Grom na własnym garnuszku

Grom na własnym garnuszku

Organem prowadzącym podstawówkę w Gromie jest dyrektor jako osoba fizyczna. Dlatego może liczyć przede wszystkim na siebie

W dzisiejszych czasach nazwa Grom bardziej się kojarzy z elitarną jednostką wojskową niż z największą wsią między Pasymiem a Szczytnem na Mazurach. – Kiedyś przedstawiłem się, że jestem z Gromu, wzbudzając zainteresowanie obecnych, szczególnie kobiet – śmieje się dyrektor szkoły Andrzej Modzelewski, choć jako postawny mężczyzna po AWF nawet bez munduru sprawia wrażenie faceta do zadań specjalnych. Skojarzenia z nazwą wsi, założonej 635 lat temu w święto Matki Boskiej Gromnicznej, miał również były dowódca jednostki GROM, który w 2011 r. startował tutaj w biegu przełajowym Cudami Mazur o puchar gen. Romana Polki. A sam generał po biegu był w szkole i nawet brał tu prysznic. Wówczas organem prowadzącym była dla podstawówki w Gromie gmina Pasym, ale dyrektorem szkoły – od czterech lat Andrzej Modzelewski. Już wtedy jednak los placówki wydawał się przesądzony – miała zostać zlikwidowana, a uczniowie przeniesieni do Pasymia.

Taryfa dyrektora

– Do tego czasu klimat wokół naszej szkoły był dobry – wspomina Andrzej Modzelewski, doświadczony pedagog, z kilkuletnim stażem na stanowisku naczelnika wydziału oświaty w starostwie powiatowym, co w 2007 r. dało mu przewagę nad rywalką w konkursie na dyrektora podstawówki w Gromie. Dwa lata później przeprowadził generalny remont mocno wysłużonego, przedwojennego budynku, łącznie z zagospodarowaniem strychu i… wędzarni, na co gmina wyłożyła 300 tys. zł. Ale na początku 2011 r. pojawiły się pierwsze pogłoski o likwidacji placówki. Rozpoczął się kolejny niż demograficzny i liczba uczniów spadła do 60, nie licząc oddziału przedszkolnego, koszty zaś utrzymywały się na dotychczasowym poziomie. W miejscowej prasie ukazały się informacje, że subwencje oświatowe dla szkoły w Gromie wynoszą 325 tys. zł, lecz dodatkowo pół miliona gmina dokłada z własnego budżetu. Z pasymskiego ratusza wychodziły sygnały o konieczności zmniejszenia kosztów, np. poprzez łączenie małych klas. Owszem, zajęcia z wychowania fizycznego pozwalały na ćwiczenia pierwszej, drugiej i nawet trzeciej klasy, jednak wspólne lekcje muzyki, plastyki czy angielskiego napotykały już poważne trudności.
Doszły do tego zarzuty osobiste wobec dyrektora Modzelewskiego. Jeszcze przed przyjściem do Gromu, będąc nauczycielem wychowania fizycznego w Szczytnie, zaczął dorabiać do skromnej nauczycielskiej pensji jako taksówkarz. Gdy został dyrektorem, „życzliwi” donieśli, gdzie trzeba, że biała taryfa ciągle stoi przed szkołą, jakby na kogoś czekała. Kiedy się okazało, że nie czeka na dyrektora, tylko dyrektor nią jeździ, zaczęła się dyskusja o etyce zawodu pedagoga. O ile przyjaciele Modzelewskiego nie widzieli w tym sprzeczności, o tyle ówczesny burmistrz postanowił bliżej się przyjrzeć problemowi. – Czasami wpadał tutaj z nieoczekiwaną wizytą, ale zastawał mnie na miejscu, bo taksówką jeździłem w wolnych chwilach, a tych miałem niewiele. Czas poszczególnych kursów można było zresztą sprawdzić w kasie fiskalnej. Kuratorium też nie miało zastrzeżeń, bo przecież nie uwłaczałem misji pedagoga; prowadziłem taksówkę, a nie burdel czy kasyno gry – opowiada dyrektor.
Ten pretekst więc upadł, zwłaszcza że poziom nauczania w szkole ciągle wzrastał, a uczniowie mieli zajęcia pozalekcyjne, w tym takie atrakcje jak kino czy teatr. Ale w 2012 r. kończyła się pięcioletnia kadencja dyrektora i była to okazja do podjęcia decyzji o likwidacji szkoły. Pojawiła się jednak zasadnicza bariera – zdecydowany sprzeciw mieszkańców Gromu, szczególnie rodziców dzieci, które musiałyby dojeżdżać 7 km do Pasymia. Nie mówiąc o siódemce nauczycieli, z których większość pewnie straciłaby pracę. Spotkania władz ze społecznością wsi miały ostry przebieg, podobnie jak sesje rady miasta i gminy w tej sprawie. W końcu burmistrz zaproponował pojednawczo, że w Gromie zostaną klasy 1-3, a uczniowie trzech wyższych klas będą dojeżdżać do Pasymia.

Paragraf 5g

– Zadłużenie gminy wynosiło wówczas niemal 60% i samorząd na gwałt szukał oszczędności. A wiadomo, że najwięcej w budżecie takich gmin pochłania oświata. Po serii burzliwych spotkań doszliśmy do wniosku, że pozostawienie najmłodszych klas również mija się z celem, bo nadal trzeba ponosić koszty utrzymania budynku, a dzieci ze starszych klas dowozić do Pasymia. A jeśli już wcześniej transport gminny zbierał je ze zlikwidowanych szkół w dwóch innych wsiach, to o której musiałyby wstawać? – pyta Teresa Bednarczyk, radna w poprzedniej kadencji, prowadząca w Gromie świetlicę i punkt biblioteczny.
Miejscowi nie odpuszczali, aż podczas któregoś z kolejnych spotkań dowiedzieli się, że sami mogą przejąć podstawówkę na podstawie art. 5g ustawy o systemie oświaty. Według tego przepisu prowadzenie szkoły liczącej – w momencie przekazania – nie więcej niż 70 uczniów może być przekazane „osobie prawnej niebędącej jednostką samorządu terytorialnego” lub osobie fizycznej. Skorzystało z tego wiele społeczności w Polsce, zwłaszcza na wsi. Zwykle jednak placówki oświatowe przejmowane były przez stowarzyszenia, fundacje i inne organizacje pozarządowe. Tutaj również takie istnieje – Stowarzyszenie Mieszkańców Mazurskiej Wsi Grom, ale jego członkowie stwierdzili, że na tych sprawach się nie znają, i nie odważyli się podjąć wyzwania.
Burmistrz Bernard Mius mówił o szkole w Gromie jako gminnej perełce i radził, aby zgłosić się do stowarzyszenia społeczno-oświatowego Edukator w Łomży. Głośno zrobiło się o nim, gdy na inaugurację pierwszej przejętej przez nie szkoły w 2000 r. przyjechała Jolanta Kwaśniewska, żona ówczesnego prezydenta RP. Potem stowarzyszenie się rozrosło i dziś jest organem prowadzącym dla 26 szkół, dwóch przedszkoli i innych form wychowania przedszkolnego nie tylko lokalnie, bo na terenie czterech województw, w tym warmińsko-mazurskiego.
Mieszkańcy Gromu uznali jednak, że do Łomży za daleko, chcieli mieć organ prowadzący w zasięgu ręki. Ustawa w art. 5g wskazywała nieco ryzykowne, lecz realne rozwiązanie: skoro osoba fizyczna może prowadzić placówkę, niech przejmie ją dotychczasowy dyrektor. Dobrze sobie radził przez pięć lat jako pracownik samorządu, to i samodzielnie da radę. Co prawda, radni nie znali takiego przykładu i do pomysłu podchodzili ostrożnie, ale w lutym 2012 r. zdecydowali o przekazaniu szkoły nowemu organowi – osobie fizycznej. Samorząd podpisał z Modzelewskim umowę dzierżawy obiektów i wszystkiego, co w nich się znajduje.
Najprostsze było założenie książki przychodów i rozchodów. – Wtedy dopiero zaczęły się schody – wspomina Andrzej Modzelewski. – Okazało się, że do art. 5g nie ma przepisów wykonawczych. Wobec tego w REGON wpisano szkołę niepubliczną, ZUS też zarejestrował szkołę jako niepubliczną, bo jak mogła być publiczna, skoro prowadzi ją osoba fizyczna? Takiego przypadku w województwie jeszcze nie było. Dodatkowo nasi pracownicy zostali wyrejestrowani z ZUS i dopiero po miesiącu, po moich wizytach w tej instytucji, ponownie zarejestrowani.

Zmiana, której nie widać

Tymczasem szkoła pozostawała jako publiczna. Tyle że nauczyciele zostali zatrudnieni na podstawie nie Karty nauczyciela z pensum 18 godzin, lecz Kodeksu pracy z 40-godzinnym tygodniowym czasem pracy, przy średnio 22 godzinach dydaktycznych. Dostali umowy ze stałym wynagrodzeniem i zarabiają przeciętnie ok. 500 zł mniej niż poprzednio, co przynosi placówce realną oszczędność. Sami nauczyciele są jednak zadowoleni, bo mają zatrudnienie, co w oświacie nie jest wcale pewne.
Zadowoleni są także rodzice. Na przykład Tomasz Lewandowski, młody leśniczy z Gromu, ojciec Zosi i Stasia. – Bardzo się cieszymy, że dzięki ludziom dobrej woli, w tym radnym z naszej wsi, udało się uratować szkołę i nie musimy dzieci dowozić do Pasymia lub Szczytna. Myślę, że one nawet nie zauważyły tej zmiany, bo to już nie ich problem. Dla nich liczy się to, aby uczyć się w normalnych, dobrych warunkach i mieć nie gorszy start niż ich rówieśnicy z miasta. I tak tu mają, bo dyrektor cały czas zabiega o rozwój szkoły, teraz nawet bardziej – podkreśla.
Nie było też zmiany w sposobie finansowania placówki. Rodzice nic nie dopłacają, bo gmina nadal przekazuje szkole subwencję oświatową, której wysokość zależy od liczby uczniów. Przyznane fundusze są przeznaczane na pensje pracowników, w tym siedmioro nauczycieli, na podatki, składki ZUS, opał i remonty. Dyrektor musi więc mocno się gimnastykować, żeby na wszystko starczyło. Także na jego własne pobory, których wysokość – jak mówi – zależy od pokrycia podstawowych wydatków. Ma zatem pensję ruchomą, raz większą, raz mniejszą. Ale od czasu przejęcia szkoły zdołał wymienić kilkanaście okien na plastikowe, co zauważył obecny burmistrz Cezary Łachmański, dorzucając na ten cel 10 tys. zł z budżetu gminy.
– Traktuję tę szkołę, jakby nadal była prowadzona przez samorząd – potwierdza burmistrz, z zawodu nauczyciel, doceniając determinację mieszkańców Gromu. Funkcjonowanie placówki od strony formalnej kontroluje urzędnik gminy, a od strony pedagogicznej – Kuratorium Oświaty w Olsztynie. Na razie nie było zastrzeżeń i burmistrz planuje przedłużyć umowę z dyrektorem na kolejne pięć lat.

Wszyscy są zadowoleni

Dla Andrzeja Modzelewskiego szkoła w Gromie jest sensem życia, choć ze Szczytna się nie wyprowadził i codziennie dojeżdża stamtąd, dowożąc dodatkowego ucznia – swojego syna Franka. Niejako własnym przykładem zaświadcza o wysokim poziomie placówki. Obecnie pod jego nadzorem znajduje się nieco ponad setka dzieci, w tym ok. 30 z oddziału przedszkolnego i zerówki. Nie ma już ograniczeń naboru, więc chętnie weźmie pod swoje skrzydła siódmą i ósmą klasę, jeśli zapowiadana reforma szkolnictwa zostanie przyjęta.
– Nasza szkoła nie różni się od szkół w mieście, a w niektórych dziedzinach jest nawet lepsza – chwali się Modzelewski, którego misją jest otwarcie szkoły na ucznia. Dzieci więc wciąż odwiedzają kino i teatr, a ostatnio – basen w miejscowym ośrodku wypoczynkowym. Bo chociaż mieszkają nad pięknymi mazurskimi jeziorami, nie wszystkie potrafią pływać i bezpiecznie zachowywać się w wodzie. Na basenie uczy ich tego instruktor. Mają również zajęcia socjoterapeutyczne, bo w niektórych rodzinach występują problemy alkoholowe, a i bieda – mimo programu 500+ – nie do końca została wygnana. Dlatego uczniowie korzystają ze szkolnej stołówki, za co rodzice płacą ok. 70 zł miesięcznie, choć za część – pomoc społeczna. W Gromie wokół szkoły, tak jak w innych polskich wsiach, toczy się życie, a w życiu trzeba sobie jakoś radzić. Nawet bez prowadzenia taksówki, z czego dyrektor Modzelewski jakiś czas temu zrezygnował.
Paradoksalnie powierzenie prowadzenia placówki osobie fizycznej daje większe poczucie stabilizacji. Była radna Teresa Bednarczyk twierdzi, że takiej szkoły praktycznie nie można już zlikwidować, a na pewno byłby z tym duży problem – przede wszystkim dla władzy gminnej. Najpierw bowiem samorząd musiałby szkołę „odzyskać”, zatrudnić kadrę na nowo według Karty nauczyciela, prowadzić placówkę przynajmniej do zakończenia roku szkolnego i dopiero wtedy wypowiedzieć pracownikom umowy. W sumie byłby to bardzo kosztowny zabieg. Teraz samorząd nie ma ze szkołą w Gromie problemów, bo wystarczy, że przekaże państwową dotację. I wszyscy są zadowoleni.

Wydanie: 2016, 38/2016

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy