbowych Opap. Do końca 2015 r. rząd zamierza uzyskać dzięki prywatyzacji 50 mld euro. Jest pewne, że to się nie uda. Wielu obywateli oskarża władze o wyprzedaż majątku narodowego za bezcen. Przeciwko prywatyzacji powstają społeczne inicjatywy, co odstrasza inwestorów. W Grecji nie istnieje rzetelny system ksiąg wieczystych, więc państwo właściwie nie wie, co dokładnie i w jakich granicach do niego należy.
Eksperci są zgodni (chociaż nie zawsze mówią o tym głośno), że tylko restrukturyzacja greckich długów – czyli rezygnacja przez wierzycieli z części wierzytelności – może uchronić kraj przed bankructwem. Niemiecki ekonomista Hans-Werner Sinn, dyrektor renomowanego Instytutu Badań Gospodarczych IFO, oświadczył: „Gospodarka grecka stanie się konkurencyjna tylko wtedy, jeśli ceny i płace spadną o 20-30%. Coś takiego jest możliwe jedynie w teorii, w praktyce może doprowadzić na skraj wojny domowej”.
Nastąpiły roszady w rzadzie Grecji. Ministrem finansów został 54-letni Ewangelos Wenizelos, który był dotychczas ministrem obrony narodowej. Od połowy lat 90. pełnił m.in. funkcję rzecznika rządu, ministra sprawiedliwości i ministra ds. rozwoju. Nowym ministrem spraw zagranicznych został 49-letni Stawros Lambrinidis, współpracownik premiera Papandreu i szef greckiej delegacji we frakcji socjalistów w Parlamencie Europejskim. Szefem resortu obrony narodowej został inny zaufany premiera – Panos Beglitis, dotychczasowy wiceminister obrony.
Państwa UE, Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny toczą ostre spory, jak ocalić Greków przed plajtą. Początkowo eksperci oceniali, że Ateny zostaną uratowane za następnych 60 mld euro kredytu. Te szacunki okazały się zbyt optymistyczne. Obecnie wiadomo, że potrzeba będzie 90, może

nawet 120 miliardów.

Niemcy, największy płatnik Unii Europejskiej i jeden z największych wierzycieli Grecji, z wielką ostrożnością chcą darować Atenom część długów. Przeciwko są Europejski Bank Centralny, a także Francja, której banki dokonały poważnych inwestycji w grecki system transportu i przemysł morski. 14 czerwca agencja ratingowa Moody’s poinformowała, że nie wyklucza obniżenia ratingu francuskich banków Crédit Agricole, BNP Paribas i Société Générale, które mają w portfelach zbyt dużo greckich obligacji. Paryż zrobi wszystko, by do tego nie dopuścić.
Niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble opracował plan, zgodnie z którym w programie ratowania Grecji mają uczestniczyć także jej prywatni wierzyciele – banki i firmy ubezpieczeniowe. Berlin proponuje, aby banki wymieniły swoje greckie obligacje na nowe, które zostaną wykupione dopiero za siedem lat. Paryż i Europejski Bank Centralny uważają jednak, że sektor prywatny może wspomóc Ateny tylko na zasadzie dobrowolności, przymus bowiem wywoła na rynkach finansowych panikę o nieobliczalnych konsekwencjach. Trwają kłótnie i gorączkowe narady ministrów finansów i szefów państw UE.
Trudności ekonomiczne przeżywają również inne kraje Unii: Portugalia, Irlandia, w mniejszym na razie stopniu Hiszpania, a także Włochy. Załamanie finansowe Grecji może doprowadzić do niekontrolowanej reakcji łańcuchowej, a nawet do nowego kryzysu światowego. Nad USA, które beznadziejnie się zadłużyły, aby pokryć koszty swoich wojen, krąży widmo niewypłacalności. Prezydent Obama miał rację, gdy ostrzegł, że bankructwo Grecji może się okazać katastrofą.
Profesor ekonomii Yanis Varoufakis z uniwersytetu w Atenach obliczył, że nawet jeśli Grecja zrealizuje plany oszczędnościowe i prywatyzacyjne, co właściwie jest niemożliwe, i wyjdzie z recesji, i tak w 2020 r. dług publiczny sięgnie 200% PKB. Wtedy bankructwo stanie się nieuchronne.

Wydanie: 2011, 25/2011

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy